Etap 4

Kłótnia

~29 września 2022~

Siedziałam na poduszce, którą położyłam na zimnej podłodze. Przede mną stała babeczka, pokryta różowym kremem. Na ukos był telefon, na którego ekranie widziałam włosy Jacka. Tłumaczył się że jest chory i nie chce się pokazywać w tym stanie, a ja to zaakceptowałam.

Odpaliłam świeczkę, którą trzymałam w ręku. Sekundy dzieliły mnie od dwudziestego dziewiątego września, czyli moich urodzin.

-Już wybiła dwunasta kwiatuszku-poinformował mnie Jack.

Uśmiechnęłam się na jego słowa. Pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świeczkę. Po drugiej stronie rozległ się cichy śmiech mojego przyjaciela. Za to moją twarz rozpromienił uśmiech.

Właśnie skończyłam osiemnaście lat. Miałam tyle planów, że głowa mi od nich pękała. Mogłam udać się na studia i zamieszkać w akademiku. Albo pójść odrazu do mniej wymagającej pracy. Może wyprowadzić się po prostu na jakieś zadupie? Najważniejsze dla mnie jest to, by wyrwać się z tego piekła.

-Wszystkiego najlepszego, młoda.-Z rozmyślań wyrwał mnie głos mojego przyjaciela.

-Dzięki Jack-mruknęłam.

Wpatrywałam się w zwęgloną górę niebieskiej świeczki. Osiemnaście lat. Pełnoletność. To było takie...dziwne. Jeszcze nie dawno byłam małym dzieckiem przerażonym coraz to dziwniejszym zachowaniem, swojego taty. Później zaczęły się „regularne gwałty", raz na jakiś czas, ale zawsze o tej samej porze, na samym końcu robił to codziennie, zdarzało się nawet że po parę razy.

Wzdrygnęłam się i znów pomyślałam o moim wieku. Świat stał przede mną otworem. Mogłam robić co tylko zechce, a co najlepsze wyrwać się z tego piekła. Ale więcej niż możliwości miałam barier. Skąd ja miałam wziąć pieniądze na utrzymanie się? Fakt od paru lat zbieram z nędznego-jak na budżet moich rodziców-kieszonkowego, ale to dalej za mało. Starczyłoby mi to na maksymalnie miesiąc.

-Tyle możliwości kwiatuszku-zaczął chłopak po drugiej stronie.-Pójdziesz do dobrej pracy, może jako weterynarz? Przecież zawsze o tym marzyłaś.

Kiwnęłam głową, bo w tym miał rację. Od małego kochałam zwierzęta, a praca przy nich byłaby spełnieniem moich snów. Ale ja nigdy nie miałam snów. Albo nie pamiętałam nic albo byłam zostawiona na głupią nadzieję że koszmar nie powróci.

Wpatruję się w swoje krótkie do samych opuszków paznokcie, zastanawiając się co odpowiedzieć Jack'owi.

-Ja...Ja chyba zostaję jeszcze w domu. Nie jestem gotowa.

Słysząc jak wciąga głośno powietrze skrzywiłam się nieznacznie. Tata tak zawsze robił, gdy chciałam wrócić do pokoju, ale on jeszcze nie skończył.

Bojąc się reakcji drugiej osoby siedziałam cicho niczym mysz. Po prostu jakby odebrano mi mowę.

-Dlaczego?-Szepnął z wyczuwalną w głosie irytacją.-Obiecywaliśmy sobie! Miałaś spieprzać od tego psychola najszybciej jak się da!

Pomimo tego że miał rację i zdawałam sobie z tego sprawę aż za dobrze, nie mogłam siedzieć cicho gdy on rzucał obelgami w stronę mojej rodziny. Zawsze w szkole wpajali nam do głów że to właśnie rodzina jest najważniejsza.

-Nie mów tak o nim, to mój tata.-Ostatnie dwa słowa ledwo wyszły mi przez gardło.-Może to ty jesteś psycholem?-prychnęłam.-Nawet nie wiem jak wyglądasz, w sumie to nic o tobie nie wiem.

Jeszcze nie czułam wyrzutów sumienia. Jeszcze, ale wiedziałam że prędzej czy później mnie dopadną. Nie powinnam tak na niego naskakiwać, Jack nigdy nie chciał dla mnie źle. To tata mnie krzywdził, a chłopak chciał mi pomóc.

-Mnie przynajmniej ojciec nie rucha po kątach jak zwykłą szmatę.

Po tych słowach rozłączam się. Gdy w słuchawce rozbrzmiewa dźwięk informujący o zakończeniu połączenia zalewam się łzami. Słone krople wypływają niekontrolowanie z moich oczu, w zawrotnym tępie tworząc wodospad, a gardło ściska mi się do minimalnych rozmiarów.

„Mnie ojciec przynajmniej nie rucha po kątach jak zwykłą szmatę."

Idę pod prysznic.

Słyszę te zdanie, które moja głowa powtarza niczym mantrę.

„Mnie ojciec przynajmniej nie rucha po kątach jak zwykłą szmatę."

Miał racje. Cholerną rację, ale za nic nie mogłam mu jej przyznać. Przecież to wciąż mój ojciec, muszę go kochać nie ważne jak bardzo mnie skrzywdził. Nosimy takie samo nazwisko, a w moim obowiązku jest je bronić.

„Mnie ojciec przynajmniej nie rucha po kątach jak zwykłą szmatę."

Siedziałam pod prysznicem godzinę. Szorowałam swoję ciało gąbką, aż do krwi, byleby zmyć z siebie cały dzisiejszy dzień i te kłótnie.

Gdy leżałam już w łóżku, zamknęłam oczy i czekając na upragniony sen moja głowa znów zaczęła grać w zapętleniu te jedno zdanie.

„Mnie ojciec przynajmniej nie rucha po kątach jak zwykłą szmatę."

Wiedziałam że ta kłótnia, nie była zwykłą sprzeczką, a początkiem czegoś większego. O wiele gorszego.

Hihihihih

Poproszę moje naplety o ponowne zameldowanie się>>>>

I haniulax ty też się nie wykręcisz>>>>

Widzimy się tym razem za dłuższy czas dzień dziecka się skończył

Całusy💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top