Część II- Rozdział 13




  Serio?- spojrzała na mnie, a ja nie wiedziałam jak interpretować ten wzrok. Nic nie mogłam wyczytać z jej postawy. Była bardzo poważna, co do niej niepodobne.

- Zaczynasz mnie przerażać, Lynn.- Mruknęłam i poprawiłam koc, który leżał mi na kolanach.

- I dobrze, P! Właśnie w tym momencie powinnam Cię najbardziej przerażać. Jak mogłaś mi nie powiedzieć wszystkiego od razu! Tyle się u Ciebie działo, a ja nic nie wiedziałam! Odtrąciłaś mnie, jakbym była Robinem Cloudette'm z liceum! A go wszyscy odtrącali! W sumie nie dziwie się, mamy dwudziesty pierwszy wiek, myślę, że dezodoranty są już powszechnie znane.

- Wiem, moja wina. Przepraszam, ale miałaś wtedy swoje problemy, nie chciałam dokładać ci kolejnych.- W tym momencie spojrzała na mnie jak na idiotkę.

- Po to tu jestem, P! Myślę, że twoje problemy były chyba większej rangi, niż moje. No, chyba że uważasz, że upijanie się byłego chłopaka wygrywa z pościgiem demonów, chłopakiem upadłym aniołem i tobą pół aniołem, który umarł i magicznie powrócił do żywych.- Gdyby wzrok umiał zabijać, myślę, że leżałabym na naszych podgrzewanych panelach.

Westchnęłam i pokiwałam lekko głową. Ona ma rację. Jesteśmy jak siostry, zawsze o wszystkim sobie mówimy, a ja, kiedy moje życie zaczęło się drastyczne zmieniać, odsunęłam ją od siebie. Jak Robina Śmierdziela Cloudette'a. Do dupy ze mnie przyjaciółka.

- Pamiętaj,P, że zawsze możesz do mnie przyjść, nawet z najmniejszym problemem.- Uśmiechnęła się ciepło. Przyciągnęłam ją do siebie i wtuliłam twarz w jej włosy.

- To samo tyczy sie Ciebie, Lynn.- Odsunęłyśmy się od siebie. Poczułam taką ulgę na sercu.
Lynn położyła się na miękkich poduszkach, kiedy zaczęła narzekać na lekki ból pleców. Ułożyłam się koło niej i przytuliłyśmy się do siebie.

Spojrzałam na jej brzuch.

- Będzie jeszcze większy.- Powiedziała po chwili ciszy, a ja niepewnie dotknęłam go ręką. Położyłam na nim dłoń.

- Jakie to uczucie?- Wyszeptałam. Ona zastanawiała się chwilę.

- Dziwne. Świadomość, że masz kogoś w sobie, jest strasznie dziwna. Czuje się odpowiedzialna za to drugie życie w sobie i chcę, żeby miało jak najlepiej.

- Nigdy nie posądzałam Cię o takie podejście.- Lynn była lekkoduchem. Wesoła, energiczna i towarzyska. Dopełniałyśmy się, bo ja zawsze byłam tą spokojniejszą. Odkąd pamiętam, powtarzała, że jeśli zdecyduje się na dziecko, będzie to po trzydziestce, kiedy już się wyszaleje.
A teraz, młodsza ode mnie o rok Lynn spodziewa się swojego pierwszego dziecka, a jej zachowanie diametralnie się zmieniło. Stała się poważniejsza i dorosła. Taka zmiana wyszła jej na dobre. Może nie jest to odpowiedni czas na dziecko, bo jeszcze nie do końca wyjaśniła wszystkie sprawy z Jay'em, ale cieszę się, że jej się układa. I jest szczęśliwa.

- Więc Aidena nie będzie?- nie wyjaśniłam jej jeszcze powodu mojej wizyty tutaj.

- Aiden nie może aktualnie przebywać na Ziemi.- Nie będę jej już okłamywać. Muszę się komuś wygadać, a komu jak nie najlepszej przyjaciółce. Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Przy porwaniu podano mu jakiś środek, dzięki, któremu nie może się przemieniać i jest ciągle w swojej prawdziwej postaci. Nie może w niej przebywać na ziemi.- Ona skinęła tylko głową.

- To, czemu nie jesteś tam razem z nim? - Zagryzłam dolną wargę.

- Muszę spotkać się z moim ojcem.- wybąkałam i spojrzałam na ścianę.
- Z...
- Tak. Z Raphael'em.
- Dlaczego mówisz o nim, że jest twoim ojcem? Jest tylko debilem, który Cię spłodził i zostawił. Twoim ojcem jest George.- Spojrzała na mnie zła. No tak, hormony dają o sobie znać. A fakt, że mój tata jest dla niej jak drugi ojciec, nie pomaga ich okiełznać.

