Rozdział 25
*pov. Fallacy*
- Będziemy musieli ustalić kilka zasad dotyczących naszego traktatu pokojowego. Zasad, które obronią obie strony.
- Rozumiem. - Idziemy z Asgorem przez zawiłe korytarze jego zamku. Nawet jeśli mamy pokój to cały czas jestem ostrożny, nie ufam mu za grosz. Ale czego się nie robi dla rodziny?
- Zastanawia mnie coś. - Spojrzałem na Asgore'a kątem oka. - Dlaczego zaryzykowaliście? Między odwagą a głupotą jest bardzo cienka granica. - Zastanowiłem się chwilę nad odpowiedzią. Dlaczego zaryzykowaliśmy?
- To nie wiązało się z odwagą czy głupotą. Kiedy twój syn, strażnik i łowca do nas przyszli nie wierzyłem, że to się może udać. Jednak nawet łowca pokazał, że może rozmawiać z nami normalnie, bez noża w ręku. Songe od dziecka wierzył w pokój, więc w zasadzie zrobiłem to dla niego. Przyjście tutaj było ryzykiem, zgadza się. Ale myślę, że wszyscy mamy dość martwienia się o bliskich, oboje mamy synów, oboje boimy się ich stracić. A ja już raz byłem tego bliski... - Dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie jak przypomniałem sobie krzyk Jaspera. - Nie chcę nigdy więcej tego słyszeć, chcę żeby mój syn mógł wyjść z zamku bez strachu, że nie wróci. - Asgore przez chwilę milczał. Byłem szczery, a wiem, że mówienie o dzieciach uderzy w każdego.
- Zrobiłeś to dla bliskich. Czego się nie robi dla rodziny, tak? - Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi. - Rozumiem.
Po krótkiej chwili weszliśmy do przestronnej sali ze sporym, podłużnym stołem na środku i kilkoma hebanowymi krzesłami. Na każdym wyryty był herb królewskiej rodziny. Do stołu przybite było duże płótno z namalowaną na nim mapą, najprawdopodobniej całego królestwa. Asgore usiadł na jednym z krzeseł, a ja zająłem miejsce naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- Przede wszystkim wampiry muszą przestać atakować ludzi i potwory, to jest niedopuszczalne.
- To nie będzie problemem, będziemy żywić się krwią zwierząt, każdy kto zaatakuje śmiertelnika zostanie ukarany. Problem będzie z łowcami. Zakładam, że nie zostali nimi bez powodu, rozumiem ich nienawiść, ale my mamy takie same powody do nienawiści jak oni. Jednak my będziemy potrafili wybaczyć. Pytanie czy uczeni nienawiści i zabijania od dziecka łowcy będą potrafili zrobić to samo. - Zwłaszcza Eterna, ona nie odpuści.
- Wydaje mi się, że z jednym się zaprzyjaźniliście, racja?
Westchnąłem. Khaizer jest wyjątkiem, uratował kiedyś Songe i Macabre. Pomińmy to, że to Macabre go lubi, ja mam neutralny stosunek do tego łowcy.
- Khaizer jest wyjątkiem z pewnego powodu. Powiem wprost. Chodzi głównie o Eternę. Mordowanie nas sprawia jej radość i chorą satysfakcję, zbyt to uwielbia żeby przestała. Pokój jest jej bardzo nie na rękę, zapewne będzie chciała go zniszczyć, tak żeby nikt nie zorientował się, że to ona.
- Jest moją poddaną, nie zrobi nic bez mojego pozwolenia. - Nie byłym tego taki pewny...
- Mimo wszystko ostrożności nigdy za wiele. Chciałbym, żeby trzymała się z daleka ode mnie i reszty wampirów. Lepiej zapobiegać niż leczyć, prawda? - Król przez chwilę mierzył się ze mną wzrokiem po czym kiwnął głową.
- Dobrze, Eterna dostanie kategoryczny zakaz zbliżania się do was. - Odetchnąłem z ulgą. Jeden problem mniej. Mam nadzieję, że będzie się trzymać tego zakazu i nie narobi nam więcej problemów.
- Następna sprawa. Mieszkańcy miasta. Zdajesz sobie sprawę królu Asgore, że nie zaakceptują nas tak łatwo? Co jeśli wezmą sprawy w swoje ręce skoro łowcy nie będą mogli na nas polować? I co będzie z wychodzeniem wampirów do miasta?
- Możecie normalnie przebywać w mieście, od teraz należy również do was. Jeśli chodzi o mieszkańców to tylko kwestia czasu aż się uspokoją. I tak jak w waszym przypadku, jeśli ktoś was zaatakuje zostanie ukarany odpowiednio do jego czynu.
*pov. Encre*
Nie wierzę, że to się udało. Mieliśmy dużo szczęścia. Teraz wszyscy jesteśmy bezpieczni, wreszcie po tylu latach nastał pokój!
