𝒕𝒉𝒆 𝒑𝒓𝒊𝒏𝒄𝒆𝒔𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝒕𝒉𝒆 𝒇𝒓𝒐𝒈 » frostwitch

×××

- Loki!

Oh, ile by dał za dziesięć minut spokoju we własnym domu. Razem z nim, było w nim tylko trzy osoby, co dawało żałosne dwie drużyny - dzieci kontra rodzice, które chyba kłóciły się ze sobą przez całe dnie, tygodnie, a nawet lata. Miał wrażenie, że wszystko zaczęło się walić odkąd Hela wyjechała z rodzinnego domu wraz ze swoją dziewczyną, na widok której ojciec wpadł w szał. I tak nic tego nie zmieniło, brunetka podjęła decyzję, pomachała ręką z biletami i... i tyle ją widział. Oczywiście nie obyło się bez rozmów między rodzeństwem, ale to nie było to samo, wszystko zdawało się ich dzielić, a on... miał już chyba dość. Chyba na poważnie dość.

- Loki, do cholery, wołałem ciebie - warknął zirytowany Thor, wchodząc do pomieszczenia młodszego brata.

Różnili się. Różnili się wszystkim, każdą najdrobniejszą rzeczą, jaka w nich była, zaczynając od wyglądu i kończąc na sposobach uśmiechania się. Nie było rzeczy, którą zrobiliby wspólnie, bez krzyków czy kłótni, która tworzyła się zawsze po kilkunastu minutach spędzonych razem.

- Fascynujące, nie usłyszałem ani razu. Chyba moja podświadomość wycisza ciebie i twój głos - stwierdził, odkładając na bok czytaną książkę o okładce czarnej, jak jego włosy.

- Ha, ha, bardzo śmieszne - mruknął blondyn, zamykając za sobą drzwi. - Musimy porozmawiać.

- Przed tym czy już po tym, jak uciekam przez okno? - zapytał Loki, wstając z łóżka, w celu podejścia do wspomnianego wyjścia ewakuacyjnego.

- Nie żartuj sobie, to naprawdę nie jest dobry moment. - Palce blondyna zacisnęły się na jego własnych ramionach. Wyglądał na zdenerwowanego, to Loki mógł stwierdzić bez zbędnego sprawdzania.

- A co, ktoś umarł?

To naprawdę nie był dobry moment na żarty Lokiego.

- Dzięki, że po mnie przyjechałeś - mruknął zielonooki trzy tygodnie później, wsiadając do starego Jeepa, który równie dobrze mógł rozkraczyć się na środku drogi i nie pojechać już nigdy więcej. - Twoja obsesja na punkcie Stilesa jest niezdrowa - rzucił, zamykając drzwi pojazdu.

- Oh zamknij się - sapnął James, przewracając oczami. - Nigdy nawet nie oglądałem tego filmu.

- To serial - oznajmił zapinając pas. - Cieszę się, że nie używasz do naprawy taśmy klejącej.

- Co za debil użyłby taśmy klejącej? - zapytał Barnes, ruszając gwałtownie spod domu kolegi. - Poza tym, dlaczego nie pojechałeś z Thorem?

- Nie lubię Jane, a on się za nią ugania jak głupi. - Przewrócił oczami, mocno zniesmaczony tematem własnego brata. - Kiedy są razem w samochodzie, śmierdzi w nim desperacją.

- Czyli wybrałeś smród płynu do szyb? Schlebiasz mi. - Bucky zaśmiał się krótko, niezwykle rozbawiony trafnym spostrzeżeniem. Loki nie widział w tym niż zabawnego.

- Dlaczego w ogóle kupiłeś Jeepa, Barnes? Nie mogłeś kupić czegoś... co nie wyróżniałoby się na tle pieprzonego Canton? - zapytał brunet, zwracając twarz w stronę starszego o rok chłopaka.

- Bo był tani, gość nie wiedział, co sprzedawał, a ty się czepiasz jak stara baba psiego gówna - oznajmił pasywno-agresywnie, przełączając stację radia na coś innego, niż wiadomości. - Jeszcze raz skomentujesz mój samochód, przysięgam na Boga, że wywalę cię z niego i już nigdy nie przyjadę po ciebie.

- No dobra, już siedzę cicho.

- Lepiej przesiądź się do tyłu, Natasha z nami jedzie.

