Rozdział 26

*pov. Morvar*

Spać, myśleć, spać, myśleć, spać, myśleć, spać... Ta monotonia mnie wykończy. I jestem już cholernie głodny. Nie chcę nikogo zaatakować, słyszałem że Fallacy'emu się powiodło i zaprowadzili pokój. Jakbym to zepsuł raczej bym mógł tego nie przeżyć.

Nie wiem ile już tu jestem, może kilka dni, może tylko kilka godzin. Ciężko ogarnąć czas gdy otacza cię mrok i czujesz ten piekielny głód.

Oho, przyszła kolejna zmiana strażników mojej skromnej, paskudnie zimnej celi. Jeeeeeeść..!

- Więc masz na imię Morvar, zgadza się? - Wow, pierwszy raz się do mnie ktoś odezwał. Spojrzałem na strażnika, który zdobył się na ten niezwykle trudny krok. Ten sam wtedy mówił do króla. Musi być ważną osobistością w straży.

- A kto pyta?

- Azure, przywódca straży królewskiej i głównodowodzący gwardii, która cię złapała w mieście. Miałem przyjść wcześniej, ale od kilku dni dużo się dzieje i musimy pilnować spokoju w mieście. - Głównodowodzący i przywódca straży? W co ja się wjebałem...

- Rozumiem. Ale z racji tego, że minęło kilka dni mógłbym mieć prośbę?

- Zależy jaką. - Spojrzał na mnie trochę podejrzanie. Ciekawe jak zareaguje.

- Powiem wprost. Jestem głodny i chciałbym--

- Nie dam ci krwi człowieka ani potwora. - Przewróciłem oczami, oczywiście, że to pierwsza jego myśl.

- Nie potrzebuję krwi śmiertelników, chodzi mi o zwierzę. Królik, lis, sarna, wszystko jedno. Królika jest smaczniejsza, sarna bardziej sycąca o ile zwierzę jest żywe. - Szybko wyjaśniłem podstawową wiedzę żeby nie marudzili.

- Krew zwierzęca..? Myślałem, że żywicie się tylko naszą krwią. - Był widocznie zdziwiony moimi słowami. Ehh... Nie wiem czego innego się spodziewałem.

- Krew zwierzęca jest mniej sycąca, potrzebujemy jej dwa razy więcej żeby zaspokoić głód niż krwi ludzkiej albo potwora. Dlatego poniektóre wampiry nie chcą jej pić, przestawienie się do najprostszych nie należy. Chociaż teraz pewnie nie będą miały wyboru, Fallacy bierze na poważnie swoje decyzje i nie lubi jak ktoś się buntuje.

- Wasz król, tak? - Lekko się zdziwiłem słysząc ten tytuł. Czyli jednak wziął się w garść i wziął na siebie ten obowiązek.

- Tak, nasz król. - Azure chwilę na mnie patrzył po czym pokazał jakiś znak dłonią do jednego ze strażników na co ten od razu wyszedł z lochów. Mam nadzieję, że nic źle nie powiedziałem. Azure podszedł bardzo blisko krat. Teoretycznie miałem go na wyciągnięcie ręki, w ułamku sekundy mógłbym go złapać.

- Powiedz mi szczerze. Co robiłeś w mieście i co chciałeś zrobić tej kobiecie, i temu dziecku? - Westchnąłem zmęczony już tym ciągłym brakiem wiary w moje słowa. No to jeszcze raz.

- Już mówiłem. Zgubiłem się bo od wieków tu nie byłem i dużo, BARDZO dużo się pozmieniało. Ostatni raz byłem tu jak miałem 1000 lat, pamiętam jak stały tu pojedyncze, drewniane domki, które potem rozrosły się w wioskę. Jak teraz tu wróciłem, nie wiedziałem zupełnie gdzie iść, więc chciałem zapytać o drogę na główny plac, w końcu miasto z zamkiem zawsze takowe ma. Podszedłem do niej, ale ona spanikowała jak tylko się odezwałem i wtedy wy przyszliście. Nie wiedziałem, że król Fallacy stara się zaprowadzić pokój, byłem pewny, że zaraz zbiegną się jeszcze łowcy a w ciągu dnia byłbym bardzo łatwym celem, nie chciałem umierać. Dlatego zrobiłem pierwsze co przyszło mi do głowy i złapałem to dziecko, ale nie ważne co mówiłem nie zrobiłbym mu krzywdy. Mam swoje zasady i nie zabijam dzieci. Gdybym naprawdę chciał zabić tę dwójkę to byście nie zdołali do mnie podejść, bo bym to zwyczajnie zrobił i uciekł. - Cały czas uważnie mnie słuchał i nie przerywał mi. 

