Doceń to! - One-shot
Oglądałam w tej chwili mój ulubiony widok, którym były śmieszne ludziki w oddali, wykonujące swoje codzienne czynności. Zawsze uważałam ich za niezwykle zabawnych. Jedni twierdzili, że wszystko wiedzą, mimo że ich znajomość świata była bardzo niska i wynosiła jakieś dziesięć procent lub nawet mniej. Inni z kolei uważali, że są niezwykle ważni dla świata, że odgrywają ważną rolę, gdy tak naprawdę byli jak okruchy zrzucane z łóżka. Przez chwilę się o nich pamięta, jednak potem, gdy pobyt na łóżku się kończy, dość szybko zostają zapominani.
Byli też tacy, co zbyt mocno zamiartwiali się życiem i wszystkim innym, nie wykorzystując swego daru istnienia, a także ich przeciwieństwa, którzy korzystali z życia, jednak często przy tym przesadzając i narażając się na nadmierne czy niepotrzebne niebezpieczeństwo.
A ja? Czy ja się od nich różniłam? Z wyglądu raczej nie wiele, z charakteru w zasadzie też. Ja także nie znałam wszystkiego (choć na pewno więcej niż oni). Ja też udaję, że gram istotną rolę podczas, gdy tak naprawdę nie jestem tą ważną. Moje czyny są niewidoczne, a ja prawie niezauważalna. Nie zostanę przez nich zapamiętana, nawet gdyby ludzie dostrzegali takich jak ja, nie myśląc o sobie i swoich potrzebach. Możecie powiedzieć teraz, że przecież są tacy, ale pomyślcie. Nawet nieświadomie myślimy o tym jak wyglądamy, żeby zrobić dobre wrażenie, chcemy zaimponować innym, być lubianym, zostać zapamiętanym. Myślimy także o swoich potrzebach. Każdy z nas potrzebuje się czegoś chwycić, jakąś rzecz, wiarę, która według nich nada życiowi jakiś sens. Mimo, że ludzie są tacy różni, to łączy ich właśnie ta rzecz.
Jednak ja w porównaniu do człowieczków, zdawałam sobie z tego sprawę i byłam pogodzona z faktem. Także doceniałam to co mam i cieszyłam się tym co umiem, nie zamartwiając się przy tym czego nie potrafię.
Mimo, że byłam inna, to jednak wiele mnie z ludźmi łączyło. Ja także byłam samotna.
Moją rolą od zarania dziejów, była pomoc ludziom. Miałam pomóc im docenić to, co mają.
Powstałam już wieki temu, sama nawet nie wiem jak dawno. Od początku próbowałam wszystkim pomóc. Mój wpływ był niezwykle istotny na ludzi, nawet jeśli oni o tym nie wiedzieli.
Nie jestem w stanie powiedzieć wam, kim dokładnie jestem. Najtrafniejszą jednak nazwą do opisywania mnie było najprawdopodobniej określenie mnie duszkiem.
Jak wcześniej wspomniałam, od początku nim byłam, nigdy nie byłam człowiekiem. Moją rolą nie jest straszenie, nie umiem też latać (tylko wysoko skakać). Nie otrzymywałam za to żadnych obrażeń, byłam nieśmiertelna, niewidoczna przez ludzi (chyba, że tego zapragnę) i nie było ściany przez którą nie mogłabym przejść. Automatycznie rozumiałam wszystkie języki świata i umiałam się nimi posługiwać (co było niezwykle istotne w mojej roli). Miałam też dostęp do myśli, wspomnień i emocji ludzkich, co również było istotne w pomocy, a także umiejętność, by inni docenienili to, co mają (jak wcześniej wspomniałam).
Moja rola jest istotna i pomaga zapobiegać kłopotom. W dawnych czasach przed naszą erą, ludzie sporo walczyli, pragnęli zdobyć ziemię i tym podobne, za to teraz ludzie raczej już nie pragną ziemi, a dążą do pokoju. (Wtedy też istniałam, ale byłam jeszcze młoda i niedoświadczona)
Dalej są jakieś konflikty, ponieważ ludzie jednak mają wolny wybór i nie wszyscy przyjmują moją pomoc, ale są one zdecydowanie mniejsze.
Skoczyłam ze skarpy, uaktywniając moja umiejętność wysokiego skoku, dzięki któremu już po chwili byłam w mieście wśród ludzi. Człowieczki jednak tego nie zauważyli, ponieważ byłam teraz dla nich niewidoczna. Często chodziłam po mieście pełnym ludzi, jednak bardzo rzadko się ukazywałam. Czasami jednak było to konieczne w celu pomocy.
Gdy weszłam na wiadukt, zauważyłam mężczyznę stojącego przy samej barierce. Byłam na tyle blisko, że byłam w stanie usłyszeć jego myśli i zamiary, a także wyczuć obecne emocje. Zaniepokojona tym co usłyszałam i poczułam, szybko zrobiłam się widoczna, stając się przy tym małą dziewczynką (tak, potrafiłam przybrać dowolną postać) i podeszłam do mężczyzny, który zaczął włazić po barierce.
Zaczęłam płakać, a w odpowiedzi niedoszły samobójca zastygł i odwrócił się zaciekawiony. Mimo, że jego ciało wciąż przeszywał ogromny, psychiczny ból, nie mógł nie zareagować na płacz dziecka. Ostrożnie zszedł z barierki wiadukta i podszedł do mnie.
- Co się stało, maleńka? - Zapytał czuło i spokojnie.
- Mama... Powiedziała mi, że mój tata wyjechał do chmurkowego raju, ale minęło już sporo czasu, a on nie wraca. Ja chcę do tatusia... - Powiedziałam dziecięcym łamiącym się głosem.
Mężczyzna domyślił się, że za chmurkowym rajem kryła się informacja, że ojciec nie żyje, a dziecko o tym nie wie. Po zapytaniu gdzie jest moja mamusia i po wskazaniu przeze mnie fałszywego miejsca, zaprowadził mnie z powrotem i odszedł. (Zapomniałam wam wspomnieć, że potrafię się duplikować, jednak jest to wykorzystywane tylko w razie takich potrzeb, jak ta, czyli, że potrzebna jest matka dziecka do udawania)
Nie podążyłam za nim, bo wcale nie musiałam.
Osiągnęłam zamierzony cel.
Mężczyzna stracił swą ukochaną i bardzo z tego powodu cierpiał. To dlatego chciał popełnić samobójstwo, jednak dzięki mnie zrozumiał, jak musiałby się czuć jego syn, jakby on zginął.
???
Była inna. Nietypowa. Sam do końca nie wiedziałem na czym jej nietypowość polega, ale byłem pewny, że nie jest taka jak wszyscy.
Sam nie wiem co sprawiło, że zwróciła moją uwagę, podczas gdy dla innych była jedynie cieniem. Czy może to była jej mistyczna uroda, której nie jestem w stanie opisać, a może ta jej pewność siebie i odwaga, którymi promieniowała. Wiem za to, że podążyłem za nią. W pewnym momencie ujrzałem dwóch chłopaków, znajdujących się przed nią. Jeden z nich sprawiał wrażenie osoby dokuczającej innym, a drugi - dręczonej. Obawiałem się, że będę musiał ochronić kobietę przed chuliganem, jednak okazało się, że niepotrzebnie. Tajemnicza dziewczyna podeszła do łobuza i położyła swoją dłoń na jego ramieniu, po czym się do niego odezwała. Byłem za daleko, by usłyszeć większość słów, jednak po tych usłyszanych wywnioskowałem, że tajemnicza kobieta doskonale znała historię dręczyciela, podczas gdy jego mina pokazywała zaskoczenie i wskazywała na to, że widzi ją po raz pierwszy. Chuligan odpuścił, a dręczony obawiając się, że zmieni zdanie, szybko uciekł.
