Rozdział 24
Wypuściłam całe powietrze z płuc, nawet nie wiem, czemu je wstrzymywałam. Poczułam niewyobrażalną ulgę. Oparłam się o ścianę i odgarnęłam włosy z twarzy. Spojrzałam na Aidena, który trzymał Lynn i mówił jej, żeby się uspokoiła. Odepchnęłam się szybko i podeszłam do nich. Lynn od razu wpadła mi w ramiona.
- Nic ci nie jest?- Zapytała mnie, a ja pokręciłam głową i mocno ją objęłam. Po chwili odsunęłyśmy się od siebie i spojrzałyśmy na Aidena. Potężne czarne skrzydła dalej wystawały mu z pleców.
- Okej. O co tu chodzi? - Spojrzała na nas wzrokiem domagającym się odpowiedzi. Zagryzłam wargę i spojrzałam błagalnym wzrokiem na Aidena.
- Może najpierw powinniśmy iść do szpitala. - Schował skrzydła, a ja przez chwilę poczułam się, jakby czegoś brakowało. Spojrzałyśmy w jednym momencie zdziwione na niego.
- Do szpitala? Po co?- Musiałyśmy wyglądać dziwnie we dwie, stojąc ze zmarszczonymi czołami i patrząc się na niego zdziwione. Aiden podał mi moją torebkę i swoją kurtkę.
Sam miał oklapnięte włosy i trochę ubrudzoną koszule.
- Wytłumaczę wam to w drodze, okej? - Złapał nas za nadgarstki i wyciągnął z zaułku. Spojrzałam w stronę oddalonego klubu, na miejscu było pełno policji, karetek i straży.
Aiden szybko złapał taksówkę i już po chwili wygodnie w niej siedzieliśmy, kierując się do szpitala.
Zaczęłam świrować. Bardzo świrować. Aiden wytłumaczył nam w taksówce, że kiedy wrócił, nie mógł wejśc do środka, tyle osób wybiegało z niego, niektórzy ranni i taranowało się nawzajem.
Okazało się, że sufit w klubie zaczął się zawalać, dużo osób było rannych. Boże, co za tragedia. Ale dlaczego to się stało akurat zaraz po naszym wyjściu. Czy to jakiś głupi przypadek?
Wyszliśmy z taksówki i stanęliśmy w trójkę pod budynkiem szpitala. Obejmowałam Lynn ramieniem, a Aiden stał blisko mnie. Moja przyjaciółka nie powinna się teraz denerwować w jej stanie,
a przez to, co zafundowałam jej pod klubem, cały czas była zdenerwowana. Widziałam to po tym, jak strzela sobie ciągle palcami u rąk, co swoją drogą jest obrzydliwe i wiele razy jej mówiłam,
żeby tak nie robiła. Spojrzałam na nią i wyglądała na serio zmartwioną i zagubioną.
- Uspokój się Lynn, to nie zdrowe dla dziecka.- Wciąż to brzmi dziwnie. I nierealnie. Lynn i dziecko. Dziecko Jay'a. Dziecko Jay'a i Lynn. Cholera, muszę to jakoś przetrawić.
Ona skinęła głową i wzięła głęboki oddech w celu uspokojenia się. Ja wzięłam razem z nią. Byłam tym wszystkim przerażona. Bałam się o moich przyjaciół.
Puściłam Lynn i odwróciłam się w stronę mojego chłopaka.
- Nie powiedziałeś nam, kto jest w szpitalu - Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam mu w oczy. On uniósł dłoń i pogłaskał nią mój policzek. Przymknęłam oczy, bo to była naprawdę przyjemne.
Po chwili się odsunął.
- Nie będziesz wariować, aniele? - Spojrzał na mnie z obawą. Pokręciłam głową.
Wbiegłam do szpitala, jakby się paliło. O boże, mój biedny Mike'y. Pociekły mi łzy. To moja wina, mogłam go wziąć ze sobą, żeby poszukać Lynn. Mike jest moim najlepszym przyjacielem i kocham
go ponad życie. Mimo że czasem się droczymy, jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo. Skierowałam się w stronę recepcji i po chwili stałam roztrzęsiona przed panią, w krótkich czarnych włosach,
która patrzyła na mnie i chyba nie była zdziwiona moim zachowaniem. Pewnie widziała już setki ludzi martwiących się o swoich bliskich.
- Witaj słońce, w czym mogę Ci pomóc? - Zapytała uprzejmie, a ja trochę się uspokoiłam, słysząc jej kojący głos. Pociągnęłam nosem i poczułam, jak silne ramie obejmuje mnie w talii, a po drugiej
stronie poczułam drobną dłoń na moim ramieniu. Aiden i Lynn stanęli koło mnie.
- Szukamy Michel'a Parkera. Przywieźli go tu pół godziny temu-Powiedziała za mnie Lynn i delikatnie uśmiechnęła się do recepcjonistki. Spojrzała na nas, mrużąc oczy.
- Jesteście kimś z rodziny ? - Już otwierałam usta, by zaprzeczyć, ale ubiegła mnie Lynn.
- Tak! To jego siostra, a to jego szwagier-Usmiechnęła się przekonująco. Co ty bredzisz Lynn?
- Są państwo małżeństwem? - Spojrzała na nas zdziwiona, ale i też trochę smutna, gdy patrzyła na Aidena. Chyba jej się spodobał.
Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
- Tak-powiedzieliśmy zgodnie i schowaliśmy swoje dłonie, bo nie było na nich obrączek. Chcę iść już do Mike'a.
