Rozdział 25
Patrzyłam wyczekująco na Gabe'a, ale on nawet nie drgnął i przyglądał się nieprzytomnemu Mike'owi. Chce go wybudzić telepatycznie, czy co?
- Gabe? - Otarłam łzy i spojrzałam na niego, a on przeniósł wzrok na mnie i uniósł brwi.
- Nie pomogę mu Peachy. - Oznajmił po chwili, widziałam, że się zastanawiał. Nie mogłam na niego patrzeć, bo blask od jego skrzydeł raził mnie po oczach, przez co musiałam je mrużyć.
- Co? Ale jak to? Przed chwilą powiedziałeś... - Byłam zdezorientowana, zła i bezsilna.
- Ja mu nie pomogę, nie dostałem pozwolenia. Ty to zrobisz. - Wstałam z prędkością światła, czym musiałam go zdziwić, bo cofnął się o krok i podeszłam bliżej.
- O czym ty mówisz? Dostałeś za mocno w głowę ostatnim razem? - Robiłam się już nieprzyjemna. Byłam strasznie śpiąca i tęskniłam za Mike'm. Coż, za przytomnym Mike'm.
On pokręcił głową i ruszył do szpitalnego łóżka, gdzie leżał mój nieprzytomny przyjaciel. Patrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami, a on się odwrócił.
- Możesz mu pomóc, Peachy. Pytanie, czy chcesz? - Spojrzał na mnie.
- Co za głupie pytanie, oczywiście, że chce. - Podeszłam bliżej i złapałam Mike'a za bezwładną dłoń.
- Musisz się skupić. Rozluźnić i pomyśleć o tym, jak bardzo chcesz mu pomóc.
- Potrafię mu pomóc? - Zapytałam cicho.
- Jesteś córką anioła, jednego z najpotężniejszych. Potrafisz wiele rzeczy. - Skinęłam głową i wzięłam głęboki wdech. Zamknęłam oczy i ściskałam dłoń Mike'a. Nie wybaczę sobie, jeśli się nie wybudzi. Musi być tu ze mną, z nami. Ma przecież rodzinę, przyjaciół, dziewczynę. Nie może odejść. Nie pozwolę mu na to. Poczułam iskierki przechodzące przez całe moje ciało. To było nieziemskie uczucie. Czułam się tak lekko. Inaczej. Nagle poczułam uścisk na dłoni. To Mike! Otworzyłam oczy i od razu naleciały mi do nich łzy. Udało się. Puściłam jego dłoń i cudowne uczucie iskierek zniknęło. Poczułam lekki zawrót głowy, ale przytrzymałam się metalowej ramy łóżka.
- Jak ja to...- Odwróciłam się do Gabe'a, ale go nie zobaczyłam. Zniknął. Oddychałam jakbym przebiegła maraton. Boże, to było niesamowite.
- Peachy? - Usłyszałam cichy jęk i szybko się odwróciłam.
- Mike! - Jęknęłam z ulgą i podeszłam bliżej. Złapałam go za zdrową rękę i ją do siebie przytuliłam.
- Co się stało? - wymamrotał. - Dlaczego płaczesz? - zapytał po chwili. Uśmiechnęłam się przez łzy. - To ze szczęścia. Cmoknęłam go w poranioną kostkę u ręki. - Nie ruszaj się, zawołam lekarza. - Biegiem wyleciałam z sali, szukając lekarza Mike'a.
- Swędzi mnie. - Zagryzł dolną wargę i próbował włożyć palca pod gips, za co dostał reprymendę od Hannah.
- Nie ruszaj! - Rzuciła się do niego, jakby popełnił przestępstwo i odsunęła jego zdrową dłoń, patrząc na niego z reprymendą. On tylko westchnął i usiadł z powrotem.
Wszyscy siedzieli dookoła szpitalnego łóżka na plastikowych, najniewygodniejszych krzesłach świata zabranych z sali obok. Brakowało tylko Mii i Maxa, którzy pojechali do domu Aidena, który w sumie był teraz ich tymczasowym domem, bo dziewczyna przysypiała już na stojąco. Siedziałam oparta łokciami o oparcie krzesła i patrzyłam się na Mike'a bez przerwy. Dziękowałam Bogu, że się obudził i wszystko w porządku. A moze powinnam dziękować komuś innemu? Mike poleży tu jeszcze parę dni, ale Han obiecała, że nie odpuści go na krok i będzie nad nim czuwać, razem z Lynn, kiedy nas nie będzie. No tak, zaraz wyjeżdżamy z Aidenem do moich rodziców. Chociaż, czy to dalej są moi rodzice?
