Rozdział 23

*pov. Fallacy* 

To był błąd. To się BARDZO źle dla nas skończy! Po chuj ja się zgodziłem?! Trzeba było ich zabić jak miałem okazję!

Patrzyłem na sporej wielkości wrota z pomalowanego złotem drewna, prowadzące do sali tronowej. To pewne, że są tam łowcy, nie trzeba być geniuszem, żeby to wiedzieć. Eterna tam jest. Wystarczy jej jedno hasło żeby pozabijała nas bez namysłu ze swoimi koleżkami.

Asriel pchnął masywne wrota wchodząc do środka. Zawahałem się, ale Encre lekko pociągnął mnie za księciem. Wszedłem więc za nim natychmiast rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu. Jeden, dwa... Pięć, sześć, siedem... Dziesięć... Dwunastu łowców?! To wychodzi po... Czterech na głowę, zakładając, że Songe będzie walczył... Co jest bardzo wątpliwe. Podsumowując: jesteśmy bardziej martwi niż nam się wydawało.

Stanęliśmy na środku pomieszczenia. Encre, Songe, Macabre i strażnicy klęknęli jak etykieta nakazuje. Ja oczywiście nie zrobiłem tego samego, pora pokazać im kim jestem.

- Klękaj przed swoim królem niewdzięczny wampirze.

Spojrzałem opanowanym i pewnym siebie wzrokiem na Eternę stojącą koło tronu królewskiego. Zmarszczyłem brwi napinając się i będąc gotowym na wszystko.

- MOIM królem? Nie wydaje mi się żebym mieszkał w tym lesie. Poza tym król broni swoich poddanych, a nie ich wybija, zgadza się? Nie pokłonię się innemu królowi, zwłaszcza gdy jego głównym celem w stosunku do nas jest ludobójstwo.

- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać podrzędny wampirze?! - Głos koziego króla rozniósł się po pomieszczeniu jak grom w burzową noc. Spojrzałem spokojnie na Asgore'a mimo, że nerwy zżerały mnie od środka. - Za kogo ty się uważasz?!

- Za króla. - Asgore zamilkł patrząc na mnie zdziwiony. Songe odważył się zabrać głos.

- Pokłoniliśmy się nie tylko Tobie królu Asgorze. - Lekko się uśmiechnąłem, lecz uśmiech zniknął z mojej twarzy gdy usłyszałem Eternę.

- Król? Ty? Haha! Cudownie! Jesteś tak głupi, że sam podłożyłeś się po nóż. Swoją drogą jak tam twój bachor ,,królu''?

- ETERNO! - Głos Asriela wcale mnie nie uspokoił. Niemal warknąłem w jej stronę w furii. Jak. Ona. ŚMIE.

- Łapy precz od mojego syna ladacznico, tkniesz go jeszcze raz choćby przypadkiem a skończysz znacznie gorzej niż wszystkie wampiry razem wzięte.

- Jak mnie nazwałeś pijawko?!

- ETERNO CISZA! A ty Fallacy uspokój się. - Asriel wtrącił się wiedząc, że zaraz rzucimy się sobie do gardeł jak tak dalej pójdzie.

Rozejrzałem się ukradkiem i zamilkłem widząc łowców stojących w gotowości do ataku. Muszę się uspokoić. Tylko tak mamy szansę wyjść z tego cało.

- Widzisz synu, mówiłem ci. Ten pokój jest niemożliwy. Wampiry nigdy nie zdołają zmienić swojej zwierzęcej natury. - Powiedziała koza.

- Mylisz się ojcze. Tydzień spędziłem w posiadłości króla Fallacy'ego, razem z Cruzarem i Khaizerem. Udało nam się poznać ich z zupełnie innej strony niż wy wszyscy. Oni są TACY JAK MY. Jedyną różnicą jest ich sposób odżywiania się.

- Oni mordują naszych ludzi synu-

- A my ich! Nie jesteśmy ani trochę lepsi od nich! Nawet odważę się powiedzieć, że jesteśmy gorsi. Oni zabijają, bo się bronią. Muszą pić krew, to nie ich wina, że tacy się urodzili. Robią nam to samo, co my robimy zwierzętom. Zabijamy krowy, świnie, kury czy króliki dla mięsa. A na wampiry polujemy. Nie, nie my. ŁOWCY polują nie raz z nudów, albo dla przyjemności. Ojcze, proszę, zroz-

- Łowcy mają nas przed nimi chronić synu.

