24. Artykuł

Po wydarzeniu z walką między Alanem i Hunterem, doszło do mnie co powinnam jeszcze zrobić.Za długo zwlekałam i to były właśnie tego konsekwencje. Właśnie dlatego udałam się do Eli po poradę i we dwie uznałyśmy, że nie był to głupi pomysł. Wręcz przeciwnie – idealny.

Z tym markiz ani jego syn nie zdecyduje się ponownie mnie nachodzić. Będę szczególnie ostrożni w swoich działaniach i interakcjach w moim towarzystwie. Zaś tego potrzebowałam.

To również sprawi, że będę mogła pomóc także innym. Kobietom w podobnej sytuacji, a może nawet mężczyznom, którzy byli na całkowitej łasce kobiet. Tak bardzo, że cierpieli w podobny sposób jak kobiety – źle traktowane przez mężczyzn.

Prawdopodobnie to również sprawi, że więcej osób będzie mnie wyśmiewać, kpić lub nawet udawać, że mi współczują. Pomimo tego warto było zaryzykować dla tych osób, które cierpiały podobnie do mnie. Mogłam stać się pośmiewiskiem, jeśli to znaczyło, że będę wstanie dać innym przykład.

Przekazać odwagę.

To było dla mnie najważniejsze, bo sama chciałabym, żeby ktoś taki mi pomógł. Ponieważ osoby w tej samej sytuacji były zdolne zdziałać więcej. Dobrze wiedziały o tym, co może się wydarzyć, rozumiały uczucia i emocje takich osób. Mogły dać porady i pokierować, czy też wskazać kierunek. Albo zwyczajnie popchnąć i kazać zrobić coś ze swoim życiem. Samodzielnie.

To było właśnie to.

Tego potrzebowali inni.

Jednak prawdą było także to, że się bałam. To było ciężkie – musieli opisać co się wydarzyło i przekazać to innym. Bałam się też, że zostanę źle zrozumiana, chociaż przecież wiedziałam, że tak będzie. Ludzie zawsze dzielili się na kilka typów. Tych, którzy wyśmiewają, tych broniących, tych ukrywających się (na różne sposoby) i tych ignorujących całą sytuacje.

To, co przekażę również trafi do każdego.

Te typy ludzi zdobędą wiedzą na mój temat i zrobią z nią co zechcą. Mi pozostanie zaakceptować ten fakt. Dać im wybór. W końcu jedynie przekazuję, nie mogę wiec decydować jak zostanie to odebrane. Czy powiedzieć, że mają mnie słuchać.

Oblizałam wargi.

- Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić – powiedziała Ela, która razem ze mną siedziała w powozie. – Możemy zawrócić.

- Ale muszę to zrobić – wyszeptałam zaciskając ze sobą ręce. – Dla siebie i innych.

- Mimo to jeśli nie czujesz się na siłach, możesz zwyczajnie zadecydować, że odłożysz to w czasie. Albo sama spiszesz wszystko i przekażesz do redakcji.

- Jeśli... jeśli tego nie zrobię dziś, stchórzę jutro – wyznałam, wbijając palce w skórę. – Obie to dobrze wiemy. Wystarczy spojrzeć ile lat zbierałam się do zadecydowania o rozwodzie.

- Tak, jednak...

- To musi być dziś.

Alan robił również aluzje, więc mogłam domyślić się, że bierze mnie całkiem poważnie. Wielokrotnie też opisywał swoich dziadków. A skoro tak robił, mogło to znaczyć, że tak samo mówił o mnie. Zresztą, gdy przychodziły do niego listy, niezobowiązująco mówił, że jego dziadkowie mnie pozdrawiają.

To musiało coś znaczyć.

Jeśli tak było, to należało działać szybko. Nie wiedziałam kiedy znajdę wystarczająco odwagi, czy zostanę zaskoczona przez Alana. Kiedy to nastąpi, mogę całkiem zapomnieć o tym, co chciałam zrobić. Bo nie zależało mi tylko na zdobyciu szczęścia. Pragnęłam pomóc również innym. Dać im to, czego sama nie dostałam od osób w podobnej sytuacji. Ale mogłam im to dać.

Ci magowie musieli coś we mnie zobaczyć. Tu nie mogło wyłącznie chodzić o dzieci. Może i nie miałam co do tego pewności, jednak zamierzałam w to wierzyć. Bo dzieci samodzielnie, tylko własnym istnieniem, nie mogły niczego zmienić.

Jasne, los się wtedy zmienia, ale to zależało od decyzji tych będących przed nimi.

Wszystko miało swoją przyczynę i skutek.

