Rozdział 19

*pov. Encre*

Faktycznie poczułem się lepiej po posiłku. Sam doszedłem do pokoju i się nie przewróciłem, a to już coś.

Postanowiłem też nie mówić póki co o moich uczuciach Fallacy'emu. Wolę być w pełni sił wyznając mu to. Jakby się zezłościł to w moim aktualnym stanie zginę przez utratę zbyt dużej ilości krwi. Ta wizja troszkę mnie przeraża. Troszkę bardzo. Powiem mu za jakiś czas...

/TIME SKIP - 3 dni/

- Encre! Chodź się z nami pobaw! Proooszę! - Jasper skakał wokół mnie już od dobrych 10 minut nie dając mi spokoju.

- Jak skończę to przyjdę, słowo!

Malowałem właśnie obraz. A raczej jego tło. W nocy wpadłem na genialny pomysł i chcę go wykonać!

- Ale to ci długo zajmie! - Odłożyłem pędzel z paletą farb na bok i odwróciłem się do wampirka łapiąc go na ramiona i zatrzymując w miejscu. Uśmiechnąłem się do niego ciepło.

- Potrzebuję jeszcze jakichś 20 minut, dobrze? Zanim zacznę malować dalszą część obrazu ta musi wyschnąć, więc skończę jutro, może być?

- Hmm... No dobrze... Ale za 20 minut przyjdziesz?

- Tak, przyjdę. - Puściłem go.

- Jej! Czekamy w ogrodzie! - Jasper wybiegł z pomieszczenia pełen energii. Czasem bywa to strasznie męczące, ale można się przyzwyczaić. 

Odwróciłem się spowrotem do płótna, chwyciłem pędzel, paletę i kontynuowałem przerwaną czynność. W każde machnięcie pędzlem wkładałem mnóstwo emocji. Chyba można się domyślić co, a raczej kogo chciałem uwiecznić na materiale przede mną.

Póki co jest tylko tło w postaci pięknie ozdobionego różnymi wzorami tronu i sali w ciepłych kolorach. Jutro namaluję drugą, najważniejszą część obrazu. Samego króla. Fallacy'ego.

Odłożyłem pędzel na bok spoglądając za okno. Mam nadzieję, że królowi się spodoba. Odłożyłem wszystko i poszedłem do łazienki połączonej z pomieszczeniem, w którym przebywałem. Cały byłem w różnych barwach farb, część już wyschła i musiałem spędzić chwilę dłużej na szorowaniu zaschniętych plam. Nie zajęło mi to jednak długo i po chwili szedłem już w stronę ogrodu.

*pov. Fallacy*

Stałem na balkonie obserwując wszystko z góry. Wolę mieć na nich oko, zwłaszcza kiedy Jasper bawi się z tymi dwoma śmiertelnikami. Tym bardziej, że jest z nimi łowca. Nawet jeśli kiedyś uratował Macabre i Songe zapewne się zmienił. Dorósł i nauczył się zabijać. Jasper nie miałby najmniejszych szans gdyby Khaizer postanowił go zaatakować, nawet bez broni. A jeśli zaatakują go we dwójkę to będzie tylko chwila. Nie zdąży nawet zorientować się co się dzieje. Wolę być gotowy na wszelkie możliwości.

Furtka skrzypnęła, więc spojrzałem w jej stronę. Do ogrodu wszedł nie kto inny jak malarz. Właśnie, Encre. Zdaję sobie sprawę z jego uczuć do mnie. Ale niezbyt mnie to obchodzi, w końcu jestem wampirem. To by się nigdy nie udało, nawet gdybym jakimś cudem odwzajemnił jego uczucia. 

Do drzwi mojego pokoju ktoś zapukał. Są dwie opcje. Albo to Suave, albo ta koza.

- Wejść. - Do pomieszczenia wszedł mój lokaj. Chociaż tyle dobrego. - Co cię do mnie sprowadza?

- Rozmowa. Zwykła rozmowa. - Uśmiechnąłem się do niego wchodząc do środka, ale zostawiłem otwarte okno balkonowe na wszelki wypadek. - Co o tym wszystkim myślisz Fallacy? O tym pokoju między rasami?

Tak, on też mówi mi po imieniu, w końcu mnie wychował. Ale tylko jak jesteśmy sami. Uparł się, że przy kimś będzie nazywał mnie Milordem. Usiadłem na brzegu mego łóżka z cichym westchnięciem.

- Szczerze? Nie wiem. Nie wierzę w ten pokój. Według mnie to zwykłe mrzonki dzieci, które jeszcze nie zaznały prawdziwego życia. A ty? Co o tym sądzisz? Jesteś tym, którego zdanie cenię najbardziej, więc chcę je poznać. - Suave usiadł obok mnie z poważnym wyrazem twarzy.

