Prolog
Per. IR (tego się nikt nie spodziewał)
Wstałem rano, było dość wcześnie, tylko czwarta rano, zwykle wstaje później, ubrałem się w jakieś luźne dresy i poszedłem do kuchni
-"Co by tu zrobić tym zjebom na śniadanie? I ile mam tego zrobić... Jest nas.... 27..? Nie, jeszcze litwa, któlestwo litewskie, dwójka zjebanych niemców i mój kochanek, czyli jest nas 32... Czekaj, mój synalek i tak nie chce jeść mojego jedzenia a ten kogo trzyma w pokoju dostaje je rzadko, a ja tam wejść nie moge więc musze zrobić jedzenia dla 30..."- pomyślałem po czym wyjołem z szawki mąke i wode -"zrobie nam podpłomyki na patelni a potem podgrzejemy je najwyżej w mikrofali, chwile mi to zajmie bo musze zrobić po dwa dla każdego, dwie godziny mi chyba wystarczą.."
Poszedłem spowrotem do swojego pokoju aby obudzić moje kochane oreo. (Tak, ta książka nie ma shipu IR x RON a ma ship IR x Prusy nie dźgać mnie, lubie ten ship.)
-Co chcesz...? Daj spać...
-Nie, potszebuje pomocy aby zrobić śniadanie dla wszystkich domowników.
-To idź po RONa... Mi daj spać...
-Nie, RONa nie będe budzić bo mnie zadźga zanim wogule wejde do jego pokoju.
-No to po austriaka..
-Którego? mamy aż trzech
-Tego najstarszego...
-Ten mnie też zadźga... A do tego średniego nawet nie będe podchodził bo z nim twój syn śpi a najmłodszy ma mnie gdzieś...
-Aha... No dobra... Pomoge ci...
-Yipee :3
Poszedłem do kuchni gdy już tam dotarłem czekałem tylko aż miłość mego życia się pojawi, chwile później się pojawił w moich ubraniach
-Swoich ubrań nie masz że w moich chodzisz?~
-Mam, ale twoje są wygodniejsze.. a pozatym te zakrywają mi szyje...
Stanołem jak wryty, zapomniałem o tym że jeszcze wczoraj ze sobą spaliśmy w obu znaczeniach, ale był taki słodki...
-"IR kurna przestań, ogarnij się."
-to co na śniadanie? Widze mąke i wode, co ty będziesz robić?
-podpłomyki, je robi się łatwo a robię ich dużo bo dla wszystkich, no, nie do końca dla wszystkich.. i potszebna mi twoja pomoc
-a dla kogo nie robisz?
-"tego co siedzi przywiązany do kaloryfera w pokoju mego jakże "ukochanego" syna..."
-IR?
-spokojnie, mój syn i tak nie lubi mojej kuchni, więc sam sobie da rade.
-no dobra... -powiedział nie pewnie prusak i zaczął mieszać ciasto
-dziękuje ci że jesteś i że mi pomagasz- przytuliłem go od tyłu
-tylko nie waż mi się robić kolejnych malinek na szyi..
-no dobra... Ale słodko z nimy wyglądasz...
-zamknij się.. zrubmy już to śniadanie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top