8. Ta ważna sprawa Huntera

Niedługo potem odbyło się przyjęcie u matki Meridian z powodu urodzin jednej z jej sióstr. Wobec czego zebrałyśmy się wszystkie razem po raz kolejny, w dobrych nastrojach. W końcu ostatnio ani Kira, ani Meridian nie miały czasu się z nami spotkać. A przecież za dwa tygodnie księżniczka miała wracać do królestwa jej teścia. Tam teraz miała mieszkać na stałe, chociaż obiecała przyjeżdżać, gdy tylko będzie wstanie. Jednak było wiadomo, że często jej nie będziemy widywać.

Mimo to byłam zadowolona, widząc ją szczęśliwą. Szczególnie, że Albert nigdy nie tracił z oczu swojej żony, zawsze obserwując i sprawdzając gdzie jest. Co śmieszne, wystarczyło, żeby się zachwiała, a biegł niczym opętany, by się do niej dostać. Ignorując przy tym innych ludzi.

- Już nigdy nie założę butów na obcasie – zaśmiała się Kira, gdy udało jej się odprawić Alberta. – Ten idiota miał skłonić do siebie ludzi, a nie biegać za mną. Jak to teraz wygląda? W ogóle o tym nie pomyślał.

- Szczególnie, kiedy sam prawie się wywrócił – parsknęła Meridian, próbując powstrzymać chichot. – Nigdy tego nie zapomnę. Wyryję to sobie w pamięci, by zawsze się śmiać z przyszłego króla Navany.

- Dobre! – Ela chwyciła się za brzuch, ukrywając że chichocze.

- Hej! To mój mąż.

- I tak będą się śmiać – powiedziałam, kręcąc głową. Zaraz potem poklepałam przyjaciółkę po ramieniu. – Właśnie. Co dałyście Teodorze na prezent?

- Nie przejmuj się. Cokolwiek byś jej nie dała, będzie zachwycona – uspokoiła mnie Meridian. – Naprawdę. Musisz mi wierzyć.

- No tak, ale dałam jej tylko naszyjni...

- W poprzednim roku dałaś jej kolczyki i przez to ciężko było ją skłonić do założenia czegokolwiek innego. Tak jej się podobały. Poza tym, masz dobre wyczucie, Malta, więc naprawdę możesz być spokojna. Jedynie moja matka nie będzie – Mer wzruszyła ramionami, rozglądając się. – Dlatego spodziewaj się tego, że będzie do ciebie chodzić po porady. Bo nigdy nie udaje jej się trafić, przez co jest zazdrosna.

- Haha! Przy okazji na pewno będzie na ciebie zła – zaśmiała się Ela.

- Naprawdę nie ma się co przejmować – Kira objęła mnie ramieniem. – Po prostu masz talent w wybieraniu prezentów.

- To na pewno.

Odetchnęłam z ulgą. Szczerze powiedziawszy prezent wybierałam przez dwie godziny w towarzystwie pana Alana. To u niego wybierałam biżuterię, bo miał większy wybór i lepszą różnorodność. Nawet można było na szybko u niego coś zamówić, zaś jego ludzie potrafili zrobić biżuterię od podstaw, zaraz potem ją przekazując dalej.

I pomimo tego, że tyle czasu spędziłam na wybieraniu, ani pan Alan, ani jego pracownicy nie byli źli. Wręcz przeciwnie, dokładali nowe naszyjniki, bym miała większy, a zarazem trudniejszy wybór. Przez to spędziłam na tym tyle czasu, że później chwyciłam się za głowę z zaskoczenia.

Jednak nikt się nie skarżył.

Miałam przy tym dziwne wrażenie, że wręcz cieszyli się, że byłam tam tak długo. I chcieli mnie przetrzymać u siebie ile się dało.

Uśmiechnęłam się do przyjaciółek. O tym nie musiały wiedzieć. Ani o tym, że potem poszliśmy się napić do baru pana Alana. Oczywiście tym razem zatroszczyłam się o to, żeby się nie upić. Nie aż tak bardzo.

- Ty już jesteś pijana? Po jednym kieliszku? – spytała Elmira z zatroskaniem, musząc zauważyć moje rumiane policzki. Wpatrzyła się bardziej we mnie, wciąż siąpiąc swój soczek.

- Ja? Nie – pokręciłam głową.

- Ale się rumienisz – zauważyła Kira, mrużąc oczy.

- Ja naprawdę nie jestem pijana. Zrobiło mi się... gorąco – powiedziałam, opuszczając wzrok na kieliszek.

Ostatnio często rumieniłam się na myśl o spędzonym czasie z panem Alanem. Przez to musiałam przyznać, że mężczyzna mi się podobał. Był miły, zawsze miał jakieś przydatne rady i pocieszał samym byciem z nim. Chociaż dalej nie wiedziałam w jaki sposób to odebrać. W końcu nie mogłam być z kimś tak porządnym. Może i lubił mnie (na co sekretnie liczyłam), ale to niczego nie zmieniało. Dalej miałam zostać rozwódką.