- To fakt, ale ta kobieta powiedziała, że chciałeś ją zabić.

- Powiedziałby tak każdy, do którego bym podszedł. W końcu jestem wampirem, więc na pewno chcę wypić jego krew i go zabić. Gratuluję inteligencji, w środku dnia, w centrum miasta wampir chce zabić kobietę, na pewno żadnych łowców w pobliżu nie ma i nikt się nie dowie, no na pewno. - Westchnąłem zirytowany. To głupota. Azure przez chwilę milczał i w końcu dotarło do niego co powiedziałem.

- Dobrze, to ma sens.

Strażnik, który wcześniej wyszedł wrócił do nas trzymając na rękach żywego królika o białym, aksamitnie miękkim futrze. Jedzenie! Hura!

Otworzyli moją celę i wpuścili zwierzę do środka. Szybko je złapałem, umieram z głodu, jeszcze trochę i z głównodowodzącego zostałby proch, tyle byłoby z mojej samokontroli. Oblizałem się i wbiłem kły głęboko w ukrwioną szyję królika. Ulżyło mi gdy poczułem ten słodki, metaliczny smak krwi. Nareszcie mogę coś zjeść! Królik nie wyrywał się długo, przebiłem tętnicę, więc szybko tracił krew. Razem z nią mój głód zanikał, aż w końcu przestałem czuć bicie jego serca. Oderwałem się od niego i położyłem truchło na ziemi oblizując się. Nareszcie głód przestał mi się tak dawać we znaki.

- Dziękuję.

Rozmawiałem z Azurem jeszcze jakiś czas. Stwierdzam, że nie było tak źle, chyba nawet zmienił do mnie nastawienie i przestał patrzeć na mnie jak na potwora bez serca i sumienia. Jest progres, może jednak wyjdę stąd wcześniej niż jebane 2 miesiące.

/time skip - 2 tygodnie/

*pov. Encre*

- Jasper! Nie oddalaj się za bardzo! - Dzieciak zatrzymał się czekając na mnie niecierpliwie. W końcu może biegać po mieście bez większego strachu, nie dziwi mnie jego szczęście.

Tydzień temu jak już uspokoiła się trochę sytuacja w zamku i w mieście Fallacy pozwolił nam iść po Jaspera. Dzieciak dosłownie popłakał się ze szczęścia jak nas zobaczył w jednym kawałku, wiedział, że faktycznie udało nam się zaprowadzić pokój. Suave widocznie odetchnął z ulgą, mógł przestać się aż tak martwić o Jaspera i Fallacy'ego.

Chociaż nie do końca jest tak bezpiecznie. W mieście w dalszym ciągu są przeciwnicy pokoju i raczej prędko się to nie zmieni. Ostatnio wzięli sprawy we własne ręce i porwali Jaspera jak na moment spuściliśmy go z oczu. Całe szczęście wszystko skończyło się dobrze i nikt nie ucierpiał, a porywacze skończyli w obskurnym lochu za próbę zniszczenia pokoju.

- Encre, pospiesz się! - Uśmiechnąłem się podchodząc do skaczącego w miejscu wampirka. Idziemy właśnie do jednego ze sklepów, w którym się zaopatrywałem jak jeszcze malowałem u siebie w chatce za marne pieniądze. Jasper jest aż tak podekscytowany, bo obiecałem mu, że nauczę go malować.

- Spokojnie Jasper, sklep nie ucieknie. - Zaśmiałem się.

- Ale dzień już tak! - Nadął policzki patrząc na mnie z determinacją w oczach. Czy już mówiłem, że ten dzieciak jest uroczy?

- No dobrze, to zaraz za rogiem. - Poszliśmy dalej  i po krótkiej chwili weszliśmy do sklepu mojej dobrej znajomej. Spojrzałem na nią z uśmiechem. Jak zwykle stała przy kubełkach z farbami i układała je kolorystycznie w odpowiedniej kolejności. Jest królikiem o kremowym futrze i jest mojego wzrostu.

- Cześć Sally! - Oderwała się od pracy patrząc na mnie z niedowierzaniem i szerokim uśmiechem.

- Encre?! - Chciała do mnie podejść ale zauważyła kły Jaspera i mina szybko jej zrzedła, a jej uszy opadły w strachu. Cofnęła się od nas o krok prawie wpadając w farbę, którą przed chwilą układała. Mogłem się domyślić, że tak będzie...

