Prolog

~17 listopada 2023~

Ręce trzęsły mi się nie miłosiernie, a chęć ciągłego poprawiania się z niewygodnej pozycji na kolejną znikła już godzinę temu.

Łzy przestały spływać mi po policzkach, ale klejące ślady na twarzy zostały i trzymały przy sobie kosmyki włosów.

Oddech miałam szybki. Nieregularny. Czasem się zacinał, a wtedy z mojego gardła wyrywał się niepochowany szloch.

To nie powinno się wydarzyć. Tego nie powinno być. Czym sobie na to zasłużyłam? Czemu mnie to spotkało?

Zawsze mi tłumaczono że potwory są tylko w bajkach, ale ja stanęłam z jednym z nich twarzą w twarz. Był jak ten wymyślany przez dorosłych. Czyhał w najciemniejszych zakamarkach domu, wzbudzając w nas wszystkie najstraszniejsze emocje, a na końcu pożerał duszę.

-Nie mamy dowodów pani Evans-odezwał się w końcu jeden z prawników, siedzących za biurkiem.

Prychnęłam sucho na jego słowa. Siedziałam tu trzy godziny wylewając wodospady łez, a ani on, ani moi rodzice nie okazali mi chociaż grama współczucia i jeszcze dowiaduje się że nie mają na niego żadnych dowodów?

Byłam pusta. Te pięć słów zabrało mi ostatnie pokłady nadziei. Najgorsza nie była myśl że coś mi się mogło stać. Zabawił się już mną. Teraz przyszedł czas na kolejną ofiarę, a na to nie mogłam pozwolić. Nie mogłam dopuścić do tego by ktoś przyszedł to samo co ja.

Te dwanaście etapów były horrorem, każdy kolejny gorszy od poprzedniego.

Ale zacznijmy od początku.

Od dnia, w którym wszystko się zaczęło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top