Część 6.
Dodatkowy rozdział z okazji weekendu ♥️ Jutro będzie kolejny. Mam nadzieję, że historia się Wam podoba!
Nie potrafię zasnąć. Przewracam się z boku na bok, wdychając zapach poduszek. Czuć od nich delikatną woń kurzu i lawendy, która zapewne chroni pościel przed molami, jednak ja jej nienawidzę.
Nie tylko to przeszkadza mi w zaśnięciu. Wstyd się przyznać, ale ciemność w cudzym domu, w dodatku takim pośrodku niczego, jest zupełnie inna, niż w moim mieszkaniu. Pochłania do reszty pozytywne myśli, pozostawiając tylko strach.
Jest cicho. Zbyt cicho. Zdawałoby się, że brak jednostajnego szumu ulicznego, zapijaczonych głosów dwa piętra niżej i przejeżdżających od czasu do czasu karetek to całkiem miła odmiana, mnie jednak trudno zasnąć w akompaniamencie samego tylko wiatru, który siłą próbuje się wedrzeć do wnętrza domu.
Leżę w pościeli ubrana i przestraszona. W oddali słychać wycie wilków. Gdy się zbliża, gwałtownie siadam w na kanapie i spoglądam na okno, trzęsąc się jak osika; jest jednak tak ciemno, że nawet gdyby zwierzę stało na podwórku i tak bym go nie zauważyła. W dodatku, ciągle pada śnieg.
W każdej innej sytuacji nie przyszłoby mi to do głowy, lecz teraz nie myślę logicznie. Przerzucam przez ramię jedną z poduszek i kołdrę, po czym ruszam ostrożnie po schodach. Jeśli będzie trzeba, zamierzam błagać Evana, by pozwolił mi przenocować na podłodze jego sypialni. Choć wciąż nie porzuciłam myśli, że jest seryjnym mordercą, to jestem tak spragniona towarzystwa, że nawet zestaw narzędzi tortur w jego ręku by mi nie przeszkadzał.
Na górze, zamiast dużego pokoju, zastaję długi korytarz z drzwiami po obu jego stronach i oknem na końcu. Nie jest całkowicie ciemno, ponieważ na jednej ze ścian włożono do kontaktu małą lampkę ledową. Pukam cicho do pierwszych drzwi, odpowiada mi milczenie. Naciskam klamkę, lecz okazują się zamknięte. Robię to samo z kolejnymi i tym razem trafiam.
— Tam są… — Urywam, widząc stopę Evana, wystającą spod łóżka. Choć spod narzuty wystaje tylko but i kawałek skarpetki, po jej ułożeniu poznaję, że mężczyzna leży twarzą do dołu.
Przerażenie mrozi mi krew w żyłach i ściska za gardło oślizgłymi, lodowatymi palcami. Mózg podpowiada najczarniejsze scenariusze, co mogło stać się mojemu gospodarzowi, a przede wszystkim, kto nieudolnie próbował ukryć ciało pod łóżkiem i czy wie, że jestem w domu.
Gorąca krew pulsuje mi w uszach i zagłusza wszystko inne. Chcę uciekać, ale nie potrafię wykonać najmniejszego ruchu. Wtem każdy włos na ciele staje mi dęba, gdy dociera do mnie skrzypnięcie otwieranych drzwi, a kątem oka rejestruję ruch w głębi pokoju.
Z trudem odwracam głowę, przygotowując każdy mięsień, by rzucić się do drzwi na korytarz, napotykam jednak zdziwione spojrzenie Evana, stojącego w drzwiach łazienki. Poruszam ustami, z których nie wydobywa się ani jedno słowo.
Mężczyzna czyta z mojego wyrazu twarzy jak z otwartej księgi. Nim zdążę cokolwiek zrobić, kilkoma skokami pokonuje odległość dzielącą go od łóżka, siada ciężko na posłanie i sięga do stopy pod narzutą. Jego usta wykrzywiają się w ironicznym uśmiechu, gdy wydaję z siebie okrzyk przerażenia, potem zaś wyjmuje spod łóżka protezę.
Czuję się jak ryba wyjęta z wody, za to wyglądam pewnie jak cielę. Gdy tylko pojmuję znaczenie przedmiotu, który właśnie oglądam, przenoszę wzrok na ciało Evana.
Musiał się kąpać, bo ma na sobie tylko spodnie od piżamy, a jego włosy posklejane są od wody. Klatka piersiowa, choć po lewej stronie poznaczona bliznami, okazuje się zaskakująco umięśniona, a ja gapię się przez chwilę na sześciopak rysujący się na męskim brzuchu, nim powędruję dalej. Nogawka szarych, bawełnianych spodni wisi smętnie, pusta jak górskie drogi o tej porze.
— Czym sobie zasłużyłem na tę nocną wizytę? — pyta sarkastycznie. Jeśli czuje się skrępowany faktem, że właśnie rozbierałam go wzrokiem, to tego po sobie nie pokazuje. Zastanawiam się, czy poruszyć temat protezy i braku nogi, jednak przez ostatnie kilka godzin zdążyłam się zorientować, że wypadek pana Crowa to wrażliwa nuta.
— Na dole wyją wilki — oznajmiam.
— Przykro mi, ale to nie Animal Planet. Nie wyłączę ci ich pilotem.
— Nie musisz być złośliwy. — Kładę poduszki i kołdrę na dywanie obok łóżka, by nie dać mu szansy na odmowę. — Mogę tutaj spać?
— Czyżby nieustraszona pani dziennikarz się czegoś bała? — Wciąż ironizuje, a jednocześnie sięga po moją poduszkę i kołdrę. — Nie wygłupiaj się, nie będziesz spać na podłodze. Łóżko jest szerokie. — Gdy się rumienię, dodaje — Nawet nie musimy się dotykać. Po prostu lepiej się wyśpisz na materacu.
Nie namyślam się długo. Mam nadzieję, że cała ta sytuacja za chwilę okaże się okropnym snem, z którego obudzę się z kacem po świątecznej imprezie. Choć spanie w łóżku z nieznajomym, którego jeszcze kilka godzin wcześniej podejrzewałam o bycie seryjnym mordercą, nie pasuje do Leah Tucker, to ściągam sweter i w jeansach oraz podkoszulce kulę się na krawędzi łóżka, podczas gdy Evan wygodnie układa się na swojej połowie.
Mimo że dzieli nas kilkadziesiąt centymetrów, czuję jego zapach. Pachnie świeżo, zdecydowanie lepiej, aniżeli zakurzona poduszka. Uświadamiam sobie, że pragnę, by mnie dotknął i nie wiem, czy jestem bardziej podniecona, czy przerażona własnymi uczuciami; Evan jednak nie podejmuje inicjatywy.
Mimo to nie śpi. Słyszę, jak oddycha, jak mocno bije mu serce. Czy to ja potęguję ten dźwięk we własnej głowie, czy on też ostatkami samokontroli powstrzymuje się od kontaktu fizycznego? Gdy po raz kolejny porusza się niespokojnie, postanawiam to sprawdzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top