- Przerażasz mnie, P- Spojrzałam mu w oczy i się uśmiechnęłam.
- Po prostu cieszę się, że wszystko już w porządku.- Powiedziałam cicho.
- Jasne, że w porządku. Myślisz, że zostawiłbym cię? Kto wtedy by uprzykrzał ci życie?-
zaśmiałam się cicho.
- Jestem głodna. - Powiedziała nagle Lynn, a ja popatrzyłam na nią kpiąco. Jeszcze nikomu nie powiedziała, że jest w ciąży. Wiemy tylko ja i Aiden.
- Pójdziesz z Lynn do kafejki, a ja pożegnam się z Mikiem? - Spojrzałam na Aidena, siedzącego obok mnie.
- Oczywiście, aniele. - Wstał, cmoknął mnie czule w głowę, pożegnał się z Han i Mike'm, życząc mu zdrowia i ruszył, przepuszczając Lynn w drzwiach.
- Nie chcę cię tu zostawiać-Popatrzyłam na Mike'a smutna.
- Nawet nie probuj. Pojedziesz ze swoim chłopakiem do swojej rodziny i będziesz się świetnie bawić. Potrzebujesz się rozluźnić, widzę, że od jakiegoś czasu masz dużo na głowie. - Złapał mnie za dłoń i ścisnął ją. Nie jedziemy tam w celu rozluźnienia, ale oni o tym nie wiedzą. Jedziemy, by się czegoś dowiedzieć. Nie Lubie okłamywać moich przyjaciół, ale czasem niewiedza jest dla nich najlepsza. Nie chcę ich w to mieszać. Już wystarczy, że w pewnym stopniu wmieszałam w to Lynn.
- A poza tym, masz mi nagrać jak twój ojciec rzuca w Aidena nożami!- Ta, mój ojciec nie toleruje mężczyzn kręcących się wokół jego córeczki, mimo że już od dawna jestem dorosła. I, cóż, ma też kolekcje noży myśliwskich. Tak, to będzie super wypad.
- Masz na siebie uważać, rozumiesz? - spojrzałam na niego z powagą, a on rozczulony i rozbawiony pokiwał głową i wystawił do mnie ręce. Wstałam szybko i delikatnie wpadłam mu w ramiona, żeby nie zrobić mu większej krzywdy. Schowałam twarz w jego szyi i westchnęłam cicho. Po chwili odsunęłam się od niego i odwzajemniłam uśmiech.
- Kocham Cię, Mike'y. - Też cię kocham, P. - Też was kocham-zaśmiała się Han, a my razem z nią. Przytuliłam się do niej.
- Nie martw się, P. Będzie miał najlepszą opiekę na świecie. - Uśmiechnęła się i spojrzałyśmy na niego.
- Wiem o tym.
Po jeszcze dziesięciu minutach pożegnań i obietnic Mike'a, że będzie na siebie uważać, wyszłam z jego sali i skierowałam się na dół, gdzie przebywała Lynn i Aiden. Weszłam do kafeterii i od razu ich dostrzegłam. Moja przyjaciółka pochłaniała właśnie wielki kawałek ciasta z bitą śmietaną, a Aid pił czarną kawę. Podeszłam do nich i z westchnieniem usiadłam na wolnym krześle.
- Pożegnałaś się już? - Spytał Aiden, a ja skinęłam głową.
- Nie chce was zostawiać-spojrzałam na Lynn. - Jedziecie tylko na parę dni, P. Nic się nie stanie. Poza tym są jeszcze Max i Mia. Nie zamartwiaj się, tylko ciesz wyjazdem.- Powiedziała Lynn z pełną buzią. Pokręciłam głową.
- Co zrobisz z Jay'em. I Liamem.- Zapytałam, a ona zamarła z widelczykiem w powietrzu.
- Zasługują na prawdę, Lynn. - Powiedział Aiden, a ja skinęłam głową. Dziewczyna westchnęła przeciągle i odłożyła widelczyk.
- Wiem, że zasługują. Po prostu muszę to jeszcze wszystko przemyśleć. - powiedziała po chwili.