- Asgore, proszę, posłuchaj go. - Kobieta siedząca obok niego zabrała głos pierwszy raz od kiedy tu przyszliśmy. Był melodyjny i kojący dla ucha. Oczywiście zależy czyjego. - Wrócił od nich cały i zdrowy, czy to nie jest wystarczający dowód na to, że istnieje możliwość pokoju? Mamy szansę na zakończenie tej bezsensownej rzezi!

Królowa wstała ze swojego tronu i zeszła z podwyższenia podchodząc do nas. Nie boi się? Aż dziwne. Spojrzała na Encre klęczącego obok mnie.

- Wstań młodzieńcze. - Malarz podniósł się z kolan i spojrzał zestresowany na królową. - Nie wyglądasz mi na wampira czy łowcę. Kim jesteś?

- Moje imię brzmi Encre Pani. Jestem malarzem, do niedawna mieszkałem na skraju miasta, ale od jakiegoś czasu mieszkam w posiadłości króla Fallacy'ego.

- Ktoś cię do tego zmusił? I jak to wygląda z twojego punktu widzenia?

- Zmusił..? - Przez chwilę zastanowił się nad odpowiedzią. - W pewnym sensie tak, ale raczej sytuacja popchnęła mnie pod drzwi króla Fallacy'ego. Mogę śmiało stwierdzić, że uratował mnie przed pewną śmiercią... - A na początku sam chciałem go zabić, o ironio.

- Mógłbyś opisać sytuację, o której powiedziałeś? I jak poznałeś króla wampirów? 

- No cóż... Przyznaję, że nasze pierwsze spotkanie nie było przyjemne... M-miałem... - Wahał się, zapewne nie wiedział czy powinien to mówić. To się źle skończy... - Miałem zostać jego ofiarą. Ale tak się nie stało. Oboje usłyszeliśmy krzyk dziecka. Król Fallacy pobiegł w kierunku krzyku do miasta, a ja pobiegłem za nim. Na miejscu okazało się, że Eterna próbowała zabić jego syna, Jaspera. Dzieciak musiał uciec bo jak wracałem do domu znalazłem go rannego w uliczce. Był przerażony, bał się nawet mnie, nie miałem serca mu nie pomóc i zostawić go na pastwę losu... Więc zabrałem go do domu, opatrzyłem i poszliśmy spać. Rano naszła nas Eterna z... Azurem... Znaleźli Jaspera. Eterna chciała zabić nas obu, mnie za zdradę. Uciekłem do lasu i myślałem, że to mój koniec, ale Jasper zaproponował mi schronienie. Król Fallacy nie był na początku zadowolony, ale zgodził się, więc od tamtego momentu mieszkam u niego.

Spojrzałem na królową Toriel. Wydawała się zadowolona z odpowiedzi.

- Szlachetnie postąpiłeś wobec dziecka młodzieńcze. A jak teraz się czujesz mieszkając w posiadłości wampira? Jesteś do czegoś zmuszany? - Encre zerknął na mnie kątem oka z delikatnym uśmiechem na twarzy. Błagam, niech odpuści sobie naszą aktualną relację, przynajmniej przy łowcach.

- Nie jestem do niczego zmuszany. Czuję się bardziej na swoim miejscu niż w moim starym domu. Czuję jakbym miał prawdziwą rodzinę i przyjaciół, wsparcie... Dom... Król nie chciał żebym tu dzisiaj był. Wie, że Eterna najchętniej by mnie ścięła tu i teraz i chciał tego uniknąć, ale spędziłem z wampirami tyle czasu, że nie potrafiłem się za nimi nie wstawić. - Zerknąłem na Eternę gdy to powiedział. Nie była zadowolona patrząc na jej minę. 

- Rozumiem, dziękuję młodzieńcze. Cruzar. - Wezwany strażnik podszedł do królowej klękając przed nią na jedno kolano i pochylając głowę posłusznie. Jak pies.

- Tak moja Pani? - Nawet gada jakby był psem.

- Jak było w posiadłości króla wampirów? Widzę, że nikt was nie zagryzł, więc jesteśmy w połowie sukcesu. - Zaśmiała się krótko z własnego żartu. Mi raczej do śmiechu nie jest, zwłaszcza po tej akcji z Encre na początku...

