Powrót do domu 15

Marco

Minął cholerny tydzień, a ja nadal nie wiem gdzie jest moja mate. Jestem jak chodząca bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem. Nikt na tej jebanej uczelni nie śmie do mnie się zbliżać i jedyną osobą, której na to pozwalam jest kuzyn mojego aniołka, a raczej teraz diablicy, bo zniknęła bez słowa. Tak czy inaczej chodzę jak struty i nie mam na nic ochoty, a że właśnie jest kilkudniowa przerwa, mam zamiar jechać do domu i może tak zaznam choć odrobiny spokoju duszy.

Pakuję tylko najpotrzebniejsze rzeczy, zamykam drzwi od pokoju i ruszam szybkim krokiem do samochodu. Ruszam spod akademika z piskiem opon i gazem do dechy, żeby jak najszybciej uciec z tego miejsca, gdzie zaznałem dużo ciepła i cierpienia. Mój wilk nie daje mi żyć, ciągle wierci mi dziurę w brzuchu, że mam coś zrobić. Tylko niby co? Gdzie mam jej szukać? Ponoć w domu jej nie ma. A może to też zwykłe kłamstwo? 

Cała drogę pokonują w kilka godzin, gdyż jadę jak szaleniec, ale nie mam nic do stracenia, bo to co najważniejsze już utraciłem przez głupotę Martiny. Jedyna pocieszająca rzecz, że dostała opieprz od mojego brata i pierwszy raz widziałem ją taką skruszoną. 

Zatrzymuję się również z piskiem opon i wysiadam z auta przy wtórze trzaśnięcia drzwiczkami. Zanim jednak zdążę przekroczyć próg domu w drzwiach stoi moja mam, a ja mam nieodgadniony wyraz twarzy. Ale po jej rozpostartych ramionach wiem, że już wszystko wie. Może to i lepiej, jakoś łatwiej pójdzie.

- Cześć synu- przytula mnie matczynymi ramionami.

- Cześć mamo- całuję ją w policzek.

- Zanim coś powiesz, wiedz, że coś nieco wiem, ale lepiej będzie jak sam mi to opowiesz. Chyba, że wolisz z tatą albo z dziadkiem Tierem porozmawiać- jej słowa uświadamiają mi, że nie ma to jak męska rozmowa i rada.

- Dzięki mamo, chyba skorzystam z męskich rad- widząc jej sceptyczny uśmieszek, wiem o czym myśli.- Uważasz, że męski metody są rodem z kamienia łupanego co?

- Nie zaprzeczam, ale może właśnie tego potrzeba twojej mate, kto wie-żegna się ze mną, a ja swoje kroki kierują do gabinetu ojca.

- Proszę- słyszę kiedy pukam.

- Cześć tato, o cześć dziadku- witam się z nimi po męsku.

- Jak tam na uczelni, ponoć w tym roku pełno niespodzianek?- Szczerzy się dziadek i on też jak widać, wie o Caro.

- No właśnie ja w tej sprawie- drapię się po karku.- Doradźcie coś, bo chyba oszaleję- ciężko siadam na jednym z krzeseł.

- Ta twoja Caroline przypomina mi moją Arin w młodości- na wspomnienie imienia babci, dziadek uśmiech się.- Mała diablica, ale  warta każdych poświęceń. Także Marco, jakby to powiedziała babcia i zapewne twoja mama, jesteś kolejnych pokoleniem jaskiniowców w tej rodzinie- wszyscy wybuchamy śmiechem na jego słowa.

- Synu jedyna rada jaką mogę ci dać, to znaleźć ją,  pokazać jej kim jest dla ciebie i wziąć to ci się należy. Oczywiście musisz być przy tym delikatnych, chociaż- tato drapie się po brodzie- kilka klapsów nie zaszkodzi- mruga do mnie.

- No tak, ale jej rodzina twierdzi, że jej nie ma w domu. To gdzie niby mam jej szukać?

- A jak nazywa się ta twoja wybranka?

- Caroline Black- oświadczam, a ich oczy robią się wielkie ze zdziwienia.

- Chcesz powiedzieć, że ona jest córką Colina i Ellie Black,  a przy okazji wnuczką Sedrica i Tate?

- Chyba tak, nie wiem. A dlaczego to takie ważne?

- Synu, twoja mate pochodzi z rodziny rządzącej. Jej rodzice stoją na czele Rady Wilków, a my też jesteśmy w owej radzie.

- O w mordę- jestem jeszcze bardziej zrezygnowany.

- Spokojnie, za kilka dni jest zebranie członków rady, a później przyjęcie dla nich i ich rodzin. To jest idealna okazja, żebyś ją zobaczył i wziął sprawy we własne ręce. Masz moje pozwolenie na wszystko co zrobisz- oświadcza tata.

- Teraz mi nie ucieknie i zrobię wszystko, żeby zatrzymać ją przy sobie. A tak naprawdę potrzeba tylko sparowania i będzie moja- robię przebiegłą minę i już wiem co zrobię, ale muszę prosić o pomoc mamę. 






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top