11. Krótkie spotkanie

Przy następnym spotkaniu Hunter niespodziewanie poszedł mi na rękę, umawiając się w restauracji należącej do mnie i Eli. Nawet cierpliwie czekał z zamówieniem potraw, chociaż wyglądał na rozdrażnionego. Ale nie tym, że musiał nad sobą zapanować, czy coś. Raczej chodziło tu o to, że coś jakby zajmowało jego myśli.

Oczywiście korzystałam na tym ile mogłam. Bo dzięki temu minęło dziesięć minut ciszy, przy której mogłam się odprężyć i rozglądać do woli. Wtedy też zauważyłam, że pracownicy – w każdej wolnej chwili – spoglądali na mnie. Zaś w ich oczach widziałam niepokój, jak gdyby obawiali się o mnie.

Czułam w tym rękę Meridian, Kiry i Elmiry. Jedynie one mogły rozpowiadać głębiej o mojej sytuacji pracownikom, tak aby czuli się oni w obowiązku zobaczyć co się ze mną działo. A w razie potrzeby wystąpić przed szereg.

- Malta.

- Tak? – spytałam, spoglądając wreszcie na Huntera. Mężczyzna był poważny, chociaż teraz zdawał się być zdenerwowany. Co chwila rozluźniał krawat, pomimo tego, że bardziej już nie powinien. – Coś się stało?

- Ładnie tu.

- Tak. Lubię atmosferę tego miejsca.

- Cieszę się, że tym razem wybrałem dobrze. Jestem dzięki temu spokojniejszy.

Ale nie zdawał się być spokojny, raczej zaczął się bardziej pocić. Z tego też powodu przyjrzałam mu się uważniej, szukając przyczyny. To nie było miejsce, w którym tak by się zachowywał, wobec czego coś musiało się wydarzyć. Coś, co go poruszyło na tyle, żeby tak reagował.

Wtedy to zauważyłam.

Hunter raz po raz zerkał dyskretnie na zegar umiejscowiony na parterze niedaleko drzwi. Zdawał się sprawdzać godzinę, jak gdyby miał gdzieś być za niedługo i śpieszył się. A mimo to pozostawał tu.

A nie, on się denerwował.

Kiedy Hunter się denerwował, pojawiały się u niego te charakterystyczne rzeczy. Pocenie się, nerwowość, rozglądanie się i sprawdzanie godziny. To było dość podobne do teścia, chociaż on aż tak tego po sobie nie pokazywał. Szczególnie jeśli przed nim znajdował się ktoś ważny. Ważniejszy od niego.

Na moich wargach pojawił się uśmiech. Jeśli Hunter wyjdzie szybciej niż zgodnie z umową, czyli przed minięciem trzydziestu minut od rozpoczęcia spotkania, będę mogła to zapisać. W zasadzie zamierzałam to zrobić, bo wypełniałam gorliwie naszą umowę. Z kolei Hunter był jedynie na jednym z dwóch poprzednich spotkań.

- Coś się stało? – spytałam, gdy kelner zadziwiająco szybko podał nam, nasze jedzenie.

- Skąd!

- Spociłeś się.

- Haha – Hunter pochylił się, krzywiąc usta. – Widocznie rzeczywiście dobrze mnie znasz. To wspaniałe, że od razu udało ci się to zauważyć. W takim razie...

- Nie brnij tak daleko – przerwałam mężowi, chwytając łyżkę. Zamówiłam marchewkową zupę krem, którą łatwo było strawić. – To, że cię znam niczego nie zmienia. Raczej daje kolejny powód, by przerwać to małżeństwo.

- Jeśli się wykażę, możemy to jeszcze uratować.

- „Jeśli" to dobre słowo.

- Ekhm, tak masz rację – Hunter chrząknął, zagryzając wargę. Chwilę patrzył jak jem, nim wyraźnie się zawahał. – Ignorowałaś moje listy.

- Podejrzewałam, że są to listy- rozkazy, więc nie chciałam ich czytać.

- To były przeprosiny. Chciałem też wyjaśnić...

- Elena Beatrice – przerwałam mu, przypominając sobie kobietę z przyjęcia urodzinowego siostry Meridian. – To ta ładna panna co cię obejmowała. To chcesz mi wyjaśnić? Panna Beatrice jest jedyną córką majętnych markizów. Ostatnio też współpracują z twoim ojcem w wielu sprawach. Więc nic dziwnego, że się zapoznaliście. Bardziej niż tego wymagano.

- To nie tak – Hunter wyciągnął rękę i próbował chwycić moją dłoń, jednak w porę zdążyłam ją cofnąć. – Ha, Malta... - mężczyzna od razu przeczesał włosy, wzdychając. Jego zielone oczy zdawały się błyszczeć frustracją. – Tak, mój ojciec współpracuje ostatnio z jej rodziną. I tak, planuje mi ją wcisnąć, zaś ona znajduje mnie w każdym momencie. Jednak wcale mi na niej nie zależy.