Tajemnicza postać odwróciła się w moją stronę, a ja czym prędzej schowałem się za ścianką. Przez chwilę patrzyła się w pobliżu miejsca, gdzie stałem, jednak po chwili wysoko skoczyła i straciłem ją z oczu, udowadniając przy tym, że miałem rację. Zdecydowanie jest niezwykła.
Ze względu na to, że widziałem ją po raz pierwszy oraz na to, że jest jakąś dziwną, niezwykłą postacią, stwierdziłem, że raczej już nigdy jej nie zobaczę. Zrozumiałem, że miałem teraz wielkie szczęście. Jednak potem okazało się, że nie. Życie jednak potrafi zaskoczyć.
Pewnego dnia czekałem na przystanku autobusowym. Mój autobus miał przyjechać za dziesięć minut. Poza mną czekała jedynie smutna staruszka siedząca na ławce. Po chwili obok niej przysiadła druga starsza pani, która od razu rozpromieniona się przywitała i skomentowała, że jest ładna pogoda.
Staruszka, która wyglądała na trochę młodszą, od dopiero przybyłej (na oko miała około siedemdziesiąt lat, podczas gdy tamta druga z dziewięćdziesiąt) z zaskoczeniem spojrzała na nowo przybyłą, która mimo starości była energiczna i radosna.
W pewnym momencie dziewięćdziesięciolatka odezwała się:
- Jest taki piękny dzień, a pani jakaś taka pochmurna. Szkoda dnia. - Odpowiedziała prosto z mostu.
- Przepraszam panią, za to pytanie, ale nie rozumiem. Czemu pani jest tak szczęśliwa? Jak można być takim wesołym wiedząc, że zostało ci nie wiele życia, a z powodu wyglądu i różnych dolegliwości nie może pani nawet w pełni wykorzystać dni, które pani zostały? - Zapytała zdezorientowana siedemdziesięciolatka.
Zapytana uśmiechnęła się lekko i odpowiedziała:
- Ma pani rację, jak to mówią w końcu ,,starość, nie radość". Jednak po co marnować dni, które zostały, na zamartwianiu się. Nie lepiej je wykorzystać? Zrobić to, co chcieliśmy i jesteśmy wciąż w stanie? Lub więcej czasu spędzać z rodziną, która panią kocha i nie przeszkadza jej pani wygląd czy możliwości?
70-ciolatka nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Była w końcu dosyć banalna i nie dawała odpowiedzi na poradzenie sobie z problemem, a jedynie na jego zlekceważenie. Na dodatek, kobieta myślała, że przybyszka zaprzeczy jej słowom, znajdując jakieś argumenty za tym, a ona zamiast tego zgodziła się z nią. Jednak czy 90-ciolatka nie miała racji? Czy jest sens się zamartwiać? Czy nie lepiej korzystać z życia?
Po chwili dziewięćdziesięciolatka odeszła, w czym wprawiła mnie w większe zakłopotanie. Od początku myślałem, że to zbieg okoliczności i po prostu starsza przybyła również czekała na autobus, ale jednak nie. Wychodziło na to, że ona specjalnie przyszła porozmawiać z nieznaną jej panią. Autobus przyjechał, a siedemdziesięciolatka nie zwracająca uwagi na to, co ja zauważyłem, wsiadła do autobusu.
Autobus odjechał, a ja zamiast do niego wsiąść pobiegłem za staruszką. Przystanąłem zasapany myśląc, że ją zgubiłem, jednak ma szczęście, okazało się, że postać weszła w jakąś uliczkę, akurat blisko mnie. Dogoniłem ją.
Podążyłem za nią i po chwili staruszka stała się piękną kobietą, bardzo przypominającą tą, która uspokoiła wtedy chuligana. Po chwili podskoczyła wysoko i stała się niewidoczna.
Nie wierzyłem własnym oczom. Po raz kolejny udało mi się ją zobaczyć i znowu straciłem ją z oczu. Jednak tym razem wiedziałem, że jeszcze ją spotkam.
???
Po ponownym schowaniu się podskoczyłam i zrobiłam się niewidoczna dla ludzi. Gdy to zrobiłam, poczucie, że ktoś mnie obserwuje, zniknęło. Jednak to nie był pierwszy ani ostatni raz, gdy czułam na sobie czyjś wzrok. Wcześniej miało to miejsce, gdy próbowałam odwieść chuligana od dokuczania, a późniejszy moment zdarzył się jakieś dwa miesiące później.
Przybrałam wtedy postać dość sympatycznej i niewinnej kobiety. Chciałam pomóc Milionerowi docenić, że ma możliwości pomagać i wystarczająco kasy. Podeszłam do niego i próbowałam mu w tym pomóc, jednak niestety on nie wydawał się tym przejęty. Wręcz przeciwnie, nie brał poważnie słów, których do niego kierowałam, a traktował mnie jako zwykłą, naiwną, bezbronną kobietę. To niestety mnie nie zaskoczyło, ponieważ w jego domu od lat to mężczyźni byli ważniejsi, a dziewczyny były trochę jak takie zabawki. Zmieniając się w taką niewinną kobietę, chciałam jednocześnie go oswoić z kobietami, pokazać, że one też są ważne. Niestety najwidoczniej poruszyłam zbyt wiele wątków na raz. Niczego nie mogłam już zmienić w tej kwestii, więc postanowiłam postarać się do niego dotrzeć, jednak im dłużej z nim gadałam, tym większą frustrację i złość czułam.
- No, mała. Nie gorączkuj się tak. Dostaniesz tego całusa. - Odpowiedział, przybliżając się, by mnie pocałować.
Mimo, że się odsuwałam, on dalej próbował mnie pocałować. Dla niego byłam jedynie zabawką, a on całym światem. Uważał, że jest kimś wielkim i, że to zaszczyt dla tych "niższych istot" dostać całusa od niego.
W końcu siłą przycisnął mnie do muru, a ja po raz pierwszy poczułam strach. Jego oddech czułam na swojej twarzy, a jego piwne oczy były bardzo blisko moich. Próbowałam się wyswobodzić, ale był silniejszy. Niestety, mimo że posiadałam wiele zdolności to jednak siła nie była jedną z nich. Może nie byłam najsłabsza, ale wielu mężczyzn było mnie w stanie pokonać.
Zastanawiałam się czy nie użyć mocy - zniknąć, przejść przez niego czy ścianę (jakbym zrezygnowała z udawanej przeze mnie postaci) czy podskoczyć wysoko. Jednak każda z tych opcji zbyt bardzo rzucałaby się w oczy, a ja nie mogłam na to pozwolić.
Podszedł bliżej, przez co nasze ciała zaczęły się dotykać, a moim ciałem przeszył nieprzyjemny dreszcz. Do pocałunku jednak ostatecznie nie doszło, bo w pewnym momencie ktoś go uderzył pięścią w szczękę, przez co poleciał w bok. Spojrzałam na mojego wybawcę. Chłopak był wyższy ode mnie (od osoby, którą teraz udawałam), jednak niższy od mojej prawdziwej postaci. Jego orzechowe brąz włosy były średniej długości ułożone w artystycznym nieładzie. Gdy spojrzałam w jego piwne oczy od razu zobaczyłam jego wspomnienia z dzieciństwa i poczułam co czuje (W końcu oczy są zwierciadłem duszy). Już zdarzyło mi się mu pomagać, chociaż jego problemy nigdy nie były wielce poważne, a bardziej charakterystyczne dla osób w jego wieku. Najczęściej dotyczyły sytuacji, jak na przykład, gdy był pewien, że nie uda mu się dostać na wymarzone studia i zaniedbywał. Pomogłam mu wtedy zrozumieć, że jeszcze ma czas i docenić, jakie świetne ma warunki na naukę. Ostatecznie udało mu się pójść na studia, o których marzył. Jego dzieciństwo było raczej dobre. Jego rodzina była dość duża i niezbyt bogata, ale miała wystarczająco pieniędzy. Lubiłam jego rodzinę, ponieważ była doskonałym przykładem ludzi, którzy cieszą się z tego mają. Mimo, że miał dwóch braci (jeden starszy) i młodszą siostrę, to rodzice nikogo nie zaniedbywali i każdemu starali się poświęcić czas. On z kolei był pracowitą osobą i chętnie pomagał rodzicom utrzymać rodzinę czy zająć się młodszym bratem (z siostrą miał różnicę jedynie dwóch lat).
