Rozdział 23


Budynkiem zatrzęsło, a ja z Lynn się skuliłyśmy. Aiden złapał nas i podniósł. Pociągnął nas i po chwili byliśmy koło drugiego budynku, którym
chyba było jakieś solarium. Słyszeliśmy krzyki. Co tam się do cholery stało? O mój boże, a co z resztą?! Spojrzałam szybko na Aidena.
- Posłuchaj kochanie, to jest ten moment, w którym masz mnie posłuchać, okej? - Skinęłam głową, nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Przytulałam kurczowo Lynn.
- Poczekasz tutaj na mnie razem z Lynn, a ja pójdę sprawdzić, co się stało i co z resztą.- Mówił powoli, żebym wszystko zrozumiała. Nie chciałam, żeby tam szedł, ale tam byli nasi przyjaciele.
- Uważaj na siebie-wychrypałam. On pocałował mnie w czoło i potarł ramie Lynn. Po chwili już go nie było.

Stałyśmy pod ścianą i obserwowałyśmy, jak ludzie wylewają się z klubu. Nigdzie nie widziałam naszych przyjaciół. Wszystko wyglądało okropnie. Ludzie mieli krew na twarzy,
niektórzy kuleli. Wzięłam głęboki wdech, by się uspokoić.
- Co się stało, P? - wyjęczała Lynn.
- Nie mam pojęcia -Szepnęłam. Gdzie jesteś Aiden?
Spojrzałam na nią w tym samym momencie co ona na mnie. Zagryzła wargę i spuściła wzrok.
- Jak to się stało?- nawiązałam do naszej wcześniejszej rozmowy. Może nie było to za mądre pytanie, ale na nic innego w tym momencie nie było mnie stać.
Spojrzała na mnie kpiąco.
- Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć, P-Pokręciłam głową zirytowana. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy wiatr mocniej zawiał. Dopiero teraz odczuwam brak nakrycia wierzchniego.
- Wiesz, o co mi chodzi Lynn. Do cholery, zawsze byłaś ostrożna! Co na to Liam? - Patrzyłam na nią, a ona się nie odezwała. Do jej oczu znowu naleciały łzy.
- Nie wie. - Co? Dlaczego mu nie powiedziałaś ? - Zmarszczyłam czoło. O co tu chodzi?
- Cholera,P! Ty nic nie rozumiesz! To nie jego dziecko!- Wybuchła, a z jej oczu ciekły łzy.
- Co? - Czy ja dobrze usłyszałam? Jeszcze niedawno mówiła, że bardzo go kocha.
- To dziecko Jaya. - Powiedziała twardo. To są chyba jakieś żarty.
- Lynn, to nie czas na żarty, serio- stałam jak kołek.
- Peachy, to nie są żarty, serio- Przedrzeźnia mnie, a ja próbowałam to sobie ułożyć w głowie.
- Kiedy to się stało? - Przecież jeszcze rano była u mnie i mówiła, że musi z nim porozmawiać.
- To drugi miesiąc. Poszłam od razu do ginekologa po wizycie u ciebie, dlatego tak się śpieszyłam.
- Czyli byłaś jeszcze wtedy z Jayem.- Stwierdziłam. Zerwali niecałe 2 miesiące temu,
- Tak. Nie zdradziłabym Liama- Spojrzała na mnie oburzona. Westchnęłam głęboko.
- Co zamierzasz teraz zro...- Nie dokończyłam, bo poczułam kujący ból. Ból w przedramieniu. cholera, nie teraz!
- Peachy? Co się stało? - Spojrzała zmartwiona na moją skrzywioną z bólu twarz. Złapałam się za bliznę i ją ścisnęłam.
Wyprostowałam się i rozejrzałam dookoła. Wokół było pełno ludzi. Wszyscy czekali na służby ratunkowe. Nigdzie nie mogłam dostrzec demona.
Złapałam Lynn za rękę i pociągłam w dół ulicy.
