Rozdział 1

*pov. Encre*

Jeszcze tylko kilka pociągnięć i obraz będzie skończony. Pracowałem nad nim już zbyt długo, paliczki mnie bolą od trzymania pędzli! Ale moje starania się opłaciły! Patrzyłem na ukończone dzieło z zadowoleniem. Namalowanie realistycznego pawia do najprostszych nie należało, ale bywało, że miałem trudniejsze zamówienia. Zobaczyłem drobne niedociągnięcie, więc wykonałem ostatnie machnięcie pędzlem i spojrzałem szczęśliwy na wynik mojej ciężkiej pracy. Wyszło naprawdę dobrze! Mam nadzieję, że klientowi się spodoba równie mocno co mi.

Zostawiłem skończony obraz do wyschnięcia, a sam poszedłem do kuchni, aby zjeść w końcu jakiś posiłek. Chociaż ciężko kawałek chleba i szklankę wody nazwać posiłkiem. Mój budżet mi na więcej nie pozwala, ale to lepsze niż nic.

Miałem już taki okres głodówki, kiedy nie miałem nawet na bochenek chleba. Ciężko było, ale znalazł się ktoś, kto kupił ode mnie dwa obrazy za sumę dwa razy większą niż sam chciałem. Chwilę z nim porozmawiałem i okazał się naprawdę w porządku mężczyzną. Jest szlachcicem z głębi miasta. Zaczął zamawiać u mnie obrazy i paw, którego przed chwilą skończyłem jest właśnie dla niego. Jutro ma przyjechać na obrzeża miasta, do tej biedniejszej części specjalnie by odebrać moje następne "dzieło" jak on to nazywa.

Spojrzałem na zewnątrz obserwując zachodzące słońce. Cały dzień malowałem? Robi się późno, powinienem iść spać, jutro muszę iść rano na targ sprzedać obrazy.

Popiłem ostatni kawałek suchego chleba i odstawiłem pustą szklankę do zlewu. Wziąłem wiadro z rogu pomieszczenia i wyszedłem na zewnątrz nabrać wody ze studni. Nie mam podprowadzonej do domu, więc muszę sobie radzić w ten sposób. Ah, te uroki mieszkania przy lesie...

Z pełnym naczyniem wróciłem do domu i ruszyłem do pomieszczenia wyłożonego kamiennymi płytami. Tak, to moja "łazienka".

Zrzuciłem z siebie ubrania i wylałem pół zawartości wiadra na swoje ciało. Zimna woda otuliła moje nagie kości wywołując nie przyjemne dreszcze. Wziąłem gąbkę z małego, drewnianego stoliczka stojącego w rogu i zacząłem ścierać z siebie resztki farby, co jakiś czas zamaczając przedmiot w wodzie. Gdy tylko zmyłem z siebie ostatnią plamę turkusowej farby, złapałem wiadro i przechyliłem nad sobą wylewając pozostałość lodowatej cieczy na siebie. Zadrżałem pod wpływem zbyt niskiej temperatury odkładając puste naczynie koło stolika. Złapałem za złożony w kostkę materiał i rozkładając go opatuliłem nim moje nagie kości.

Okryty podreptałem do mojego skromnego pokoiku i podchodząc do szafy otworzyłem ją, i wyjąłem białą koszulę nocną. Szybko się w nią przebrałem i nie myśląc już nad niczym położyłem się na moim "łóżku", które składało się z desek i starego, lekko podniszczonego już materaca. Przykryłem się cienkim kocykiem i spoglądając na zamknięte okno powoli odpłynąłem do krainy marzeń i snów.

*pov. Fallacy*

Spojrzałem na zegar wskazujący godzinę pierwszą w nocy. Od trzech godzin czuję cholerny głód, ale nie mogę polecieć do miasta zapolować. Dlaczego?

Otóż słyszałem, że Eterna i kilku innych łowców ostatnio wróciło do tego miejsca. Wolałbym ich nie spotkać, zwłaszcza kiedy jestem sam. Może znajdę coś w lesie? O tej porze nie mam co liczyć na jakieś sensowne jedzonko w postaci potwora albo człowieka, ale może znajdę jakiegoś zająca, albo lisa?

Zmieniłem swoją formę na małego, czarnego nietoperza i wyleciałem przez okno mknąc na skraj lasu. Rozglądałem się za potencjalnym pożywieniem, kiedy usłyszałem trzask gałęzi, a czując coraz silniejszy głód zleciałem w dół, chowając się w koronach drzew.

Jakże się zdziwiłem zauważając potwora z lampą dającą znikome, pomarańczowe światło. Uśmiechnąłem się sam do siebie i bezszelestnie sfrunąłem na ziemię. Zmieniając się w swoją pierwotną formę ukryłem się za drzewem. Chowając się śledziłem potwora przypominającego królika. Gdy jakiś szelest po drugiej stronie ścieżki odwrócił jego uwagę bezgłośnie stanąłem za nim przytulając go od tyłu, żeby mi nie uciekł. Spiął się cały a ja szepnąłem mu do ucha.

- Co taki słodki króliczek  robi sam w lesie? W środku nocy? Nie wiesz, że w tym lesie mieszkają WAMPIRY?

Polizałem jego szyję nie mogąc się powstrzymać. Byłem tak cholernie głodny! Wzmocniłem uścisk gdy zaczął się wyrywać. Chyba się zorientował z kim ma do czynienia.

- Muszę ci podziękować. Przyniosłeś mi to czego pragnę...

 - P-proszę..! P-puść mnie..! Z-zgubiłem się, n-nie chcę kłopot-tów! - Wyjęczał potwór, a w jego głosie wybrzmiewało czyste przerażenie. Muzyka dla moich uszu! Uśmiechnąłem się szeroko ukazując światu ostre jak brzytwa kły.

- Ja też nie chcę... Więc nie sprawiaj mi kłopotu i przestań się wiercić.

Gwałtownie wbiłem się kłami w jego pysznie ukrwioną szyję. Krzyk bólu rozniósł się po całym lesie. Króliczek zaczął się wyrywać, więc tylko mocniej zacisnąłem szczęki. Po chwili zaczął opadać z sił z powodu utraty krwi. W końcu zupełnie stracił przytomność, lecz pomimo tego nie oderwałem się od jego szyjki. Chciałem go ZABIĆ. W końcu nie mogę go puścić, nawet gdybym chciał. Napuści na mnie Eternę i jej koleżków. 

Po chwili potwór zamienił się w srebrzysty pył, który rozsypał się po pobliskich krzakach. Stałem wycierając rękawem cienką stróżkę krwi z twarzy. Patrzyłem przez moment na potłuczoną lampę i rozwiany przez wiatr proch, po czym po prostu zmieniłem się w nietoperza i poleciałem w stronę mojego zamku.

Polowanie uważam za udane...

---------------------------------------------

825 słów bez tej notki. Będę sobie spisywać ilość słów, tak o, bo czemu nie :P

Rozdziały będą się pojawiać co sobotę/ niedzielę, w zależności jak będę miała czas ;)

Papatki misiaczki ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top