Dzieciak jak tylko zobaczył reakcję mojej koleżanki przestał się uśmiechać żeby nie straszyć jej bardziej i schował się za mną. Westchnąłem zmęczony już takim zachowaniem.

- Sally, nie bój się, proszę... To jest Jasper, jest księciem, ale nie skrzywdziłby nikogo, przysięgam. Wampiry nie są takie złe jak mówią łowcy, gdyby mieli rację już dawno byłbym martwy... - Nie wyglądała jakby mnie słuchała, cały czas patrzyła przerażona na wampira za mną. Dopiero po chwili spojrzała na mnie z rozczarowaniem i nienawiścią w oczach. To boli...

- Myślałam... Że jednak się mylili... Że to nie ty pomogłeś wampirowi... Sądziłam, że jesteś rozsądniejszy! - Wybuchła złością, co często się nie zdarzało.

- Sally proszę, porozmawiajmy na spokojnie, jestem pewny, że polubisz Jaspera! Eterna myli się co do wampirów, nawet jeśli są takie co mordują to nie można patrzeć tak na wszystkie! Wśród potworów i ludzi też są mordercy, nie możesz temu zaprzeczyć. - Chciałem ją uspokoić, ale zapomniałem o jednym, malutkim fakcie...

- Skoro nie są takie jak mówi Eterna to czemu masz ugryzienie na szyji?! - Szybko zakryłem szyję kołnierzem koszuli z lekkim rumieńcem na policzkach. Jasper gwałtownie pociągnął mnie w dół za materiał na ramieniu przez co zobaczył o czym mówiła moja przyjaciółka. Myślałem, że spłonę ze wstydu...

- Tata . . Dlaczego on--

- To nie tak jak myślicie! - Szybko mu przerwałem zanim wyciągnie pochopne wnioski. - Nie zrobił tego, żeby mnie skrzywdzić! - Spojrzałem na Sally prostując się jak tylko Jasper mnie puścił. - Pozwoliłem mu na to. Ale to nie jest temat, na który rozmawia się przy dzieciach, Jasper jest na to za młody. - Moja przyjaciółka patrzyła na mnie chwilę niedowierzając temu co właśnie usłyszała.

- Mówisz poważnie, tak? Tobie się w głowie poprzewracało?! Nie dość, że uratowałeś syna króla wampirów to jeszcze zostałeś jego nałożnicą?!

- CO?! ENCRE?! - Spojrzałem zszokowany na Jaspera. On wie co to jest?! Czułem jak moja twarz płonie ze wstydu.

- T-to nie tak! To nie temat dla dzieci, Sally później ci wyjaśnię, obiecuję, tylko skończmy temat! Nie jestem niczyją nałożnicą i nie będę! - Płonąłem ze wstydu i gdybym mógł zakopałbym się pod ziemię... Sally przez chwilę milczała aż w końcu westchnęła poddając się.

- Niech będzie... Później do tego wrócimy. Co byście chcieli? - Odetchnąłem z ulgą trochę się uspokajając.

- To co zwykle, tylko dwa razy więcej.

- Dwa razy? Czemu aż tak dużo? - Wzięła skrzynkę i zaczęła pakować po dwa spore kubełki farb niektórych kolorów. Zawsze wolę samemu stworzyć odcienie, dlatego nie był mi potrzebny każdy z nich.

- Tak, obiecałem Jasperowi, że nauczę go malować, więc potrzebuję więcej wszystkiego. - Wyjaśniłem spokojnie patrząc kątem oka na Jaspera. Nie wiedział czy może się odezwać, ale ewidentnie dalej nurtowała go moja szyja. Ciekawi mnie co by zrobił Fallacy gdyby tu był, co by powiedział.

- Rozumiem. - Spojrzała na Jaspera kątem oka niepewnie i zebrała się w sobie żeby się odezwać. - Podobają ci się obrazy Encre?

Dzieciak uśmiechnął się lekko słysząc pytanie do siebie, ale dalej uważał żeby jej nie straszyć kłami. Zaczął żwawo gestykulować odpowiadając jej.

