Rozdział 2

*pov. Encre*

Nareszcie... Wracam właśnie do domu po dość udanym dniu. Sprzedałem w sumie 6 obrazów z czego jednym był ten paw. Szlachcicowi bardzo się spodobał, więc zapłacił mi trzy razy więcej niż sam chciałem wziąć! Zarobiłem dzisiaj aż 118 złotych monet! W ciągu ostatnich dwóch tygodni tyle nie uzbierałem! Poszczęściło mi się!

Teraz tylko muszę namalować następne obrazy. Wszedłem do drewnianej chatki znajdującej się dość blisko lasu, od razu kierując się do pomieszczenia ze sztalugą.

Położyłem płótno na swoim miejscu i złapałem za paletę z farbami, i pędzel. Spojrzałem z uśmiechem na materiał przed sobą, lecz po chwili mina mi zrzedła...

NIE MAM WENY! O NIE! Malarz bez weny?! Kurcze, muszę coś wymyślić! Gdzie można zdobyć wenę? Myśl, myśl, myśl..!

Może las? W sumie nie najgorszy pomysł. Tylko, że ostatnio łowcy ostrzegali, że grasują tam te całe wampiry... Nie to, żebym wierzył w te bajeczki, ale podobno potwory i ludzie, którzy tam wchodzą już nigdy nie wracają. Może to jakieś dzikie zwierze? Na pewno nie wampir, no błagam! Jaki idiota wierzy w te bajki?!

Pomimo niepewności postanowiłem zaryzykować. Włożyłem kilka pędzli i farb do mojej małej, brązowej torby i opakowałem płótno w papier, żeby materiał się nie podarł przypadkiem. Przewiązałem go sobie na plecach dość silną wstęgą i mogłem ruszać. Z torbą na ramieniu i pakunkiem wyszedłem z domu i skierowałem się w stronę tego "strasznego" lasu.

Nie wyglądał co prawda zbyt zachęcająco przez mrok, który tam panował, ale nie zraziłem się tym i ruszyłem ścieżką pomiędzy drzewa. Im bardziej oddalałem się od miasteczka tym lepiej i wyraźniej mogłem usłyszeć niesamowite dźwięki natury nietkniętej ludzką ręką. Szum liści, śpiew ptaków, bzyczenie pszczół... To wszystko było takie magiczne...

Nawet nie zwracałem uwagi gdzie dokładnie jestem. Później się będę o to martwić.

Usłyszałem w oddali szum wody, więc skierowałem się w tamtą stronę. Gdy dźwięk stał się wyraźniejszy przyspieszyłem, by po chwili ujrzeć widok zapierający dech w piersiach...

Wysoki, rozległy wodospad otoczony różnorodną roślinnością, między innymi kolorowymi kwiatami, których nazw nie znałem, krzewami w trakcie rozkwitu, klonami, dębami i wieloma innymi gatunkami, w większości nieznanych mi roślin. Krystalicznie czysta woda wpadała do sporego rozmiaru zbiornika, w którym mieniły się kolorami tęczy różne, drogocenne kamienie, od rubinów zaczynając, przez piękne ametysty, szmaragdy, a na diamentach kończąc.

Nie mogłem się napatrzeć na ten niesamowity widok, więc przez jakiś czas po prostu stałem z opadniętą szczęką.

Ściągnąłem płótno z pleców rozpakowując je i opierając stabilnie o jedno z drzew. Oczywiście chciałem namalować ten wodospad, więc ustawiłem się pod odpowiednim kątem i siadając przed materiałem wyjąłem wszystkie pędzle i farby. Chwilę jeszcze popatrzyłem na ten urokliwy krajobraz i wziąłem się do pracy.

*pov. Fallacy*

Od samego rana wszyscy mnie denerwują! Najpierw słudzy plączą się pod nogami, potem Jasper jak zwykle coś zepsuł i jeszcze Suave się napatoczył!

