Etap 6
Propozycja
~13 luty 2023~
Parę miesięcy, jeszcze tylko parę miesięcy.
Ciężki plecak tkwił mi na ramionach, utrudniając mi drogę powrotną do domu. Jeszcze tylko pięć miesięcy i skończę tę szkolę. Wyprowadzę się z domu pod pretekstem łatwiejszego dojazdu do uczelni-co byłoby po części prawdą- i skończyłoby się to całe piekło, w którym tkwiłam na ten moment.
Gdy znalazłam się pod drzwiami do domu wzięłam parę głębszych wdechów. Wyćwiczyłam swoją rutynę, którą pomagała mi ograniczać zetknięcia z ojcem. Zawsze po powrocie mknęłam do pokoju najciszej jak potrafiła, a wychodziłam z niego dopiero w razie silnych potrzeb. Matka całe dnie przesiadywała w biurze albo sypialni, więc o nią nie musiałam się martwić. Jednak tego dnia było inaczej. Już na progu przywitał mnie jej krzyk.
-Alexo!
Przełknęłam ciężko ślinę. Ta odmiana mojego imienia nigdy nie zwiastowała niczego dobrego. Powolnymi krokami skierowałam się do kuchni, z której dobiegał krzyk mojej rodzicielki. Kobieta siedziała na jednym z białych krzeseł, a ręce miała schowane pod stołem po czym poznałam że coś w nich trzymała. Jej długie brązowe włosy jak zwykle prezentowały się nienagannie, właściwie jak cała ona. W tym cholernie drogim swetrze i czarnej spódnicy do kolan sprawiała że każdy patrząc na nią czuł podziw. Nawet ja pomimo tego całego zła, które mi wyrządziła. Zeskanowała mnie oceniającym spojrzeniem, wprawiając mnie tym w jeszcze większy dyskomfort.
-Wyjaśnisz mi może co to jest?-zapytała po czym rzuciła na stół puste opakowanie po tabletkach nasennych.-Kupiliśmy ci je dwa dni temu.
Zacisnęłam ręce w pięści. Chciałam się odezwać, ale strach sparaliżował mnie do niemożliwego stopnia. Jak mogłam być tak nieuważna?
-Ja przepraszam mogę oddać za nie z kieszo...
-Tu nie chodzi o żadne pieprzone pieniądze!-ryknęła, uderzając pięściami o stół-Co gdyby odbiło się to na tobie w szkole? Gdyby nas do niej wezwali? Nie mam czasu na szwendanie się po dyrektorach! Od dzisiaj koniec z tabletkami Alexo.
Rozdziawiłam usta. Nie wytrzymam bez nich. Są moim największym ratunkiem, zaraz po Jack'u. Nie mogłam z nich tak po prostu zrezygnować z dnia na dzień. Pomimo tego odpowiedziałam:
-Dobrze mamo.
Ze spuszczoną głową w dół udałam się do swojego pokoju, a w nim wpadłam w istny szał. Poprzewracałam wszystkie przedmioty na podłogę, szarpiąc za nie bezlitośnie. Potrzebowałam tabletek, musiałam usnąć i zapomnieć o wszystkim.
Gdy już cała zawartość pomieszczenia leżała porozwalana na podłodze usiadłam na łóżku. Przez dobre dziesięć minut próbowałam unormować oszalały oddech. Wplatałam dłonie we włosy zastanawiając się jak ja miałam sobie poradzić bez nich. Matka nie miała prawa mi ich zabrać, byłam już dorosła.
Jeśli nie mogłam zażyć leków to potrzebowałam czegoś innego. Wzięłam się za poszukiwanie telefonu, jak go znalazłam natychmiast wystukałam wiadomość do Jack'a.
Alex
Rodzice mi zabrali tabletki nasenne. Nie dam rady bez nich Jack.
Z mojego gardła wyrwał się szloch, którego tak nie cierpiałam bo kojarzył mi się jedynie z czynami ojca, jednak teraz nie potrafiłam nad nim zapanować. Zdzierałam struny głosowe, nie przejmując się tym czy matka usłyszy.
Jack
Spokojnie kwiatuszku. Dasz rade bez nich. Przecież masz mnie prawda?
Próbowałam się uśmiechnąć przez łzy jednak nie podołałam temu. Jeśli nie umiałam wydobyć z siebie choćby uśmiechu, to jak miałam wytrzymać bez leków?
Chciałam w końcu do mojego przyjaciela. Do mojej bezpiecznej przystani. Do mojego domu. Bo tym właśnie był Jack. Nie tylko moim przyjacielem, a wszystkim.
To co działo się w domu zaczęło mnie przerastać. Jack był moim zapomnieniem, a po krótkiej rozmowie z nim było już lepiej, później łykałam tabletki i zasypiałam, a rutyna powtarzała się na co dzień. Więc jak mam niby wytrzymać teraz bez jednej z tych rzeczy? Potrzebowałam leków, bez nich czułam się taka...słaba. Tylko za ich pomocą mogłam zapomnieć o tym co działo się w domu. Moje rozmyślania przerwał dźwięk alarmujący o połączeniu. Odebrałam telefon.
-Cześć młoda-usłyszałam głos Jack'a po drugiej stronie.
Kolejna próba uśmiechu również skończyła się niepowodzeniem, a tak bardzo chciałam pokazać całą sobą jak bardzo mi na tym chłopaku zależało. Jednak czułam się wybrakowana, pusta, jakbym była martwa.
-Hej Jack-mruknęłam.