- Bardzo! Wszystko jest takie żywe! Jakbym mógł tego dotknąć i poczuć chłód wody, albo miękkie futro, czy aksamit! Bardzo chciałbym nauczyć się malować jak Encre, dlatego poprosiłem go o lekcję, już się nie mogę doczekać nauki od mistrza. Mój tata i Suave, nasz lokaj, nie mają takiego talentu, a zawsze ciągnęło mnie do malowania, kiedyś dostawałem ochrzan za malowanie po ścianach węglem i farbami, aż w końcu tata mi je zabrał, żeby Suave nie musiał ciągle myć waz, podłogi i mebli, o ścianach nie mówiąc... - No i się rozgadał. Ale to dobrze, Sally się uspokoi. Zawsze przesadnie bała się wampirów, wierzyła we wszystko co łowcy o nich mówili. Będzie jej bardzo ciężko przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.

Po niedługiej chwili przede mną stały 2 skrzynie farb, 10 płócien, różnego rodzaju pędzle, szpachelki i 4 palety malarskie. Dodatkowo dostałem do rąk 2 czarne, materiałowe fartuszki.

- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - Uśmiechnąłem się do przyjaciółki i odpowiedziałem na pytanie.

- Chyba nie, gdyby coś mi się przypomniało na pewno wrócę. - Z przyzwyczajenia już wyciągnęła kartkę spod lady, przypisaną tylko mnie. 

Nie zawsze miałem z czego zapłacić, dlatego specjalnie dla mnie wszystko spisywała i nie kazała mi płacić od razu, wiedziała, że malarstwo to moje jedyne źródło dochodu. Już miała mnie spisać gdy jej przerwałem.

- Dzisiaj płacę od razu. - Wyciągnąłem z kieszeni sakiewkę złotych monet i położyłem przed nią na blacie. Zamurowało ją gdy tylko to zobaczyła. - I spłacam długi, wszystkie jakie tylko u ciebie mam. Reszta też jest twoja, w podzięce za te wszystkie lata twojej pomocy. - Przez chwilę jeszcze milczała zapewne analizując czy to co widzi nie jest jej urojeniem. W końcu przeważnie mieszczanie nie mają tyle pieniędzy, a jeśli mają to jest to niemal cały ich majątek. 

- Skąd ty..? Okradłeś skarbiec królewski czy co? - Zaśmiałem się na ten wyolbrzymiony wniosek.

- Dostałem od Fallacy'ego, od króla wampirów. Jasper suszył mu głowę o naukę malowania. - Zaśmiałem się na wspomnienie tej sytuacji.

Książę Asriel i królowa Toriel bardzo starali się nie śmiać kiedy Jasper skakał dookoła ojca powtarzając cały czas ,,Tato mogę?", ,,Tato no proszę no!". Powtarzał te słowa jak mantrę dopóki Fallacy'emu nerwy nie puściły i dosłownie wepchnął mi go w ręce podirytowany wysyłając nas do Suave po odpowiednią sumę pieniędzy. Akurat byli w trakcie ważniejszej rozmowy, dlatego Fallacy się zdenerwował, nawet król Asgore nie mógł ukryć tego małego uśmieszku w kąciku ust. Zapewne miał podobne doświadczenia ze swoim synem.

- Rozumiem... - Wzięła sakiewkę i schowała ją pod ladą. Dokładnie w momencie, w którym się schyliła, by to zrobić ktoś wszedł do sklepu. Spojrzałem na tą osobę i się lekko uśmiechnąłem.

- TATO! - Jasper doskoczył do ojca wściekły i wcale nie próbował tego ukrywać. O nie . . - Co zrobiłeś Encre?! 

Sally wyprostowała się gwałtownie, momentalnie przerażona gdy zorientowała się kto przyszedł. Uszy jej znów oklapły ze strachu. Trzęsła się jeszcze bardziej niż jak zobaczyła Jaspera. Za to Fallacy był BARDZO zdezorientowany złością syna.

- A-ale co ja zrobiłem? - Spojrzał na mnie pytająco szukając odpowiedzi, więc bez słowa odchyliłem lekko kołnierz koszuli pokazując ugryzienie. Szybko zrozumiał i westchnął cierpiętniczo. - I wyszło. No, to co wymyślili? - Jakoś nie mogłem z siebie wydobyć ani słowa. Na samą myśl płonąłem ze wstydu.

- Że został twoją nałożnicą! - Fallacy zdziwiony patrzył chwilę na syna i nagle zaniósł się gromkim śmiechem. Mnie tam do śmiechu nie było, miałem ochotę zakopać się pod ziemię.

- Zakładam, że Suave nauczył cię tego określenia, pamiętasz co ono oznacza? - Jasper przez chwilę się zawahał zapewne próbując sobie to dokładnie przypomnieć.

