Rozdział 7
*pov. Jasper*
- To było nieodpowiedzialne Jasper! Kazałem ci nie zbliżać się do wioski! Wiesz, że Eterna przyjechała! Zakazałem ci latać na skraj lasu, nie po to żeby cię ograniczać, tylko by dbać o twoje bezpieczeństwo! A ty jak zwykle nie słuchasz! Tak ciężko zrozumieć, że Eterna nas z chęcią pozabija?!
Od godziny już dostaję opiernicz od taty, który próbuje opatrzyć sobie połamane żebra. Głupio mi, że tak to się skończyło, ale chciałem na własne oczy upewnić się czy to prawda, że najsłynniejsza łowczyni wampirów zawitała do głównego miasta. Nie sądziłem, że akurat będzie na skraju miasta... Liczyłem, że będzie spać...
- Nie dość to, że oboje się ostro naraziliśmy to jeszcze ten pajac malarzyk ma tutaj mieszkać! - Krzyknął siłując się z plątającym się bandażem. - Cholerny, tęczowy-- Ugh! - Podszedłem do niego i zabrałem materiał z jego dłoni. Powoli, delikatnie zacząłem obwiązywać jego połamane żebra i zadrapany ostrzem kręgosłup. Chociaż tyle, że go nie złamała... Tata odetchnął głęboko uspokajając się. - A co z tobą? Jak się czujesz? - Szybko zmienił temat.
- Jest dobrze. Zawdzięczam to tobie i Encre. Tato proszę, chociaż spróbuj się do niego przekonać. Dogadaj się z nim... - Spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem. Uśmiechnąłem się lekko. Nawet pomimo, że NIE JESTEM jego prawdziwym synem traktuje mnie jak swojego własnego potomka. Jak członka rodziny... - On naprawdę jest w porządku. Założę się, że Suave już go polubił, tak jak ja. - Rozerwałem końcówkę bandaża na pół i zawiązałem na kokardkę wokół jednego z żeber. - Gotowe.
- Dziękuję Jasper. - Westchnął. Wiem, że nie lubi śmiertelników, ale może Encre uda się zmienić jego podejście. Przynajmniej mam taką nadzieję... - Postaram się z nim dogadać, ale nic ci obiecać nie mogę...
TAK! Rzuciłem mu się na szyję przytulając go od tyłu, oczywiście uważając na jego rany.
- Dziękuję tato! - Odwrócił się do mnie przodem przytulając mnie z uśmiechem.
- Nie masz za co synku...
*pov. Encre*
To miejsce jest ogromne! Sama jadalnia jest wielkości trzech moich domów! Nawet mój pokój, w którym teraz siedzę jest wielki! Suave pokazał mi prawie cały zamek poza lochami, ale z tego akurat się cieszę. Nie chciałbym oglądać krat, poza tym obawiam się co bym tam zobaczył. W końcu pomimo wszystko to zamek wampira...
W tej chwili leżę w mojej komnacie na dwuosobowym, mięciutkim łóżku a delikatną, przyjemną w dotyku, błękitną kołdrą. Suave zostawił mnie tutaj po opatrzeniu mojego ramienia, żebym odpoczął, ale zwyczajnie nie mogę! Roznosi mnie energia, albo to przez stres... A może oba?
Właśnie, Suave... Jest bardzo miłym szkieletem, bardzo przyjemnie mi się z nim rozmawia. Jest bardzo oddany rodzinie Fallacego od lat, trochę mi o sobie opowiedział. Podobno dziadek poznanego przeze mnie czarno-kostnego wampira uratował go od śmierci głodowej i na życzenie Suave uczynił go nieśmiertelnym. Lokaj od tysięcy lat jest już na zamku i podobno wychowywał Fallacego, ale o tym już nie chciał mi nic więcej powiedzieć.
Spojrzałem na zewnątrz. Było południe, coś koło godziny 14. Wstałem i podszedłem do okna, by wyjrzeć na piękny, zadbany ogród. A może by się po nim przejść? Nie dostałem zakazu, więc czemu nie? Poza tym i tak nie mam co robić, a nie zasnę...
Wyszedłem na długi, ozdobiony obrazami korytarz i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Całe szczęście zapamiętałem drogę. Gorzej będzie z powrotem, ale o to będę się martwił później. Taaa, ostatnio jak tak stwierdziłem skończyłem z wampirem na karku. Dosłownie. Chyba powinienem zmienić nastawienie...
Nawet nie zwróciłem uwagi jak szybko dotarłem do mojego celu. Przeszedłem przez wielkie wrota prowadzące na zewnątrz ruszając w stronę przejścia do ogrodu. Uśmiechałem się przechodząc przez furtkę ukrytą pod winoroślą robiącą za bramę ogrodową. Szedłem przed siebie co jakiś czas dotykając palcami zielonych liści i różnokolorowych kwiatów.
