Rozdział 31




  - Posłuchaj skarbie, jego nie da się zabić. Aiden jest nieśmiertelny. - Uspokajała mnie Mia, kiedy prawie dusiłam się od płaczu, szybko pakując swoje jak i Aidena rzeczy do torby. Rzucałam wszystko niedbale, bo łzy zamazywały mi obraz.
- On wyglądał na martwego, on tak po prostu wpadł, złamał mu kark i go zabrał!- Krzyknęłam sfrustrowana, zła i bezradna.
- Pamiętasz, jak wyglądał? - Słyszałam jakieś szmery w tle, więc pewnie się przemieszcza.
- Oczywiście, że tak. Zaczepił mnie wcześniej na stacji benzynowej, czemu wtedy nie zaatakował?- Potknęłam się o moją torebkę, która teraz leżała rzucona na środku pokoju. Złapałam równowagę i położyłam ją na łóżku.
- Musimy go znaleźć. - Powiedziałam zdeterminowana i nawet nie chciałam słyszeć odmowy. Poszłam do łazienki i zabrałam stamtąd nasze kosmetyki. Byliśmy tu niecały dzień, no nieźle. Chociaż dowiedziałam się mniej więcej tego, co chciałam, ale i tak mam jeszcze dużo pytań do moich rodziców, a w szczególności do mamy.
- Znajdziemy go, P. Nie martw się. Z Panem Piekła się nie zadziera. - Powiedziała pewnie Mia, choć słyszałam, że jest zmartwiona, ale nie chce mi tego pokazać.
- Dobra Mia, za dwie godziny będę i wtedy wszystko załatwimy. - Powiedziałam, kiedy zapinałam torbę, a łzy dalej ciekły mi strumieniami.
- Uważaj na siebie i jedź spokojnie. - Rozłączyłam się i jeszcze przez chwilę kucałam z telefonem w ręku i patrzyłam się w ziemie. Kim był ten chłopak i czemu to zrobił?
- Peachy? - Usłyszałam otwierające się drzwi i szybko otarłam łzy. Wstałam i odwróciłam się.
W drzwiach stali mama i tata i patrzyli się na mnie i na moje spakowane rzeczy.
- Gdzie Aiden? - Spytała mama i rozglądnęła się dookoła, a ja w tej chwili rozpłakałam się na dobre i podbiegłam szybko do nich, przytulając się mocno do taty. On objął mnie i pogłaskał po głowie.
- Skrzywdził cię? - Spytała mama, a ja poczułam, jak tata się napina. Pokręciłam głową i trochę się odsunęłam.
- Zabrał go!- krzyknęłam zrozpaczona. A mama spojrzała na mnie, a później na tate ze zmarszczonymi brwiami.
- Kto go zabrał skarbie? - Mama położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nie wiem, kto to był. Nagle pojawił się znikąd i skręcił mu kark, a chwilę potem już ich nie było.- Próbowałam się uspokoić, by móc myśleć racjonalnie.
Mama nie wiedziała co powiedzieć, a tata znów mnie do siebie przyciągnął. Odsunęłam się od niego po chwili i spojrzałam na nich.
- Muszę wracać. Strasznie was przepraszam. - Złapałam ich za dłonie.
- Wiem, że nie jestem najlepszą córką i rzadko was odwiedzam, ale obiecuje, że to się zmieni. Kocham was.
- Jesteś najlepszą córką na świecie, Pe. I my również cię kochamy. Informuj nas na bieżąco, a ja postaram się pomóc. Niektórzy z góry mają u mnie parę długów. Może nareszcie się do czegoś przydadzą, zamiast świecić majestatem. - Powiedziała mama i ucałowała mnie w policzek. Odsunęłam się od nich i pognałam po nasze rzeczy, które po chwili odebrał ode mnie tata. Wzięłam jeszcze kluczyki i telefon i razem z rodzicami zbiegłam o schodach do drzwi wyjściowych. Impreza w ogrodzie trwała w najlepsze.
- Peachy? Coś się stało? - Stanęłam i zobaczyłam Shayline. Stała i patrzyła na mnie zdziwiona. Musiało to dziwnie wyglądać. Mój tata z moimi rzeczami, a ja cała zapłakana.
- Muszę natychmiast wyjechać, Shay . Przepraszam, że nie spędziłyśmy ze sobą czasu. Zadzwonię niedługo i co ty na to, żebyś do mnie przyjechała? - Mówiłam szybko i podeszłam ją krótko wyściskać.
- Pewnie, ale coś się stało? Gdzie Aiden? - Rozglądnęła się. Odgarnęłam włosy z twarzy.
- Musimy coś załatwić, a Aiden już pojechał. - Skłamałam bez mrugnięcia okiem. Przecież ja nie potrafię kłamać. Mam nadzieję, że to kupiła, chociaż i tak patrzyła na mnie podejrzliwie, ale skinęła głową i mocno przytuliła. Chwilę później pakowałam z rodzicami moje rzeczy do samochodu i otwierałam drzwi od strony kierowcy.
- A może tata cię zawiezie, a później wróci pociągiem? - Zapytała mama, a ja pokręciłam głową.
- Nie trzeba, dam radę. - Przytuliłam się do nich.
- Kochamy Cię, Peachy. Uważaj na siebie i jedź ostrożnie. Pamiętaj, żeby zadzwonić. Spróbuje jak najszybciej skontaktować się z aniołami. - Powiedziała mama, a tata jeszcze pocałował mnie w czoło. Skinęłam głową i wsiadłam do auta. Odjechałam spod domu, machając im krótko. Stali koło siebie, obejmując się i patrząc na odjeżdżające auto. Łzy znowu naleciały mi do oczu, ale szybko zamrugałam, by je odgonić. Nie chcę spowodować wypadku.