- Na początku był drobny problem, ale to było do przewidzenia ze względu na łowcę. Jednak potem było już spokojnie, udało nam się znaleźć dogodny dla obu stron układ przebywania w zamku i nikt nie traktował się jak wrogowie. Panowała między nami przyjemna atmosfera, nawet łowca dobrze się czuł w towarzystwie wampirów, przynajmniej tak to wyglądało.

- Dziękuję Cruzar, co masz na myśli mówiąc o układzie? - Zerknąłem na króla Asgore'a, który uważnie słuchał wszystkiego co zostało tu powiedziane.

- Musieliśmy zostawić broń, ale to było zrozumiałe. W zamku jest dziecko, a król wampirów nie znał żadnego z nas, więc nie ufał nam w tej kwestii.

- Rozumiem, nie ma o czym dyskutować jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo naszych dzieci. - Kiwnęła głową do Cruzara, który wstał i wrócił do boku Asriela. Toriel spojrzała na łowcę stojącego dalej obok Macabre. - Khaizer, potwierdzasz słowa Cruzara? Chciałbyś coś jeszcze dodać?

Przymknąłem oczy starając się nie pokazać swojej niepewności. Oby nam nie narobił problemów i nas nie zdradził, w końcu to łowca. Jeśli zaprzeczy wszystkiemu to jesteśmy na przegranej pozycji, jego słowo przeciwko naszemu. Bezpieczniej będzie nas zabić jeśli opinie będą sprzeczne. Przez dosłownie chwilkę panowała cisza.

- Nie mam nic do dodania miłościwa Pani. Cruzar powiedział wszystko co powiedziałbym ja.

Odetchnąłem z ulgą. Chyba zbyt widocznie bo jak otworzyłem oczy królowa patrzyła na mnie z uśmiechem. Dziwnie patrzeć jak uśmiecha się do ciebie ktoś, kto równie dobrze mógłby być twoim obiadem. Toriel spojrzała na Asgora zadowolona.

- Asgore, nie powiesz mi chyba po tym co sam usłyszałeś, że pokój jest tylko snem. Jeśli nawet łowca potrafił być szczęśliwy wśród wampirów to myślę, że możemy spróbować. Asriel naprawdę bardzo się stara, żeby cię przekonać. Jeśli nie chciałeś słuchać tylko jego to może teraz rozważysz tę opcję? 

Spojrzałem na króla siedzącego w zamyśleniu na złotym tronie. Oby się zgodził, jeśli będzie inaczej nie wyjdziemy z tego żywi... W duchu dziękowałem Cruzarowi i Khaizerowi za wstawienie się za nami. Gdyby nie oni nawet nie musiałbym się zastanawiać czy przeżyjemy czy nie, odpowiedź właśnie byłaby przy mojej krtani razem z Eterną. Spojrzałem na łowczynię. Była wściekła, chociaż to spore niedomówienie. Gdyby tylko dostała odpowiedni znak już by nas pozabijała. Nawet nie chce myśleć w jak okrutny sposób by to zrobiła... Z radością patrzyłaby jak umieramy w agonii...

Poczułem delikatne tyrpnięcie na moim przedramieniu. Encre dyskretnie wyrwał mnie z nieprzyjemnych myśli za co byłem mu bardzo wdzięczny. Uśmiechnął się do mnie uspokajając mnie trochę. Oddałem gest. I w końcu po niekończącej się dla mnie ciszy usłyszałem werdykt Asgora.

- Dobrze, niech będzie. Wierzę w waszą prawdomówność. Możemy--

Drzwi nagle zostały otwarte z hukiem, przyciągając naszą uwagę. Przez to co zobaczyłem poczułem zimny, paraliżujący dreszcz strachu na kręgosłupie. Macabre miał podobną reakcję, ale jak inaczej mogliśmy zareagować?! Po kilku sekundach oboje krzyknęliśmy zszokowani i przerażeni tym widokiem.

- MORVAR?! / MORVAR?!

______________________________________

1544 słowa

Rozdział nie sprawdzony i w sumie pisany trochę na szybko ;) 

Może kiedyś go sprawdzę i poprawię, póki co musi tak zostać

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top