Z nerwów aż się trząsłem. KURWA MAĆ! Wszyscy, bez wyjątku schodzili mi z drogi, bo bali się o swoje żałosne życia. Potrzebuję odetchnąć.

Wyszedłem z mojej posiadłości i ruszyłem w stronę Précieux. Nazwałem tak kiedyś pewien piękny wodospad znajdujący się głęboko w lesie. A dlaczego tak? Précieux znaczy cenny w języku francuskim, a w jeziorku, do którego wpada krystalicznie czysta woda jest mnóstwo kamieni szlachetnych.

To niezwykłe miejsce bardzo mnie uspokaja i tylko tam nie czuję chęci zabicia jakiegoś śmiertelnika i wypicia mu całej krwi. Mam wtedy na to zbyt dobry humor. Chociaż jakby się jakiś napatoczył, to pewnie by tego nie przeżył. No cóż...

Po jakichś dwudziestu minutach szybkiego marszu usłyszałem jakąś melodię. Ktoś znalazł to miejsce? Przysięgam, że jeśli zabierze choćby jeden kamień to rozerwę mu gardło!

Powoli, żeby się nie wydać zbliżyłem się do źródła dźwięku. Wychylając się zza drzewa dostrzegłem szkieleta siedzącego przed płótnem i nakładającego na nie różne kolory farb.

Malarz? Tutaj? W sumie to się nie dziwię, to miejsce jest przepiękne. Ale to nie zmienia faktu, że na pewno łowcy ostrzegli wszystkich przed wchodzeniem o lasu... Co on tu robi?

W sumie mało istotne, lepiej dla mnie! Wyszedłem zza drzewa i bezszelestnie podszedłem do niego od tyłu. Nie zauważył mnie, był zbyt pochłonięty malowaniem. Spojrzałem na jego pracę i aż rozszerzyłem oczodoły ze zdumienia. Ten obraz był tak realistyczny jakbym mógł dotknąć wszystkich jego części i poczuć to zimno wody spadającej kaskadami z wodospadu.

Ma talent, to nawet ja mu przyznam. Szkoda tylko, że nawet to go nie uratuje. Przynajmniej nie muszę polować, podali mi danie na talerzu...

- Ładny obraz. - Malarz podskoczył szybko obracając się w moją stronę.

- D-dziękuję. Nie sądziłem, że jest tu ktoś oprócz mnie, myślałem, że inne potwory boją się wchodzić do tego lasu przez wampiry. - Obrócił się z powrotem do płótna i malował dalej. Ignorowanie mnie nie skończy się dla niego dobrze.

- A ty się nie boisz? - Dawno nie rozmawiałem z kimś spoza mojego zamku. Teraz mam okazję. Mogę chwilę poczekać z zabiciem go.

- Nie wierzę w wampiry, to tylko głupie bajki, którymi straszy się dzieci jak nie chcą iść spać. - Czyli niedowiarek. Świetnie... - A właśnie, przepraszam, gdzie moje maniery. - Wstał i wyciągnął w moją stronę rękę. - Jestem Encre.

Uścisnąłem jego dłoń z lekkim uśmiechem, tak by nie zobaczył kłów.

- Mów mi Fallacy. - Spojrzałem jeszcze raz na obraz. - Jesteś malarzem? Bo naprawdę pięknie wyszedł ci ten wodospad. Tak... Realistycznie. - Powiedziałem zgodnie z prawdą.

- T-tak, jestem malarzem. - Na jego kościach policzkowych pojawiła się ledwo widoczna tęcza. Oh, jak słodko! Może jego krew też będzie słodka? Oby, przynajmniej będę miał smaczną kolację. - I dziękuję! Cieszę się, że ci się podoba!

Spojrzałem w niebo, które powoli zaczynało ciemnieć. Muszę go przetrzymać do zmroku, wtedy bez najmniejszych problemów będę mógł go zabić. Im jest ciemniej na zewnątrz tym jestem silniejszy i szybszy. I regeneruję się szybciej. W dzień też mam nadludzką siłę i szybkość, ale nie aż tak jak nocą. Jakby się postarał, mógłby mi uciec.