Chrząknełam, gdy serce ścisnęło mi się z żalu.

- Może pójdziemy gdzieś odpocząć? – zaproponowała Meridian odkładając swój sok na stolik. – Jest tu i tak głośno. Zresztą jeśli się odłączymy, zaczną na nas napierać ludzie, prawda? A w jakimś pokoju możemy pomówić na spokojnie.

- To racja – zgodziła się Ela, kiwając głową. – Szczególnie, że Albert prześladuje nas swoim spojrzeniem. Więc zniknijmy i zobaczmy co tym razem się stanie.

- Może z wrażenia upadnie! – zaśmiała się Meridian.

- Teraz to zachowujecie się jak dzieci – prychnęła Kira, ciągnąc mnie w stronę korytarza. Jednocześnie zaczęła coś gestykulować w kierunku swojego męża. Ten z kolei pokiwał głową. – To go powstrzyma na jakiś czas.

- I sprawi, że nie zrobi nic z czego będę się śmiać dziewczyny – dodałam obejmując przyjaciółkę ramieniem. – Ale nie przejmowałabym się. Mało prawdopodobne by doszło do tego, czego chcą.

Sceptyczne spojrzenie żółtych oczu Kiry, powiedziało mi, że się mylę. Widocznie irytowało ją bardziej to, że przyjaciółki mogły mieć rację w tym, jak się z niego nabijały. Zwłaszcza, że Kira nie mogła się mylić, znała najlepiej z nas Alberta.

My poznałyśmy go jedynie z listów i krótkich konwersacji, co na niewiele się zdało. Dlatego nie mogłabym z pewnością powiedzieć co się stanie. Niemniej liczyłam, że nie będzie aż tak źle.

- Rozumiem – mruknęłam odwracając wzrok.

- Ta... Już raz się tak wywrócił. Strasznie panikuje, gdy nagle znikam. Jacob lubi się wtedy z niego nabijać – wyszeptała Kira, tak aby nikt prócz mnie tego nie usłyszał. – Ale co zrobić? Taki jego urok.

- Co tak szepczecie? – Elmira wzięła mnie za moją wolną rękę. – Też chciałabym wiedzieć!

- Planuję dać więcej pieniędzy jako inwestor – parsknęła Kira, zręcznie zmieniając temat. – Pod warunkiem, że postawicie także hotele i restauracje w Navanie.

- Ooooch! – Meridian wczepiła się w Kirę. – Dobra. Jeszcze nie wychodziłyśmy poza cesarstwo.

- To trzeba będzie zaplanować. Znaczy... - Ela wypchnęła wargi, zaraz potem się uśmiechając. – Tak, musimy się nad tym zastanowić, ale to nie głupie. Wtedy miałabyś więcej władzy.

- To też jest kuszące – przyznała Kira, mrugając do mnie. – Spróbujemy ją przekonać?

- Haha! Postaram się – przytaknęłam, kiwając głową.

Kiedy wyszłyśmy wreszcie na korytarz, całkiem zamarłyśmy z zaskoczenia. Ponieważ niedaleko nas stał Hunter w towarzystwie ładnej panny. Rozmawiali cicho, przy czym kobieta, gdy nas zobaczyła, od razu objęła mężczyznę za ramię.

Zupełnie jak gdyby pokazywała, że on należy do niej. Jednak to wcale mnie nie ruszyło. Jedynie sądziłam, że tym razem uda mi się nie widzieć Huntera. Bo jego widok sprawiłby tylko ból.

Od czasu nieudanego spotkania, ignorowałam jego listy i próby spotkania się ze mną poza czasem, w którym mieliśmy mieć kolejny obiad razem. Ponieważ nie byłabym wstanie znieść jego widoku i słuchać tego, co ma do powiedzenia.

- Ten gnój – warknęła Elmira, napinając mięśnie.

- Matka musiała ich zaprosić. Chociaż mówiłam, by tego nie robiła – parsknęła Meridian.

- Podokuczajmy im – zaproponowała z uśmiechem Kira. Był to jeden z tych uśmiechów, które mogły przerazić nawet najtwardszego człowieka.

- Nie, po prostu...

- Chodźmy! – Ela pociągnęła nas do przodu.

Zaraz potem ruszyłam, stwierdzając że nie miałam powodu sobie odejść. Przecież to nie tak, że robiłam coś złego, czy że nie mogłam zareagować. Przyjaciółki mogły poświadczyć, że się z kimś spotykał, pomimo że był moim mężem. Można było uznać to za zdradę, która w sądzie pomogłaby mi wygrać.

- Kogo my tu mamy? – Elmira powiedziała to na tyle głośno, że Hunter się odwrócił.

- Znalazłeś sobie kochankę? Żeby pomogła ci rozładować frustrację? – zapytała kąśliwie Meridian.

- I to tak w cudzym domu, bezwstydnie się z nią spotykasz? W domu przyjaciółki swojej żony? Wow – Kira zaśmiała się złośliwie.

