Epistoła III
Szanowny Patronie,
W ostatnim czasie absolutnie nic się u mnie nie działo. Z uwagi na ogrom pracy i moją niezrównaną umiejętność oszczędzania pieniędzy nie miałem sposobności, by udać się na lot balonem, koncert, a o otwarciu nowego dworca tylko słyszałem z plotek. Byłem jedynie na dobroczynnym bazarze, co wręcz uważam za mój obowiązek. Udało mi się wtedy zainteresować burmistrza pomysłem budowy szpitala, także wszystko jest na dobrej drodze.
Zgodnie z tym, co napisałem Panu w poprzednim liście, poszedłem na umówioną wycieczkę do fabryki. Muszę przyznać, że nowoczesne rozwiązania robią wrażenie i napawają wiarą w moc człowieka, jednakże praca tam jest prawdziwą udręką dla prostych ludzi. Proszę nie myśleć, że jestem ckliwy, to tylko moje luźne refleksje. Skoro już jesteśmy w temacie fabryki, napomniał mnie Pan, bym był ostrożny z kobietami. Proszę się nie obawiać, zachowuję rozwagę, więc sytuacja z Paryża się nie powtórzy. Nie mam zamiaru uciekać z Greenfield.
Co do pacjenta, o którym ostatnio pisaliśmy, idąc za Pańską radą, upuściłem mu krew. Mam nadzieję, że przyniesie to pożądane rezultaty, chociaż martwię się tą zagadkową chorobą.
Z pewnością czeka Pan na relację z prezentacji w Bradford. Śmiem twierdzić, że poszło mi doskonale, a moja ranga jako lekarza znacznie wzrosła. Jak Pan pewnie wie, ordynatorem tamtejszego oddziału chirurgicznego jest Arthur Beamount, który bardzo ciepło mnie przywitał. Nieco mniej miłą niespodzianką jest fakt, że spotkałem w Bradford Andrew Neville'a. Jest tak samo pyszałkowaty, jak zawsze, a zazdrość, którą do mnie od lat żywi, ani trochę nie zelżała. Mam tylko nadzieję, że doktor Neville nie zacznie mnie oczerniać czy publicznie snuć domysłów o sam Pan wie czym.
Z poważaniem,
Douglas Scott
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top