3. Matki

Elmira nalegała na powrót do domu. Wszyscy odsyłali mnie czym prędzej, bym odpoczęła. Nawet obiecali, że następnym razem nie wpuszczą „tego typa" bez umówionego wcześniej spotkania. To znaczyło tyle, że nie pozwolą mu w ogóle wejść, bo to osoby na dole komunikowały się z asystentami w sprawie gości. Zaś asystenci mogli, ale nie musieli zgadzać się na umówienie spotkania.

Szczególnie, jeśli te osoby były na ich czarnej liście. Wtedy, co prawda przychodzili mnie powiadomić, ale wszyscy byliśmy świadomi, że nie chcemy ich wpuszczać. Jednak w przypadku mojego byłe... męża, sprawa się komplikowała. On musiał zostać wpuszczony, bo przecież musiałam z nim wszystko omówić.

Oparłam głowę o ramę powozu, spoglądając na ulice pełne ludzi. Woźniczy uważał na każdego, od czasu do czasu krzycząc na przebiegających ludzi. Mimo to jechał ostrożnie. Uważnie, tak by nikomu nie stała się krzywda. Właśnie tego wymagała od woźniczych Elmira i pilnowała, by tak jeździli.

Chociaż nie teraz.

Spojrzałam w stronę siedzącej naprzeciwko mnie Eli. Kobieta przeklinała i złorzeczyła pod nosem, nie zważając na to, czy ktoś to usłyszy. Była zbyt zajęta myśleniem o moim problemie by zwrócić na cokolwiek innego uwagę. Ale sam ten widok – że jest zła za mnie – był taki rozczulający i podnoszący na duchu.

Miłe było również to, że miałam teraz za sobą więcej ludzi, niż wcześniej. Kiedy mieszkałam w domu Huntera tak naprawdę miałam tam po swojej stronie, jedynie mamę. Więc cały czas się denerwowałam i chodziłam wręcz na palcach, obawiając się, co się stanie jeśli będę zbyt głośno chodzić.

Teraz to się zmieniło. Ja się zmieniłam i otworzyłam na ludzi, któ®zy chcieli stać przy mnie. Chcieli mieć mnie w swoim życiu. Już nie byłam całkiem zdana na siebie, czy nie musiałam się tak obawiać.

Jednak to jedno się nie zmieniało.

Dalej chciałam stać się silna na tyle, żeby potrafić sobie sama poradzić. Upodobnić się w tym aspekcie do swoich przyjaciółek. One były silne. Więc też taka chciałam być, a nie tylko chować się za kimś. Lecz też nie mogłam zapomnieć o tych wszystkich latach. Przez to ciężej będzie mi się stać kimś takim jak Elmira, Meridian, czy Kira. Ale może... może zwyczajnie uda mi się w połowie je naśladować.

- Ela – rzuciłam, uśmiechając się przez łzy. – Dziękuję, że ze mną jesteś. Jestem ci wdzięczna.

- Och, Malta! – kobieta przesiadła się obok mnie z łagodniejszym wyrazem twarzy. – Oczywiście, że będę z tobą. Tak, jak ty byłaś ze mną. Nieważne co, to się nie zmieni. Pamiętaj, że traktuję cię jak siostrę! I o ile nie popełnisz przestępstwa, którego nie dałoby się ukryć, zawsze będę z tobą.

- Przestępstwa? – zachłysnęłam się, szeroko otwierając oczy. – E-Ela!

- Och racja... - Elmira pokiwała głową, przytulając mnie do siebie. – Co za fatalne przejęzyczenie. Przecież mamy Lionela! – przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie z radością, ocierając moje łzy. – Z nim wszystko uda się ukryć, więc nie ma się czego przejmować. Dobrze, że zdałam sobie z tego sprawę.

- Ha... Haha! – zaśmiałam się drętwo, marszcząc niepewnie brwi. – Mówisz poważnie?

- Jak zawsze!

Przełknęłam ciężko ślinę. Wątpiłam, jednak żebym kiedykolwiek odważyła się popełnić jakieś przestępstwo. Na to raczej nigdy nie będę zbyt silna. Mimo to byłam jej wdzięczna. Przerażająco wdzięczna. Chociaż teraz czułam lekkie obawy przed tym, co może sobie myśleć Elmira.

Skąd w ogóle jej się wziął ten pomysł?

Nie, nie chciałam wiedzieć.

- Zawsze będziemy po twojej stronie, mój ty aniołku – wyznała Ela, prawie dusząc mnie w swoim uścisku. – Będziesz moją siostrą i ciocią moich dzieci. Lionel też cię lubi, więc na pewno przyjdzie ci z pomocą.

