Rozdział 6
*pov. Fallacy*
Nie podoba mi się ten pomysł. Ani trochę. Zgodziłem się tylko dlatego, że Jasper nie skończyłby mi truć dupy.
Gdy zmieniłem się w nietoperza wcale nie uciekłem, nie zostawiłbym swojego syna samego z tym... Jak mu było? Enco... Ence... Jakoś tak. W każdym razie cały czas leciałem za nimi pomiędzy drzewami słuchając ich rozmowy. Malarz zadawał BARDZO głupie pytania typu ,,Możecie jeść też normalne jedzenie, czy tylko krew?".
Jasper z szerokim uśmiechem odpowiadał na jego pytania, nie ukrywając swojej radości. Dawno nie widziałem go takiego szczęśliwego. Na samą myśl o tym sam się uśmiechnąłem. Chociaż dalej twierdzę, że trzymanie w zamku śmiertelnika jest beznadziejnym pomysłem, wolałbym skosztować jego krwi.
Nawet nie zauważyłem kiedy znaleźliśmy się w pobliżu mojej posiadłości. Szybko wleciałem do środka przez otwarte okno szukając wzrokiem mojego lokaja. Znalazłem go w salonie jak ścierał kurze z kominka.
- Suave! - Uśmiechnąłem się do niego, co od razu odwzajemnił lekko schylając głowę.
- Witaj Milordzie, martwiłem się gdy Lorda i Panicza nie znalazłem w sypialniach po wschodzie słońca. Czy coś się stało?
Jego troska jest wręcz rozczulająca. Czasem mam wrażenie, że aż przesadna.
- Dużo się stało, ale póki co musisz wiedzieć, że będziemy mieli nowego lokatora. Przynajmniej dopóki mnie zbyt nie zdenerwuje...
- Gość? Rozumiem, że mam go przywitać i przygotować komnatę dla niego?
- Dokładnie. Jeszcze jedno. Przyślij do mnie potem Jaspera, muszę z nim porozmawiać.
- Tak Milordzie. - Suave ruszył w stronę drzwi wejściowych, a ja poszedłem do swojej sypialni. Muszę szybko opatrzyć swoje rany i zmyć z nich tą dziwną maź.
*pov. Jasper*
Poprowadziłem go pod drzwi wejściowe i zapukałem. Po chwili stanął w nich Suave lekko się uśmiechając.
- Witaj w domu Paniczu. - Schylił lekko głowę na co ja odpowiedziałem tym samym. Wyprostował się i spojrzał na Encre, który dalej był lekko wystraszony. - Pan musi być gościem, o którym wspomniał mój Lord. Zapraszam.
Wpuścił nas do środka. Musiałem ciągnąć malarza za rękę, bo czuł się bardzo niepewnie. W sumie mu się nie dziwię. Jest w posiadłości dwóch wampirów, z czego jeden najchętniej by go zabił... Spojrzałem na podchodzącego do nas Suave.
- Lord Fallacy poinformował mnie, że zostajesz u nas, więc kazałem przygotować ci komnatę Panie.
Stłumiłem w sobie śmiech patrząc na zakłopotaną minę malarza. No tak, raczej nie przywykł do takich zwrotów, zwłaszcza skierowanych do niego.
- W-wystarczy Encre... Nie jestem żadnym "Panem"...
- W takim razie ty też mów mi po imieniu. Suave.
Podali sobie dłonie, a ja o mało nie zacząłem skakać ze szczęścia. Wiedziałem, że się polubią! Ha! Muszę jeszcze tylko jakoś ojca przekonać... Tylko jak? To będzie trudne wyzwanie...
- Paniczu, twój ojciec cię do siebie wzywa. Chciał z tobą porozmawiać. - Oj. Mam przerąbane...
- Dziękuję za informację Suave. - Przytuliłem go co on oddał przewracając lekko oczami.
- Paniczu... Nie wypada przytulać swoich sług... - Odsunąłem się od niego patrząc mu w oczy.
- Ale przyjaciół można prawda? - Suave westchnął zrezygnowany. Ja zawsze znajdę jakiś argument! - Zajmij się Encre, tylko już go bardziej nie strasz. Mój ojciec i tak zdążył go już przyprawić o zawał. - Lokaj lekko się zaśmiał. Chociaż Encre nie było zbyt do śmiechu.
- Nie martw się o to Paniczu, nie mam zamiaru go straszyć. - Kiwnąłem głową i rzucając Encre uspokajające spojrzenie ruszyłem do komnaty ojca.
______________________________
529 słów
Heeeej, przepraszam, że w zeszłym tygodniu nie było rozdziału! Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie bardzo ciężkie... Nie tylko w szkole... Ale mniejsza o to, po prostu przepraszam... POSTARAM SIĘ wrzucić w ten weekend jeszcze jeden rozdział za ostatni weekend. Jak się nie uda to nie wiem...
I przepraszam, że taki krótki rozdział i tak późno wrzucony. Ale jest, tak?
To ten... Papa?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top