Rozdział 27
- Nie ma taty? - ledwo przeszło mi to przez gardło. Zapytałam, kiedy wchodziliśmy do mojego rodzinnego domu. Na parterze był wielki salon, kuchnia i gabinet taty, a na piętrze znajdowały się trzy sypialnie. Wnętrze było urządzone w skandynawskim stylu, dużo bieli i chłodnych kolorów, ale mimo to było bardzo przytulnie i przyjemnie. Mój wielki pies właśnie napastował Aidena i wyglądał, jakby miał się posikać z podekscytowania. Czemu wszystkie zwierzęta go lubią. Nie ma rogów ani ogona, więc się do nich nie zalicza.
- Tata wróci wieczorem, skarbie. Ma dzisiaj parę ważnych spotkań.- Skinęłam głową.
- Jeszcze raz bardzo miło mi Cię poznać, Aiden.- Mama ciepło się do niego uśmiechnęła, na co odpowiedział jej tym samym.
- Mi panią również, pani Richardson. - Posłał jej czarujący uśmiech, na co ona zachichotała jak pieprzona nastolatka. Przewróciłam oczami.
- Mów mi Pearl.- Uśmiechnęła się do niego i spojrzała na mnie. - Chodźcie, usiądziemy i napijemy się kawy. - Poszliśmy do salonu, a mama skierowała się do kuchni.
- Pomóc Ci mamo? - Krzyknęłam w jej stronę, na co odpowiedziała mi, żebym siedziała i że nie potrzebuje żadnej pomocy. Westchnęłam i spojrzałam na Aidena, który siedział koło mnie.
- Kiedy mam się jej zapytać? - Szukałam ratunku w jego oczach, na co objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie, tak, że się w niego wtulałam.
- Zapytać o co, skarbie? - Mama wparowała do pokoju z trzema kubkami w dłoniach i ciasteczkami w porcelanowej, złotej miseczce. Postawiła wszystko na stole i spojrzała na mnie wyczekująco. Kiedy jej nie odpowiedziałam, zrobiła zatroskaną minę i zaczęła do mnie podchodzić, ale ja zerwałam się i stanęłam prosto przed nią. Była ode mnie o pół głowy wyższa, a to dlatego, że nie należę do najwyższych. Mogłabym stwierdzić, że raczej do tych karzełkowatych.
- Wiem wszystko. - Wypaliłam jak z procy, a ona wyprostowała się i zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem skarbie, co wiesz? - Chciała położyć mi rękę na ramieniu, ale szybko się odsunęłam i złapałam za nie. Moja blizna.
- Raphael. - Powiedziałam jedno słowo, a mama zamarła z ręką w górze i zrobiła się cała blada jak ściana.
Mama siedziała na fotelu z twarzą schowaną w dłoniach i nie odzywała sie od dobrych paru minut. Aiden pił kawę, a ja chodziłam po pokoju, jakby ktoś przypalał mi tyłek zapalniczką.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - Stanęłam i spojrzałam na nią. Podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Nie mogłam odczytać jej emocji.
- Widziałaś się z nim? - Nie odpowiedziała na moje pytanie. A ja pokręciłam głową zdziwiona. Ona prychnęła z kpiną.
- Jasne, że nie. Nie pokwapił się tutaj tyle lat, to teraz też nie zejdzie. - Powiedziała pod nosem. Spojrzałam na Aidena, a on pokręcił głową, ze nie wie o co chodzi. Nagle spojrzała na niego. - Pan piekieł, co? - Aiden uniósł brwi, a ja popatrzyłam zdziwiona.
- Skąd wiesz? - Spytałam się. Już nic nie rozumiałam. Dalej nic mi nie wytłumaczyła, a mam jeszcze większy mętlik niż wcześniej.
- Od razu poczułam od niego siarkę i zło- powiedziała, patrząc na mnie.
- Co?
- Twoja matka też jest półaniołem. - Powiedział nagle Aiden, patrząc się na nią.
- Co? - Zapytałam, jakby zacięła mi się płyta. Ale mama nic nie mówiła i patrzyła się na mnie.
Odwróciłam się do Aidena.
- Mówiłeś, że ja jestem jedynym półaniołem, który przeżył.
