22. Były mąż i kłopoty
Zdawałoby się, że wszystko przebiega sprawnie. Spotykałam się z Alanem, on widywał się z moją rodziną i poznawali się. Mamy również uznały, że to wspaniały mężczyzna, więc to tak jakby dawały nam swoje błogosławieństwo. Oczywiście wiedziałam, że na to za wcześnie, mimo to właśnie tak to odbierałam.
Dlatego też mogłam skupić się na swojej pracy, oddzielając ją od prywatnych spraw. Chociaż było ciężko to robić, zwłaszcza przy wizytach Alana. Co zdawali się rozumieć inni pracownicy. Jednak to nie zmieniało faktu, że naprawdę chciałam to oddzielać. W końcu musiałam pracować!
Dziś – na szczęście – Alan miał mnie odwiedzić później niż dotychczas. Dzięki temu mogłam uspokoić się i zająć jedynie pracą, która zalegała. Ostatnio było więcej do zrobienia, przez to, że otwierałyśmy nowe hotele, budynki mieszkalne i restauracje. Dlatego wiele rzeczy należało zamówić lub też uzupełnić listę. Oprócz tego zadecydować nad wyborem koloru i wystroju do każdego z nich.
Problem w tym, że z Elą starałyśmy się wpasować wszystko w atrakcje turystyczne, miejsce i możliwości. Wobec czego były nam potrzebne raporty na temat miast oraz tego co się tam znajdowało. Tak, aby było to również pewnego rodzaju atrakcja turystyczna. Poza tym, jeśli miejsce skorzysta na naszym biznesie, to również i my.
To było teraz motto Elmiry.
Potarłam czoło czytając raport. Było to również i interesujące, bo dwie rzeczy (hoteli i restauracji) otwierałyśmy nad morzem, więc mogłam dowiedzieć się czegoś nowego. Nigdy nie byłam nad morzem, dlatego także z tego korzystałam. Ale... było tyle rzeczy, które należało wziąć pod uwagę.
Podniosłam spojrzenie. Niedaleko mnie, przy swoich biurkach siedzieli moi asystenci. Obydwoje byli zmęczeni i ledwo dawali sobie radę. To na nich spadły moje dotychczasowe obowiązki, bym mogła zająć się nowymi biznesami. Jednak nie byli w tym tak wprawieni jak ja.
Chyba przydałaby się nam przerwa...
Jednak jeśli ją zrobimy, pojawi się pewien problem. Pracy dojdzie więcej. Dziś był w tym najgorszy dzień, bo ze wszystkich stron przychodziły raporty lub prośby o coś. Oprócz tego Dorobne skargi oraz pochwały, które należało przejrzeć, po czym wziąć je pod uwagę. Przez to nie było czasu na przerwę.
Nagle ktoś zapukał.
- Znów coś przynieśli – jęknęła asystentka.
- Może nie – modlił się asystent.
- Proszę! – zawołałam z niechęcią, bo także obawiałam się, że znów coś dojdzie.
- Proszę o wybaczenie – do środka zajrzała jedna z informatorek. – Przyniosłam herbatę i przekąski. Widziałam, że dziś jest dużo pracy, wiec pomyślałam, że chociaż tak pomogę.
- Wyjdź za mnie! – zawołał mężczyzna.
- Jestem szczęśliwą mężatką! – parsknęła kobieta, kładąc na biurkach herbaty i ciastka.
- Nie musisz się nim martwić, to idiota – rzuciła asystentka, dziękując koleżance. – Zresztą to byłoby ryzykowne. Miał dwie dziewczyny, a potem jeszcze narzeczoną i każda z nich go zostawiła.
- Jak możesz to mówić na głos!
- To prawda!
- Haha!
Informatorka śmiejąc się wyszła z pomieszczenia, zaraz potem zaglądając ponownie. Poczekała, aż na nią spojrzę, nim uśmiechnęła się wesoło.
- Pan Lewis zapowiedział, że przyjdzie w porze obiadu, a potem odwiezie panią do domu – dodała.
- Przekaż, że będę na niego czekać.
- Już to zrobiłam!