W to akurat wątpiłam.

Lionel nie był kimś, kto pomaga, bo chce pomóc. On tylko starał się dobrze wyglądać przed Elmirą, za którą szalał. Jego miłość do niej dało się wyczuć wszędzie o każdej porze. Nawet czułam, że mógłby o niej mówić bez przerwy, gdyby tylko mu na to pozwolono, co było trochę przerażające.

Może też doszłam z nim do jakiegoś porozumienia i mogłam powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. Mimo to dobrze wiedziałam, że jego priorytetem zawsze była Elmira. Jasne, pomoże mi o ile to nie zaszkodzi jego żonie, albo pomoże mu bardziej się wybić. Być lepszy nawet od własnych dzieci (ostatnio, jakby zaczęli ze sobą konkurować o uwagę Eli).

Lionel najpierw widział Elmirę, potem swoje dzieci (syna i córkę), a na koniec mnie, matki oraz moje rodzeństwo. Tak to wyglądało i będzie wyglądać po wieki. Bo Lionel się nie zmieni.

Ale to też nie było takie złe.

- Mówisz całkiem bez przekonania. Przecież jesteśmy rodziną! Ty, ja, Lionel, Elwin, mamy, moje dzieci i nasz mały Tito.

Tito urodził się niedługo po ślubie Elmiry. Był moim najmłodszym bratem, którego mama ukryła przed ojcem, nim uciekła. Zapewne, gdyby dowiedział się o jego istnieniu, już dawno zawitałby w progu naszego domu. Ale Tito był naszą tajemnicą od trzech lat. Był też jedyną osobą, która w mgnieniu oka rozpuszczała serca każdego w naszym domu. Gdy przychodzili goście lub, gdy nastała potrzeba zrobienia czegoś z jego tożsamością, mówiliśmy że to krewny, którego mama przygarnęła. Na razie jedynie tak mogliśmy go ukryć przed moim ojcem.

Przynajmniej dopóki nie odzyskam kopalni. Jeśli będę ją miała, zdobędę więcej pieniędzy. Wtedy nawet, gdyby ojciec odkrył istnienie Tito, nic nie mógłby zrobić. Brakowałoby mu środków i możliwości, zwłaszcza że rozwód z matką był już sprawą upublicznioną.

Więc teraz pozostało mi również zrobić to samo – rozstać się z mężem. Hunter również był zagrożeniem dla mojej rodziny, a zwłaszcza Tito.

- Zobaczysz, ułoży się to jakoś. Słowo daję, że pomogę w jakikolwiek sposób będę mogła. Jeśli to nie wystarczy, zawsze możemy poprosić o pomoc Lionela.

- W ostateczności – dokończyłam, mając co do tego złe przeczucia.

- Tak, tak – zaśmiała się Elmira. – Gdy Hunter przekroczy pewną linię, możemy powiedzieć, że wtedy nastała ta ostateczność, by mówić Lionelowi, że ma się nim zająć. Czyż nie?

Nie mogłam znaleźć słów by przekonać Elę, że to dalej nie było to.

*********

Mamy były wstrząśnięte moim wyznaniem, wręcz dygotały, z niedowierzaniem wpatrując się w każdą z nas. Od czasu do czasu przytulając mnie i przeklinając, gdy nie mogły wytrzymać. Sama nie byłam osobą, która użyłaby takich słów, jednak w tamtym momencie czułam wielką pokusę.

Powiedziałam kobietą również o planie adwokata, by wiedziały jakie kroki zamierzałam podjąć. W końcu nie mogłabym całkowicie poddać się. Musiałam walczyć o rozwód, bo inaczej zatracę samą siebie. Wrócę do tego jaka byłam, a nie chciałam tego. Szczególnie teraz, gdy miałam rodzinę, osoby na które mogłam liczyć. Chciałam też wciąż marzyć o lepszym życiu, jak już to robiłam.

Jeśli wrócę do Huntera utracę to. Albo będzie nawet gorzej – stanę się marionetką w rękach innych. Osobą, którą pogardzałam.

Zadrżałam, popijając herbatę na uspokojenie. Pokojówki od razu ją przygotowały, jak gdyby spodziewały się, że przybędę z czymś szokującym. Same również dokładały mi słodyczy, by jakoś poprawił się mój humor. Przynajmniej tak, jak potrafiły. Jednak ich wyraz oczu – z każdym moim słowem – stawał się coraz bardziej przerażający. Jak gdyby planowały już coś równie przerażającego, ponieważ znały swoją panią i powoli stawały się do niej aż nazbyt podobne.