Milionerowi nie spodobało się to, jak został potraktowany i nie trudno było zrozumieć, co zamierzał zrobić. Oczywiście nie obchodziło go to, że chłopak jest od niego młodszy i słabszy, i chciał go pobić, a mnie prawdopodobnie zgwałcić. Mimo, że milioner faktycznie był silniejszy, to jednak nie był on szybszy. Chłopak wziął mnie za rękę i zaczął uciekać. Gdy straciliśmy go z oczu, przystanęliśmy sapając.
- Wszystko dobrze? Jestem Daniel. - Przywitał się chłopak.
- Tak, dzięki. - Odpowiedziałam, prostując się chcąc odejść i stać się sobą.
- Poczekaj! Jak się nazywasz? - Zapytał mnie.
Zastanawiałam się czy podać mu moje prawdziwe imię czy nie. Podanie używanego przeze mnie imienia mogłoby sprawić, że musiałabym się pojawiać w momencie, gdy on mnie zawoła. Jednak co mi szkodzi? Raczej nie będzie tak, że kiedykolwiek mnie zawoła.
- Claire [Kler]. Jestem Claire. - Odpowiedziałam, po czym poszłam dalej, a Daniel już za mną nie podążał.
Daniel
Znowu udało mi się ją spotkać, jednak tym razem, udało mi się również z nią porozmawiać i ją uratować.
Po chwili udało mi się również dowiedzieć, jak tajemnicza postać ma na imię. Jednak gdy tylko Claire mi je podała, od razu odeszła, a ja stałem. Dopiero gdy zniknęła mi z oczu zacząłem się zastanawiać nad swoim zachowaniem. Mogłem ją poznać bliżej, mogłem z nią jeszcze pogadać. Możliwe, że nigdy się już nie zobaczymy, a ja zmarnowałem taką szansę. Z drugiej strony się zastanawiałem, dlaczego tak mi zależy, by się z nią zaprzyjaźnić. Nie znam jej. A co jeśli mi się tylko wydaje, że to jedna osoba, a tak naprawdę to naprawdę była staruszka, kobieta i drobna dziewczyna? Nie, nie mogło mi się to wydać. To musiała być jedna osoba.
Claire
Byłam załamana. Nigdy nie lubiłam, gdy mi się nie udawało komuś pomóc, ale teraz na dodatek czułam się bezradna i drobna.
Ja nie mogę popełniać błędów! Tylko ludzie je popełniają. Zresztą przecież każdy mój błąd i porażka mogą spowodować wielkie zagrożenie. Wydawać by się mogło, że dramatyzuję, ale to była prawda. Moje porażki w pomocy docenieniu tego co mają i tak dalej, spowodowały chociażby pierwszą wojnę światową.
Usiadłam na krześle w parku, będąc teraz już sobą.
Co ze mnie za duszek, skoro nie mogę zrobić nawet tego, co powinnam? A co, jeśli bym nie miała mocy i była zwyczajnym człowieczkiem. Może gdybym przestała ingerować w ludzki świat, byłoby lepiej? Może wtedy nie byłoby tej pierwszej wojny światowej, ani drugiej? Może wtedy swoimi słowami tylko bardziej ich zachęciłam?
W tym momencie ktoś usiadł obok mnie i od razu wyczułam, że to Daniel. Co za ironia, znowu na siebie wpadliśmy. Chociaż teraz jestem dla niego nie widoczna, a nawet jakbym była widoczna, to by mnie nie rozpoznał, bo wyglądam teraz inaczej, więc nie spodziewałam się, że się przywita czy coś.
Jednak najwidoczniej dalej byłam w błędzie, ponieważ popatrzył na mnie i przywitał mnie, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło.
- Cześć. Czy wszystko dobrze, Claire? - Zapytał, wymawiając moje imię, co jeszcze bardziej mnie zadziwiło.
On mnie widzi?
- Skąd wiesz, że to ja? - Zapytałam.
- Przeczucie. Widziałem cię już raz, a w zasadzie nie raz. To ty sprawiłaś, że chuligan się rozmyślił. Byłaś też tą staruszką, a potem widziałem, jak zmieniłaś się ze staruszki w siebie. Jesteś niesamowita. - Odpowiedział, a ja się zaczerwieniłam.
- Wcale nie. Staram się pomóc, szerzyć dobro. Robić to co do mnie należy, ale tak naprawdę, często jedynie pogarszam. Moje czyny jak i ja nawet nie jesteśmy zauważane. W sumie to ci nawet zazdroszczę. Jesteś zwyczajny, masz rodzinę, która cię kocha, przyjaciół. Twoje czyny nie zmieniają losów świata i masz jedynie błahe problemy - Odpowiedziałam.
Gdy skończyłam, poczułam jakby ktoś nagle oderwał cząstkę mnie. Nie chodzi o to, że bolało, bo tak nie było, ale poczułam, że coś straciłam. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego.
- Nie mów tak, też jesteś ważna. - Odpowiedział mi Daniel, jednak niczego nie dodał.
Porozmawialiśmy chwilkę. On zaciekawiony wysłuchiwał jak wyglądało moje życie i rola do której zostałam stworzona. Wysłuchiwał wspomnień jak pomagałam innym i nawet zapytał czy mu kiedykolwiek pomogłam. Spodziewałam się tego pytania.
Po chwili podeszła do niego jakaś dziewczyna, o ile dobrze pamiętałam, jego siostra.
- Czyżbyś w końcu kogoś znalazł? - Zaczepiła.
Bywały dziewczyny, które się uganiały za Danielem, jednak on nigdy nie odwzajemniał ich uczuć, stąd komentarz jego siostry.
Spojrzałam się na jego siostrę, chcąc poczuć jej emocje, co z przyzwyczajenia zawsze robiłam (w celu sprawdzenia, czy wszystko jest w porządku), jednak nie wyczytałam niczego.
Nie poczułam żadnych emocji i nie zobaczyłam żadnych wspomnień.
Zaniepokoiło mnie to, ale nie dałam tego po sobie poznać. Udawanie przychodziło mi z łatwością, bo przecież to także część mej roli.
Spojrzałam się na Daniela, by zobaczyć czy u niego coś wyczytam, jednak nic się nie wydarzyło.
Czy to znaczy... że straciłam swoje zdolności? Wtedy przypomniałam sobie poczucie utraty czegoś istotnego, które towarzyszyło mi od jakiegoś czasu. Czyli jednak...
Zobaczenie mnie przez Daniela miało sens, ponieważ już wtedy musiałam tracić swe zdolności. Jednak pytanie brzmi czemu? I jak to naprawić? Chociaż może z drugiej strony... Po co? W końcu mogę być taka jak inni!
- Dobra bracie, przypominam ci, że zaoferowałeś zrobienie obiadu, więc polecam ci już wracać. - Powiedziała siostra chłopaka, a ten od razu się poderwał.
