18. Narada
Wreszcie nadszedł czas, żebym opowiedziała wszystko przyjaciółkom. W końcu musiały wiedzieć, szczególnie że mówiłyśmy sobie każdą drobną rzecz. No, może nie każdą, ale wymieniałyśmy się większością z nich. Tak, byśmy wiedziały co się u nas działo i miały pewność, że byłyśmy bezpieczne, zadbane, i szczęśliwe.
To było istotne, zwłaszcza po tym, co mnie spotkało z Hunterem. Wręcz obawiałam się, że mogły wpaść na kogoś podobnego lub stać się ofiarą przemocy. Agresywne typy czaiły się wszędzie, zaś rozmowa o tym pomagała bardziej niż Zmożna byłoby się spodziewać.
Z tego powodu postanowiłyśmy się spotkać z Meridian u nas w domu. Mer nawet proponowała, żeby do nas przyjść, bo jej teściowa zaczynała wchodzić jej na głowę. Jedynie dlatego, że szykowała się do oddania tytułu oraz wyjazdu. Państwo West planowali wyjechać na krótką podróż, by odpocząć. Więc mogłam sobie wyobrazić jaką presję czuła Meridian.
W końcu tytuł markizy wiele wymagał. Było dużo pracy, obowiązków i rzeczy do zrobienia. W tym utrzymanie swojej pozycji i zdobywanie poparcia, czy wsparcia od arystokracji. Wtedy nie wystarczy jej jedynie nasze poparcie, czy znajomość z rodziną królewską. Musi sama pokazać na co ją stać.
Tego właśnie musiała się obawiać markiza West, gdy wyszło, że wszystko ma zostać przekazane Meridian. Chociaż może nie było tak, że w nią nie wierzyła, tylko bała się, czy jej synowa da sobie sama radę. Bo przecież oni sami wyjeżdżają, więc nie mieliby jak pomóc. Jednak uważałam, że dobrze się działo. Dzięki temu Meridian będzie bardziej się starać i zobaczy jak to jest być z tym sama. Usamodzielni się, spoważnieje. Będzie starać się robić to wszystko perfekcyjnie, bo na jej głowie będzie absolutnie wszystko.
Ale wiedziałam, że Mer sobie poradzi. Tak samo jak udało się to Elmirze. Przecież ona nie była uczona przez doskonałych nauczycieli, czy przez własnego ojca. A mimo to dała sobie radę.
Wszystkie dajemy.
Kira osiągnęła sukces – udało jej się zapewnić, że Jacob siądzie na tronie. Z kolei królowa spędzi resztę życia w lochu. Dlatego Kirze udało się zemścić i ukarać tych odpowiedzialnych za śmierć jej matki.
Ja z kolei prowadziłam biznesy – te, którymi nie mogła zająć się Elmira. Robiłam to początkowo z błędami, ale wreszcie się wprawiłam. Oprócz tego udało mi się rozwieść z korzyścią dla mnie i dla nas. Ponieważ otrzymałam budynki jakie chciałam, pieniądze, przeprosiny i odzyskałam swoją kopalnię.
Poza tym spotykałam się z mężczyzną, w którym się zakochałam. Zaś on kochał mnie. Nawet wyglądało na to, że miałam lepsze jutro z możliwością zostania narzeczoną Alana. Niczego więcej mi nie było trzeba.
No może oprócz szczęśliwego zakończenia, do którego chyba zmierzałyśmy. W końcu księga mówiła, że udało nam się dojść do momentu, w którym nic nie skończy się źle. Magowie też się z nami nie kontaktowali, a Lionel nie mówił, że wyczuwa coś złego. W takim razie mogłyśmy myśleć, że udało nam się osiągnąć spokojną przyszłość.
Przynajmniej zamierzałam w to wierzyć. Tak całkiem optymistycznie, myśląc że tak właśnie będzie.
Z uśmiechem przywitałam Meridian, która siedziała w salonie, czekając na nas. Zaraz potem wyściskałyśmy się i ponownie usłyszałam gratulacje. Gratulację, że udało mi się wygrać.
- Wygląda tak promiennie – rzuciła Meridian do Elmiry, gdy się witały.
- Prawda? Bardziej niż poprzednio – zaśmiała się przyjaciółka. – Ale to było do przewidzenia. W końcu pokonałyśmy tego śmiecia na dobre.