- To ktoś kto zostaje zmuszony do... posiadania dziecka? Do współżycia z kimś mimo braku uczuć między dwiema osobami. Tak? - Średnio był tego pewny. On nie jest za młody na tą wiedzę?

- Tak, a teraz powiedz mi czy Encre wygląda jakby był do czegokolwiek zmuszany? Nałożnice zazwyczaj nie są zbyt szczęśliwe i unikają swoich oprawców, czy Encre mnie unika? Albo próbuje uciec ode mnie? Albo od jakiegokolwiek wampira? - Fallacy, ratujesz mi skórę...

- Nie... Czyli... To ugryzienie... 

- Nie jest ugryzieniem własności. Zaspokoiłeś swoją ciekawość? - Cały czas miał mały uśmieszek w kąciku ust, bawiła go ta sytuacja.

- Skoro to nie było zmuszenie to jak..? Co się stało..? - Spojrzałem na Sally lekko zdziwiony, że odważyła się odezwać po czym uśmiechnąłem się do niej radośnie. Jej możemy to zdradzić.

- Ze względu na Eternę jest to tajemnica, ale- - Fallacy szybko mi przerwał.

- Encre. Nie. - Zaraz po ustanowieniu pokoju ustaliliśmy oboje, że lepiej nie mówić co nas łączy. Eterna z wielką radością wykorzystałaby to przeciwko nam. Przeciwko Fallacy'emu...

- Ufam jej Fallacy, to moja przyjaciółka. Gdyby nie jej dobroć nie miałbym czym malować, a co za tym idzie nie miałbym nawet złamanego srebrniaka. Umarłbym z głodu albo pragnienia już kawał czasu temu. Możemy jej powiedzieć.

Uśmiechnąłem się pewnie do niego. Mój król wahał się chwilę, ale końcowo kiwnął głową zgadzając się na zdradzenie Sally naszej tajemnicy. Spojrzałem znów na przyjaciółkę łagodnie.

- Ja i Fallacy jesteśmy razem... Pozwoliłem mu na to ugryzienie w nocy, nie każ mi wchodzić w szczegóły, zawsze lubiłaś to robić, ale tym razem ci się to nie uda. - Byłem lekko zarumieniony mówiąc o ugryzieniu. Znów zobaczyłem tą noc przed oczami, te mięśnie wampira, jego imponującego- Dobra, bo się rozmarzę. - Sam do niego przyszedłem, nikt mnie nie zmuszał. Dobrowolnie i w pełni świadomie związałem swój los z Fallacym. Z wampirem, który dał mi dom i rodzinę mimo, że mógł mnie zwyczajnie zabić.

Sally jakby nie dowierzała w to co usłyszała. Czekałem na jej reakcję, ale zamiast tego najpierw usłyszałem podekscytowany głos Jaspera za plecami.

- Czyli mam dwóch tatów?! Albo mamę?! - Mocniej się zarumieniłem słysząc to. O tym nie pomyślałem, błagam, żeby mówił tato.

- Można tak powiedzieć. Jeszcze nie oficjalnie, ale tak. - Fallacy kucnął przed synem z poważną miną, łapiąc go lekko za ramiona. - Ale nie wolno mówić o tym głośno, dobrze? Eterna nie wyjechała z miasta i raczej jej się do tego niestety nie spieszy, a dobrze wiesz synu, że ona jest nieobliczalna. Gdyby się dowiedziała zapewne spróbowałaby zabić Encre, rozumiesz Jasper? - Dzieciak kiwnął głową cały czas zadowolony chociaż starał się być poważny przy tej rozmowie.

- Dobrze tato, będę uważał na to co mówię, ode mnie nikt się nie dowie. - Fallacy uśmiechnął się słysząc odpowiedź syna i przytulił go do siebie na chwilę. Uroczy widok, uwielbiam takie momenty. Chciałbym je uwiecznić na płótnie, ale niestety takie chwile nie trwają długo. Fallacy puścił go prostując się i spojrzał na skrzynie.

- Pomóc wam to zanieść?

- I tak będę musiał przyjść tu kilka razy, żeby wziąć to wszystko, same płótna trzeba ostrożnie przenosić. - Powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Niekoniecznie, Macabre i Songe czekają na zewnątrz, wiesz, moja "straż przyboczna" jak to Asgore nazwał. Pomogą nam. - Uśmiechnąłem się z ulgą, całe szczęście nie będę musiał tego sam nosić, to by było męczące. Jak na zawołanie do środka wszedł Songe cały w skowronkach, szczęście niemal było czuć w powietrzu.