Wstałam, chcąc się z Danielem pożegnać, jednak on zaproponował mi, żebym zjadła z nimi obiad. Chciałam odmówić, gdyż byłam świadoma stanu finansowego i samej ilości rodziny, nie chcąc być dodatkowym ciężarem, jednak Daniel nie zamierzał się poddać uparcie stojąc przy swoim.
Pragnęłam pomóc Danny'emu, jednak ze względu na to, że nigdy do tej pory nie odczuwałam potrzeby jedzenia, nie potrafiłam gotować. Na szczęście kasztanowłosy był wyrozumiały i cierpliwie poinstruował w czym mam mu pomóc.
Gdy ugotowaliśmy żurek, cała rodzina zasiadła do stołu. Wszyscy jej członkowie przyjęli mnie serdecznie i traktowali mnie normalnie. Będąc z nimi czułam się jakbym siedziała przy stole z moją rodziną. Jakbym była jej częścią. Po zjedzeniu, podziękowałam za obiad, zbierając się do wyjścia, jednak Daniel mnie powstrzymał.
- Zostań jeszcze. - Poprosił.
Nie chciałam się im narzucać, ale wszyscy chcieli bym u nich chwilę posiedziała, a Daniel zaoferował mi obejrzenie z nim czegoś. Skusiłam się, ponieważ szczerze mówiąc, nigdy nie oglądałam żadnego filmu. Daniel puścił jakieś Transformersy. Było to ciekawe doznanie.
Pewnie oczekiwaliście, że zacznę się zachwycać pudełkiem wydającym kolorowe scenki, postacie i tak dalej lub oczekiwać, że będę się zastanawiać jak te postacie tam trafiły, jak zmieściły się do tak małego pojemnika. Jednak muszę was rozczarować. Nie zareagowałam w ten sposób. Przecież istnieję już od wielu epok i zmiany były czymś do czego musiałam się dostosować by jak najlepiej spełniać swoją rolę. Dlatego też nie raz widziałam komputery, laptopy, a telefon dosyć często miałam w ręku, jednak mimo to nigdy nie obejrzałam całego filmu. Nie byłam też w kinie.
,,Transformersy" bardzo mi się podobały. Ludzie mają niezwykłą wyobraźnię.
Ponieważ zbliżał się wieczór, pożegnałam się z Danielem i jego rodziną po czym wyszłam. Odruchowo zaczęłam rozglądać się za miejscem do schowania się, by po chwili przypomnieć sobie, że wcale nie muszę tego robić. Jestem w swoim wcieleniu i nie mogę też być niewidzialna, ponieważ straciłam moce. Nie przeszkadzało mi to. Perspektywa, że jak wyjdę, będę mogła zagadać do kogokolwiek, nie musząc udawać kogoś innego była przyjemna. Oczywiście w drodze powrotnej do nikogo się nie odezwałam, ale samo poczucie tego, że mogę mi wystarczyła.
No właśnie... W drodze powrotnej... Ale czy była jakaś droga powrotna? Nigdy nie czułam potrzeby posiadania domu, a za najlepsze miejsce do odpoczynku uważałam naturę i niebo wypełnione gwiazdami.
Poczułam się śpiąca, co było tak jak wszystko inne, nowym doświadczeniem. Po wykonanych zadaniach nie raz byłam zmęczona, jednak nigdy nie czułam potrzeby zdrzemnięcia się. Teraz było inaczej.
Położyłam się na górze klifu w bezpiecznej odległości od przepaści. Przez kilka minut podziwiałam jeszcze gwiazdy zanim usnęłam.
Ta noc była nieprzyjemna. Podłoże było twarde, co nigdy mi aż tak nie przeszkadzało. Na dodatek zrobiło się zimno, a teraz bez mocy stałam się niezwykle wrażliwa na chłód. Po dwóch godzinach wiercenia się zaczął padać deszcz. Zazwyczaj, będąc w swojej naturalnej postaci, niewidoczna dla innych, byłam także niematerialna dla innych, stąd mogłam przechodzić przez ściany. Dlatego też, deszcz zazwyczaj po prostu leciał przeze mnie, a ja nie odczuwałam zimna czy mokra. Teraz było inaczej. Zrozumiałam, że w takich warunkach nie zasnę, więc podniosłam się, schodząc z klifu (rozumiejąc głupotę mojej decyzji, ponieważ zejście również mi długo zajęło) i poszłam w stronę miasta.
Nigdy nie musiałam starać się o ciepłe i wygodne miejsce do spania, więc nie miałam żadnego pojęcia o survivalu czy przeżyciu. Widywałam ludzi rozpalających ognisko, jednak ponieważ nie potrafiłam tego robić, postanowiłam nawet nie próbować. Mogłabym wyrządzić sobie tylko większą krzywdę. Obecnie będąc już ledwo przytomna (i poturbowana, gdyż ze złej widoczności, a także ze zmęczenia (z powodu którego zapominałam o braku mocy), wpadałam na wszystko w ciemności) położyłam się z boku na jakimś parkingu pod blokiem (miałam szczęście, ponieważ ktoś akurat wychodził) i zasnęłam.
Udało mi się pospać kilka godzin, bo warunki jednak były lepsze niż wcześniej. Wciąż było twardawo, ale przynajmniej nie wiało na mnie zimne powietrze, było trochę cieplej i nie padał deszcz.
Po jakimś czasie obudził mnie jakiś zezłoszczony pan przeganiając mnie.
Odeszłam lekko obolała po niewygodnym spaniu i poczułam głód.
Początek nie był zbyt przyjemny, ale postanowiłam się nie poddawać. Musiałam tylko zdobyć jedzenie. Chyba nie ma niczego w tym trudnego, prawda?
Oczywiście, gdybym miała pieniądze.
Przez resztę dnia czułam się jak ci, którym pomagałam. Byłam niewyspana, obolała, zmęczona, spragniona i głodna. Na początku nie chciałam żebrać na ulicy, ale potem, gdy pragnienie i głód zaczęły być bardziej problematyczne, nie miałam już oporów.
Większość ludzi mnie zbyło. Najczęściej po prostu nie zwracali na mnie uwagi lub udawali, że mnie nie widzą. Nieliczni nawet ze mnie drwili, obrażając mnie i wyzywając. Na szczęście znalazły też się normalne i dobre osoby. Jakaś pani dała mi wodę, staruszek kilka złotych, a dziewczynka (której ojciec kupił) kawałek bułki.
Zaczęłam się zastanawiać co dalej. Musiałam znaleźć sobie nocleg, a także jedzenie. Problemem było jednak to, że nie miałam jak tego załatwić. Wydaje wam się, że odpowiedź jest banalna - znajdź pracę. Ale czy rzeczywiście jestem w stanie ją znaleźć? Nie mam żadnego wykształcenia, nawet podstawowego jakim jest szkoła. Na dodatek, według dokumentów nie istnieję. Nie mam przecież ani aktu urodzenia, ani peselu.
Moja odpowiedź na to pytanie znalazła się sama, ponieważ Daniel akurat przechodząc zauważył mnie. Podszedł zaskoczony i zapytał się mnie co tu robię. Nic w sumie dziwnego. Stałam przed sklepem, w normalnej postaci całkowicie widoczna przed innymi, a w ręce trzymałam kawałek bułki. Poczułam się niezręcznie. Nie miałam zamiaru wyjawić mu prawdy. Mimo, że on na pewno by mi pomógł, nie chciałam robić mu jeszcze większych problemów. Jednak on był spostrzegawczy i uparty. Ostatecznie wyjaśniłam mu problem. Był zaskoczony i przez chwilę panowało milczenie, które ostatecznie przerwał Daniel.
- Choć do nas. - Powiedział.