Służba tylko spoglądała na mnie z lekkim uśmiechem nie przerywając swojej pracy. Wydają się szczęśliwi. Może nie jest tu tak źle mimo różnicy gatunkowej?
Nagle spomiędzy drzew wyłoniła się niewielka ławeczka porośnięta pnączami ze złotymi i czerwonymi kwiatami. Gdy podszedłem bliżej uderzył mnie ich piękny, intensywny zapach. Coś mi przypominał... Moją matkę... Brakuje mi jej. Zmarła gdy miałem 9 lat, tak jak mój ojciec.
Usiadłem na ławce i zamknąłem oczy rozkoszując się cudowną wonią kwiatów. Wiele bym dał by móc ich jeszcze raz zobaczyć...
- Jak się czujesz? - Wzdrygnąłem się słysząc ten głos. Spojrzałem niepewnie na Fallacego stojącego jakieś dwa metry od ławki.
- D-dobrze... - Odwróciłem wzrok i odetchnąłem przymykając oczy. Spojrzałem przed siebie. - Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać Panie. I przepraszam jeśli sprawiam kłopoty swoją obecnością... - Dodałem szeptem nie chcąc by usłyszał. Podszedł do ławki i usiadł koło mnie patrząc tam gdzie ja.
- Dziękuj Jasper'owi, nie mnie. - Może nie usłyszał drugiego zdania. - Coś się stało? Byłeś smutny jak przyszedłem.
Powiedzieć mu? W końcu pewnie go to nie interesuje, tylko Jasper go poprosił... Ale z drugiej strony mam tu teraz mieszkać, więc co mi szkodzi? A może ja też będę coś z tego mieć?
- Powiem ci, ale jeśli ty też odpowiesz na moje pytanie.
Spojrzałem pewnie w jego oczy. Zdziwił się, pewnie myślał, że nie mam na tyle odwagi, żeby go o coś pytać. Po chwili kiwnął głową.
- Jakie to pytanie? - Nie wiem czy to dobry pomysł żeby o to pytać, ale jak już zacząłem to nie ma odwrotu.
- Dlaczego tak bardzo nienawidzisz śmiertelników? Pomijam służbę i łowców, bo to zrozumiałe, chodzi mi o zwykłych ludzi i potwory z miasta... Widzę, że to nie tak, że są dla ciebie tylko pożywieniem, bo gdyby tak było nie siedziałbym teraz koło ciebie na ławce... Ale widzę tą nienawiść. Tylko nie potrafię zrozumieć dlaczego?
Spojrzałem w jego oczy, w których pojawiła się złość. To był zły pomysł... BARDZO ZŁY POMYSŁ! już chciałem się odezwać i odwołać to pytanie, kiedy zobaczyłem coś czego się najmniej spodziewałem. Jedna, samotna łza słynęła po jego policzku zostawiając za sobą mokrą ścieżkę. Odwrócił ode mnie wzrok licząc, że nie zauważyłem. Moja ciekawość tylko wzrosła. Co się stało w jego życiu?
- To prawda, nienawidzę śmiertelników. - Powiedział cicho patrząc w trawę pod stopami. Nie sądziłem, że naprawdę odpowie. - Mam jednak do tego powód. - Widziałem, że zamierza kontynuować, więc przekręciłem się bardziej przodem do niego. - Moi rodzice... I mój brat... Zginęli z ich rąk... - Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Jak zwykli ludzie i mogli zabić trzy wampiry?! - Chcieli pokoju... A dostali nóż w plecy..! Przeżyłem jako jedyny. Od tamtej pory zrozumiałem jacy są śmiertelnicy... Zdradliwi egoiści widzący tylko czubek własnego nosa!
Przybliżyłem się lekko kładąc mu dłoń na ramieniu. Teraz rozumiem... Nie dziwię się, że tak bardzo był przeciw mnie... Że mnie nienawidzi...
- Wiem, że to ciężkie, ale... Możesz powiedzieć jak to się stało? Poczujesz się lepiej jeśli--
- Miało być jedno pytanie, odpowiedziałem. Teraz twoja kolej. Co się stało? - Westchnąłem. Czego ja się niby spodziewałem? Nawet jednego dnia mnie tu nie ma, dlaczego miałby mi się zwierzać? Odsunąłem się patrząc w swoje stopy.