- Och!
Tym razem to asystenci się roześmiali, twierdząc że każdy zna już moją odpowiedź. Wobec czego nie było potrzeby, bym cokolwiek mówiła. Ale też taka była prawda – wyczekiwałam godziny, gdy będę mogła widzieć się z Alanem. Był to czas, gdy odpoczywałam, zbierałam siły i cieszyłam się życiem. Wręcz chciałabym w przyszłości żeby się to nie zmieniało.
Jednak też wiedziałam, że nie mogłabym pracować z nim w jednym miejscu. Bo wtedy nie bym nic nie zrobiła, do czego Alan zdaje się dążyć. Dobrze wiedział, że ma taką moc i perfidnie to wykorzystywał, gdy przychodził wcześniej niż mówił. Przychodził i przeszkadzał mi do momentu, w którym powiem, że już możemy iść. Wtedy wreszcie się uspokajał.
Podstępny leopard!
Popijając herbatę skończyłam wypisywać potrzebne rzeczy do zakupu do miejscowości nad morzem. Ale to nie był koniec. Zostały jeszcze dwa miasta, które również miały przywitać nas z otwartymi ramionami.
Skrzywiłam się. Już nigdy nie pozwolę sobie jednocześnie otwierać kilku biznesów. Albo zatrudnię więcej osób do pomocy, bo to wyglądało tak, jak gdyby miało się nie skończyć.
Zjadłam ciastko, wzdychając raz po raz.
Pracy było dużo. Niemal za dużo, przez co zaczynałam się zastanawiać, czy uda nam się to w ogóle skończyć.
- Pani?
- Tak? – spytałam słysząc głos zza drzwi.
- Znów przyszedł prezent – wyznał niepewnie mój rycerz. – Ponownie bez podpisu.
Skrzywiłam się, zaraz potem podchodząc do drzwi i je otwierając. To był kolejny problem, którego nie doało się rozwiązać.
Hunter nie dawał za wygraną. Od spawy rozwodowej kończącej się rozwodem, zaczął wysyłać mi prezenty. Codziennie. Jakby liczył, że to pomoże mu, mnie odzyskać, albo sprawi, że znów będę go szukać. Lub się z nim spotkam.
Więc odsyłałam wszystko, w końcu byłam w związku z Alanem. Też nie chciałam tego przyjmować i sprzedawać. Dlatego wszystko było odsyłane aż do czasu nowego roku. Wtedy rozniosło się, że oficjalnie byłam w relacji z Alanem. I zaczęłam nawet sądzić, że tyle pomoże, i to będzie koniec. Jednak tak się nie stało, bo Hunter tylko zmienił taktykę. Wysyłał dalej prezenty oraz listy, nie podpisując ich. W tej sprawie nie mogliśmy tego odesłać, ani zwrócić.
Alan był wściekły.
Ela i Mer w sumie również.
Zaś ja – zrezygnowana.
Spojrzałam na dużą paczkę, milcząc bo też nie wiedziałam co zrobić. Powoli zaczynało brakować nam miejsca w pokoju obok, jako że niczego nie otworzyłam. Nie chciałam wiedzieć co było w środku. Pozwalałam za to pracownikom tam zaglądać i brać co chcieliby, bo coś zrobić należało. Mimo to oni byli równie zgorszeni tą sytuacją, więc nawet nie myśleli o tym, żeby tam iść.
Dlatego prezenty tak tam leżały.
- Ha...
- Posłaniec jedynie to tu rzucił i uciekł. Nie udało nam się go nawet złapać. Proszę o wybaczenie, moja pani – rycerz przeprosił od razu.
- Przecież to nie jest wasza wina – jęknęłam, machając ręką. – Rzuć to do pokoju. Kiedy będę mieć czas, zajmę się tym.
- Oczywiście.
- Że też chce mu się tak marnować pieniądze...