- Że co? - zapytałam zdezorientowana
- Zamieszkasz u nas. - Wyjaśnił pełen powagi.
Nie chciałam się napraszać. Zresztą byłabym dodatkowym balastem do udźwignięcia.
- A co na to twoi rodzice? - zapytałam, z nadzieją, że w ten sposób, znajomy przyzna, że mam rację i zmieni zdanie.
- Znasz ich przecież. Nie będą mieli nic przeciwko. - Stwierdził.
Miał rację. Jego rodzice byli niezwykle pomocni i opiekuńczy.
- To zły pomysł. Przecież nie powiesz im, że jestem istotą fantastyczną, która utraciła swoje zdolności. Pomyślą, że masz problemy z psychiką lub, że wymyślasz bzdury, bo nie chcesz im powiedzieć prawdy. - Zauważyłam.
On jedynie stwierdził, że coś wymyśli, po czym wziął mnie za rękę i poprowadził do domu.
- O! Cześć, Claire! Miło cię widzieć kochana! Wejdź do środka - Powiedziała mama Daniela, a gdy ściągnęłam buty, mnie przytuliła i zapytała czy chcę coś do picia.
Po zrobieniu napojów dla wszystkich, rodzice dołączyli do stołu.
- Mamo, tato. Czy Claire mogłaby u nas zostać na jakiś czas? Pochodzi z bardzo daleka, a jej rodzice musieli wyjechać do jej rodzinnego miasta by pomóc babci. Claire nie ma gdzie nocować. - Wyjaśnił Daniel.
Zaskoczyło mnie to, jak dobrze udało mu się skłamać. Gdybym nie wiedziała, że to co powiedział jest bzdurą, zapewne bym mu uwierzyła, ponieważ nie widać było tego po nim. Rodzice też uznali jego słowa za prawdziwe i zgodzili się. Byłam naprawdę wdzięczna.
Przez kilka tygodni doświadczałam zwyczajnego ludzkiego życia. Życia pełnego problemów, ale i przyjemności. Moją pracą stało się sprzątanie w domu, a także pomoc przy gotowaniu. Ze względu na brak umiejętności kulinarnych, potraw nigdy nie gotowałam sama. Najczęściej był to Daniel lub jego siostra, którzy z wielką cierpliwością tłumaczyli mi wszystkie etapy gotowania jakiejś potrawy. Jednak mimo przyjemnego czasu spędzonego z rodziną Daniela, czasem tęskniłam za starym życiem. Najbardziej zaczęło mi brakować wysokiego skoku czy umiejętności widzenia emocji. Szczególnie gdy jakiś współlokator sprawiał wrażenie zmartwionego.
Pewnego dnia rodzice wrócili niezwykle pochmurni. Byli w tak złym nastroju, że nawet młodszy brat Daniela zauważył to, a był jednak dzieckiem.
- Wszystko dobrze? - Zapytała siostra Daniela - Rachel.
- Tak, w jak najlepszym. - Odpowiedziała matka wymuszając uśmiech, po czym usiadła do stołu.
Poza młodszym bratem, nikt nie uwierzył w jej zapewnienia. Rachel rozumiejąc, że dopóki braciszek jest w pobliżu, nie uda się nam dowiedzieć co się stało, zaprowadziła go do odrębnego pokoju i wyjątkowo wręczyła mu swój telefon, by mógł pograć. Gdy wróciła, Daniel zapytał się rodziców w czym problem.
Po chwili milczenia, matka wręczyła mu rachunek. Kwota była większa niż ta na którą rodzina mogła sobie pozwolić. Wszyscy zaczęli pocieszać załamanych rodziców, z wyjątkiem mnie. Po raz pierwszy nie wiedziałam co powiedzieć. A przecież to było kiedyś moje zadanie! Było...
Wszyscy byli tak zajęci wspieraniem matki, że nie zauważyli, jak wyszłam z domu. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Dopiero teraz zwróciłam uwagę na inflację, a moja utopia dobiegła końca. Ujrzałam świat w jego normalnych kolorach i wcale nie był on kolorowy. Szłam chodnikiem po mieście, zwracając uwagę na wszystko inne, czyli robiłam coś, co kiedyś było dla mnie naturalne.
Podwyższone ceny produktów, dłuższa praca. Życie stawało się trudniejsze dla zwyczajnych obywateli. Włączyłam telefon (który dostałam w prezencie od rodziny Daniela, za co byłam im wdzięczna) i w końcu zajrzałam w wiadomości. Inflacja nie była jedynym problemem. Była nią również wojna w innej części kontynentu.
Po chwili usłyszałam głos Daniela. Przystanęłam i odwróciłam się w jego stronę. On zdyszany podbiegł do mnie i po chwili, gdy mógł już normalnie oddychać, podniósł się i zapytał czy wszystko w porządku.
- Jest okej. - Odparłam, jednak nie byłam tym razem przekonująca.
- Claire... O co chodzi? - Zapytał, jednak po chwili domyślił się tego.
- Claire... To nie twoja wina... - Powiedział chcąc mnie pocieszyć.
- A czyja? To ja powinnam była coś zrobić by nie dopuścić do tego. Przecież po to jestem! - Odpowiedziałam oburzona i pokazałam ręką w dal mając na myśli świat. Podczas mówienia pokazałam także artykuł dotyczący wojny.
Łzy zbierały mi się w oczach, jednak bardziej niż załamana byłam raczej wściekła. Na siebie i na wszystko co się dzieje.
- Nic na to nie poradzisz. Przecież to nie twoja wina, że straciłaś moc. - Powiedział starając się mnie uspokoić.
- Masz rację. To twoja wina! Gdybyśmy się nie spotkali, ja bym nie straciła mocy i nie doszło by do tego. - Stwierdziłam pod wpływem emocji i od razu po wypowiedzeniu tych słów, pożałowałam.
Zapanowała chwila milczenia. Odwróciłam wzrok, czując się zakłopotana moimi słowami. Nie wiedziałam nawet jak Daniel przyjął moje słowa i nie byłam w stanie się odważyć spojrzeć na niego, by zobaczyć jego reakcję.
Milczenie wciąż trwało i zrozumiałam, że czas je zakończyć.
- Przepraszam... Nie powinnam była się na ciebie wyładowywać. To wszystko, to nie twoja wina, tylko moja. Nie powinnam była się pokazywać. Ani podawać imienia. - Odpowiedziałam.
Po tych słowach nastąpiło ponowne niezręczne milczenie, które tym razem przerwał Daniel.
- Nic nie szkodzi. - Wyksztusił, sam nie wiedząc co dodać.
Wróciliśmy do domu w całkowitej ciszy. Ani na moment, żadne z nas się do siebie nie odezwało, nawet gdy weszliśmy do domu.
Przez całą resztę wieczoru, jedynie młodszy brat Daniela był w świetnym nastroju. Pozostali byli pochmurni tak bardzo, jak niebo tamtego dnia.
W takich też nastrojach wszyscy poszli spać.
~~~
Po obudzeniu się pierwsze co poczułam to słodki zapach ciasta i owoców unoszący się w powietrzu. Oczarowana tą wonią i w lepszym nastroju, wyszłam z sypialni, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta mama Daniela, która właśnie nakładała na stół gofry.
- O, cześć, Claire, kochanie! Czy możesz obudzić chłopaków? Byłabym ci wdzięczna! - Powiedziała radośnie.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam.
Zapukałam do drzwi, by po chwili je otworzyć. Rozbudziłam Daniela i jego starszego brata (młodszy brat już dawno był zabawiany przez siostrę po to, by nie plątał się pod nogami w czasie gotowania), po czym wszyscy usiedliśmy za stół.