- Jedyny, o którym wiemy, skarbie. - Spojrzałam się na matkę. Moja matka półaniołem?
- Wytłumaczysz się, czy dalej będziesz tak głupio milczeć? - Naskoczyłam na nią, bo już nie mogłam wytrzymać tej niewiedzy. Mama skarciła mnie wzrokiem, a ja cicho przeprosiłam, bo przecież to nadal moja mama. Kobieta głęboko westchnęła i spojrzała na nas.
- Tak, Aiden miał racje, skarbie. Jestem półaniołem, a może raczej byłam? Już sama nie wiem, czy dalej mogę się tak nazywać. Półanioły służą niebu, a ja się im sprzeciwiłam. Rada miała podejrzenia, że jestem półaniołem i wysłali na ziemie Rafaela- zagryzła lekko dolną wargę i zaraz dalej zaczęła mówić. Słuchaliśmy jej z Aidenem w skupieniu.- Miał sprawdzić, czy to prawda, ale stało się to, co się stało. Zakochaliśmy się w sobie. Przynajmniej ja, bo, cóż nie trudno zakochać się w aniele, prawda? - Spojrzała na nas, a ja się lekko zarumieniłam. Aiden był upadłym, ale dalej w jakimś stopniu aniołem. - Został ze mną na ziemi sześć miesięcy, aż Pan zaczął coś podejrzewać. Wtedy okazało się, że zaszłam w ciążę. To niepojęte, bo rzadko się to zdarza. To był najgorszy moment w moim życiu, bo musiałam z tym wszystkim zostać sama. Ciąża u aniołów jest bardzo trudna do przeżycia, a ja miałam jeszcze gorzej, bo nie byłam nim całkowicie.
- Kim jest rada? - Ułożyłam sobie pytanie w głowie, ale było ich za dużo.
- To najwyżej postawieni aniołowie i kilka z rangą niżej. - Odpowiedział spokojnie Aiden.
- Nic o tym nie wiedziałeś? - Zapytałam go, a on zaprzeczył ruchem głowy.
- Od dawna byłem już na ziemi, Peachy. - Skinęłam głową i znowu skierowałam ją w stronę mamy.
- Kiedy widziałaś go po raz ostatni? - Wiedziała, że mówię o Rafaelu. Mama bawiła się palcami i patrzyła się na mnie.
- Był przy po porodzie. Pobłogosławił Cię. - To była chyba wizja Mii. - Później już go nie widziałam. - Wyglądała na załamaną. To musiało być okropne, że osoba, którą kochasz musi cię opuścić, a w drodze jest wasze dziecko. Zrobiło mi się jej żal.
- Skoro mam więcej z anioła, niż z człowieka to nie powinnam być aniołem? - Spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Żeby być aniołem, musisz mieć nieskalaną, czystą krew. - Aiden wziął ciastko z tacki i napił się kawy. Ja miałam tak ściśnięty żołądek, że chyba nic nie przełknę przez kolejny tydzień.
- Mam tak dużo pytań, mamo - Przybliżyłam się do niej, a ona złapała mnie za dłonie i spojrzała na mnie zdesperowana.
- Pytaj, o co chcesz, skarbie. Postaram się odpowiedzieć na każde pytanie. Tak bardzo Cię przepraszam, że to przed tobą ukrywałam. Chciałam Cię chronić. - Pogłaskała moją dłoń.
- Przed czym?- To nie był nikt z nas. Odwróciłam się i wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mojego ojca, który stał w wejściu do pokoju, w idealnie skrojonym garniturze i brązowej, skórzanej aktówce. Patrzył na nas podejrzliwie, chcąc dowiedzieć się, o czym mówimy.
_____
Myślę, że rozdziały teraz będą krótsze, ale częstsze. Nie mam pojęcia kiedy będzie maraton, bo do tego trzeba sie zabrać i dać całą siebie, a ja jakoś ostatnio nie mam ochoty na nic. Pisałam ten rozdział pare dni, bo nie wiedziałam jak mam to wszystko wytłumaczyć. Na razie ogólnikowo wyjaśnione, ale później bardziej szczegółowo. buziaki
xdosiaa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top