- Jasne, że pomożemy! - Ah ten jego entuzjazm.

- Ładnie tak podsłuchiwać? Co słyszeliście? - Songe zamilkł patrząc chwilę to na Fallacy'ego, to na mnie. Słyszał wszystko...

- Dużo... Ale wiesz, że możesz nam ufać, z naszych ust nikt się nie dowie! - Fallacy przewrócił oczami wzdychając zrezygnowany.

- Wiem, wiem. A teraz weźcie część rzeczy, tylko ostrożnie. Macabre, wiem, że słyszysz. - Po tych słowach wspomniany wampir wszedł do środka z nieukrywanym uśmiechem.

- Gratuluję wam.

- Tak, tak, a teraz pomóż. - Oboje wzięli jedną skrzynię na ramię i po 2 płótna. Fallacy wziął 4 płótna, Jasper dostał skrzynkę z pędzlami i przyborami, a ja wziąłem pozostałe przedmioty.

- Encre? - Spojrzałem na przyjaciółkę pytająco. - Miałbyś ochotę i czas na kawę? Porozmawialibyśmy spokojnie, chcę usłyszeć co się z tobą działo przez ten czas. I tak, chce usłyszeć te detale. - Mrugnęła do mnie gdybym nie załapał o co jej chodzi. Niestety zrozumiałem bardzo szybko i się zarumieniłem.

- Zabijesz mnie pytaniami, prawda? - Uśmiechnąłem się mimo płonącej twarzy.

- Nie no, zabić nie zabiję, lubię słuchać twojej wybujałej wyobraźni. - Zaśmiała się jeszcze trochę spięta przez patrzące na nas wampiry. - Jutro wieczorem? Przed zmrokiem będę w domu.

- Jasne, w takim razie do jutra Sally. - Pożegnaliśmy się i razem z wampirami wyszedłem ze sklepu. Nie sądziłem, że będzie chciała się spotkać, bardzo pozytywnie mnie tym zaskoczyła. Zwłaszcza pytając mnie o to przy wampirach, które doskonale widziała na pewno, że są dla mnie jak rodzina.

- Encre. - Spojrzałem na Fallacy'ego spokojny. - Wiesz, że wychodzenie po zmroku jest niebezpieczne. Nie chcę ci zabraniać spotykania się, absolutnie nie w tym rzecz, ale Eterna ci nie odpuści, pewnie tylko czeka na dogodną okazję.

- Nie panikuj Fall, wiem o tym. Sally nie mieszka daleko zamku, tylko pracuje tak daleko. Nic mi nie będzie, obiecuję, że będę bardzo uważał i unikał ciemnych uliczek. - Uśmiechnąłem się pewnie do niego, ale nie uspokoiło to jego nerwów ani trochę co było widać po jego zmartwionych oczach. - Dziękuję, że się o mnie martwisz. Nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy. Ale Eterna dostała zakaz zbliżania się do nas, nic mi nie będzie.

Przez chwilę chciał coś jeszcze powiedzieć, ale odpuścił i spojrzał przed siebie. Nie chciał się kłócić przy innych. Pewnie jutro czeka mnie ta rozmowa. Ale dzisiaj nie będę nad tym rozmyślał, jak tylko dotrzemy do zamku ja i Jasper bierzemy się do nauki.

*pov. Khaizer* (nikt się nie spodziewał hiszpańskiej inkwizycji HAHAHA)

- Eterna, uspokój się, wiesz, że nam nie wolno. Dopóki mamy pokój jesteśmy uziemieni. - Uparta jak osioł.

- Musimy coś z tym zrobić, te cholerne pijawki chodzą sobie po naszym mieście jakby były u siebie! - Już od prawie godziny siedzimy w budynku narad łowców i tego słuchamy. Eterna kombinuje jak dobrać się do wampirów. Nie wiem po co, w końcu mamy pokój.

- Król podjął decyzję, podlegamy królowi, więc już nic z tym nie zrobimy. Wampiry musiałyby coś zrobić żebyśmy dostali pozwolenie na działanie. Cieszmy się odpoczynkiem póki możemy.

- Popieram Khaizera. - O jak miło, jakiś stary pryk się ze mną zgodził. Zazwyczaj popierają Eternę, jakaś odmiana. - Musimy czekać. Chociaż jak widzę tych... Te zwierzęta. To mnie też szlag trafia.