- Z jakiej okazji? - Zapytała prosto z mostu Rachel, gdy zajadaliśmy się goframi.
- Poprzedni dzień był... No cóż... Ciężki... Wszyscy byliśmy w złych humorach, więc postanowiłam trochę rozluźnić atmosferę. - Przyznała matka.
- A co teraz będzie? - Zapytał Daniel.
- Nie martw się. Poradzimy sobie. Udało mi się wyprosić u szefa podwyżkę. Ponieważ jestem jednym z najbardziej pracowitych pracowników w jego firmie, nie było to trudne. - Wyjaśnił ojciec.
- A ja na jakiś okres będę musiała zamknąć naszą kwiaciarnię i zacząć pracować gdzie indziej. Już znalazłam dobrą pracę. Za dwie godziny mam rozmowę kwalifikacyjną. - Dodała mama.
- Tak sobie myślę... Znudziło mi się chodzić na te dodatkowe lekcje motoryzacji. Więc może się wypiszę? - Stwierdził Jacob z lekka naginając prawdę, ponieważ on uwielbiał motoryzację i wszyscy to wiedzieli.
Jednak ze względu na chwilowe problemy, rodzice przyjęli propozycję Jacoba, ponieważ mimo wszystko to też był jakiś wydatek.
- Dziękuję. - Odpowiedziała mama tuląc swojego syna.
- Wiecie co? Ta bluzka, którą chciałam jest już nie modna. Zresztą i tak była droga. - Dodała Rachel.
- a ja mogę ci pomóc tato w pracy. - Zaproponował Daniel.
- Z przyjemnością. - Powiedział uśmiechnięty ojciec.
Wszyscy zaoferowali swoją pomoc i właśnie za takie momenty uwielbiałam tę rodzinę. Jak już wcześniej wspomniałam, nie mieli wiele, ale mieli siebie i wiedzieli, że mogą na sobie polegać. Ja też chciałam im jakoś pomóc. Tylko, nie wiedziałam jak. Nie umiem przecież robić wielu ludzkich rzeczy.
- A mamo, co to będzie za praca, w której będziesz pracować? - zapytała zaciekawiona Rachel.
- Kiedyś ukończyłam psychologię, więc mogę spróbować zacząć pracować w zawodzie. Jeśli się nie uda, to po prostu poszukam pracy jako kasjerka. - wyjaśniła mama.
Kojarzyłam ten zawód. Pod paroma względami był podobny do mojego, jednak mimo wszystko to nie było to samo. Zresztą i tak nie miałam dokumentów.
- Mamo, a jeśli cię przyjmą, to nie chciałabyś wziąć ze sobą Claire, żeby zobaczyła jak to jest? - Zapytał Daniel, zaskakując mnie.
Chyba domyślił się, że też chciałabym jakoś pomóc.
- Czemu nie. Oczywiście jeśli chcesz. - Odrzekła.
- Z chęcią. - Odpowiedziałam.
Na szczęście, matka Daniela została przyjęta, co więcej pracodawca nie miał nic przeciwko temu, żebym przyglądała się jej pracy, o ile oczywiście pacjent sobie tego życzy.
Mimo całkowitemu zaufaniu co do mojego przebywania w pracy, szef przyglądał się mnie ukradkiem. Po paru dniach, zaprosił mnie i oznajmił, że dostrzegł mój talent (ponieważ czasem pomagałam matce Daniela w poradach, gdy takie były) i to, jaki wpływ mam na ludzi. Powiedział, że oczywiście, nie może mnie zatrudnić jako psycholog ze względu na brak wykształcenia, ale może mi dać szansę i zatrudnić jako doradca psychologiczny. Zgodziłam się, gdyż w ten sposób mogłam robić to co potrafię, a jednocześnie nie musiałam leczyć czy pomagać osobom z zaburzeniami, czego nie potrafiłam. W ten sposób mogłam wspomóc finansowo rodzinę i stać się bardziej niezależna.
Wszyscy pogratulowali mi na tą nowinę, a ja rozpoczęłam swoją pracę. Pomogłam wielu, jednak nie wszystkim. Czasem ciężko było wyciągnąć od nich istotę problemu lub znaleźć prawdę obiektywną, co niezwykle utrudniało zadanie. Gdy miałam moce, nie miałam takich problemów, od razu widziałam cały obrazek i mogłam go uzyskać gdy tylko chciałam. Jednak teraz nie byłam w stanie i zaczęłam się zastanawiać czy kiedykolwiek będę.
Przez pracę coraz bardziej zaczęłam tęsknić za moimi mocami. A także zrozumiałam pewną rzecz. Najczęściej ludzie przychodzili na umówioną wizytę, jednak zdarzało się, że jakiś pacjent rozwiązał już swój problem i nie odwoływał spotkania, a po prostu nie przychodził. Takie osoby nie zwracały uwagi na to jaki wpływ ma ich decyzja przede wszystkim na mnie, ale też dla innych, których mogłabym przyjąć w tym czasie. Mniej pacjentów, zmarnowany czas, mniejsza pomoc i mniejszy zarobek. Jednak ludzie nie tylko tym mnie olewali. Czasem bywali trudni, zlewając mnie zdaniami typu ,,co ty możesz wiedzieć". I tylko nieliczni dziękowali za pomoc. Właśnie to wszystko dało mi do zrozumienia, że dla innych dalej byłam nikim, a mój dar wcale nie był utrapieniem, a nadawał sens mojego istnienia. Sprawiał, że stawałam się kimś.
Zauważyłam też jeszcze jedno. Od jakiegoś czasu, Daniel stał się bardziej nieobecny i chłodny w stosunku do mnie. Zastanawiałam się nad jego zachowaniem, nie rozumiejąc co go trapi. Przyjaciel zazwyczaj unikał tej rozmowy, zmieniając temat lub po prostu nie dając mi możliwości by go o to zapytać. Cokolwiek by go nie dręczyło, bardzo chciałam mu pomóc, jednak bez mocy, nie mogłam dowiedzieć się co jest przyczyną, dopóki by mi tego nie powiedział, a on zdecydowanie nie zamierzał mi tego mówić. To sprawiało, że czułam się bezsilna. A im dłużej to trwało, tym bardziej bezradna się czułam.
Po paru dniach stwierdziłam, że z mocą czy bez, muszę postarać się coś zrobić. Stwierdziłam, że najlepszym pomysłem jest rozmowa z jego siostrą. Znają się w końcu świetnie i zawsze byli dla siebie wsparciem.
- Mogę wejść? - Zapytałam, a gdy otrzymałam pozwolenie, weszłam do pokoju Rachel.
- Hejka, potrzebujesz czegoś? - Zapytała odrywając wzrok od telefonu.
- Cześć. Chciałam cię zapytać... Nie wiesz może co trapi Daniela? - Zapytałam, jednak ona pokręciła przecząco głową.
- Wybacz, ale nie wiem. Ale nie przejmuj się, na pewno to nic poważnego. Czasem już tak ma - Stwierdziła zbywając problem.
Już miałam zamiar opuścić pokój, gdy Rachel poprosiła mnie, bym jeszcze nie wychodziła. Ja zaciekawiona spojrzałam na nią, a ona poklepała ręką łóżko dając mi do zrozumienia, bym usiadła. Gdy to zrobiłam, zapanowało przez chwilę milczenie, a po siostrze Daniela było widać, że nie wie jak zacząć tę rozmowę. Dlatego nie miałam zamiaru ją poganiać i po prostu czekałam, aż będzie gotowa.
- Kim jesteś Claire? - Spytała prosto z mostu Rachel wprawiając mnie w zdumienie.
Nie wiedziałam jak odpowiedzieć na to pytanie.
- Nie rozumiem. - Odparłam tylko.