Po tym jak król podjął decyzję wydał rozkaz wszystkim łowcą i nadmiarowi strażników opuścić salę. Eterna buzowała ze złości, wszyscy schodzili jej z drogi, nawet inni łowcy. Ale to koniec. Nie skrzywdzi już żadnego z nas. Nie ma prawa tego zrobić.
- Songe proszę, zachowuj się jak na dorosłego przystało... - Macabre załamany patrzył na podskakującego z radości brata. Byliśmy prowadzeni do przydzielonych nam tymczasowo komnat, w których mamy rezydować dopóki sytuacja się nie uspokoi w większym stopniu.
- Wybacz Mac, ale rozpiera mnie energia! Po tylu latach, wiekach czekania i ukrywania się moje największe marzenie się spełniło! Nie masz pojęcia jak bardzo jestem szczęśliwy! - W jego kształt oczu zmienił się w małe, błyszczące gwiazdki. Zaśmiałem się cicho kiedy Macabre już zupełnie się załamał.
- I nadzwyczaj uroczy... - Spojrzałem szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami na właściciela tych słów. Wszyscy stanęliśmy i patrzyliśmy na Cruzara w niemałym szoku. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja zakochałem się w wampirze... Songe też był w szoku, ale dodatkowo jego twarz przyozdobił mocny, niemal złoty rumieniec. Strażnik zatrzymał się i patrzył na nas z niezrozumieniem. Dopiero po krótkiej chwili dotarło do niego co zrobił i mocno się zarumienił w ciemniejszy odcień fioletu. Speszył się, wyglądał na mocno przestraszonego. - J-ja to powiedziałem na głos?! - Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi. Cruzar schował twarz w dłoniach. - O mamo...
Asriel pierwszy się otrząsnął i podszedł do swojego przyjaciela po czym poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.
- Miłość to nic złego Cruzar, miłość nie wybiera. Gratuluję, naprawdę mnie to cieszy i życzę szczęścia! - Strażnik spojrzał na księcia zażenowany, wyglądał jakby wolał się znaleźć 10 metrów pod ziemią w tej chwili.
- Asriel... Przestań, po prostu chodźmy... - Ruszył przed siebie już nie obracając się za siebie. Spojrzałem na Songe, ciągle stał w miejscu bez ruchu, a rumieniec zrobił się tylko wyraźniejszy. Usłyszałem cichy śmiech Macabre.
- No chodź Songe, nie będziemy tu tak stali, pomarzysz sobie w komnacie. - Chwycił dłoń brata i zaczął go ciągnąć za strażnikiem. Songe chyba niespecjalnie kontaktował. Ruszyliśmy dalej w stronę komnat z małymi uśmieszkami.
Nie zajęło to długo, dowiedzieliśmy się które pokoje są nasze i zostaliśmy zaproszeni przez Asriela do rozmowy w jego komnacie. Strażnicy zostali pod drzwiami gdy weszliśmy do środka.
Songe niemal od razu zmienił się w nietoperza i podleciał na aksamitną, limonkową poduszkę obok Cruzara, który dalej się nie otrząsnął. Wampir zwinął się w kulkę na poduszce zadowolony. Ja i Mac usiedliśmy na krzesłach ustawiając je uprzednio przed łóżkiem, a Asriel usiadł na brzegu wspomnianego mebla.
- Chyba spodobała ci się ta poduszka co? - Songe kiwnął główką w odpowiedzi. Spojrzałem na księcia ciekawskim spojrzeniem.
- Książę, jeśli mogę spytać, jak poznaliście Songe? Wiem, że go uratowaliście, ale jak to się właściwie stało?
- Eterna się stała. Znalazłem go rannego i nieprzytomnego na balkonie, więc wziąłem go do środka i opatrzyłem. Cruzar jak go zobaczył spanikował. - Asriel uśmiechnął się widząc minę Cruzara.
- Zawsze byłem uczony, że wampiry to bezwzględni mordercy, to akurat nie moja wina. Ostatecznie dla jednego nauczyłem się prawie latać. - Songe posmutniał co strażnik zauważył i uśmiechnął się łagodnie. - Hej, to nie twoja wina, to była moja decyzja. Poza tym uratowałeś mi skórę, tak? - Posmyrał nietoperza za uszkiem. Od razu poprawił mu się humor. Uśmiechnąłem się widząc to. Będę musiał tak spróbować z Fallacym.
- Wracając. Następnego dnia Eterna chciała przeszukać mój pokój, więc Cruzar pomógł mu uciec na jej oczach. Wypchnęła go za to z balkonu... Nie spodziewałem się, że będzie do tego zdolna...
- Czemu mnie to ani trochę nie dziwi? - Wszyscy spojrzeliśmy na Macabre. - To Eterna, zrobi wszystko co może żebyśmy wymarli. Co nie może również. Nie zdziwiłbym się gdyby była w stanie zabić ciebie książę.