Pędziłam autem Aidena najszybciej jak się da, stanową autostradą. Jechałam całą drogę z rodzinnego miasta w ciszy. Wszędzie unosił się zapach Aidena. Wdychałam go, bo mnie uspokajał. Zostało mi jakieś 20 minut jazdy, a ja nie mogłam wyrzucić z siebie tego okropnego obrazu. Całą drogę przed oczami miałam Aidena ze złamanym karkiem. Bezwładnego i bezbronnego. Zbliżałam się do miasta, co chwilę wycierając łzy z policzków, które same leciały, kiedy poczułam ostry ból. Aż jęknęłam. No nie. Nie teraz, proszę. Poczułam uderzenie w dach, a całym autem aż zatrzęsło. Jechałam jakieś 120 kilometrów na godzinę. Ramie niemiłosiernie mnie bolało, a ja słyszałam, jak coś drapie w dach. Przecież przy takiej prędkości nic nie powinno się utrzymać. Ręce zaczęły mi się trząść. Głupie demony. Głupia moc anioła. Nie dostaną tego swojego najsilniejszego demona. Chyba że po moim trupie. Dosłownie. Była jakaś trzecia w nocy, więc drogi były puste, kiedy wjeżdżałam do miasta.
Wzięłam szybko telefon i patrząc na drogę, wybrałam numer do Mii i dałam na głośnomówiący. Rzuciłam telefon na siedzenie obok, a kiedy zobaczyłam obrzydliwą dłoń, na bocznej szybie szybko skręciłam. Demonem zatrzęsło, ale nie spadł. Przeklęłam pod nosem i po chwili usłyszałam glos Mii, który rozszedł się po samochodzie.
- Już dojechałaś?- Zapytała zniecierpliwiona.
- Prawie. Mam problem. Potrzebuję pomocy. - Mówiłam szybko, spanikowana.
- Problem? Co się stało?- Była zdziwiona i zmartwiona.
- Demon.- Powiedziałam, kiedy wielka dłoń uderzyła w blachę i samochodem zatrzęsło. Chyba będzie wgniecenie.
- Gdzie jesteś?- Usłyszałam, jak do kogos mówi.
- Niedaleko mojego mieszkania. Jadę w waszą stronę. - Po chwili Mia się rozłączyła, a ja już nie mogłam wytrzymać bólu w przedramieniu. Nagle zobaczyłam obrzydliwą twarz w przedniej szybie i aż pisnęłam. Gwałtownie zahamowałam, tak, że demon się tego nie spodziewał i sturlał się z ogromną siłą na asfalt. Stanął przed samochodem i widziałam jego czerwono-czarne oczy, które aż z daleka biły złem. Był inny niż poprzednie. Miał wielkie łapy, z których wystawały pazury, a jego twarz jakby gniła i rozpadała się. Obrzydliwy widok. Zawsze mnie mdli, kiedy jestem w ich pobliżu. Nie tracąc rezonu nacisnęłam pedał do końca i z piskiem opon pojechałam prosto w demona, który uderzył w maskę. W lusterku widziałam, że spadł na ziemie i już się zaczynał podnosić, kiedy wielkie skrzydła wylądowały koło niego, a za nimi druga para. Byli to Max i Mia. Dzięki Bogu. Po chwili Max wyjął miecz zza pasa i przebił nim klatkę piersiową demona, po którym został tylko proch i trochę dymu. Spojrzałam przed siebie i odetchnęłam z ulgą, rozluźniając się.


___

Tak poza tym w końcu zaczyna się jakaś akcja hahaahha, ale myślę, że niedługo skończyć trzeba to opowiadanie. Jeśli będzie pomysł co do drugiej części to się zastanowię.  A tak to myślałam, żeby zacząć nowe opowiadanie;) buźka. Spadamy w rankingu cały czas, tak samo z wyświetleniami :( Aż się odechciewa pisać; (((((((

xdosiaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top