Ojciec roku
Każdy, kto czytał jakiś rozdział z rodzeństwem Ghostly zawsze porusza temat Naverana i nie można się temu dziwić, bo to prawdziwy ojciec roku XD. W tym shocie postanowiłam, że pokażę co by było, gdyby Naveran był... miły.
~*~
Elise podniosła przód niebieskiej sukni, wspinając się w pośpiechu po schodach prowadzących do loży królewskiej. Gdy przechodziła pomiędzy członkami rodzin rady, uśmiechając się do nich na powitanie, zerknęła w stronę szranek, z ulgą widząc, że ciągle jeszcze trwa zwykła walka zbrojna.
– Elise!
Słysząc swoje imię spojrzała przed siebie i uśmiechnęła się do rodziców. Naveran i Anne siedzieli na podwyższonej sofie, przed którą był stolik z kielichami wina. Szybko podeszła do zdobionego krzesła po ich prawej stronie.
– Nie spóźniłam się? – zapytała, by się upewnić.
– Nie – uspokoił ją ojciec, uśmiechając się lekko. – Gan i Reni jeszcze nie wyjechali.
– Z iloma ludźmi oni w końcu będą walczyć? – zapytała matka, patrząc na ojca.
– Słyszałem, że z pięcioma. – Ojciec westchnął. – Próbowałem im to wybić z głowy, ale się uparli. Przynajmniej zgodzili się nie walczyć z dziesięcioma naraz.
Kiedy z walczących w grupie na nogach pozostał tylko jeden rycerz, którego okrzyknięto zwycięzcą, Elise klaskała bezmyślnie z innymi, jednocześnie próbując dostrzec, czy Ganivar i Ereni już wyjeżdżają na arenę. Kiedy usłyszała ryk publiczności w dolnych rzędach, już wiedziała, że to oni. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i spojrzała na rodziców, którzy bardziej wyglądali na przestraszonych niż ciekawych. Rozumiała, dlaczego się bali, ale i tak myślała, że robią to niepotrzebnie. Nikt w końcu nie walczył tak jak Gan i Reni.
Jej rodzeństwo wyjechało na karych koniach spod pawilonu, na którym siedziała z rodzicami. Ganivar i Ereni zawrócili konie i patrząc w ich stronę, skłonili się przed ojcem, podczas gdy herold zapowiedział ich donośnym głosem:
– Książę Ganivar i księżniczka Ereni, Dziedzice Ghostly!
Tłum zawrzał, ludzie klaskali, a Elise patrzyła, jak jej rodzeństwo ustawia swoje konie przodem do Isoloru, przy którego murach odbywał się turniej z okazji dziesięciolecia panowania ich ojca.
– Pięknie wyglądają – powiedziała cicho Anne.
– Prawda – odpowiedział Naveran i złapał ją za rękę.
Elise widząc to kątem oka, uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że kiedyś uda jej się znaleźć kogoś, kto będzie ją kochał tak jak ojciec kochał jej matkę i że będzie mogła stworzyć coś na podobieństwo ciepła rodzinnego, które sama poznała.
Usłyszała zgrzyt bramy i wychyliła się nieco w lewo. Z pomieszczenia dla oczekujących walczących wyjechała dziesiątka zbrojnych. Tłum stał się jeszcze głośniejszy, a ojciec zaklął. Matka spojrzała się niespokojnie najpierw na wojowników zbliżających się do Ganivara i Ereni, potem na nich, a na końcu na Elise i Naverana.
– Naveran – szepnęła. – Mówiłeś, że będą walczyć z piątką...
– Te dzieci mnie kiedyś wpędzą do grobu. – Ojciec potarł czoło dłonią. – Jak ja z nimi porozmawiam...
– Nie bój się, ojcze – Elise spojrzała na niego i uśmiechnęła się. – Ganivar i Ereni to dobrze zaplanowali. Wszystko jest pod kontrolą.
Naveran spojrzał na nią, marszcząc brwi.
– A skąd ty o tym wiesz?
Pilnując, by się nie roześmiać, powiedziała lekko:
– Może coś mi o tym powiedzieli.
Mina ojca miała być chyba groźna, ale Elise cały czas czuła się rozbawiona. Wiedziała, że jej rodzeństwo sobie świetnie poradzi i że ojciec tak naprawdę nie był na nią zły. Zawsze ich kochał i nie byłby ich w stanie skrzywdzić, a teraz Ganivar i Ereni tylko mu pokażą, ile byli wart.
I rzeczywiście tak było. Jej rodzeństwo nie przestraszyło się, gdy dziesiątka zbrojnych rozdzieliła się na trzy grupy i zaatakowała ich jednocześnie. Choć Elise widziała, jak matka zakrywa usta, a ojciec zaciska palce do białości na krawędzi siedzenia, ona z zapartym tchem obserwowała, jak Mrok wirował między Ganivarem i Elise. Ich plecy były chronione magicznymi tarczami, a oni jedną ręką kierowali pociski, które zrzucały rycerzy z ich koni. Całość zakończyła się szybciej niż poprzednia walka, a gdy już wszyscy poza Ganem i Reni skończyli na ziemi, tłum dał owacje na stojąco. Elise również poderwała się i zaklaskała, uśmiechając się wesoło.
Dopiero gdy ojciec koło niej wstał, ona usiadła i spojrzała, jak zbliża się do niskiej balustrady, do której podjechało już jej rodzeństwo.
– Dobra walka, moi dziedzice – odezwał się donośnie Naveran, a Elise choć nie widziała twarzy ojca, wiedziała, że się uśmiechał.
– Dziękuję, Wasza Wysokość – odpowiedział Ganivar, skinąwszy głową.
– Mam nadzieję, że zobaczymy jeszcze wiele dekad takich jak ta – dopowiedziała Ereni.
Ojciec zaśmiał się cicho, zanim odpowiedział głośno.
– Ja też.
Gdy już było po wszystkim, zgromadzili się w jadalni na szybki, prywatny posiłek przed większą ucztą. Tak jak się spodziewała, ojciec zdecydował się być choć trochę zły na Ganivara i Ereni, ale nie wyglądało to bardzo przekonująco.
– To co zrobiliście, było głupie – powiedział. – Do tego złamaliście moje rozkazy.
– Ale sam widziałeś, jak nam poszło – zaargumentował Ganivar.
– Nie jesteśmy już dziećmi – dorzuciła Ereni.
Naveran w końcu westchnął i spojrzał na ich matkę, która jedynie uśmiechnęła się i pokręciła głową.
– Nie – przyznał niechętnie. – Ale to nie zmienia faktu, że cały czas was kocham. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym pozwolił, by coś się wam stało. – Mimo nieco smutnego głosu uśmiechnął się. – Ale byliście dzisiaj wspaniali. Jestem z was bardzo dumny. Z całej waszej trójki.
Elise uśmiechnęła się, czując ciepło w sercu. Gdy przez następne minuty dyskutowali, jakie ballady powinny zostać zagrane na balu, a jakie nie, pomyślała, że po wszystkim będzie musiała pomodlić się do Chara w podziękowaniu za to, jakiego mieli cudownego ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top