Loki nie przewrócił oczami; mało tego, nawet nie skomentował pantoflarzowego stylu życia Jamesa, bo doskonale wiedział, że Romanoff nigdy nie prosiła chłopaka o podwózki, w przeciwieństwie do niego. Stwierdził, że skoro miał po drodze (a nie miał), może po rudowłosą przyjeżdżać, a ona po prostu się zgodziła, nie mając zamiaru się z nim kłócić. Poza tym, oni nie udawali, że Lokiego nie było w samochodzie i wciągali go do rozmowy, jakby James odgrywał rolę starszego brata, a Natasha jego super dziewczyny, starającej się być dla każdego miła. No i Natasha lubiła słuchać co się stało tym razem, ze razem z Tonym, Scottem i Brucem wylądowali w kozie. Z Brucem. To naprawdę musiała być dobra historia, skoro nawet Banner znalazł się na lekcjach z przymuszenia.

- Cześć Nat - powiedział James, gdy rudowłosa znalazła się w Jeepie. - Matko, co się stało? - zapytał zmartwiony, nie ruszając się z pobocza, na który zjechał. Loki wcisnął się między przednie fotele, chcąc zerknąć na Natashę.

- Uczyłam się całą noc na ten pierdolony sprawdzian z łaciny i dopiero dzisiaj rano przeczytałam, że nauczyciela nie będzie - warknęła Romanoff, przerzucając warkocza na ramię. - Wyglądam aż tak źle?

- Nie, oczywiście...

- Wyglądasz jak naturalna piękność bez słowa „piękność" - przerwał szybko Loki, z łagodnym wyrazem twarzy przyglądając się rudowłosej.

- Oby automat ci się zaciął po wrzuceniu do niego pieniędzy - powiedziała słodko Natasha, kładąc rękę na środku czoła Lokiego i wypychając go z przerwy między fotelami.

Droga do szkoły zajęła im zaskakująco niewiele czasu, co wciąż nie zapewniało im choćby piętnastu minut czasu przed rozpoczęciem lekcji. Ich trójka nigdy nie śpieszyła się na zajęcia, nie mieli ku temu powodu, mieli czas. Nawet kiedy naprawdę go nie było.

Loki podziękował raz jeszcze za podwiezienie, życzył ich dwójce wpadnięcia na znienawidzoną sprzątaczkę i ruszył zadowolony w kierunku budynku. Torba, którą miał przewieszoną przez ramię, uderzała o jego udo przy każdym kroku i chyba tylko ona jeszcze trzymała go w tamtej chwili na tym świecie. Nie, żeby miał dostęp do jakiegokolwiek innego, ale gdyby tak było, już dawno byłby w nim.

- O najciemniejszy - mruknęła Brunnhilde Parrington, mierząc Lokiego zmęczonym spojrzeniem. Bardzo zmęczonym spojrzeniem.

- Brunnhilde, cóż za spotkanie. Wieki ciebie nie widziałem - powiedział z uśmiechem, bo wiedział, że nienawidziła, gdy zwracano się do niej po imieniu.

Słusznie. Dlaczego skrzywdzili tak niemowlę? Nie wiedzieli, że wyrośnie z pieluch i zacznie chodzić do szkoły?

- Zaczynam żałować, że przyszłam na lekcje - burknęła, poprawiając rękaw flanelowej koszuli, która przez cały czas zsuwała jej się z ramienia.

- Wciąż szukają drwali? Idziesz na przesłuchanie po szkole?

- Boże - jęknęła. - Czy ty kiedykolwiek zamykasz mordę, Odinson?

- Nie przypominam sobie - odparł z niezwykłą szczerością, obrzucając wzrokiem metalowe szafki. - Ktoś przeniósł się do szafki obok mojej?

- Spraw sobie okularki, jeśli nie widzisz pieprzonej kłódki. - Brunnhilde palcem wskazującym wprawiła przedmiot blokujący drzwiczki w ruch, co spowodowało u Lokiego przewrócenie oczami.

- Miła jak zwykle - burknął, otwierając swoją szafkę. - Wiesz kto to jest?

- Nie było mnie w szkole tydzień. Nie mam pojęcia, co tutaj się dzieje - oznajmila brunetka, niedbale poprawiając rękawy koszuli. - Zaspokoić twoją ciekawość?

- Nie jestem ciekawy twoich wyczynów. Nie mów mi, błagam.