- Oj, robi się ciemno, muszę się zbierać. - Spojrzałem na niego gdy zbierał swój sprzęt i zastanawiałem się jak go zatrzymać w tym lesie.  - Tylko jak ja..? - Zaczął rozglądać się dookoła. Zgubił się? Świetnie!

- Mogę cię odprowadzić jeśli chcesz. - Prosto w objęcia śmierci. Uśmiechnął się szeroko, a w jego oku zaświeciła żółta gwiazdka. Dopiero teraz ją zauważyłem. Ciekawe, nie powiem, że nie.

- Naprawdę?! Dziękuję! - Przełożył pas torby przez głowę i złapał za obraz uważając, żeby go nie zepsuć. Odwróciłem się wiedząc, że szkielet za mną pójdzie. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, będę miał smaczną kolację. Po drodze co chwilę zerkałem na niebo widząc jak z każdą minutą ciemnieje. Uśmiechałem się do siebie coraz szerzej, aż w końcu pokazały się moje ostre jak brzytwa kły. Jeszcze tylko chwila. Niewielka chwila i poznam smak jego krwi..!

Po jakichś 25 minutach słońce wreszcie zniknęło za horyzontem. Poczułem jak mój wzrok się wyostrza i uwydatniają się kły. Stanąłem nagle i poczułem jak kolacja wpada w moje plecy.

- H-hej, wszystko w porządku? - Powoli odwróciłem głowę w jego stronę szeroko się uśmiechając, dzięki czemu zobaczył moje kły. Dające delikatną poświatę czerwone źrenice też zapewne mroziły krew w żyłach.

- Jest cudownie. - Zacząłem do niego podchodzić, a ten przerażony upuścił obraz i zaczął się cofać. Nagle jego droga ucieczki zniknęła, gdy trafił plecami na drzewo. Szybko się przed nim pojawiłem łapiąc go za ramiona i mocniej dociskając do ciemnej, szorstkiej kory. - Już dawno kolacja nie poszła ze mną sama z siebie. - Oblizałem ostre kły chcąc skosztować jego krwi. Już ledwo się wstrzymywałem.

- W-wa-wampi-r?! N-ni-e! P-prosz-ę! - Zaczął płakać, a po jego policzkach powoli spływały słone łzy. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Schyliłem się do jego kręgów szyjnych i liznąłem je. Tak słodko pachnie... Nie wytrzymam dłużej, muszę wyssać jego krew!

Już miałem wbić mu swoje kły i wyssać pyszny, czerwony płyn, gdy usłyszałem przeraźliwy krzyk od strony wioski. Przez chwilę zamarłem w bezruchu. Normalnie bym się tym nie przejął... Ale... Ja znam ten głos... Zmroziło mi krew w żyłach.

JASPER!!!

__________________________

Oh God... 1306 słów... Troszkę mi się rozpisało :P

Mam do was pytanko ludziki. Chcielibyście może książkę o BG (Bad Guys)? Macie tu jakby to wygladało:


Mam już trochę napisane :D Nie będzie to w żaden sposób planowane, będę to pisać i publikować jak będę się czuć  wystarczająco dziwnie, żeby mieć głupie pomysły :) Jak coś to to jest pisane w szkole, z grubsza na chemii xD

Tak, shipy też tu są xD

I moja jakże kochana psiapsi (której nie oznaczę, bo nie jest z fandomu (smutne ;-;)) dała mi "świetny" pomysł na grę na imprezę, który chciałam dać do tego... Nie wiedziałam co to jest, dopóki nie wpisałam nazwy w Google. "Słoneczko".

Jeśli nie wiesz co to, to NIE SZUKAJ, zwłaszcza jak nie masz 18 lat ;-;

To ten, chcecie cuś takiego? Dajcie znać, to jakoś w tygodniu opublikuje ;)

Do następnego misiaczki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top