- Nie przesadzajmy, nie odważyłaby się podnieść na mnie ręki, mój ojciec by ją ukarał śmiercią.
- Tak czy siak radzę na nią uważać. To sadystka, która wyznaje zasadę ,,Po trupach do celu", nigdy nie wiadomo co jej siedzi w głowie. - Asriel przez chwilę milczał zastanawiając się nad słowami Macabre. Trochę racji ma. Ale żeby odważyła się na coś takiego? Jest uparta, ale nie głupia.
- Dobrze, wezmę sobie tę radę do serca. - Książę przeciągnął się ziewając zmęczony. - Już późno, idźcie się wyspać. Jutro zaczyna się nowy, lepszy rozdział naszego życia.
Songe podleciał do brata zmieniając się obok niego w swoją szkielecią formę.
- Dziękuję książę...
- To ja dziękuję, gdyby nie wy nie udałoby mi się i wojna trwałaby dalej.
- To zasługa nas wszystkich książę. - Macabre podszedł do drzwi otwierając je. Ja i Songe poszliśmy w jego ślady. - Życzę miłego snu.
- Spokojnej nocy. / Spokojnej nocy. - Spojrzeliśmy na siebie z Songe po tym jak powiedzieliśmy to w tym samym czasie i się zaśmialiśmy.
- Dobranoc. - Usłyszałem odpowiedź księcia zanim Macabre zdążył zamknąć drzwi. Udaliśmy się w stronę naszych komnat.
- Ciekawe jak długo ten pokój się utrzyma. - Oboje spojrzeliśmy na Macabre z pytaniem w oczach.
- Dlaczego miałby się nie utrzymać? - Nie do końca zrozumiałem co miał na myśli.
- Eterna jako odpowiedź wystarczy? Jest uparta, nienawidzi nas, pokój jej zawadza. Na pewno będzie chciała to zniszczyć, żeby móc nas zabić.
- No tak... Ale myślmy pozytywnie! Pesymizm do nikąd nas nie zaprowadzi. - Kiwnąłem głową potwierdzając słowa Songe. Macabre nic nie odpowiedział i otworzył drzwi przepuszczając brata.
- Dobranoc Encre, idź już spać. Fallacy'emu może to trochę jeszcze zająć.
- Dobranoc! - Songe rzucił się zadowolony na łóżko chociaż nie wyglądał jakby miał zasnąć w najbliższym czasie. Czy on się kiedyś męczy?
- Wolę na niego zaczekać, dobranoc. - Macabre kiwnął głową i zamknął drzwi, a ja poszedłem do komnaty obok.
Położyłem się zadowolony na łóżku twarzą do sufitu i zacząłem rozmyślać. Dalej ciężko mi uwierzyć, że to się udało. I o dziwo król nie był aż tak źle do nas nastawiony jak się spodziewałem. Myślałem, że będzie znacznie bardziej uparty. Chociaż może to dzięki królowej. Całe szczęście stanęła po naszej stronie. Odwróciłem się plecami do drzwi. Cieszę się, że przyszedłem z nimi. Królowa i książę mieli następny argument. Żywy dowód na to, że śmiertelnicy i wampiry mogą żyć w symbiozie.
- Nad czym tak rozmyślasz? - Przeszedł mnie przyjemny dreszcz gdy jego oddech połaskotał mój wrażliwy kark. Kiedy on tu wszedł? Nie słyszałem otwieranych drzwi...
- Nad co się stało. I że się udało. - Odwróciłem się przodem do Falla i rumieniąc się złożyłem krótki pocałunek na jego ustach. Od razu się uśmiechnął i troszkę zarumienił. Bardzo mu pasuje ten cytrynowy odcień.
- Też się cieszę Encre. Teraz wszyscy będziemy bezpieczni. Dopóki Eterna nie zniszczy pokoju... - Przewróciłem oczami i spojrzałem na niego poważniej.
- Ty i Macabre już przesadzacie z tą Eterną. Trochę optymizmu by wam nie zaszkodziło, nie można być takim pesymistą.
- Ja i Mac jesteśmy realistami, nie pesymistami. A ty i Songe jesteście marzycielami, czasem to bywa zgubne. - Tu mu racji nie mogę odmówić... - Ale teraz lepiej połóżmy się spać, mam dość stresu na najbliższy tydzień.
_________________________________________
1738 słów
Kochaniiii został mi do napisania najdłuższy rozdział tej książki i dwa zakończenia :D Po napisaniu następnego rozdziału zamawiam trumnę i miejsce na cmentarzu :'D Przyda się :')
Rozdział niesprawdzony, mam do dzisiaj deadline zadań, a jeszcze nawet nie zaczęłam bo pisałam rozdział :) Ciekawi mnie kiedy mnie wywalą ze studiów
Byeeee~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top