Nie musiała jednak mówić, by Loki wiedział, że nie leczyła gorączki i innego zatrucia, a rzygała dalej, niż widziała przez wypicie niebotycznych ilości alkoholu. Właściwie, zdaniem Lokiego, cudem jest, że Valkyria przyszła do szkoły i jeszcze nie jest pijana. Nie był co prawda na tej domówce, ale słyszał plotki z dobrego źródła. No i znał tę idiotkę, z którą przyszło mu dzielić prawie każdą klasę.

- Do Hope nadal podbija ten dziwaczek? Ze starszej klasy? - zapytała, gdy Loki wreszcie zamknął szafkę i zarzucił pasek torby na ramię.

- Tak, o dziwo. Hope się chyba to podoba - stwierdził zielonooki, wzruszając lekkim ruchem ramionami. - Piękny dzień na zagładę, nie sądzisz?

- Miałam cichą nadzieję, że twoje myśli samobójcze to wytwór mojej wyobraźni - oznajmiła całkiem szczerze Brunnhilde, podążając za brunetem w stronę klasy biologicznej.

- To nie są myśli samobójcze - zaprzeczył zaraz, marszcząc mocno brwi. - A ty się nie znasz, alkoholiczko.

- Lepiej być alkoholiczką niż jakimś pojebem. Bez obrazy - rzuciła natychmiast, choć nie robiło to dla Lokiego większej różnicy.

- To, że powiedziałaś: „Bez obrazy" nie sprawi, że nagle przestanę się o to wkurzać, wiesz o tym? - przypomniał mrukliwie, siadając na ławce przed drzwiami do klasy. - Dobra, to co zrobiłaś, że nie było ciebie tydzień i nie raczyłaś nawet mi odpisać?

- Spiłam się - odpowiedziała prosto z mostu, ciężko opadając obok bruneta. - Tata w sumie miał to gdzieś, bo odwieźli mnie do domu, ale matka zaczęła się rzucać, jakby ją coś opętało. Zabrała mi telefon kiedy rzygałam.

- Obrzydliwe - skomentował z wypisanym na twarzy zniesamczeniem, zaplatając ręce na klatce piersiowej. - Dlaczego zabrała ci telefon?

- Twierdzi, że skoro nie mam telefonu, to nie znajdę się na żadnej innej imprezie. - Brunnhilde wzruszyła ramionami, opowiadając o tym tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Loki tak nie uważał.

- A do szkoły nie poszłaś, bo?

- Bo wróciłam z imprezy w poniedziałek dokładnie o czternastej, potem rzygałam praktycznie do środy, a na dwa dni szkoda się fatygować. Mam nadzieję, że nie tęskniłeś.

- Za twoim krzywym ryjem? Nigdy.

Valkyria chyba chciała coś odpowiedzieć, dogryzając jak zwykle przyjacielowi, ale wypowiedź zagłuszył skutecznie głośny dzwonek, znienawidzony przez szarą masę uczniowską liceum w Canton. Loki nie wstał z ławki od razu, zajęty obserwowaniem współcierpiących podczas fascynującej czynności, jaką było wchodzenie do pomieszczenia. Nastolatki bez problemu przeciskały się między psueodo młodymi mężczyznami, w przeciwieństwie do płci w większości bezmacicznej, którzy tiptopami starali się wejść w głąb pomieszczenia. Loki zastanawiał się, czy kiedyś dożyje dnia, w którym w progu nie zrobi się bezsensowny korek młodych ludzi, ale... ku temu była raczej mała szansa. Bardzo mała. Niewielka wręcz.

Valkyria szturchnęła przyjaciela ramieniem, dając mu znak do podniesienia się z miejsca. Sama przy tym podniosła się z ławki z największą ociężałością, być może żałując podczas tej czynności połowę rzeczy, które kiedykolwiek zrobiła. Po jej minie wnioskował, że było to wysoce prawdopodobne.

- Panie Odinson...

- Już wchodzę - przerwał szybko staremu nauczycielowi, podnosząc się z ławki. - Nie chciałem się przepychać między nimi - dodał z dość krzywym, jak na jego gusta, uśmiechem, przechodząc przez już pusty próg pomieszczenia.

Nauczyciel zmierzył zmęczonym spojrzeniem jednego z najbardziej nieznośnych uczniów, jednak nie powiedział nic. Pewnie nie chciał sobie psuć z rana humoru.