- Nie tylko ty coś straciłeś w życiu... Te kwiaty... Ich zapach... Przypomniały mi o mamie. Zginęła gdy miałem zaledwie 9 lat. Ojciec też... A wiesz co jest zabawne? - Starałem się powstrzymać łzy. Jakoś mi się to udawało. Jeszcze... - Oboje zginęli z rąk ludzi i potworów... - Wampir spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem i... Nutką współczucia? Albo mi się tylko wydawało...
- Morderstwo?
- Nie, posądzili ich o praktykowanie czarnej magii i współpracę z wampirami. Nawet jeśli nie mieli żadnego, nawet najmniejszego dowodu... Mnie oszczędzili, bo byłem tylko "niczego nieświadomym dzieckiem"... Widziałem jak płoną... Jak krzyczą i błagają o litość... Czasem mam przez to koszmary... Słyszę pękające kości, krzyki, płacz, strzelające od ognia drewno... Czasem się zastanawiam czy nie byłoby lepiej gdybym spłonął razem z nimi... Na pewno byłoby zdecydowanie prościej... - Łza spłynęła mi po policzku, ale szybko ją starłem. Już raz przez to przechodziłem, nie złamię się znowu! - Ludzie odebrali mi wszystko co miałem. Ale stwierdziłem, że zemsta nie ma sensu, zwłaszcza, że dziecko raczej nie może za wiele... Żyłem na ulicy żebrząc o jedzenie... Nie raz głodowałem przez tydzień czy nawet dłużej... Ale odkryłem, że umiem malować. Stawałem się w tym coraz lepszy i ludzie zaczęli mi dawać pieniądze na zrobienie ich portretu. Gdy osiągnąłem pełnoletniość opuściłem Francję, w której się urodziłem i wychowałem, i przyjechałem tutaj. Zacząłem sprzedawać obrazy i jakoś dawałem radę wiązać koniec z końcem. A teraz to wszystko szlag trafił... Kurcze, rozgadałem się, przepraszam. Mam nadzieję, że cię nie zanudziłem tymi bzdurami... - Jestem zbyt gadatliwy. Powinienem się czasem ugryźć w język.
- Żałujesz? - Spojrzałem na niego z niezrozumieniem.
- Czego?
- Że pomogłeś Jasper'owi. Gdybyś go oddał łowcom mógłbyś zarobić sporo pieniędzy i żyć szczęśliwie. - Tu ma rację. Ale jak mam być szczery nawet przez chwilę ta myśl nie pojawiła się w mojej głowie. Jak mógłbym być szczęśliwy z myślą, że oddałem bezbronne dziecko na pewną śmierć?!
- Nie, nie żałuję. Jedyne czego mogę żałować, to to, że nie udało mi się go ukryć przed tą rybą. Jasper nie zasługuje na śmierć... Nikt na nią nie zasługuje...
*pov. Fallacy*
Czemu on taki jest? Mimo swojej przeszłości nie szuka winnych i pomaga komu może. Nawet jeśli w teorii nie powinien. I ta jego historia. Ludzie są nienormalni. Jak można mordować własny gatunek?! Wiem jak to jest stracić wszystko przez czyjeś widzimisię, szkoda mi go. Nie jestem bez serca. Chociaż w sumie jestem szkieletem...
- Rozumiem co czujesz, przykro mi... Jednak ty też teraz rozumiesz dlaczego nienawidzę śmiertelników. - Uśmiechnąłem się lekko do niego wstając z ławki. - Ale ty jesteś jakiś inny... - Spojrzał na mnie zmieszany. Ruszyłem w stronę zamku nie oglądając się za siebie. - Nie jesteś taki zły...
______________________
1606 słów
Heeej, przepraszam, że tak długo, ale chyba z 10 razy poprawiałam ten rozdział bo mi się nie podobał :C Ale teraz jest okej :)
Jak wam mijają koronaferie? Zadowoleni z wolnego, czy niekoniecznie?
Aha i mam OGROMNĄ prośbę. Czy jest tu ktoś kto umie robić SAMEMU ładne, porządne okładki? Bo mam okładki do PRAWIE wszystkich książek, które planuje zrobić, oprócz dwóch, ale z jedną sobie poradzę. Drugiej za to nawet nie mam pomysłu jak zrobić + potrzebne mi arty nie istnieją :(
Książka vampireverse, ale... Inna... Nie wiem czy ktokolwiek coś takiego wymyślił :P
ALE ALE! Bez spoilerów! Miałam napisać o co z grubsza chodzi, ale stwierdziłam, że to będzie coś ala niespodzianka ;) Jak ktoś się zgłosi (w co bardzo wątpię) to dostanie kilka podpowiedzi, żeby mógł zrobić okładkę :D
Byłabym wdzięczna za pomoc ;)
Póki co do następnego misie ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top