Ale nie mogłam teraz się tym przejmować. Na razie musiałam kontrolować to, co przekazywałam rodzinie.

- Jak na tę chwilę to dobre rozwiązanie – zgodziła się mama.

- Na razie – podkreśliła teściowa. – Tak czy inaczej musimy zatroszczyć się o to, by nigdy tam nie wróciła. Nie może pozostać żoną mojego syna, bo Hunter jest podobny do swojego ojca. I się nie zmieni. Może mówić te bzdury teraz, ale pewne jest, że jemu zależy na czymś innym. Co więcej będzie do tego dążyć, ale tylko do momentu osiągnięcia tego, potem zwyczajnie uzna, że to już jest jego. Wtedy... już nie będzie się starać, ponownie zachowując się jak wcześniej.

- Nigdy nie mówiłam, że zamierzam Maltę porzucić. Nie chcę by tam wracała!

- Dokładnie. Tu jest wasz dom! – przyznała Elmira.

Musiała również obawiać się utraty mam. W końcu obie korzystałyśmy na tym, że z nami były. Odgrywały rolę matki i ojca – tworząc idealną rodzinę. A może zwyczajnie pokazując nam, jak ona powinna wyglądać? To również było możliwe.

- Nie zamierzam odchodzić – rzuciłam cicho, łapiąc dłoń przyjaciółki. – Bo to jest pierwszy dom, w którym czuję się dobrze.

- Mój też. Też dla mnie tak jest, bo jesteście ze mną – Ela pokiwała pośpiesznie głową.

- Ekhm! – Lionel przypomniał o sobie, przekrzywiając głowę. – Cześć, jestem tu wraz z Elwinem.

- Hhaa! – brat zaśmiał się, odsuwając od maga, który zdawał się emitować jakąś energią. – Mam rozejrzeć się za jakimiś skandalami Huntera?

- Tak! – Ela gwałtownie wstała. – Że też o tym nie pomyśleliśmy! Przecież to również doskonały pomysł!

- Więc tym się zajmę.

- Och litości! – Lionel klasnął w dłonie z niezadowoleniem. – Czy tu ktokolwiek pamięta o mnie?

- Nigdy o tobie nie zapomniałam – parsknęła Ela, przewracając oczami. Zaraz potem uśmiechnęła się. – Chciałbyś coś dodać?

- Tak. Mogę go zwyczajnie zabić.

Zapadła cisza. Wszyscy w szoku wpatrywaliśmy się w nonszalancko uśmiechniętego mężczyznę. Tego, który zdawał się mówić całkiem szczerze. Jak gdyby prosił jedynie o pozwolenie zajęcia się tą sprawą i wszystko będzie już z głowy.

- Lionel, skarbie – Ela zerknęła na mnie. – To dobra propozycja, którą zostawimy na ostateczną, ostateczność. Zwłaszcza, że najpierw wypadałoby, żeby Malta na spokojnie się rozwiodła.

- Ale jeśli będzie martwy...

- Wtedy mój były mąż może zmusić ją do powrotu – wtrąciła z westchnieniem teściowa. – Będzie mieć do tego prawo. Wtedy zapewne zmusi ją do małżeństwa z kimś, kogo szybko adoptuje. Z rodziny.

- Och, o tym nie pomyślałem.

- Pójdę zająć się swoją pracą – Elwin pośpiesznie, kuśtykając wyszedł z salonu.

Wyglądał, jakby uciekał, przy tym porzucając swoją starszą siostrę.

- To zabijmy ich wszystkich – zaproponował po raz kolejny Lionel. – Z tego względu, Malta uzyska wszystko w spadku jako jedyna żyjąca krewna. Czyż nie? Wtedy wszystko skończyłoby się dobrze.

- Och, o tym nie pomyślałam – Ela pokiwała poważnie głową.

- NO chyba nie mówicie poważnie?! – mama zbladła, mrugając ze strachem. – Prawda?

- Haha! – zaśmiałam się nerwowo.

- Chyba mówią poważnie – mruknęła ponuro teściowa.

Dyskusje przerwało nam to, że obie kobiety z wrażenia zemdlały. Jeszcze nie przygotowały się na coś takiego wypadającego z ust Elmiry i Lionela. Widać potrzebowały więcej czasu by ich poznać.

Z tego powodu ten temat został na razie zakończony. A przynajmniej miałam taką nadzieję, bo czegoś takiego nawet Lionel nie zdołałby ukryć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top