- Dobrze, ale pamiętaj, żeby się nie stresować i dbać o siebie. Nie jesteś teraz sama Lynn. - pouczyłam ją.
- Tak, mamo-zachichotała razem z Aidenem, a ja spiorunowałam ich wzrokiem.
- Więc jesteś jakimś aniołem, czy coś? - spytała się Aidena, a ja się uśmiechnęłam. Chyba przyjęła to lepiej niż ja. Jak ja zobaczyłam go w sumie drugi raz, bo za pierwszym razem byłam dzieckiem, to zaczęłam wariować. Ona przyjęła to, jak na siebie, w miarę spokojnie.
- Upadłym aniołem, dla ścisłości.- oznajmił spokojnie.
- Ale czad. Kiedy wrócicie, macie mi wszystko opowiedzieć!- skinęliśmy głowami. Wiem o tym, że nie da nam spokoju, dopóki wszystkiego się nie dowie.
Wstałam i zabrałam od Aidena torbę, którą ciągle nosił na ramieniu. Były tam moje i jego rzeczy. Zdążył pojechać do mnie i do siebie do mieszkania, spakować nas na ten wyjazd i wziąć auto. Pożegnałam się z Lynn mocnym uściskiem i kazałam jej dzwonić co parę godzin, opiekować się Mike'm i Beary, moją kotką. Dziewczyna poszła na górę do sali Mike'a, a ja ruszyłam w stronę toalet, zostawiając Aidena, żeby dopił w spokoju kawę. Weszłam do damskiej toalety, która była bardzo przestronna i czysta. Pachniało w niej płynem do mycia podłóg. Stanęłam przed lustrem i aż jęknęłam. Wyglądałam żałośnie. Niewyspana, rozczochrana i z rozmazanym makijażem. Szybko zmyłam resztki makijażu, umyłam twarz i rozczesałam włosy, zostawiając je rozpuszczone, tak, że sięgały prawie do talii. Wzięłam torbę z ziemi i poszłam do kabiny przebrać się w czyste ciuchy. Założyłam ciemne, obcisłe jeansy, sięgające do kostek i koszulkę z jakimś napisem. Narzuciłam jeszcze na siebie ciepłą, futrzaną bluzę i Schowałam sukienkę z imprezy do torby, zmieniłam buty na czarne adidasy i wyszłam z kabiny. Nie zdążyłam zrobić kroku, a już byłam przyparta do ściany.
- Jak się tu dostałeś-Zapytałam Aidena.
- Zapomniałaś zamknąć drzwi, aniele. - Mój błąd. Musnął dłonią moją łopatkę, tam gdzie był tatuaż przedstawiający jego piórko i spojrzał mi w oczy.
- Wszystko z tobą w porządku? - Zapytał i widziałam w jego oczach troskę. Skinęłam tylko głową i zarzuciłam mu ręce na kark. Nie powiedziałam mu o wizycie Gabe'a i sytuacji w sali Mike'a. Wiem, że nie lubią się z Gabe'm i nie chciałam, żeby był zły.
- Teraz, kiedy z Mike'm już lepiej, tak. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Oddał pocałunek i go pogłębił. Po chwili się od siebie odsunęliśmy. Aiden cmoknął mnie w czoło, zostawiając na chwile tam usta.
- Chodź, aniele. Mamy dwie godziny do Tucson, a obiecałaś twojej mamie, że będziemy przed obiadem. - Wziął naszą torbę, złapał mnie za rękę i skierował do wyjścia. Chyba pierwszy raz tak się denerwuje, przed wizytą u rodziców.
__________
WAKACJE! No cóż, ja muszę iść jeszcze do szkoły w poniedziałek, ale i tak się cieszę. Myślę, że teraz będę pisać rozdziały częściej, przez ogrom wolnego czasu. Mam nadzieję, że wszyscy zdali i cieszą się ze swoich świadectw! Życzę wam, super wakacji nie ważne, czy na wyjazdach, czy w domu ;))) Jednak Peachy mu pomogła! Jednak się myliliście, ale bardzo podobały mi się wasze pomysły! Mówcie, co chcecie zobaczyć w najbliższych rozdziałach i jak ma przebiegnąć rozmowa z rodzicami!
I pozdrawiam moich stałych czytelników, kocham was i dziękuje, że komentujecie każdy rozdział! <3
xdosiaa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top