- Z pewnością! Słyszałam więcej pozytywnych głosów odnośnie Malty, niż negatywnych. A uwierzcie mi, muszę chodzić na wiele przyjęć ze względu na teściową – mruknęła Mer, krzywiąc się. Chwyciła filiżankę. – Tak czy inaczej więcej arystokratów krytykuje Huntera, niż Maltę. Oczywiście nie jest tak pięknie, że nikt tego nie robi. Zdarzają się głosy tych starych bab i dziadów, jednak nie ma co się tym przejmować. Ważne jest to, że masz dalej przysługę u cesarza, iwęc zyskałaś jego przychylność. To zdecydowanie wpłynęło także na opinię ludzi.
- Widzisz? Ona będzie naszym szpiegiem – zachichotała Elmira, szturchając mnie. – Będzie chodzić częściej na przyjęcia niż ja.
- Ale nie cały czas i nie na wszystkie – zauważyła przyjaciółka, mrużąc oczy.
- No cóż, ja też muszę od czasu do czasu się pokazać – jęknęła Ela, wypychając z niezadowoleniem usta. – Jednak nikt nic mi nie powie na temat Malty. Każdy wie, że mieszkamy razem, więc jedynie samobójca by to zrobił.
- To racja.
- Mnie też wiele nie uda się odkryć – dodałam podjadając biszkopty. – Będą mnie jedynie chcieli chwalić. Nie odważą się otwarcie mi tego powiedzieć. Właśnie przez to, że mieszkam z Elą.
- To na pewno w pewien sposób komplikuje sprawy – wyszeptała Mer, odkładając filiżankę. – No nic, wygląda na to, że będę musiała się dla was poświęcić. Co zrobię, bo i tak na przyjęcia muszę chodzić.
- Chyba, że znów zajdziesz w ciąże – zaśmiałam się.
- A wiesz, że to przeszło mi przez myśl? – zachichotała Meridian, machając ręką. – Momentami naprawdę zastanawiam się, czy nie zrobić sobie w ten sposób przerwy. Ale wtedy przypominam sobie, że to za wcześnie. Dalej jestem trochę obolała i wolałabym tak szybko ponownie nie zaciążyć. W międzyczasie delektuję się moimi maluszkami!
- Tak, dzieci są urocze. Po naszym domu lata trójka, dzięki czemu jest głośno i żywo. Zupełnie inaczej niż przed rokiem.
- Właśnie! Co z Tito?
- Braciszek ma się dobrze. Już jest prawie zdrowy – wyznałam z uśmiechem. – Mama strasznie się bała, ale wiemy, że jest silny. Zależy mu na widzeniu nas i byciu z nami. A w szczególności na bieganiu z resztą dzieci.
- To dobrze – Mer westchnęła z ulgą. – Muszę przyznać, że się martwiłam. Bo Tito ostatnio często choruje.
- Razem z moimi. Zarażają się od siebie bez przerwy, ale Lionel nad nimi czuwa – wtrąciła Ela, machając ręką, jakby wcale się nie martwiła. – Nie ma co się przejmować. Naprawdę wszystko będzie dobrze.
Zaraz potem zaczęłyśmy opowiadać sobie co u nas się działo. Zaczęła Meridian, która bardzo chciała wyrzucić z siebie, swoje bolączki. Jednocześnie pisząc list do Kiry, tak aby wiedziała co u nas się działo. W ten sposób każda pozostawała poinformowana.
Ze słów Mer wynikało, że rzeczywiście jej teściowa bała się, czy synowa sobie ze wszystkim poradzić. Ponoć nawet stworzyła zeszycik podpowiedzi dla Mer, w którym zawarła praktycznie wszystko. Dzięki temu przyjaciółka się już tak nie obawiała. Nawet obiecała stworzyć kopię i nam je przynieść, bo jest to tak użyteczna rzecz.
Oczywiście więcej czasu Meridian poświęciła swojemu mężowi i dzieciom. To były jej największe oczka w głowie, więc praktycznie zawsze o nich mówiła. W zasadzie to bym się dziwiła, gdyby tego nie zrobiła. Tak się do tego przyzwyczaiłam, że wręcz czekałam na ten moment. Szczególnie na zabawne sytuacje.
Potem przyszła kolej Elmiry. Bardzo chciała, żeby to ona wpierw opowiedziała co chciała. Sama nie wiedziałam jak ubrać w słowa to, co chciałam powiedzieć. W końcu było tego całkiem sporo. Randki, spotkania i sekretne pocałunki z Alanem. A także to, że skrywa tajemnicę niezwykle poważną. Jednak przyjaciółki nigdy nie rozpowiedziałyby tego dalej. Wobec czego wiedziałam, że mogę im powiedzieć to bez lęku.