- Ja też. To wszystko się nie zgadza. Jak to możliwe, że przy wprowadzaniu się nie miałaś dosłownie żadnych rzeczy, nawet istotnych dokumentów? Twoja historia też jest nielogiczna. Czy rodzice naprawdę zostawiliby cię samą nie zapewniając ci nawet kąt do spania? Pojawiłaś się tak nagle, zachwycają cię dziwne rzeczy, nie umiałaś zrobić nawet kanapki, nie ukończyłaś żadnej szkoły, ale potrafisz rozmawiać z ludźmi. I dlaczego tak bardzo interesujesz się tym jak się czujemy? Pierwsze spotkanie w domu też było dziwne. Wtedy, jak powiedziałaś, że boli ci brzuch, a po tym weszłaś do toalety i przebierałaś się z przemoczonych spodni i nie tylko. Po wizycie w toalecie twoje dolegliwości ustały. To trochę wyglądało, jakbyś nigdy nie załatwiła swoich potrzeb fizjologicznych. - Wypowiedziała się Rachel.
Milczałam. Nie miałam pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji. Rachel była niezła.
- Nie jestem człowiekiem. - Wyksztusiłam w desperacji.
Ona popatrzyła się na mnie jak na wariatkę.
- Znaczy, nie byłam. Bo teraz to chyba jestem. - Powiedziałam jeszcze bardziej to gmatwając i jeszcze bardziej wzbudzając wygląd stukniętej.
Wyjaśniłam jej wszystko. Po skończonej opowieści nastąpiła chwila milczenia, a Rachel wyglądała na nieprzekonaną.
- Ja wiem, że to wydaje się być nie realne i dziwne. Pewnie uważasz mnie za chorą psychicznie. Ale proszę cię, uwierz mi na słowo. Przecież już mnie znasz. Wiesz, że ja nigdy nie wygadywałabym takich niestworzonych historii. - Przypomniałam.
Rachel nie wyglądała na wielce przekonaną i się jej nie dziwiłam. Ale postanowiła mi uwierzyć. Porozmawialiśmy chwilę na ten temat.
- Brakuje ci twoich mocy? - Zapytała w pewnym momencie.
- Trochę. Fajnie jest tutaj z wami, ale tęsknię za moją pracą, świat się pogarsza i mam wrażenie, że to ja jestem winna. Że ja odpowiadam za to wszystko. Przyjemnie było nie martwić się o załatwianie potrzeb, a także wiatr we włosach przy wysokich skokach. Łatwiej było mi się też poruszać nocą... Ale z wami też jest fajnie... - Powiedziałam.
Rachel
Wciąż ciężko mi było uwierzyć w to co mówi, ale widać było jej radość, gdy wspominała o swoich przeżyciach i umiejętnościach. Wydawało się, jakby jej tego brakowało, co było logiczne. W pewnym momencie zapytałam się jej o to, a ona potwierdziła. Jej twarz i ton głosu były pełne emocji i mimo, że na końcu powtórzyła, że fajny jest pobyt u nas, to brzmiało to bez przekonania. Jakby powtarzając to zdanie próbowała sobie wmówić, że jest lepiej, fajnie.
Wtedy usłyszałam jak coś spadło tuż za moimi drzwiami, a gdy spojrzałam w tamtą stronę przez sekundę ujrzałam ludzki cień. Domyśliłam się, że ktoś podsłuchiwał, a ponieważ młodszy brat (Max) nie byłby aż tak cicho i w ogóle by tego nie zrobił, a Jacoba nawet w domu nie było, od razu zrozumiałam, że tą osobą jest Daniel. Stwierdziłam nie robić z tego afery. W końcu Claire mówiła, że jest on wtajemniczony.
~Parę dni później~
Claire
Ten dzień był wyjątkowo pochmurny. Mimo to, Daniel poszedł wyprowadzić młodszego brata na spacer, a ja zgłosiłam się na ochotnika. I tak w chwili obecnej nie miałam nic do roboty, a miałam nadzieję, że pobyt z Danielem sprawi, że dowiem się o co chodzi. Od czasu naszej rozmowy, zaraz po pojawieniu się dodatkowego problemu, zaczął trzymać do mnie dystans, jednak od momentu wtajemniczenia Rachel, miałam wrażenie, że jeszcze bardziej się oddalił. I nie miałam pojęcia dlaczego.
Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu, a jedyną rozpromienioną osobą był Max. Miałam nadzieję, że Daniel przerwie w jakiś sposób ciszę, jednak on tego nie zrobił.
Gdy doszliśmy na plac zabaw, Max od razu pobiegł się bawić, a my przysiedliśmy na ławce go obserwując.
- Czy wszystko w porządku? - Zapytałam przerywając ciszę.
- Tak. - Odpowiedział tonem, który sugerował, że według niego temat jest zakończony i nie warto zadawać kolejnych pytań, bo odpowiedź będzie podobna.
Postanowiłam się jednak nie poddawać i wyjaśniłam mu swoje spostrzeżenia dotyczące oddalenia się ode mnie, jednak on niczego więcej poza ,,jest okej" nie powiedział.
Odruchowo popatrzyłam się na jego twarz, jednak on zwrócony był w stronę bawiącego się w oddali Maxa.
Czując już powoli desperację, zamknęłam oczy i skupiłam się na Danielu, starając się przywołać moją moc by odczuć jego emocje i zobaczyć wspomnienia, jednak nic się nie wydarzyło. Niczego nie czułam i było mi z tego powodu przykro.
Może gdybym spojrzała w jego oczy i się skupiła, to udałoby mi się zobaczyć? W ten sposób zawsze najprościej było mi zajrzeć w czyjąś duszę. Jednak nic nie wskazywało na to, by Daniel popatrzył się na mnie, a poza tym wątpiłam, że to zadziała.
Odwróciłam głowę w dół i wymknęło mi się westchnięcie. Wtedy Daniel popatrzył się w moją stronę, ale ja nie miałam odwagi odwzajemnić spojrzenia. Ostatecznie to zrobiłam, ponieważ chęć dowiedzenia się co go trapi, wygrała z niezręcznością.
Jednak przez te krótką chwilę, gdy nasze spojrzenia się spotkały, niczego nie ujrzałam.
Wtedy na placu zabaw rozległa się kłótnia. Jakieś dzieciaki zajęły domek ze zjeżdżalnią nie wpuszczając do niego inne dzieci, a nawet je wypychając. Część młodszych zaczęło nawet płakać, jednak zdecydowana większość się oburzała lub próbowała wejść. Ponieważ na tym placu zabaw nie było wiele obiektów, tylko niewielka część dzieci przeszła przez to obojętnie. Zdecydowałam, że muszę coś z tym zrobić i od razu wstałam podchodząc do zbiorowiska.
Próbowałam ich przekonać, by przestali się tak zachowywać, jednak oni byli głusi na moje prośby i wypowiedzi. Wiedziałam jak można ich przekonać, jednak w tym wypadku naprawdę brakowało mi moich umiejętności. To oczywiste, że raczej nie posłuchają jakiejś obcej starszej kobiety, a będąc w tym ciele nie mogłam zrobić wielu rzeczy, które byłabym w stanie, gdybym przybrała formę chłopaka w ich wieku. Wtedy użyłabym psychologicznego triku i zaciekawiłabym czymś innym. Będąc dorosła, nie mogłam niczego takiego wykonać.
Odeszłam zawiedziona i przysiadłam na ławce obok Daniela. Dzieci w oddali nadal się kłóciły o miejsca.
- Może pójdziemy gdzieś indziej? Max uwielbia tę zjeżdżalnię, a raczej się nią nie pobawi. - Zaproponował Daniel, a ja westchnęłam z rozdrażnienia.