- Dobrze, skierujecie się na pierwsze piętro, a później skręcicie w lewo. Zobaczycie pewnie jego przyjaciół pod salą.- Skinęliśmy głową i szybko skierowaliśmy się we wskazaną drogę.
Już z daleka widziałam naszych przyjaciół oblegających korytarz. Wszyscy wyglądali okropnie. Brudni i zmęczeni. Ostatnie parę metrów przebiegłam. Mia szybko wstała i pognała mi w ramiona.
- Co się stało? - spojrzałam zmartwiona. Może ktoś w końcu wytłumaczy mi, co się wydarzyło w środku. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- To działo się strasznie szybko! Usłyszeliśmy potworny huk i wszystko się zatrzęsło. Ludzie krzyczeli, a ja razem z Maxem znaleźliśmy i wzięliśmy szybko Han na zewnątrz. Nie mogliśmy znaleźć
Mike'a więc Max się po niego wrócił. Znalazł go, ale był nieprzytomny, wiec zawieźliśmy go do szpitala-mówiła szybko Mia, a ja próbowałam nadążyć.
- Co mu jest? - zadawałam takie głupie pytania.
- Nie wiemy. Nikt nam nie chce powiedzieć. Wiemy tylko tyle, że jest operowny-Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy.
Siedzieliśmy tu już trzy godziny. Han opierała się o Maxa i przysypiała, Lynn i Mia siedziały koło siebie i piły herbatę z automatu, o której mówiły, że nie ma smaku. Siedziałam z Aidenem koło Maxa i Han i wtulałam się w niego, bo było
mi strasznie zimno. Bezsmakowa herbata wcale nie pomogła. Po chwili zostałam czymś przykryta, spojrzałam w górę i zobaczyłam uśmiech Maxa. To była jego marynarka. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i okryłam się nią szczelniej.
Złapałam Aidena za dłoń i położyłam mu głowę na ramieniu, a on pocałował mnie delikatnie w czoło. Strasznie bałam się o Mike'a.
- To nie ma sensu-powiedziałam głośno, a wszyscy na mnie spojrzeli.
- Co nie ma sensu? - zapytała zaspana Hannah. Usiadłam prosto i spojrzałam na nich.
- Siedzenie tutaj razem. Idźcie się wykąpać, prześpijcie się chwilę, a ja tu posiedzę. Gdyby coś było wiadome od razu dam wam znać. - Aiden już chciał zaprzeczyć, ale spojrzałam na niego.
- Pojedziesz mi do mieszkania i przywieziesz coś na przebranie? - Spojrzałam na niego błagalnie. On westchnął.
- Ktoś z tobą zostanie. - Od razu Mia się wyrwała.
- No to ustalone. - Cmoknęłam Aidena w usta i przytuliłam mocno Han, mówiąc, żeby się nie martwiła. Kazałam też położyć się i odpocząć Lynn.
Po godzinie siedzenia z Mią i trzecim plastkowym kubeczku herbaty, którachyba była tylko gorącą wodą, moja przyjaciółka stwierdziła, że musi iść do łazienki.
- Na pewno zostaniesz tu sama? - Spojrzałam na nią kpiąco.
- Tak, na pewno. Idź już, bo nie chce siedzieć w mokrej plamie- zachichotała i po chwili jej nie było. Westchnęłam i spojrzałam w ścianę. Dlaczego to tak długo trwa?
Nagle drzwi się otworzyły, a ja zdziwiona w pierwszej chwili nawet nie zareagowałam. Mężczyzna w białym fartuchu podszedł do mnie, a ja szybko wstałam.
- Jest pani kimś z rodziny pana Michael'a? - Przypomniałam sobie, że udaję jego siostrę.- Skinęłam szybko głową.
- Stan pana Parkera jest w miarę stabilny. Ma złamane dwa żebra, wstrząs mózgu i złamaną rękę z przemieszczeniem. Przeszedł operacje i były małe komplikacje z krwawieniem wewnętrznym, ale już wszystko jak na razie opanowane.
Czekamy, aż sie wybudzi,miejmy nadzieje, że stanie się to dzisiaj, jeśli nie mogą wystąpić jakieś trwałe problemy. Proszę być dobrej myśli. - Posłał mi pocieszający uśmiech.
- Mogę do niego wejść? - wydukałam cicho.
- Oczywiście-wskazał ręką na białe drzwi i już po chwili go nie było. Szybko weszłam do sali i stanęłam jak wryta. Mike leżał w białym, metalowym szpitalnym łóżku i miarowo oddychał. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby spał. Jego twarz była blada jak ściana, a na twarzy miał parę ran i opatrunków.
Łzy pociekły mi po policzkach i usiadłam na niewygodnym plastikowym krzesełku postawionym koło łóżka. Zapłakałam i złapałam go za dłoń. Niech się obudzi. Niech się obudzi i powie mi któryś z tych swoich okropnych żartów, z których i tak się zawsze śmieje.
Zapłakałam i cmoknęłam go zewnętrzną stronę dłoni. Nagle poczułam dłoń na ramieniu i powoli odwróciłam głowę. Ujrzałam Gabe'a. Był w białej szacie, a z jego pleców wystawały dwa ogromne, sięgające prawie sufitu śnieżnobiałe skrzydła. Spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Pomożesz mu? - Zapytałam zapłakana i spojrzałam na niego z nadzieją. On tylko skinął głową.
___
Niedługo wakacje! Ja niestety mam jeszcze do zdania jeden egzamin zawodowy w poniedziałek, ale bądźmy dobrej myśli!xd Jest tak gorąco, że nic mi się nie chce :(
Co tu się porobiło?! Gabe pomoże Mike'owi?
Do następnego :*
xdosiaa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top