Elmira mówiła o swojej pracy oraz o arystokratach, którzy codziennie do niej przychodzili. Wreszcie udało im się zauważyć jej zdolności i docenić moją przyjaciółkę, tak jak powinni. Ale i tak ich wizyty były dość męczące. Sama to wiedziałam, bo czasami musiałam ich zabawiać do momentu, gdy Ela skończy zajmować się jednym z nich.
Oprócz nich byli również ludzie, którzy chcieli zainwestować w nasze biznesy lub stać się partnerami. Z inwestorami nie było tak dużego problemu. Pojawiały się one z partnerami, bo nie chciałyśmy, by ktokolwiek taki do nas dołączał. Wiedziałyśmy, że oni bardziej będą chcieli namącić i zabrać pieniądze, niż faktycznie włączyć się w nasz biznes. Zresztą byli to sami starsi faceci, którzy rzadko ukrywali to, na czym im tak naprawdę zależało.
Ale ta rozmowa szybko się skończyła i Ela również zaczęła chwalić się swoimi dzieciakami. Opowiadała o tym, jak są utalentowani (pokazują co mogą zrobić z magią i jak można niszczyć rzeczy), inteligentni i psotni. Jedyną osobą, którą słuchając na ten moment to Tito. Chociaż bardziej wyglądali, jak gdyby musieli się nim zajmować, bo był „słaby" i „normalny".
Ach, należałoby też przyznać, że dzieci magów szybciej się rozwijają. Z początku było to przerażające, ale potem dało się do tego przyzwyczaić. To też pomogło, bo szybciej dowiadywaliśmy się czego dzieci potrzebują.
A skoro Ela opowiadała o swoich, to również mówiła o mamach, Lionelu i moich braciach. Nie, naszych braciach. Rozwodziła się tak bardzo, że pokojówki musiały donosić nam kartek.
Ten list na pewno będzie bardzo długi...
Dopiero wtedy nadszedł moment na mnie. Więc zaczęłam spokojnie. Od mojej pracy, tego co sama wiedziałam, że dzieciaki zrobiły oraz powiedziałam o zauroczeniu Elwina (młodszego brata). Był zakochany w jednej z panien, tej mającej zostać nianią, a będącą krewną Eli. Była ona spokojna, uczciwa i pracowita. Co więcej przestała panikować na widok dzieci bawiących się magią, niemal stając się na to nieczuła.
Dopiero potem wyznałam swoje uczucia do Alana i powiedziałam o naszych wspólnych randkach. Przy tych momentach rumieniłam się, zostawiając dla siebie to, co nie chciałam mówić na głos. Ale oczywiście powiedziałam też o naszym pierwszym pocałunku i tych kolejnych.
Wtedy też przyjaciółki zaczęły chichotać i wymieniać się uwagami. Nie oskarżały mnie o to, że nic nie mówiłam do tej pory na temat całusów, ale zdawały się być lekko niezadowolone moim milczeniem.
Na sam koniec powiedziałam o tym, kim jest Alan (cicho), prosząc żeby nikt więcej się o tym nie dowiedział. Oczywiście prócz ich mężów, bo oni już wszystko wiedzieli. Dlatego lepiej było, żeby każdy był wtajemniczony, skoro tkwiliśmy w tym razem.
Przyjaciółki przez długą chwilę milczały, gdy opisałam im formę Alana. Byłam dokładna, gdy mówiłam o przepięknym leopardzie, którego tuliłam, całowałam i głaskałam. Zdawały się być tym oczarowane, zafascynowane, ale też przerażone. W końcu nie na co dzień słyszy się o zmiennokształtnych. Każdy sądziłby, że to tylko bajki na dobranoc lub też mity.
Z tego powodu postanowiłyśmy zaszyfrować tę wiadomość w liście. Byłyśmy przy tym pewne, że Kira da radę to zrozumieć i nie będzie mówić o tym przy nikim innym. Była przecież dyskretna.
- Ale... wow – Meridian zamrugała. – To niesamowite. Nigdy nie spodziewałabym się, że to jest realne.
- Widziałam na własne oczy.
- Czyli się przy tobie rozbierał? – spytała dziwnie spokojnie Elmira.
- Haha.
- Kusiło cię, żeby...
- Meridian! Oni są dopiero... to za wcześnie.
- Mówi to ta, która sypiała ze swoim kamerdynerem.
- Tak czy inaczej, Malta jest inna.
- Na pewno.
Zaczęłam się śmiać, zaraz potem tuląc przyjaciółki i obiecując, że z tym poczekam. Chociaż nie wiedziałam, czy się to rzeczywiście nam uda. W końcu każda z przyjaciółek zrobiła to nieco wcześniej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top