- Drodzy państwo - zaczął Terrel Foster, gdy po zamknięciu drzwi licealiści zajęli swoje miejsca przy stanowiskach. - Zgodnie z rozkładem naszych zajęć, dzisiaj przypada nam praca na żabach.

- Czy rozkrawanie żywych istot na lekcji biologii nie jest przypadkiem... nielegalne? - wyrwał się jakiś idiota, którego imienia Loki nawet nie kwapił się zapamiętać. Dziwił się, że biolog zachował ten sam wyraz twarzy.

- Panie Kennedy, ta żaba jest sztuczna. Zapewniam, że nigdy nie żyła - oznajmił znudzonym tonem i choć jego słowa nie były żartem wysokiej jakości (w ogóle nim nie były, zdaniem Odinsona), licealiści zaśmiali się, zawstydzając tego jednego czubka. - Dobiorę was...

„W pary", pewnie chciał powiedzieć, jednak pukanie do drzwi skutecznie mu to przerwało. Zamiast tego z jego ust padło więc słowo „proszę", a on sam skierował wzrok w stronę jedynego wyjścia z pomieszczenia. Ciemna powłoka energicznie została odsunięta, ukazując wysoką psycholożkę.

- Dzień dobry, przyprowadziłam nową uczennicę - oznajmiła kobieta z uśmiechem, patrząc na biologa. Mężczyzna kiwnął dość niemrawo głową; nie można było stwierdzić, czy jest tym faktem zadowolony, czy wręcz przeciwnie. - Przywitajcie ją ciepło, dobrze? - powiedziała już bardziej do uczniów, odsuwając się w bok, by dziewczyna mogła przejść.

Loki był... zaskoczony jej widokiem z klasie biologicznej.

- Usiądź, gdzie chcesz, są jeszcze wolne stanowiska - oznajmił Foster, wskazując wolne miejsce. Nastolatka kiwnęła głową, idąc w jego kierunku pod czujnym spojrzeniem nastolatków.

- Nie zamierzają jej... no nie wiem, przedstawić? Nawet nie wiemy, kto to jest - burknęła niezrozumiale Valkyria, jednak Loki zrozumiał ją bez problemu.

- To Wanda Maximoff - rzucił cicho, kręcąc długopisem w palcach. - A oni nie mają takiego obowiązku.

- Aha - było jedynym, co opuściło usta brunetki.

Podczas ich krótkiej wymiany zdań, psycholożka zdążyła się ulotnić, zostawiając ich samych z nauczycielem zmęczonym życiem. Gdyby był młodszy, nie odstawałby za wiele od ówczesnej młodzieży.

- Podzielę was teraz w dwuosobowe grupy, siadajcie przy stolikach, przy których są już opakowania z żabami.

- Ty przechodzisz - powiedziała szybko Valkyria, przesuwając pudełko ze sztuczną żabą w środku w swoją stronę.

- Szmata - burknął jedynie brunet, jednak pokornie podniósł z blatu zeszyt i jedyny długopis, by nie grzebać się niepotrzebnie.

- Tępy chuj - odbiła zgrabnie, uśmiechając się tak niemiło, że uśmiech mógłby zacząć rzucać kwasem na lewo i prawo. Nie zdziwiłby się, gdyby do tego doszło.

- Odinson, przejdź do panny Maximoff.

Loki westchnął, ale nie odstawiał niepotrzebnych scen. Swoją klasę znał, wiedział, co i jak miał zrobić, żeby się nie narobić, ale dostać dobrą ocenę, więc nie robiło mu różnicy, czy będzie w parze z Brunn, czy z kimś innym. Ale nowa... Nowa była dla niego chwilową zagadką, której nie miał czasu rozwiązać. Nie miał też ku temu zbytniej chęci.

Usiadł naprzeciw niej, bo akurat to stanowisko pozwalało na coś takiego i łokciem przesunął otwarte pudełko, by móc oprzeć się o blat. Do Wandy nawet nie próbował zagadać, zwracając większą uwagę na nauczyciela, niż na nową partnerkę w zadaniu.

- Żaba - powiedziała cicho rudowłosa. Loki gwałtownie odwrócił się w jej stronę.

- Słucham?

W jego dzisiejszym stroju było więcej zieleni, niż zazwyczaj, ale na litość boską, nie zasługiwał na takie miano. Nowa już pozwoliła sobie na zbyt wiele.

- Gdzie jest żaba? - zapytała, marszcząc lekko brwi, spod których przebijały się zaczerwienione białka i tęczówki w smutnym odcieniu brązu. Loki oprzytomniał.

