Touch me and he'll k!ll you, czyli Bella i Sein

Cenzura w tytule rozdziału, bo nie ufam Wattpadowi XDDD

~*~

  Kiedy Bella Ligosi została oskarżona o czary, jako jedna z nielicznych przyjęła to ze spokojem.

Nie płakała, nie krzyczała, zapewniając o swojej niewinności, jedynie w milczeniu wysłuchiwała kolejnych oskarżeń i zeznań świadków. Od początku było wiadomo, że coś jest z nią nie tak, mieszkańcy szeptali między sobą. To dlatego wszędzie tak błyszczała, dopowiadali z obrzydzeniem.

Inni patrzyli na nią z ostrożnym żalem. Że też córkę Chara spotkał taki los... A taka ładna była.

Nikt się nie łudził, że spotka ją inny los niż śmierć.

Na niekorzyść Belli zdecydowanie wpływał fakt, że z każdym wykrzyczanym w jej stronie przekleństwem, odzywała się spokojnym głosem:

– Jeszcze nie, Sein. Daj im szansę.

Kiedy raz powiedziała to nieco głośniej, jeden z ważniejszych ludzi w miasteczku szepnął do księdza:

– O czym ona mówi?

– Wydaje mi się, że prosi Diabła o to, by nas oszczędził. – Duchowny prychnął szyderczo. – Miły gest jak na wiedźmę. Gdy będzie płonąć może zmówię za nią modlitwę. Krótką.

Tak jak większość spodziewała się od samego początku, Bella Ligosi została skazana na śmierć przez spalenie na stosie. W dniu, który wyznaczono na jej egzekucję, na głównym rynku zebrała się większość miasteczka.

– Ciekawe, czy ogień będzie jaśniejszy od twojego światła, kurwo! – krzyknął w jej stronę jeden mężczyzna, opluwając jej twarz i włosy.

Bella rzuciła mu jedynie długie spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Całą drogę przeszła spokojnym, wolnym krokiem, a gdy stanęła w kajdanach przed stosem drewna, spojrzała w stronę księdza i pozostałych sędziów.

– Macie cały czas szansę – powiedziała, a w jej głosie czuć było litość. – Skończcie to szaleństwo, a on was oszczędzi.

Mężczyźni wymienili między sobą rozbawione spojrzenia.

– Nie potrzebujemy łaski wiedźmy. – Ksiądz machnął ręką. – Strażnicy, wprowadździe ją na stos.

Bella bez oporów dała się przywiązać do pala, a kiedy dwójka ludzi zbliżyła się do niej z pochodniami, zwróciła się jeszcze raz do tłumu.

– Przykro mi. Próbowałam was ostrzec.

Wtedy z drewna, na którym stała, wybuchł czarny ogień.

Ludzie wrzeszczeli, zasłoniając twarze. Sędziowie ukryli się za biurkiem i ksiądz również wyglądał na przerażonego. Z płomieni wydobył się tym mroku, który następnie ogarnął całe niebo, miasto i ludzi, a jedynym źródłem światła była oślepiająco jasna Bella, która już dłużej nie była w kajdanach. Gdy mrok wokół niej opadł, z żywych ludzi ostała się ona sama.

Obok niej pojawiła się postać wysokiego mężczyzny z cienia. Bella uśmiechnęła się do niego i złapała go za ręce.

– Sein. – Przytuliła się do niego i przymknęła oczy. – Przyszedłeś.

– Zawsze przychodzę. – Odsunął ją nieco, obejrzał ją od stóp do głów i skrzywił się lekko. – Ubrudziłaś sobie sukienkę, Bello.

Bella jedynie machnęła ręką.

– Nic nie szkodzi, upiorę ją. – Uśmiechnęła się zawiadzko. – A jak nie zejdzie, to poradzę sobie bez niej.

Sein uśmiechnął się pod nosem, a następnie uniósł ją do góry. Bella złapała się jego ramion, a jej stopy dotknęły ziemi dopiero wtedy, gdy Sein minął już wszystkie trupy i to, co po nich pozostało. Kiedy tak się stało, złapali się za ręce i poszli w dal, zostawiając za sobą miasto, po którym nie został nawet ślad.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top