- Malta? – Hunter oderwał swoją rękę od ramienia jego znajomej. – To nie...

- Cóż, nie spodziewałam się po tobie niczego innego – wcięłam się, przełykając ciężko ślinę. – Ładna jest – rzuciłam przyglądając się kobiecie, która zrobiła niezadowoloną minę. Wcale nie zwracała uwagi na nasze słowa. – Jest uległa? Ty lubisz tylko takie.

- Nie! To nie tak! – Hunter ruszył w moją stronę, ale przyjaciółki nas odgrodziły od siebie. – Malta.

- Możesz tłumaczyć będąc tam gdzie byłeś – zauważyła Elmira, zakładając ręce na piersi. – Zwłaszcza, że nie wypełniłeś swojej obietnicy. W dodatku jesteś brudny, wręcz cuchniesz.

Hunter zatrzymał się, krzywiąc. Z niechęcią spojrzał w bok, co znaczyło, że chciałby zmienić miejsce rozmowy. Jednak żadna z nas nie zamierzała mu ustępować. To nie tak, że miał prawo wydawać rozkazy, po tym co napisał w liście. Oraz co pokazał teraz, na korytarzu.

- Musiałem pomóc ojcu – powiedział mężczyzna przeczesując włosy. – Nie miałem wyjścia.

- Tak, bo on jest ważniejszy – przytaknęła kąśliwie Kira. – Och, może w takim razie zwyczajnie, od razu, się zgodzisz? Wtedy będziesz miał więcej czasu, czego przecież tak bardzo teraz potrzebujesz.

- Księżniczko!

- Prawda? – Mer pokiwała głową. – To oszczędzi każdemu kłopotu. Zresztą będziesz mógł wtedy zwyczajnie paradować ze swoją... równie brudną towarzyszką.

- Malta będzie też mogła skupić się na kimś lepszym, czyściejszym – Ela zachichotała. – Och i nie będzie musiała psuć sobie wzroku widząc coś tak brzydkiego.

- Haha! – Kira parsknęła śmiechem.

- To było świetne.

Hunter przez ten cały czas wpatrywał się we mnie. Jego zielone oczy zdawały się kazać mi zapanować nad przyjaciółkami, które specjalnie go obrażały. Mimo to niczego nie zrobiłam. Wręcz chciałam, żeby kontynuowały i bardziej go ośmieszyły. Sama nie byłabym wstanie tego zrobić, więc byłam wdzięczna za to, że one się nie powstrzymywały i były po prostu sobą.

Też wiedziałam, że nigdy nie będę mogła w tym aspekcie się do nich upodobnić. Ale mogłam stać się silniejsza. I stanę się taka, gdy odzyskam panowanie nad swoim życiem oraz wolność.

- To z jej powodu nie było cię na naszym spotkaniu? – spytałam uciszając przyjaciółki.

Jedynie chciałam się upewnić. Teść nagle by czegoś nie wymyślił, bo skoro Hunter się z kimś umówił, musiał tam być. Jednak inaczej było, gdy tym kimś byłam ja i matka. Wtedy można było nas zignorować i „produktywniej" wykorzystać ten czas. Na kogoś lepszego i przynoszącego korzyści.

- Tak – prychnęła kobieta z wyższością. – Pan Thomas umówił mnie z Hunterem.

- Zamknij się – warknął mężczyzna z wściekłością patrząc na kobietę. – Malta, ja naprawdę nie wiedziałem. Dopiero, gdy dotarłem na miejsce, okazało się, że ojciec umówił mnie z nią.

- Tak, to ma sens. A jednak postanowiłeś tam zostać.

- Brak mi słów – zaśmiała się Kira. – Wow, lepiej wybrać ladacznicę, niż własną, czystą, nieskazitelną żonę.

- Och, ale to znaczy, że markiz wolałby rozwieść ich ze sobą – zauważyła Mer.

- Mówisz? – spytała Ela.

- Oczywiście, że tak. Bo się zbuntowałam – rzuciłam chłodno.

Ale dla Huntera ważniejsza była moja kopalnia, dlatego tak się upierał bym z nim została. Zaś na boku spotykał się z kimś, kogo wybrał dla niego ojciec, bo przecież nie mógłby odmówić.

To nawet nie było zabawne.

- Zostało nam dziewięć spotkań – powiedziałam beznamiętnie, zerkając na ładną kobietę. – Tylko dziewięć.

- Więc możesz później dalej bawić się ze swoją brudną kochanką. W zasadzie do siebie pasujecie – zaśmiała się Mer. – Jak to się mówi? Ciągnie swój do swego, prawda? Wow, to takie prawdziwe.

- Chodźmy gdzieś indziej.

- Ten widok jedynie mnie obrzydza – zgodziła się z Elą, Kira.

- Och, chyba będę musiała przeczyścić oczy.

- Malta...

Jednak my minęłyśmy ich, a ja ani razu nie obejrzałam się za siebie. Bo wreszcie zyskałam całkowitą pewność.

Tu chodziło jedynie o kopalnię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top