Rozdział 1
Spojrzałam w lewo i powoli przeszłam przez jezdnię. Patrzyłam pod nogi, żeby nie wdepnąć w żadną kałuże, bo wiedziałam, że Lynn mnie zabije, jeśli zobaczy chociaż mikroskopijną plamkę składającą się z błota na jej butach. Zamszowe kozaki za kolano to nie był dobry pomysł na taką pogodę.
Zapowiadało się na kolejny deszcz, lecz na razie z nieba kropiło.Przyspieszyłam kroku, żeby bardziej nie zmoknąć. Kiedy przeszłam przez ulicę, stanęłam pod budynkiem, na którym widniał świecący na czerwono szyld Berry's. Zaczęłam pracować tu około roku temu. Wracałam wtedy z Lynn po całym dniu poszukiwania pracy. Straciłam już nadzieję,że cokolwiek znajdę. Nie wiedziałam, że pracodawcy są tacy wymagający! Jednemu nie pasowało,że nie mam doświadczenia, drugi ponoć szukał mężczyzny, bo to ' nie praca dla dziewczynek' , a trzeci chciał się ze mną ożenić. Dziwak. Stwierdziłyśmy, że wstąpimy tu na jednego drinka, który pomoże nam myśleć co dalej. Potrzebowałam pieniędzy. Nie chciałam już mieszkać u rodziców, chciałam się usamodzielnić.Znalazłyśmy z Lynn piękne mieszkanie , idealne dla nas. Ale nie mogłyśmy go opłacać tylko z marnej wypłaty Lynn, także stwierdziłam, że znajdę prace. Kiedy siedziałyśmy przy barze i myślałyśmy co dalej mamy zrobić ze swoim życiem, napatoczył się Nate, który rozwieszał ogłoszenie, że szukają pracownika od zaraz.I tak oto zaczęłam tu pracować. Z cichym westchnięciem pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Od razu poczułam zapach papierosów i alkoholu.Przyzwyczajona do tego nieprzyjemnego zapachu, szybkim krokiem przeszłam koło baru i weszłam do pomieszczenia dla pracowników. Zdjęłam płaszcz i w lustrze wiszącym na ścianie poprawiłam włosy. Jak zwykle przez wilgoć końcówki moich włosów musiały się pokręcić. Zmarszczyłam zirytowana nos i stwierdzając, że już nic z tym nie zrobię wyszłam z pomieszczenia od razu kierując się za bar.
Uśmiechnęłam się pod nosem widząc przyjaciela mocującego się z wielkim kartonem.
-Może Ci pomóc Mikey?- zapytałam się z lekką kpiną i zachichotałam.Mówię wam, przeżywał wojnę z tym kartonem, zastanawiałam się który wygra.
- Peachy!- Uderzył głową w ladę i cicho jęknął. - Ile razy mam Ci mówić, że masz mnie tak nie straszyć?!- wykrzyknął masując obolałą głowę i w końcu odwrócił się do mnie. Zmarszczył brwi.
-Znowu się spóźniłaś- powiedział wstając, otrzepał spodnie i na przywitanie musnął mój policzek.
-Były korki- powiedziałam szybko.
-Nie masz auta - powiedział ze śmiechem.
- Pomóc Ci z tym kartonem, czy nie? - Zmarszczyłam nos spoglądając na niego przeciągle.
- Lepiej zajmij się barem, bo jak Nate zobaczy, że nikt nie obsługuje klientów to znowu obetnie nam pensje.-Powiedział z żalem przypominając mi ostatnią taką sytuacje. Hej, to nie moja wina, że przysnęło mi się kiedy poszłam po czyste szklanki. Na swoją obronę powiem, że nikt nie powinien stawiać fotela w magazynie. Kto normalny tak robi?! A to, że jeden odcinek serialu, który oglądałam w nocy, przeciągnął się do czterech to również nie moja wina. To wina Damona i Eleny, nie mogli się zejść od razu? Z cichym prychnięciem
odwróciłam się w stronę baru i omiotłam całe pomieszczenie wzrokiem. O dziwo dzisiaj nie było dużo ludzi jak na piątek. Zbliżała się szósta, więc pewnie niedługo lokal zapełni się ludźmi szukającymi odrobiny rozrywki i alkoholu. Macey chodziła szybkim krokiem
między stolikami, zbierając zamówienia i zapisując je w swoim notesie ze zdartym obrazkiem My Little Pony na okładce. Jej długie czarne włosy podskakiwały z każdym jej krokiem.
Odwróciłam od niej wzrok, kiedy przed barem stanął wysoki mężczyzna. Był to Jay, od jakiegoś czasu spędzał tutaj każdą wolną chwilę szukając nowych 'zdobyczy' w postaci kobiet.Podrywał każdą napotkaną dziewczynę. Nie raz widziałam go tutaj z różnymi kobietami.