Wróciłam do biurka, kręcąc głową. Hunter dalej się nie ożenił ani nie znalazł narzeczonej. Przez rozwód, jakby gorzej mu się wiodło, bo też wiele kobiet było nim zgorszona. Poza tym przestali być tak bogaci, ponieważ odzyskałam swoją kopalnię. Oprócz tego dostałam pieniądze i domy w ramach rekompensaty. Więc wiele stracili. Jednak dalej powinno im się udać znaleźć żonę dla Huntera. Mimo to, to wyglądało tak, jakby to wcale nie było ich celem.
Te prezenty i listy na to wskazywały.
Czemu nie mogłam się od nich uwolnić?!
- To przez to, że pani jest teraz bogata – rzuciła asystentka, cmokając z niezadowoleniem. – Chcą to wykorzystać.
- Co za zakały ludzkie.
- Ciężko mówić o nich, jako o ludziach – przerwałam asystentowi, pocierając twarz. – To obraza innych, którzy zachowują się w miarę prawidłowo.
- W takim razie... te bestie!
- Haha!
Zaśmiałam się, zadowolona, że tę sytuację można było obrócić w lepszym kierunku. W końcu coś z tymi prezentami mogłam zrobić. To nie tak, że całe życie będzie się upierać. W dodatku wolałabym czegoś takiego nie trzymać przy sobie. Tym bardziej, że czułam, jakbym to przyjęła, czego nie zrobiłam.
Nie zdradzałam Alana.
Nie chciałam wracać również do Huntera.
Wypiłam herbatę, nim zjadłam ciastko. Potrzebowałam przestać o tym myśleć i skupić się na czymś istotniejszym, ważniejszym oraz ciekawszym. Zresztą dziś również odebrać miał mnie Alan. Więc należało być produktywną do tego czasu.
Owinęłam się szalem, gdy zrobiło mi się chłodniej. Zaraz potem zamierzałam chwycić za pióro i wrócić do pracy, jednak przeszkodzono mi. Zza okna zaczęła dobiegać nas jakaś paskudna muzyka i śpiew. To sprawiło, że zechciałam zakryć sobie uszy, udając że nic nie słyszę. Mimo to czułam się też w obowiązku sprawdzić co się takiego tam wydarzyło. Tak, aby odpowiednio zareagować lub poprosić, by coś z tym zrobiono.
Po tym, jak wyjrzeliśmy we trójkę przez okno, miałam ochotę się cofnąć. Ale też żałowałam, że jednak poszłam sprawdzić. Bo na ulicy stał Hunter z muzykantami i śpiewał serenadę. Ludzie patrzyli na to, wytykając go palcami, kpiąc z niego. Jednak mężczyzna się tym nie przejmował.
Zaraz potem sprawy stały się dużo poważniejsze, bo przed budynkiem pojawił się powóz Alana. Znów przybył wcześniej niż powinien, żeby spędzić ze mną więcej czasu. Ale żałowałam, że akurat teraz musiał się pojawić.
- To będzie jadka – wyszeptał asystent.
- Ten dureń zasłużył na cios.
- Ale Alan może zostać ranny – wtrąciłam nie wiedząc co teraz zrobić.
- Pan Lewis... ranny?
- Bardziej bałabym się o tego durnia.
Trzymając się parapetu, wpatrywałam się w dół z napięciem. Wydawało mi się, że wyjście w tym momencie byłoby złym pomysłem.
Alan wyszedł z powodu z kpiącym wyrazem twarzy. Zaraz potem zaczął rozmawiać z Hunterem, zakładając ręce na piersi. Jedynie rozmawiali, a jednak ludzie odchodzili lub wybierali inną drogę. Tak, aby nie znaleźć się blisko nich.
Niedługo później Alan cofnął się, chwytając Toyę i ściągając mu rękawiczkę z dłoni. Bawił się nią, niesłuchając słów Huntera. Tego, który sądził, że już udało mu się wygrać, bo niemal machnął na muzykó1). By wrócić do swojego fałszowania.
Ale mu się to nie udało.
Bo Alan rzucił mu rękawiczką prosto w twarz.
Wciągnęłam z sykiem powietrze.
- Oho! – asystent zaklaskał.
- Zrobiło się poważnie – zgodziła się asystentka.
To wszystko moja wina...
Alan wyzwał Huntera na pojedynek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top