- Moim zdaniem zawsze można spróbować. Jeśli to wszystko jest prawdą książę Asriel się za nami wstawi, co znacznie przechyli szalę na naszą stronę. Ukrywanie się nie byłoby dłużej potrzebne, a polowania by ustały. Nie musiałbyś się już tak martwić o wszystkich.

- Martwić się będę też i w trakcie pokoju, na pewno znajdą się tacy, którym się to nie spodoba. Nikt nie będzie w pełni bezpieczny. Więc martwić się będę tak czy inaczej o wszystkich.

- O Encre też? - Tym pytaniem lekko mnie zagiął. Miałem odpowiedzieć od razu, że nie, ale... Zawahałem się...

- Nie wiem. Może tak, może nie. Jest jedynym śmiertelnikiem, do którego nie mam pewności co myślę. - Wiem, że z Suave mogę być szczery. Zawsze mi chętnie doradzi i pomoże. Być może również w sytuacji z Encre.

- Martwił byś się o niego? - Przez chwilę milczałem zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie wiem, wątpię, to tylko śmiertelnik, który miał tą nieprzyjemność trafić na resztę życia do mojego zamku.

- A jakby go teraz zabili? - Mimowolnie spojrzałem w stronę balkonu słysząc ich śmiechy.

- Nie wiem. - Suave się przez chwilę nad czymś zastanowił.

- A żałowałeś? Tego ugryzieni i stanu do jakiego go doprowadziłeś? - Znów chwilę milczałem.

- Może trochę, ale zasłużył sobie, nie miał prawa mi się postawić, nie na oczach wroga...

- A co czujesz będąc przy nim?

Co czuję? Niby nic, ale jednak coś. Z jednej strony jego krew jest pyszna i znów chcę się jej napić, z drugiej jednak nie chcę go ranić i zadawać mu więcej bólu. Jednocześnie chcę i nie chcę żeby się mnie bał. To jest zbyt skomplikowane nawet dla mnie, nie rozumiem sam siebie, a to się nie zdarza...

- Nie wiem, mam jakiś konflikt wewnętrzny co do niego. Z jednej strony jestem wampirem, a on śmiertelnikiem, który powinien być przerażony i uciekać widząc kogoś takiego jak ja. Jednak tak nie jest i pomimo, że prawie go zabiłem nie boi się mnie. Z drugiej strony poniekąd go chyba polubiłem przez ten krótki czas. Ma w sobie coś dziwnego, czego nie spotkałem u nikogo przez całe swoje życie. Jest malarzem, tworzy arcydzieła, które powinien sprzedawać za niemałą sumę złota, a jednak żył bardzo biednie. Przy naszym pierwszym spotkaniu chciałem go zabić, a on potem pomógł Jasperowi. Wampirowi, który też mógł go zabić mimo swojego stanu. Wiedział, że narazi się tym Eternie, a jednak zabrał go do swojego domu i opatrzył. Poza tym ma w sobie coś czego nie umiem określić. Nie spotkałem tego u żadnego śmiertelnika. Nie wiem co to, ale jak o tym myślę to... Uśmiecham się? Nie wiem, nie rozumiem co się wtedy ze mną dzieje. Ale czuję się z tym dziwnie i pierwszy raz nie do końca wiem co to znaczy. Może się gdzieś rozchorowałem. - Zorientowałem się, że Suave na mnie patrzy z taką jakby radością w oczach. Coraz mniej rozumiem z tego wszystkiego. - Czemu się tak na mnie patrzysz..?

- Nie sądziłem, że doczekam się tego dnia, ale chyba jednak... Fallacy... Ty się zauroczyłeś.

- Słucham?! - Spojrzałem na niego jak na osobę niespełna rozumu. - To niemożliwe, to zwykły, słaby śmiertelnik, a ja jestem wampirem!

- I co w związku z tym? On cię kocha, więc czemu nie mógłbyś tego odwzajemnić?

- Bo to nie ma prawa bytu! Jestem wampirem jakbyś nie zauważył.

- Jesteś. Ale co to ma do rzeczy? Encre dobrze wie kim jesteś, nawet napiłeś się jego krwi, a on się ciebie nie boi i nie rezygnuje ze swoich uczuć.

Niby racja, ale wątpię żebym JA się w nim zakochał. Jestem wampirem do cholery! Ktoś zapukał do drzwi przerywając naszą rozmowę. Suave wstał z łóżka.

- Przemyśl to sobie. - Podszedł do drzwi i otworzył je wpuszczając kozę do środka. Podniosłem się i podszedłem do balkonu wyglądając na zewnątrz. Jasper gonił Cruzara z szerokim uśmiechem. Bawią się w berka? Ehh... Może powinienem posłuchać Suave i chociaż spróbować się przekonać do nich i tego pokoju? Spojrzałem na kozę podchodzącą do mnie.

- Co cię do mnie sprowadza?