- Na razie musimy się z tym pogodzić, nie możemy ryzykować karami. Za zabicie bezpodstawnie wampira czeka nas długi pobyt w lochu w najlepszym wypadku.

- W najgorszym zetną nam głowy.

- Nie wiem czy którekolwiek z nas chce tak ryzykować.

- Czyli postanowione. Czekamy na rozkazy. - Podsumowałem i spojrzałem na Eternę. Intensywnie nad czymś rozmyślała. Ciekawe czy chociaż nas słuchała. - Ziemia do Eterny, słyszałaś? - Rybcia spojrzała na mnie z błyskiem w oku, który znałem aż za dobrze. No, to ciekawe co tym razem wymyśliła.

- A co gdybyśmy nie musieli czekać? Nikt nie ufa wampirom. Jeśli zrzucimy na nie winę za coś dużego król wyda nam rozkaz. - Nie podoba mi się to, co ona sobie wyobraża?!

- Niby co chcesz na nie zrzucić? Losowy trup bez dowodów nic nam nie da. - Słusznie, dobrze staruch myśli.

- A co jeśli nie będzie losowy? - Coraz bardziej mi się to nie podoba...

- To znaczy? - Rybia łowczyni przez chwilę milczała rozglądając się po wszystkich zebranych, pewnie oceniała czy mądrze to mówić. Nie było nas wielu. Ale każdy nienawidził wampirów równie mocno co ona. No może teraz poza mną. W końcu namyśliła się i raczyła powiedzieć co jej w głowie siedzi.

- Cel uświęca środki. Myślę, że każdy z nas zrobi wszystko żeby pozbyć się wampirów, mam rację? - Wszyscy poza mną zgodnie kiwnęli głowami. - Nawet jeśli oznacza to zamordowanie księcia.

Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem. Miałem nadzieję, że się tylko przesłyszałem. Wszyscy byliśmy w podobnym szoku i nawet nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Nawet nie zdążyliśmy bo Eterna kontynuowała, prawdopodobnie widząc, że zaraz wybuchniemy sprzeciwem.

- Jedyne co zmusi króla do zerwania tego chorego układu to śmierć księcia. Tylko słysząc, że jego jedyny syn został zamordowany przez wampiry wyda nam rozkaz. Jeśli chcemy pozbyć się tych pijawek musimy być gotowi nawet na tak gwałtowne posunięcie. Król nigdy nie ufał wampirom i najpewniej dalej nie ufa. To może być nasza JEDYNA możliwość. Myślę, że warto. Cel uświęca środki.

To jakiś jebany żart?! Ona naprawdę myśli, że zabicie księcia to dobre rozwiązanie?! Sama myśl o tym podchodzi pod zdradę!

- Pojebało cię?! Nikt o zdrowych zmysłach by nawet o tym nie pomy-

- Ty się nie odzywaj. Stanąłeś po stronie wampirów przeklęty zdrajco. Teraz masz szansę na odkupienie, więc zastanów się dobrze nad swoją decyzją w tej sprawie. - ONA STRACIŁA ROZUM CZY CO?!

- Tu nie ma się nad czym zastanawiać! To, że potwierdziłem słowa Cruzara, strażnika księcia, nijak ma się do tej sprawy!

- Wtedy stanąłeś po stronie wampirów i teraz też ich chronisz. Powinieneś się wstydzić. Twoi rodzice i twój brat zginęli z rąk wampirów, a ty się za tymi mordercami wstawiasz. Nie pamiętasz już dlaczego do nas przyszedłeś? Już zapomniałeś jak umierali? - Zabolało. Bardzo. Spojrzałem w drewniany, hebanowy stół pod moją ręką bez słowa. - Co myślicie wy? Mam nadzieję, że macie więcej oleju w głowie niż Khaizer. Niż zdrajca.

Na pewno się nie zgodzą. Zabicie księcia jest samobójstwem i zdradą. Większą niż akceptacja wampirów. Po niekończącej się chwili ciszy w końcu ktoś się odezwał.

- Jaki jest twój plan? - W ciężkim szoku spojrzałem na jednego z tych staruchów co się odezwał. Oni... Zgadzają się?! Słucham?! Miałem zabrać głos, ale Eterna mnie uprzedziła wyjaśniając z pewnością siebie swój chory plan.