- Tutaj - odpowiedział, postanawiając zapomnieć o domniemanym nazwaniu jego osoby żabą. - Przesunąłem pudełko.

Wanda kiwnęła tylko głową.

Wydawało mu się, że powinien jakoś zacząć rozmowę, zagadać, wywiedzieć się czegokolwiek, ale... po raz pierwszy nie wiedział, jak w ogóle zagadać. Co nie było u niego problemem, jego rozległa wiedza na tematy różnorakie pozwalała mu na dość spory manewr, jednak nastolatka nie wydawała się skora do rozmowy. Wcale jej się nie dziwił. Nie zaczął się też denerwować, gdy opuściła końcówkę lekcji, zostawiając go z najważniejszą częścią zadania. Chyba... chyba mógł powiedzieć, że zmartwiło go jej zachowanie.

- Przysięgam, że pierwszy raz widziałam, żebyś coś robił na lekcji - oznajmiła bez cienia zawahania Brunnhilde, gdy Loki pisał ostatnie zdanie sprawozdania, a przerwa trwała w najlepsze.

- Niespodzianka - mruknął, przeciągając krótko ostatnią sylabę. - Stwierdziłem, że nie będę się pokazywał od razu ze złej strony.

- Miło z twojej strony, tylko wiesz co? Nie zacznij zachowywać się jak lamus i nie odtrącaj jej. Raczej tego nie potrzebuje.

- Jaki obrońca ludzkości się znalazł. - Uśmiechnął się w dość złośliwy sposób, jednak Valkyria nie zwróciła na to większej uwagi. Właściwie w ogóle nie przejęła się przytykiem nastolatka, mając zwyczajnie gdzieś jego głupie próby zirytowana jej z samego rana.

Gdy najmłodszy Odinson oddał zadanie na biurko Terrela Fostera, opuścili pomieszczenie. Mieli dwie minuty na dostanie się do kolejnej klasy, co wcale nie sprawiło, że mieli zamiar się pośpieszyć. Powoli przemierzali kolejne metry, w ciszy obrzucając wzrokiem siedzących na ławkach pod ścianami uczniów. Większość wyglądała na bardziej zmęczonych niż Val, a to ona za każdym razem wygrywała konkurs na większe wory pod oczami i bardziej zmęczony wzrok. Loki bardzo chciał wierzyć, że coś takiego nie istnieje, ale...

Dzwonek na korytarzu rozdarł się niemiłosiernie. Loki skończył więc prowadzić bezsensowne kontemplacje, stając za drzwiami odpowiedniej klasy z Valkyrią i czekając, aż przysłowiowy korek zniknie z progu pomieszczenia.

Wanda pojawiła się dopiero w połowie lekcji.

×××

- Przesuń się - mruknął James Barnes do Brunnhilde, gdy na stołówce podczas długiej przerwy zasiadł przy stoliku młodszego kolegi. Raczej nie robił tego często, bo zazwyczaj dzielił ławę ze Stevem, głośno bawiąc się z kolegami z klasy. To był jeden z nielicznych momentów, dla których Loki zrozumiał, że brunet siedział tam tylko ze względu na najlepszego przyjaciela.

- Znowu nie ma Steve'a? - zagaił Odinson, szturchając widelcem sałatkę w taki sposób, jakby chciał ją właśnie zadźgać.

- Nie - odpowiedział krótko, wzruszając ramionami. - Prawie usiadłem do stolika z jedną dziewczyną, bo myślałem, że to Natasha. Naprawdę nie wiem, jak je pomyliłem - rzucił zaskoczony, zaczynając jeść własny lunch.

- Która to? - zapytał zaciekawiony Loki, podnosząc głowę znad jedzenia.

- Ta ruda, siedzi w środkowym rzędzie jakieś trzy stoliki od nas. Chyba. - Brunet wzruszył ramionami, raczej niezbyt przywiązując uwagę do tego, by dokładnie wytłumaczyć to koledze. - To ona straciła jakiś czas temu brata, nie?

- Trzy tygodnie temu, tak - odpowiedział płynnie Loki, zerkając kątem oka na Wandę. Siedziała sama, jak zwykle to bywało u nowych osób, nie mając przed sobą nic poza zwykłą książką. Raczej nie miała zamiaru niczego zjeść.