Z słuchawki dobiegło mnie zmęczone westchnięcie. Męczyłam go? Może przestanie mnie kochać tak samo jak rodzice? Nie chciałam kolejnej kłótni, straciłam już tabletki, nie mogłam też jego. Następna rozłąka byłaby dla mnie końcem, Jack był jedyną osobą okazującą mi wsparcie. Sama się bałam tego do czego byłabym zdolna gdyby mnie opuścił. Ucieczka? Samobójstwo? Nie widziałam bez niego swojej przyszłości.
-Nie możesz się przejmować tym aż tak bardzo, kwiatuszku. To tylko tabletki. Wy...
-Tylko tabletki?!-Przerwałam mu krzykiem.-To nie są tylko tabletki!
Prawda była taka że zaśnięcie bez nich dla mnie graniczyło z cudem. Strach przed koszmarami, w których główną rolę grał mój ojciec skutecznie spędzał mi sen z powiek. Przed pójściem do lekarza i otrzymaniu na nie recepty tkwiłam w martwym punkcie. Nie spałam po nocach trzęsąc się na łóżku ze strachu że w każdym momencie mógł przyjść do mnie tata. Odbijało się to na mnie w ciągu dnia, niejednokrotnie zasypiałam na lekcjach, a później budziłam się z krzykiem bo śnił mi się mój rodziciel. Gdy sytuacja zaczęła się powtarzać udałam się z rodzicami do psychiatry, któremu kazali wypisać mi najlepsze leki nasenne. Sprawdzały się idealnie lecz z czasem zaczęłam spożywać je po zajęciach, żeby nie myśleć o ojcu, Jedna tabletka przestała mi wystarczać.
Na samą myśl że znów będę musiała przeżywać te koszmary na moim ciele pojawiła się gęsia skórka a żółć podeszła mi do gardła. Nie chciałam tego, tak bardzo tego nie chciałam.
-Nie przerywaj mi Alex!-podniósł głos na co serce zaczęło mi bić szybciej z przerażenia.-Muszę ci coś powiedzieć. Mam dla ciebie pewną...propozycję.
Wgapiałam się w telefon ciekawa co Jack wymyślił. Znaliśmy się już tyle lat, a chłopak dalej był dla mnie zagadką. Może chciał mi w końcu pokazać jak wygląda? Spytałam się już go o to kiedyś, ale wkurzył się i powiedział że jeśli jestem jego przyjaciółką powinno mi wystarczyć to co mieliśmy. Miał pewnie rację, on już przyjaźnił się z kimś, a ja nie. Powinnam go słuchać w tej kwestii.
-Zamieszkaj ze mną.
Zamurowało mnie. Po prostu mnie zamurowało. Nie wiem ile tkwiłam na podłodze, wpatrując się jak głupia w telefon, ale na pewno nie była to krótka chwila. To było takie...nagłe. Nie wiedziałam do końca co o tym myśleć. Marzyłam o tym momencie od paru lat, a teraz gdy on ma nastąpić czułam niewyobrażalny stres.
-Dobrze-odparłam uciszając tym wszystkie myśli.-Zamieszkam z tobą Jack.
I dopiero w tamtym momencie na moją twarz wpłynął nieśmiały lecz szczery uśmiech.
***
Po cichu otworzyłam drzwi od pokoju i wyszłam na korytarz. Musiałam tylko zejść na dół do schowka po jakąś torbę. Skrzywiłam się gdy stopień jednego ze schodów zaskrzypiał pod moją stopą, nie miałam teraz na to czasu. Najdelikatniej jak mogłam wyciągnęłam brązową torbę podróżniczą. Na moje nieszczęście drzwi też postanowiły się na mnie uwziąć i przy ich zamykaniu wydały z siebie paskudnie głośny dźwięk. Uciekłam pędem na górę, modląc się bym nie obudziła rodziców.
Wypuściłam powietrze z płuc dopiero gdy zamknęłam drzwi od pokoju na klucz. Rzuciłam torbę na łózko i zaczęłam się w nią pakować. Po około pół godziny byłam już gotowa.
Jack nie mieszkał wcale aż tak daleko ode mnie. Na spokojnie mogłam do niego dojechać trzema autobusami w mniej więcej dwie godziny. Jego dom stał w małej wsi nieopodal mojego miasta.
Zawiesiłam niesamowicie ciężką torbę na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia. Zbiegłam po schodach, tym razem omijając pechowy schodek. Otwierałam drzwi frontowe, gdy naglę poczułam dotyk na ramieniu. Zostałam gwałtownie odwrócona, spotykając się przez to z twarzą ojca.
-Co ty odpierdalasz?-zapytał.
Wyszarpnęłam się. Nie mogłam dać znów sobą pomiatać. Pomimo mojego wielkiego zaparcia chwilę później leżałam na ziemi, zwijając się z bólu, a mój rodziciel dodatkowo dodał trzy kopnięcia w żebra. Jęknęłam męczeńsko.
-To ostatnia taka akcja rozumiesz?!
Kiwnęłam głową. Ostatnia, ale nie dlatego że się zmienię, tylko przez to że się wyprowadzę, ale ojciec na tamten moment nie musiał o tym wiedzieć.
Pokręcił ostatni raz głową, patrząc na mnie z obrzydzeniem i poszedł z powrotem do sypialni. Parę minut zajęło mi podniesienie się. Brzuch dalej bolał mnie niemiłosiernie przez serie uderzeń w niego. Szybko otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego.
Będę w końcu wolna.
A ja za to będę żałować że wstawiłam ten rozdział.
Nie mam nic na zapas i to już nie jest śmieszne
Kocham was misiaki<3
Całusy💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top