- Poczekamy aż wypuszczą wampira z lochów. Jest najmniej godny zaufania. Zaczekamy na odpowiedni moment jak Morvar odejdzie od wszystkich, zabijemy księcia i powiemy królowi, że ten wampir go zabił. Podrzucimy fałszywe dowody i nie będzie powodów, żeby nam nie wierzyć. Mogę to zrobić ja, od was chcę tylko wstawiennictwa za mną i zrobienie mi alibi.

- To ma sens poniekąd. Tylko jak chcesz odciągnąć królewskiego strażnika?

- Nie ma go przy księciu cały czas. Choćbyśmy mieli czekać miesiąc czy dwa, w końcu uda się wszystko ze sobą zgrać. Musimy być tylko cierpliwi.

- Skoro tak twier-

- ZARAZ, CHWILA! - Przerwałem mu wstając gwałtownie czym przyciągnąłem ich uwagę. To chore. - Czy wy się słyszycie?! Chcecie zabić księcia tylko po to, żeby zniszczyć pokój?! Was już do reszty pojebało staruchy?! - Nie potrafiłem tego pojąć. Nie ważne jak bardzo próbowałem zrozumieć ich tok myślenia, to było bestialstwo, samobójstwo i zdrada!

- Twoje zdanie się nie liczy zdrajco. Wiem, że zapewne zaraz pobiegłbyś do króla gdybyśmy cię wypuścili. Zepsułbyś wszystko. Dlatego nie popełnimy tego błędu. - Usłyszałem szelest za sobą i zdążyłem się obrócić tylko po to, by poczuć nagły ból, a razem z nim przytłaczającą ciemność.

Gdy otworzyłem oczy dalej nic nie widziałem, a pulsujący ból głowy nie pomagał mi w skupieniu się. Nie wiem ile byłem nieprzytomny, ale na pewno zdążyli mnie gdzieś przenieść i zasłonić mi oczy jakąś szmatką. Leżałem na boku, na czymś twardym, pewnie na kamiennej podłodze wnioskując po nierównej powierzchni i ziemnie jakie od niej biło. Miałem skute za plecami ręce i chyba też nogi. Tyle zdołałem wywnioskować.

Usłyszałem kroki, dlatego udawałem, że dalej jestem nieprzytomny.

- Nie przesadziliśmy? Powinien się obudzić kilka godzin temu.

- Nie rozpadł się w proch, czyli nie przesadziliśmy. Nie możemy mu pozwolić wszystkiego zniszczyć. Wampiry zniszczyły nasze życia, pora im się odpłacić. Oko za oko, ząb za ząb. Życie za życie. Inaczej się nie da.

Pieprzona ryba! Rozumiem jej nienawiść, ale żeby porywać się na życie księcia?! Posuwa się zdecydowanie za daleko! Kurwa, muszę się stąd wydostać! Chwila... Czemu przestali gadać?

- Nie umiesz trzymać emocji na wodzy Khaizer, widać twój nierówny oddech jak jesteś wściekły.

Kurwa. Odwróciłem się do źródła dźwięku dalej mając zasłonięte oczy.

- Popełniacie błąd. Zabicie księcia to niewybaczalna zdrada!

- Nie krzycz, nikt cię nie usłyszy. Żyjesz tylko dlatego, że zabijałeś z nami wampiry. Przemyśl czy chcesz skończyć jak one, czy jednak cenisz sobie swoje życie. Póki co będziesz tu siedział. Nie przeszkodzisz nam Khaizer. Nie w tak ważnej i delikatnej sprawie.

_____________________________

4222 słowa

Rozdział średnio sprawdzony, jest za długi a ja mam za mało czasu :( 

Jeez, to było długie. Na marginesach w zeszycie miałam od pewnego momentu co 3 strony napisane ,,Kurwa, trochę to długie", ,,Jezu, jakie to długie", ,,Czemu to jest takie długie? XD"

Wszystko pisałam na zajęciach, więc w sumie nic nie umiem na egzaminy i sesję, polecam być mną XD Ale za to...

Zostały nam zakończenia! :D Może mnie nie zabijecie za to co nadchodzi pierwsze :D Chociaż kogo ja oszukuję, umrę szybciej niż bym tego chciała, jedna osoba (Awiwika (nie spoileruj tylko XD)) wie co zrobiłam (mniej więcej) bo pytałam ją o radę, która opcja z dwóch będzie mniej brutalna XD Pytałam zbyt wiele osób o to, więc wyszło drogą demokracji, po zakończeniu powiem wam gdzie był wybór, jestem ciekawa co wy byście wybrali XD

Papatkiii ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top