Rozdzial 21

" Upadłem, by powstać."

Niewdzięczny. Zdrajca. Żądny władzy. Diabeł. Szatan. Lucyfer. Zło. Tyle określeń dla jednej osoby.

Zakpili ze mnie.
Sam Bóg ze mnie zakpił. Z samej góry spaść na sam dół. W przenośni i dosłownie. Myśleli, ze ta kara mnie zniszczy. I prawie tak było.
Najpotężniejszy archanioł. Światełko nadziei. Dla ludzi, aniołów, świata. Miałem nieść radość, bezpieczeństwo. Tak strasznie ich zawiodłem. Gdybym nie był odzwierciedleniem diabła, może byłoby mi ich żal. Pokładali we mnie takie nadzieje.

Stałem przy otwartym oknie i paliłem papierosa. Obserwowałem miasto. Szum prysznica dawał mi prawie takie samo ukojenie jak nikotyna.

Nieśmiertelny. A jednak czułem, ze moja dusza umiera.

To wszystko nie miało sensu. Jak można znaleźć sens, w czymś co jest sprzeczne z tym, w co wierzył Bóg? Ja nie miałem sensu. Mimo, ze postawiłem się mu i myślałem , że razem z innymi, którzy razem ze mną się sprzeciwili, się od nich uwolnimy, było inaczej. I tak pozostaliśmy pod kontrolą Boga. Żadne z nas nie jest wolne. A tego pragnęliśmy.

Kraina cieni, dla ludzi bardziej znana jako piekło. To nasz dom.

Zepchnięci z piedestału chwały na sam dół. Im jesteś wyżej tym bardziej boli, gdy spadasz.

Upadałem każdego dnia na nowo.

Do pewnego dnia.

Do dnia, kiedy nie ujrzałem tych oczu. Pięknych, mądrych, młodych i ciekawych świata oczu. Wtedy, przez krótką chwile poczułem, że to wszystko co się wydarzyło może mieć jakiś sens. Poczułem nadzieje. Mimo, że nie powinienem. Ktoś taki jak ja. Jestem określeniem zła. Zło nie zasługuje na nadzieje. Widziała kim jestem, widziała co zrobiłem. A mimo to rozmawiała ze mną. Nie czuła strachu. Ludzie zawsze patrzyli na mnie ze strachem. Przyzwyczaiłem się. I nawet myślałem, że to lubię. Lubiłem mieć kontrole. Ale nad nią nie miałem. Dalej nie mam. I to polubiłem jeszcze bardziej.
Widziała we mnie coś, czego nawet ja nie mogę dostrzec.

Usłyszałem, jak drzwi do łazienki się otwierają i się odwróciłem.

Wyglądała jak anioł, była aniołem. Choć nie wiem, czy takie określenie to nie obraza dla niej. Dla jej duszy. Była aniołem, ale Nie takim jak oni.
Z mokrymi włosami i ręcznikiem owiniętym wokół ciała była aniołem. Moim aniołem. Jej życie kompletnie się zmieniło w chwili kiedy wkroczyłem w jej życie. Ale nie żałuje. Nie mógłbym. Jak można żałować jedynego dobra w swoim życiu.

Posłała mi uśmiech i zabrała rzeczy, wracając do łazienki.

Dała nam trochę normalności. I byłem jej za to strasznie wdzięczny. Bo to dzięki mnie, musimy odpokutować naszą decyzje.

Upadłem.

Ale dzięki niej mam nadzieje.
Nadzieje na to, że upadłem po to, by powstać.

------
Zabijcie mnie. Nienawidzę tego rozdzialu. Z perspektywy Aidena, taki króciutki, jego niektóre przemyślenia. Pomieszałem wszystko, ale stwierdziłam, ze już nie będę tego poprawiać, najwyżej zrobię to kiedy indziej . Mam totalny brak weny :( wiec dopóki nie dostanę żadnego jej zastrzyku rozdziały nie będą się pojawiać często. Czytałam książki, żeby złapać jakaś wenę i dzisiaj stwierdziłam, ze czas zacząć nowe seriale. Ze wszystkimi jestem na bieżąco, wiec przyda się coś nowego. Tak zachowuje się osoba, która ma egzamin kwalifikacyjny zawodowy za dwa tygodnie,super ;)
Mam nadzieje, ze wybaczycie mi za to co właśnie dodałam, bo nawet nie wiem czy da się to nazwać rozdziałem. Buziaki !:*
Xdosiaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top