- Słyszałem o tym - powiedział po przełknięciu Bucky, oblizując usta. - Ponoć byli bardzo zżyci.

- Chyba do niej pójdę - oznajmił Loki, już podnosząc się z ławki.

- Ten dzień robi się coraz dziwniejszy, przysięgam. - Brunnhilde pokręciła powoli głową, nie mogąc oderwać spojrzenia od Odinsona, idącego w stronę rudowłosej.

- Taa, jest... naprawdę dziwny - zgodził się brunet, marszcząc lekko brwi.

Loki w tym samym czasie zasiadał po przeciwnej stronie stolika, przy którym siedziała już Wanda. Maximoff jedynie na niego zerknęła, nie zmieniając ani przez moment pozycji, w jakiej siedziała.

- Co czytasz? - zapytał zaraz, opierając się przedramionami o blat.

Rudowłosa, podciągnęła brzydko nosem, podnosząc leniwie książkę. Nie wyglądała jednak na zirytowaną jego obecnością, była po prostu... zmęczona.

- Atak nieumarłych? Raczej nie pasują do ciebie tego rodzaju książki - przyznał z lekkim zawahaniem po obrzucenie wzrokiem okładki.

- Skąd możesz to wiedzieć? - Zaintonowałaby na pewno w złość, gdyby nie była aż tak... Przerażająco obojętna.

- Nie wiem. Zgaduję. - Wzruszył ponownie ramionami. - Nie czytałem, ale ponoć fabuła jest dobrze poprowadzona.

- Przepraszam, ale chcesz czegoś? - Nie brzmiało to na atak z jej strony, toteż Loki wcale się tym nie przejął.

- Nie. Staram się być... dobrym kolegą. Pierwszy dzień w nowej szkole jest ciężki - stwierdził brunet, przekrzywiając lekko głowę w prawo. - Oprowadzał cię ktoś po szkole?

- Tak - odpowiedziała krótko, bawiąc się rogiem jednej z kartek w książce średniej grubości. Oceniał, że mogła mieć około trzysta kartek.

- To może zaprowadzę cię do biblioteki? Na pewno przyjemniej będzie ci tam czytać - zaproponował, gotowy wstać od stolika, by poprowadzić nastolatkę do wspomnianego miejsca.

- W porządku - mruknęła, wciskając między kartki starą zakładkę. Loki zauważył na niej chyba imię.

- Przyjdę po ciebie na koniec przerwy, żebyś nie spóźniła się na następną lekcję - rzucił, gdy podniosła z ziemi torbę na ramię. Jej pasek miał na sobie mnóstwo przypinek.

Wanda nie odpowiedziała na to oświadczenia, jedynie mocniej zaciskając palce na książce.

Milczenie nie przeszkadzało Odinsonowi w krótkiej przechadzce między stołówką a biblioteką. Miał czas na przemyślenie dalszych kroków, które miał zamiar podjąć względem Maximoff, a także na krótkie zerknięcia w jej stronę. Czuł... współczucie. Mnóstwo współczucia, co było do niego strasznie niepodobne. Ale wydawało mu się, że to było bardzo na miejscu, że to w porządku.

Nie pomyślał tak, gdy trzy tygodnie później spacerował po mniej użytkowanej części dużego parku.

Było po dziewiętnastej, około. Loki nie wiedział dokładnie i nie miał zamiaru się dowiadywać, kopiąc niewielki kamień tak, że zjechał całkowicie ze ścieżki na nieco zapuszczoną trawę. Muzyka dudniła w słuchawkach, będąc nieco zbyt głośno puszczona, ale nie ściszał jej. Chyba miał zamiar zepsuć sobie tym słuch, co, będąc szczerym, wyszłoby mu na plus. Nie musiałby słuchać brata, memloczącego coś o ich ojcu, ojca, memloczącego coś o ich siostrze i w końcu siostry, memloczącej coś o... Loki zmarszczył brwi, dochodząc do wniosku, że w zasadzie Hela, odkąd wyprowadziła się z domu, nie narzekała właściwie na nic. To było... dość zaskakujące odkrycie.

Podniósł z lekkim uśmiechem głowę, poprawiając kołnierz skórzanej kurtki i zawahał się przy postawieniu kolejnego kroku. Parę metrów przed nim rozciągał się most, pod którym przepływała płytka, brudna rzeczka, na pewno posiadająca jakąś nazwę, ale nie pamiętał, jaką. Może zmusiłby sobie do przypomnienia jej, gdyby myśli nie zaczęły krążyć wokół postaci, stojącej na murku mostu, z cholernie wiadomym zamiarem, do którego Loki nie mógł i nie chciał dopuścić. Zwłaszcza, że wiedział, kto był tą osobą.