- Jest ładna. Z tego co mówi Ela to też oczytana, pochodząca z dzietnej rodziny i na pewno jest na każde zawołanie twojego ojca. To musi mu się podobać, od kiedy odeszłam. Zresztą czułam, że chce mnie się pozbyć, bo nie urodziłam żadnych dzieci. To zabawne, bo przecież jak miałabym zajść w ciążę, gdy z tobą nie spałam?

Przy ostatnich słowach odrobinę, niechętnie się zarumieniłam. Musiałam przyznać, że dalej byłam zawstydzona rozmawianiem na takie tematy. Co prawda Elmira próbowała mnie znieczulić, jednak póki co dopiero zaczynałyśmy. Nawet Lionel się w to włączył tylko po to, żeby się bawić moim kosztem. Dobrze widziałam, że za każdym razem był rozbawiony, ale też twierdził, że chce mi pomóc. Przy okazji trenując na mnie tego typu rozmowy, nim przyjdzie kolei na ich dzieci.

Mimo to nie narzekałam. Wiedziałam, że to było istotne, żebym mogła zrobić dalszy krok.

- Zapewne nie wyjaśniłeś tego swojemu ojcu?

- Nie – Hunter opuścił ramiona, ponownie zerkając na zegar. Tym razem bardziej widocznie. – Przepraszam.

- To nie tak, że się tego nie spodziewałam.

- Tak czy inaczej, nie jestem nią zainteresowany, pragnę dalej być twoim mężem.

- Z powodu kopalni. Tej mojej.

Zapadła cisza. Mój wzrok tkwił w zupie, której prawie nie dotknęłam przez Huntera. Gdyby nie to, że chciał mnie dotknąć, zajęłabym się właśnie tym. Ale teraz obawiałam się, że ponowi próbę chwycenia mnie, zaś nie chciałam czuć jego dotyku. Z wielu powodów . A przede wszystkim dlatego, że mnie obrzydzał i niemal od razu chciałam umyć ręce, co w tej chwili było niemożliwe.

Ostatecznie podniosłam wzrok, by zobaczyć minę Huntera. Chociaż to i tak nic nie mogło dla mnie znaczyć. Głównie dlatego, że dobrze wiedziałam, że to z jej powodu chce utrzymać to małżeństwo.

Zmarszczyłam brwi dostrzegając minę Huntera. Było to zadziwiające, że był bardziej zszokowany, niż niedowierzający, że zgadłam. Wręcz nie mógł uwierzyć w to, co powiedziałam.

- Kopalni? Och! Nie, Malta, to nie z jej powodu.

- Więc czemu mi jej nie oddałeś? W papierach rozwodowych nawet ją sobie wziąłeś z absurdalnego powodu – zauważyłam, mrugając.

- Pisałem je mając piętnaście lat, prawdę mówiąc – Hunter podrapał się po głowie z zażenowaniem. – Byłem wtedy... Cóż, teraz wiem jaką krzywdę ci wyrządziłem, Malto. I na pewno nawet nie myślałem o kopalni. Oddam ci ją, słowo!

- Tak, wiem że mi ją oddasz. Gdy się rozwiedziemy z pomocą sądu, od razu zostanie mi ona zwrócona – przyznałam, kiwając głową. – Takie jest prawo, bo to żona decyduje o tym co zrobi ze swoim posagiem. A, że od razu mi go zabraliście, to jasno mówi, że oprócz tego coś dostanę. Jednak wystarczy mi to, co już otrzymałam.

- Te rudery?

- Tak. Dlatego...

- Moment. Jaki sąd? – przerwał mi ponownie.

- Mamy wziąć rozwód, Hunter.

- Nie, Malta. Błagam nie rozwód. Po prostu daj mi szansę – Hunter chwycił mocno stolik. Drżącymi oczami wpatrywał się we mnie z emocjami. – Ja... ja ci wszystko dam co zechcesz, tylko...

- Ale ja chcę wolność, Hunter – zacisnęłam ze sobą place pod stolikiem. – Na tym mi zależy, zaś ty mi tego nie dasz. Wiem, że po paru miesiącach, wrócimy do tego, co było. A ja tego nie chcę. Bo cię znam. Wiem też, że kiedy już otrzymasz co zechcesz, szybko się tym nudzisz.

Na to Hunter nie znalazł już słów. Jedynie z frustracją przymknął oczy, zapewne przeklinając fakt, że tak dobrze go znałam. Ale jednocześnie dał mi potrzebny moment, bym się nad czymś zastanowiła.