- Chciałem porozmawiać o naszym powrocie do miasta.

No tak, przecież mają wrócić za dwa dni. Co prawda nie ufam im ani trochę, martwię się, że nas wydadzą. Ale po tej rozmowie z Suave... Chociaż spróbuję im zaufać. Dam im szansę.

- O co chodzi?

- Chciałbym, żebyście poszli z nami. - Spojrzałem na niego jak na idiotę. Chyba się z głowę uderzył.

- Do Eterny? Nie skorzystam, dziękuję za propozycję. - Jeszcze mi życie miłe.

- Eterna nie będzie miała prawa was tknąć. Jestem księciem, będzie musiała mnie posłuchać.

- Ona nikogo nie słucha. - Zwłaszcza jeśli chodzi o zabijanie wampirów.

- Mnie i moich rodziców musi. Chcę was zabrać ze sobą, bo mój ojciec jest... BARDZO sceptycznie nastawiony. Co do pokoju. Równie dobrze może mi nie wierzyć, że tu byłem. A gdybyście poszli ze mną nie miałby argumentów, że kłamię. - To co mówi ma sens. Ale... - I może dałoby nam się go przekonać-

- MOŻE. A co jeśli król stwierdzi, że lepiej będzie się nas pozbyć i każe nas zabić? Nawet jeśli będziemy mieli twoje wsparcie nie zmienia to faktu, że wchodząc do zamku wchodzimy do paszczy wygłodniałej bestii. Nas będzie trzech, bo Encre i Jaspera nie zabiorę. A ich będą dziesiątki. Rycerze i łowcy z całego miasta. Eterna sama w sobie jest problemem, a co dopiero jak będzie przykładowo pięciu łowców. To zbyt wielkie ryzyko dla nas.

- Matka się za mną wstawi. Co znaczy, że za wami również.

- I co nam to da? Jedna osoba więcej przeciw królowi i całemu miastu?

- Ojciec liczy się z jej zdaniem pod warunkiem, że ma dobre argumenty. A to, że wrócę z wami cały i zdrowy będzie najsilniejszym w tej dyskusji. Słuchaj, wiem, że Eterna z wielką radością by was wszystkich pozabijała... Tak jak mój ojciec... Ale jednak puścił mnie tu z wampirem, z Songe. Może kazał mi iść z Cruzarem i Khaizerem, ale nie kazał im brać broni. A to już coś znaczy. Może zlitował się, bo Songe był przerażony przez łowców, może mi zaufał, nie wiem. Ale skoro tak, to może tym razem uda mi się go przekonać, żeby dał spokój z tym całym polowaniem, żeby stworzył świat, w którym wszyscy żyjemy w zgodzie i nikt nie musi bać się o życie swoje i swoich bliskich.

Czuję się jakbym słuchał dawnego Songe. Przed incydentem z Macabre. Piękne marzenie naiwnego dziecka. Ale czy warto tyle ryzykować? Gdybym się zgodził istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Jasper będzie musiał szybko wydorośleć żeby zająć moje miejsce... Suave będzie musiał go szybko wszystkiego nauczyć... Ryzykuję życiem swoim i przyjaciół... Ale jeśli się jakimś cudem uda nie będziemy musieli się już dłużej ukrywać. Jasper będzie mógł znaleźć przyjaciół nie bojąc się łowców.

- Co na to Macabre i Songe?

- Rozmawiałem z nimi. Songe zgodził się niemal od razu, Macabre miał wątpliwości, ale w końcu również się zgodził.

Pójście do centrum miasta za dnia i pakowanie się w to bagno jest zwykłą głupotą. Ale jeśli oni się zgodzili... To może warto jednak zaryzykować?

- Niech będzie. Ale Jasper i Encre zostają, jeśli coś pójdzie nie tak ktoś będzie musiał się zająć Jasperem i zamkiem... - Asriel uśmiechnął się szeroko i odetchnął z ulgą.

- Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Jestem pewny, że wszystko pójdzie dobrze i nikt nie ucierpi. Stworzymy lepsze jutro dla wszystkich. Dziękuję, że poświęciłeś mi swój czas, pójdę już. - Poszedł w stronę drzwi, a ja spojrzałem spowrotem na ogród. Jasper szukał czegoś w krzakach i nagle wyskoczył z nich Cruzar ze śmiechem. Może ten pokój faktycznie ma prawo bytu... - Do zobaczenia na kolacji.

- Tak... Do zobaczenia...

_________________________________________

1854 słowa

Ja-pier-do-le. Najgorsze wakacje w moim życiu ,_,

Nareszcie wróciłam. Nie żebym miała na cokolwiek siłę, ale jeszcze dzisiaj (i to całkiem szybko) wlecą dwa następne rozdziały. Takie przeprosiny za nieobecność przez całe wakacje :(

Więc się nie żegnam tym razem ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top