Obecność magów sprawiła, że nasze losy i przyszłość się zmieniła. Więc nasze decyzje zmieniły innych. My panowaliśmy nad tym, co zrobimy o to od nas zależało co będzie dalej. A świat może, ale nie musi ponosić tego konsekwencje.

Odetchnęłam, spoglądając na Elę. Kobieta uśmiechnęła się do mnie z tym błyskiem, jakby wierzyła że dam sobie radę. Ale jej ruchy ciała wskazywały również na to, że się denerwowała. Chciała mi pomóc, nawet gdyby należało uciekać.

Uśmiechnęłam się.

- Wejdziesz ze mną? – spytałam, gdy powóz zaczął się zatrzymywać.

- Och, pewnie! Myślisz, że jechałam taki kawał, żeby zostać w powozie? Cóż za strata czasu. Już więcej osiągnęłabym idąc z tobą – co zamierzałam zrobić – i posłuchać sobie co mówicie. A także przypilnować tego dziennikarza. W końcu nigdy nie wiadomo co może sobie wymyślić.

- Nie możesz mu grozić.

- Od razu grozić... - prychnęła Ela, przewracając oczami. – Ja jedynie powiem mu kim jestem. Przecież muszę się przedstawić, dowiedzieć się co zamierza zrobić oraz czy będzie uczciwy. Należało go też zmotywować do dobrej pracy.

- To brzmi tak, jak gdybyś zamierzała nad nim stać – zauważyłam z niepokojem.

Powóz zdążył się zatrzymać, ale nikt nie przeszkadzał nam, pozwalając dokończyć rozmowę. Wreszcie dojechaliśmy do znanego budynku, gdzie mieściła się najsłynniejsza gazeta. Większość ludzi to właśnie do niej przychodzi opowiedzieć lub kupić gazetę. Dlatego od razu to o nich pomyślałam, gdy zdecydowałam się to zrobić.

Nawet zgodzili się przeprowadzić ze mną wywiad.

Rezultat, jednak był dla mnie najważniejszy. To właśnie od niego wszystko zależało – to czy uda mi się pomóc.

- Hej.

- Tak?

- Malta, ty jesteś już odważną osobą, Wisz? – Elmira pochyliła się ku mnie z uśmiechem. – Nie potrzebujesz niczego sobie udowadniać, czy pokazywać. Samo to, że zdecydowałaś się zakochać, mówi samo za siebie. W końcu nie wiedziałaś, czy to nie zakończy się źle, czyż nie? A jednak.

- Może trochę?

- Haha! – przyjaciółka ścisnęła mój nadgarstek. – Nie każdy będzie załgiwać na twoją pomoc i nie każdy cię posłucha. Ale liczę, że ci najbardziej tego potrzebujący dostrzegą cię.

- Tak, masz rację.

- Jedna osoba, której pomogłaś, będzie ci bardziej wdzięczna niż dziesięć innych. A to zawsze przynajmniej jedno zmienione życie.

- Tak.

- Więc? Idziemy?

- Idziemy!

Uśmiechnęłam się i razem z Elą wyszłyśmy z powozu. Tym samym silnym, zdecydowanym krokiem weszłyśmy do budynku. Przy tym dostrzegłam, że Ela musiała prześwietlić już wszystkie osoby. Każdy był ostrożny i uważny, by nie popełnić błędu. Oprócz tego pilnowali innych.

Oczywiście wśród tłumu dostrzegłam negatywne spojrzenia i wyraźne niezadowolenie osób. Tych, których poglądy były takie same jak mojego byłego teścia. Ale to było do przewidzenia.

Nareszcie dotarłyśmy do gabinetu osoby, która przyjęła mnie na wywiad. Okazała się to być młoda kobieta. Budząca respekt i uznanie samym tym, że była obok.

- Miło mi wreszcie was gościć, miłe panie!

- Cała przyjemność po naszej stronie, jak mniemam – parsknęła Ela.

- Haha! Ma duchessa rację. Proszę, rozgośćcie się w skromnych progach mojego gabinetu.

Siadłyśmy na komplecie wypoczynkowym, rozpoczynając od zwykłych grzecznościowych rozmówek. Takich na uspokojenie i rozluźnienie. Przez to można było rozpoznać profesjonalistę.

- Co was do mnie sprowadza?

Ale wreszcie padło to kluczowe pytanie, które prowadziło do tego, co chciałam osiągnąć. To od tego miało się zacząć.

Musiałam parę razy otworzyć i zamknąć usta, zbierając siły.

- Przyszłam opowiedzieć moją historię. To jest powód naszej wizyty. Chciałaby pani ją wysłuchać i o niej napisać?

- Hmm, myślę, że tym mnie pani zaciekawiła. Proszę zacząć.

Więc opowiedziałam jej historię. Historię, która miała odmienić życie wielu osobom.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top