Więc nie chciał kopalni. Ale skoro tak, to czego pragnął? Przecież tu nie mogło chodzić o mnie. Nie mógłby tak nagle zdać sobie sprawy z własnych, pokręconych uczuć, czy też się zakochać. To było nierealne.

- Ty jej nie lubisz – zdałam sobie sprawę. Zamrugałam, zaraz potem uśmiechając się krzywo. – Dlatego na mnie nalegasz, bo nie lubisz panny Beatrice, mam rację? Twój ojciec chce was wyswatać, więc z dwojga złego, wolisz zatrzymać przy sobie mnie, bo wiesz czego możesz się po mnie spodziewać.

- I tak, i nie – zgodził się wreszcie Hunter. Ze zmęczeniem przyjrzał mi się, zaraz potem ze wstydem opuszczając wzrok. Nie był wstanie wytrzymać mojego spojrzenia. – To prawda, że nie przepadam za tamtą panną. W dodatku wchodzi w tyłem mojemu ojcu. Zupełnie, jak gdyby to za niego miała wyjść. Więc co do tego masz rację, wolę dużo bardziej mieć ciebie przy sobie. Może nie znam cię tak dobrze, jak ty mnie, ale jesteś znośna, wiesz wszystko co musisz, wykonujesz idealnie swoją pracę. I... cóż, wiemy też kiedy do siebie nie podchodzić. Ale nie zgadzam się, żebyś była złem koniecznym! Chociaż nie zdołałem cię wystarczająco poznać, żeby to stwierdzić – zaśmiał się, po czym jego wzrok ponownie skoczył ku zegarowi, wtedy też zamarł, otwierając szeroko oczy. – Wybacz mi, ale musze już iść. Mam ważne spotkanie. Więc... spotkajmy się za trzy dni, okej? Po przyjęciu pożegnalnym dla księżniczki. Wybacz! Daję słowo, że wszystko później wyjaśnię i odpowiednio przeproszę.

Zaraz potem już go nie było.

Pięć minut przed wybiciem trzydziestu minut od początku naszego spotkania.

- Moja pani? Wszystko w porządku? – kelner od razu do mnie podskoczył.

- Nic mi nie jest. Och! Przyniósłbyś mi kartkę i pióro? I czy mogłabym cię prosić, żebyś podpisał potem, że jesteś świadkiem, że Hunter wyszedł wcześniej niż powinien? – spytałam chwytając łyżkę. – Byłabym zobowiązana.

- Oczywiście! Możemy zebrać nawet więcej podpisów! – powiedział, nim pobiegł po kartkę.

Chciałam się uśmiechnąć na te słowa, jednak nie potrafiłam. Zamiast tego spojrzałam w stronę drzwi, gdzie zniknął Hunter.

Może i nie planował zabierać dla siebie mojej kopalni, ale wciąż robił to, co zawsze. Wybierał to, co było dla niego korzystniejsze, tak aby jemu było dobrze. Nie brał pod uwagę nikogo innego oprócz siebie i nigdy nie weźmie. Ponieważ był zbyt zapatrzony w siebie, aby zdecydować się pomyśleć o kimś innym. W końcu nie miał pewności, że to mu pomoże i mu nie zaszkodzi.

Tak samo było teraz. Nie myślał, że mogę coś zrobić i pokazać naszą umowę w sądzie. Myślał, że zdoła mnie przekonać do zmiany zdania. Był tak tego pewny, że wybiegł za wcześnie.

- Proszę, moja pani.

- Dziękuję.

Szybko napisałam dzień, datę i miejsce. Zaraz potem, że Hunter złamał naszą umowę i wyszedł wcześniej, tłumacząc się tym, że ma ważniejsze spotkanie. Tym samym twierdząc, że nasze nie jest dla niego tak istotne.

- Wezmę i pójdę po podpisy.

- Jestem ci wdzięczna – powiedziałam do kelnera.

- Robimy to dla mojej pani! – zawołał młody kelner, nim zawahał się i kontynuował z niepewnym uśmiechem. – Szczerze powiedziawszy moja siostra jest w podobnej sytuacji. Od dawna chcę ją przekonać, że da sobie radę bez męża, dlatego jeśli pani się uda... Wtedy będę mógł ostatecznie ją zmusisz, pokazując jej przykład.

- Chętnie nim zostanę.

W końcu to planowałam.

Słowa kelnera jedynie bardziej zmotywowały mnie w przekonaniu, że muszę to zrobić. Muszę się rozwieść, dając przykład.

Musiałam to zrobić dla siebie i innych kobiet znajdujących się w podobnej do mojej sytuacji.

Potrzebowałam zostać żywym przykładem, że będąc rozwódką, dalej mogłam żyć bez wstydu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top