- Hej - powiedział zestresowany, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Dziewczyna stała sztywno, to był dobry znak. Tak samo uznał, gdy krótko na niego zerknęła. - Wiesz, nie wydaje mi się...

- Idź stąd - sapnęła nastolatka, przecierając rękawem czarnego, męskiego swetra mokre od łez policzki. - Po prostu stąd idź.

- Nie ma mowy, księżniczko. - Zaśmiał się krótko, nie ruszając się spod murku. - Będę jak ten książę zaklęty w żabie. Wiesz, z tej bajki. - Nie miał pojęcia, skąd przyszło mu to porównanie i nie miał pojęcia, czy powiedzenie o tym będzie jakkolwiek... na miejscu, ale skoro licealistka wciąż stała na murku, mógł uznać tę metodę za działającą.

Zaparł się dłońmi o wystającą część mostu i wszedł ostrożnie na murek. Jego serce biło szybko przez stres.

- Co ty robisz? - zapytała chrypliwym tonem, marszcząc brwi. Loki wygładził dłońmi białą koszulę.

- Pokażę ci coś - oznajmił, przenosząc ciężar ciała bardziej na prawą nogę, by lewą oderwać od ziemi. Miał wrażenie, że w tej chwili cała krew odpływa z jego ciała.

Jeśli tak czuła się osoba, śmiejąca się śmierci w twarz, Loki zdecydowanie nie miał zamiaru tego powstrzymać. Serce chyba powoli przestawało chcieć pracować, randomowo zatrzymując się co kilka sekund. Bał się, cholernie się bał. Przecież jeśli przechyli się choćby centymetr w stronę rzeki, spadnie kilka metrów w dół, a to zdecydowanie nie był plan, który chciał wykonać. Właściwie, był to... nie miał żadnego planu. Znał tylko cel, a celem było ściągnięcie Wandy Maximoff z murku.

- Przestań - powiedziała nerwowo, wyciągając w stronę bruneta rękę. - Przestań!! - zawołała głośniej, gdy Loki wciąż trzymał nogę uniesioną w górę.

- Okej, w porządku. - Stanął twardo na dwóch stopach, zaraz po tym wsuwając ręce w kieszenie kurtki.

- Idź stąd. Nie powinieneś tutaj być - oznajmiła drżącym głosem, zaciskając palce w pięści.

- Tak samo, jak ty - mruknął, robiąc powoli krok w jej stronę. - Możemy zejść? - zapytał ostrożnie, wyciągając rękę w jej stronę.

- Zostaw mnie!

- Oh, nie ma mowy.

Loki złapał krawędź czarnego, męskiego swetra i zeskoczył z murku na most, pociągając ze sobą Wandę. Nie była na to przygotowana, wcale więc nie zdziwił się, gdy jej usta wypuściły cichy krzyk przerażenia. Odinson jednak, jakimś cudem, szybko go stłumił, przyciskając nastolatkę mocno do klatki piersiowej. To nie było do niego podobne, przez ostatnich kilka tygodni w ogóle nie poznawał siebie w tym wszystkim, ale nie musiał. Jeśli to znaczyło, że z nią będzie w porządku... mógł całkiem zapomnieć o tamtym życiu.

- Dlaczego to robisz? - wyszeptała Wanda na granicy płaczu.

- Nie chcę, żeby ktoś pracował na tobie tak, jak my na sztucznych żabach - odpowiedział stanowczo, choć w głębi duszy wciąż stał na murku, bojąc się, że nie zdąży. - Twój brat nie chciałby teraz ciebie zobaczyć. Jestem tego pewien.

Po policzkach Maximoff popłynęły łzy. Loki chyba miał rację.

I choć nie byli osobami zaklętymi w żaby, desperacko próbowali zwalczyć cienie paskudnego zaklęcia. Jej zaklęcia.

×××

••••

bardzo... delikatne nawiązanie, aLE JEST WHEE

TYM ONE SHOTEM ŚWIĘTUJEMY 700 FOLLOW DUXNJSNZJ [23.01.2021r.]

I CANT KOCHAM WAS WSZYSTKICH I BARDZO ZA TO DZIĘKUJĘ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top