Próbowałam zmienić wygląd, ale oczywiście i tego nie potrafiłam wykonać.
- Wszystko dobrze? - Spytał Daniel.
- Gdybym miała moce mogłabym przybrać postać dziecka i ich przekonać. Na pewno rozwiązałabym ten problem. - Wyksztusiłam.
On posmutniał.
- Nic nie szkodzi. To tylko afera paru dzieci. Znudzi im się i sobie pójdą, a wtedy reszta znów będzie mogła korzystać. - Uspokoił.
- Może... Ale dopóki nie pójdą, wszystkie te dzieci będą nieszczęśliwe i nic nie mogę z tym zrobić. A kiedyś mogłam. Z mocami taka sytuacja jest niezwykle prosta. - Skomentowałam.
Zapanowała chwila milczenia, którą przerwał Daniel wołając Maxa. Poszliśmy sobie stamtąd i pospacerowaliśmy sobie chwilkę, kupiliśmy jakiegoś batonika Maxowi i zaczęliśmy wracać do domu.
- Ja muszę coś załatwić. - Powiedział nagle Daniel prosząc mnie byśmy wracali do niego.
Zgodziłam się, jednak mój instynkt podpowiadał mi jakby miało się wydarzyć coś niedobrego.
Wróciliśmy do domu, jednak moje przeczucie nadal mnie ostrzegało. Nie mogąc już dłużej tego znieść i mając nadzieję, że mi się wydaje, wyszłam z domu i zaczęłam szukać Daniela.
Na moje nieszczęście akurat się rozpadało i zaczęło grzmić. W pewnym momencie moje zmysły się wyostrzyły, a nogi same mnie poniosły na jakiś dach budynku. Nie wiedziałam, czemu akurat tam, ale czułam, że on jest tutaj. Nie myliłam się. Zaraz po wejściu na dach zobaczyłam Daniela stojącego przerażająco blisko krawędzi.
- Daniel? - Odezwałam się nie wiedząc jak się zachować.
On odwrócił się do mnie, będąc cały zapłakany.
Wtedy to co gdzieś w głębi podejrzewałam zrobiło się oczywiste. Zrozumiałam co on chce zrobić i od razu ogarnęło mnie przerażenie.
Ostrożnie zrobiłam kilka kroków w jego stronę, jednak on kazał mi stanąć.
- Daniel... Oddal się od tej krawędzi, bo spadniesz...- Powiedziałam jedynie.
Uśmiechnął się pełen goryczy.
- I co z tego? To wszystko przeze mnie. To ja jestem problemem. Nie chcę już nikomu więcej sprawiać kłopotów... - Odrzekł.
- Jakich problemów? - Zapytałam nic nie rozumiejąc.
- A jak myślisz? To co się teraz dzieje jest przeze mnie. To ja wtrąciłem się do twojego życia i właśnie przez to straciłaś moce. Jakbym tego nie zrobił, nie byłoby wielu problemów, a ty byłabyś szczęśliwa. Moja rodzina, te dzieci i wszyscy inni też by byli... - Odparł.
- Skąd wiesz czy byłabym szczęśliwa? - Zapytałam.
- Bo widzę jak jest ci ciężko bez mocy. Jak ci tego wszystkiego brakuje. Widać to po tobie. Zresztą słyszałem twoją rozmowę z Rachel. Przyznałaś wprost, że za tym tęsknisz. - Stwierdził.
- To czy tęsknię czy nie, nie ma żadnego znaczenia. To nie jest twoja wina, że nie mam mocy. Ja sama jestem temu winna. Moim zadaniem było by ludzie doceniali to co mają i pomagać im w różnych problemach, jednak ja sama przestałam to robić. Jak mogłam sprawić by ktoś się cieszył z tego co ma, skoro ja sama nie doceniałam mojej roli i mocy? Dopiero teraz zaczęłam to rozumieć, a to dzięki tobie. Ty otworzyłeś mi oczy, pomogłeś mi zrozumieć jak się ma ta druga strona. Mogłam nareszcie doświadczyć tego, jak to wygląda z perspektywy ludzi. Potrzebowałam tego... Dziękuję. - Wyjaśniłam, a on się lekko uśmiechnął.
Niebo zaczęło się rozjaśniać i po chwili świeciło piękne słońce. Daniel zszedł z krawędzi, jednak wtedy z powodu mokrej powierzchni, poślizgnął się i upadł w ostatniej chwili łapiąc się wierzchu budynku.
Czym prędzej podbiegłam do Daniela będąc tak samo przerażona jak on, jednak nie zdążyłam go złapać. Jego palce nie dały rady utrzymać ciężaru, a do tego dochodziła jeszcze mokra powierzchnia. Daniel zaczął spadać. Nie wiele myśląc skoczyłam za nim i złapałam go w locie.
Wylądowałam na ziemi.
- Jesteś cały? - Zapytałam zmartwiona.
- Tak. - Udało mu się jedynie wykrztusić, wciąż jeszcze będąc przerażonym.
Gdy się uspokoiliśmy, Daniel się ponownie odezwał.
- Skoczyłaś z jakichś dziesięciu metrów i normalnie wylądowałaś. - Zauważył.
Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na ten fakt. Wcześniej byłam zbyt przerażona by to zauważyć. Odstawiłam go zaskoczona i spojrzałam się w jego piwne oczy. Wtedy od razu poczułam jego zmęczenie, lekkie jeszcze przerażenie i ulgę, a do mojej głowy zaczęły napływać jego wspomnienia.
- Wróciły! Moje moce wróciły! - Wyksztusiłam będąc jeszcze w szoku, ale jednocześnie i szczęśliwa.
On jedynie się uśmiechnął, jednak po chwili spoważniał.
- Przepraszam. Nie chciałem cię martwić ani straszyć. Już sam nie wiem czemu chciałem to zrobić... To było głupie. - Powiedział.
Przytuliłam go, czym go zaskoczyłam.
- Już dobrze. Nie musimy do tego wracać, jeśli nie będziesz chciał. - Powiedziałam uspokajająco.
~~~
- Moja mama już wróciła i wynajęła dom. Dziękuję, że pozwoliliście mi z wami zostać. Jestem niezwykle wdzięczna. - Skłamałam rodzince Daniela.
- To my dziękujemy. Byłaś dobrą współlokatorką. - Odpowiedziała Rachel.
Spakowałam część moich rzeczy i już miałam opuścić dom, gdy matka Daniela mnie powstrzymała.
- Masz. Weź to na drogę. - Powiedziała wręczając mi pojemnik z babeczkami i słoik z zupą krem - Brokułową.
Podziękowałam jej.
- Odwiedzaj nas czasem. Nasze progi będą zawsze otwarte dla ciebie. - Powiedziała na odchodnym.
- Z przyjemnością. - Odpowiedziałam po czym przytuliłam wszystkich i odeszłam. Potem zrobiłam się niewidoczna i wskoczyłam na mój ulubiony klif, by podziwiać miasto i ich mieszkańców. Jednak tym razem widziałam ich w innym świetle. Stali się dla mnie bliżsi.
______________________
Koniec!
Słów: 7495
W zasadzie nie do końca koniec, bo jeszcze dzisiaj wleci mały dodatek ^^
Podobało się? Jeśli tak, to wiecie co robić 😉⭐
Naprawdę się starałam i czytałam to chyba z pięć razy, by nie było błędów i tak dalej. Jednak nie jestem maszyną, więc na pewno jakiś błąd mogłam popełnić. Jeśli znajdziecie jakiś błąd, możecie śmiało mnie poprawić. Nie gryzę 😉
Komentujcie, chętnie poczytam ^^
Do zobaczenia za chwilę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top