- Musimy iść. Teraz - Zaczęłyśmy szybkim krokiem uciekać, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam go. Przedzierał się przez tłum, kierując się w naszą stronę.
- Ale miałyśmy poczekać tam na Aidena.- Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Poczekamy gdzie indziej, pośpiesz się! - Przyspieszyłyśmy i skręciłyśmy w lewo. Rozejrzałam się, ale nie było już dalszej drogi. Nie ma szans, żebyśmy się wróciły, bo wpadniemy prosto
w ramiona demona. O ile demon ma ramiona.
Pociągnęłam Lynn i stronę zielonych kontenerów na śmieci.
- To boli, P! - Wyszarpała dłoń z mojego uścisku.
- Schowaj się - Pchnęłam ją między kontenery i wcisnęłam się obok niej. Może nas nie zauważy.
Stałyśmy chwilę, aż usłyszałyśmy ciężkie kroki. Zamknęłam oczy.
- Wiesz, że cię czuje kochana! - Usłyszałyśmy rozchodzący się głos. Ciężki i lekko zachrypnięty głos. Zatkałam Lynn usta, bo już chciała się odezwać. Posłałam jej spojrzenie, że ma siedzieć cicho.
- Pachniesz tak obrzydliwie niebiańsko! - Zarechotał, a mnie przeszły ciarki.
- Siedź cicho i za żadne skarby nie wychodź z ukrycia- syknęłam na Lynn i zrobiłam krok do przodu. Działałam instynktownie. Jak nas znajdzie to zrobi też krzywdę Lynn. A jemu chodzi tylko o mnie.
Lynn spojrzała na mnie ze zdziwiniem i strachem. Położyłam palec na ustach, pokazując jej,że ma być cicho i wyszłam z ukrycia. Serce waliło mi jak szalone.
Ujrzał mnie, a ja stanęłam i mierzyłam go wzrokiem. Wyglądał jak każdy poprzedni, obrzydliwie. Odór śmierci i siarki unosił się wokół niego, a ja się skrzywiłam.
Wyszczerzył się okropnie, pokazując ubytki w zębach.
- Nareszcie! Wiesz jak trudno cię złapać kochana? - Zadał retoryczne pytanie, bo po chwili zaczął mówić dalej.
- Dawno się tak nie namęczyłem. Już nawet ucieczka z piekła była mniej pracochłonna-Wyskrzeczał i powoli zbliżał się do mnie, a ja ciągle cofałam się do tyłu.
- Jak uciekacie z krainy cieni? - Bałam się, oczywiście, ale robiłam się coraz bardziej zła. Nie wiem dlaczego. Głęboko oddychałam i szłam, aż nie uderzyłam plecami o murowaną ścianę.
Zaśmiał się na moje pytanie i zbliżył się na tyle, że mnie zemdliło. Mierzył moją twarz wzrokiem, a ja czułam od niego mrok i zło.
- Jeśli się czegoś chce, to łatwo to zdobyć- Złapał mnie za szyję, a ja zaczęłam się wyrywać.
- Puść, do cholery!- szarpałam się, a on ściskał mnie coraz mocniej. Nagle usłyszałam uderzenie i demon się skrzywił. Odwrócił głowę i zobaczyłam Lynn, która stała wystraszona, ale
i wkurzona. To ona rzuciła czymś w demona. Miała zostać w ukryciu! Demon mnie puścił i zaczął kierować się powoli w jej stronę. Poczułam prąd przechodzący przez ręce, ale usłyszałam szelest i nagle przed oczami
ujrzałam wielką czarną plamę. To były skrzydła. W jednym momencie skrzydła wylądowały przed demonem i przebiły go mieczem. W jednej chwili zrobiło się przeraźliwie cicho. Było słychać tylko nasze ciężkie oddechy.
- Mówiłem, że nie dam cię już skrzywdzić-Aiden spojrzał mi w oczy.

____

HEJKA <333333

nie za długi, ale chociaż coś jest i nie zostawiam was z niczym xd

xdosiaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top