Raz z blondynką o jasnej cerze , chyba Holly, ale nie jestem pewna. Następnym razem z szatynką o niebieskich oczach.
Kobiety przewijały się przez jego życie w zawrotnym tempie.Przybywały i odchodziły. A działo się tak odkąd Lynn, moja współlokatorka i zarazem najlepsza przyjaciółka na świecie z nim zerwała. W sumie dalej dokładnie nie wiem przez co zerwali,ale to nie moja sprawa. Byli ze sobą prawie rok i w moich oczach bardzo do siebie pasowali. Obydwoje piękni i zabawni.Dusze towarzystwa.
Imprezy z nimi były najlepsze. Dopełniali się. Aż pewnego dnia wszystko się popsuło. Zobaczyłam go tutaj siedzącego wśród znajomych upijającego się do nieprzytomności. Kiedy podeszłam do niego z zamiarem wybicia mu z głowy dalszego picia, spojrzałam mu w oczy i już wiedziałam.Zachowałam się jak dobra przyjaciółka i zamiast oczekiwać wyjaśnień, co chwile donosiłam mu kolejne porcje alkoholu.
Od tamtej pory, Jay otacza się coraz to innymi dziewczynami, a Lynn udaje , że ją to nie rusza.
- Jeszcze jedną poproszę.- Położył szklankę i spojrzał na mnie wyczekująco.Wzięłam ją od niego i napełniłam ją. Położyłam na blacie i spojrzałam mu w oczy.
-Nie za długo to trwa?- Położyłam łokieć na ladzie i oparłam głowę o dłoń. Przekrzywiłam ją trochę i się uśmiechnęłam.
- Co masz na myśli?- Wziął szklankę i spojrzał na mnie z ukosa.
- Użalanie się nad sobą, Jayden.
- Mówiłem, żebyś nie mówiła do mnie pełnym imieniem, P.Wiesz, że tego nie znoszę.- Zmarszczył czoło i zaczął stukać palcami o powierzchnie lady.
- Poza tym śpieszę się, Maylie na mnie czeka.- Spojrzałam na siedzącą samotnie przy stoliku dziewczynę. Pisała coś na telefonie, lekko się przy tym uśmiechając.Znów na niego spojrzałam i wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na Mike'a, który skończył użerać się z tym przeklętym kartonem.
- Zastąp mnie na chwilę.- Powiedziałam do niego.
Spojrzałam na Jay'a, który wziął łyka korzystając z tego, że nie poświęcam mu stu procentowej uwagi i się skrzywił.
-Chciałem whiskey z lodem, a nie pieprzony sok jabłkowy, P!
Ze śmiechem szybko skierowałam się w stronę zaplecza i krzyknęłam w jego stronę.
- Baw się dobrze z Kylie! - Cmoknęłam w jego stronę.
- Maylie! - Poprawił mnie.
- Cokolwiek.- ze śmiechem wzięłam kurtkę leżącą na oparciu kanapy i nałożyłam ją na ramiona. Chyba należała do Mike'a.
Powąchałam kołnierzyk i ze skrzywieniem stwierdziłam, że to na pewno jego.Nikt nie ma tak okropnych perfum, jak on.
Nie raz mówiłam mu, żeby je zmienił, bo jeszcze kogoś otruje. Nawet kupiłam mu nowe na urodziny. Ale on uparcie twierdzi, że ten zapach podoba się dziewczynom. Ta jasne, chyba staruszkom po osiemdziesiatce, chociaż i tego nie jestem pewna.
Wzięłam puste kartony leżące pod ścianą i wyszłam tylnymi drzwiami na tyły baru, żeby je wyrzucić.
Podeszłam do wielkiego kontenera i rzuciłam je na stos innych kartonów.
Otrzepałam ręce i nagle poczułam ostry ból. Całe przedramię mnie piekło!
Podciągnęłam rękaw i ujrzałam, że moja blizna zaczęła robić się czerwona.
Syknęłam kiedy zapiekła mocniej.Usłyszałam szelest i zamarłam. Powoli odwróciłam
się i prawie dostałam zawału.Cztery metry ode mnie, stało coś co przypominało mężczyznę.
A przypominało, bo miało jego sylwetkę.Gorzej z twarzą, była okropna.
Nie mogłam w to uwierzyć. Drugi raz widzę taką istotę. Lecz wtedy ledwo uszłam z życiem.
______
I jest! Długo zastanawiałam się czy go wstawić, chciałam poprawiać 100000 razy, ale z własnego doświadczenia wiem , że takie poprawki u mnie nie są za fajne xd
Liczę na waszą szczerą opinie, buźka!
xdosiaa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top