- Zastanawiam się, czemu ani razu mnie nie odwiedził. Gabe może schodzić na ziemie, więc on pewnie też. Nie rozumiem, nie chciał mnie poznać?- Spojrzałam na nią, jakby ona mogła odpowiedzieć na frustrujące mnie pytania.

- Nie mam pojęcia, co chodziło mu po tej anielskiej głowie, ale jestem pewna, że kiedy się z nim spotkasz, wszystko ci wytłumaczy.- Uśmiechnęła się ciepło, co odwzajemniłam.

- No, chyba że jest kompletnym debilem, to nawet te jego moce nie pomogą mu przed skopaniem jego archanielskiej dupy.- Przez chwile patrzyłam na nią, aż wybuchłyśmy śmiechem.

- Masz racje, nawet one mu nie pomogą, jeśli w ruch pójdzie twój kij bejsbolowy z wyprzedaży.







- Możesz powtórzyć? - Siedziałam na fotelu, w salonie Mike'a. Gospodarz siedział naprzeciwko mnie, w obitej sztuczną skórą kanapie, która była rozłożona i pełna poduszek na dzisiejszy wieczór.

- Zerwaliśmy. - Powiedział wolniej. Czy on właśnie powiedział, że zakończył właśnie związek z kobietą, której jeszcze niedawno chciał się oświadczyć? Cholera, to ja musiałam przejrzeć dziesiątki katalogów z biżuterią, bo on stwierdził, że mój gust jest 'prawie kobiecy, na pewno mniej męski niż jego, a nie będzie prosił Lynn, bo ta dostanie szału zakupowego, a on nie ma zamiaru w najbliższym czasie sprzedawać nerki na czarnym rynku'. Już nawet go zamówił!

- Może wytłumaczysz, Panie-jedno-słowna-odpowiedź? - nachyliłam się nad nim, jak rozjuszona kotka. Gdybym miała pazury, właśnie wycierałby krew z policzka.

On tylko głęboko westchnął i wygodniej ułożył się tak, że teraz leżał, a jego głowa leżała na podłokietniku, a oczy wpatrywały się we mnie.

- Wrócił Fred.- Zmarszczyłam brwi.

- Fred? To ten jej były, co wyjechał do Europy, stawiać swoje hotele?

Skinął głową, a ja z szokiem padłam na oparcie.

- Wróciła do niego? - O mój boże.
Znowu skinięcie. Patrzyłam na niego chyba z trzy minuty.
- I nic z tym nie zrobisz? - zapytałam niepewnie.

- A co mam zrobić,P? Kupić kwiaty i błagać ją na kolanach, żeby do mnie wróciła? Wybrała tego bogatego dupka. Ponoć rzuciła go tam narzeczona i przyjechał tutaj, szukać szczęścia. Najwyraźniej mu się udało.

- Co za idiotka! Przecież byliście wspaniałą parą! Zaprzepaściła ponad dwa lata dla jakiegoś właściciela hoteli?! W ogóle co to z imię? Co, jego rodzice czczą postaci z Harry'ego Potter'a, że dali mu na imię Fred? W takim razie mógłby go napaść jakiś śmierciożerca!- Zagotowało się we mnie.

Mike spojrzał na mnie, a przez jego twarz błysnęło rozbawienie. Szybko podniosłam się i podbiegłam do niego. Wskoczyłam na niego i mocno wtuliłam się w niego. W odpowiedzi usłyszałam tylko jęk.

- Przytyło ci się trochę, a moje zrastające się żebra to odczuły.- Od razu się odsunęłam, ale on ponownie przyciągnął mnie do siebie.

- Ale mogą na to przymknąć oko, w zamian za trochę przytulasów z moją myszką. - Dokończył, a ja zachichotałam. Usłyszeliśmy zamykane drzwi i ciche kroki. Odwróciliśmy się w stronę wejścia, a w drzwiach stanęła Lynn z pełną reklamówką i dwoma kartonami pizzy. Weszła do pomieszczenia i postawiła wszystko na stole.

- Teraz twoja kolej na wykupienie Netflixa, Mike'ie. - Spojrzała na niego, a ja sturlałam się z niego, lądując na podłodze. Cicho syknęłam, ale szybko podniosłam się z zimnych paneli i podbiegłam do przyjaciółki, by zacząć grzebać w pełnej reklamówce i zacząć wyjmować coraz to różniejsze słodycze.

Spojrzałam na Mike'a, który grzebał właśnie w telewizorze, by przenieść zdziwiony wzrok na Lynn.

- Po co ci musztarda? - zapytałam powoli. Ona spojrzała na mnie i wyrwała mi ją z dłoni.

- Miałam ochotę. - Zabrała musztardę, sok bananowy, karton pizzy i ruszyła w stronę wielkiej kanapy, położyła się koło Mike'a, z obrażoną miną. Zachichotałam i ruszyłam w ich stronę.
Usłyszałam ciche pukanie. Przez chwilę myślałam, że to mi się śni, ale kiedy otworzyłam oczy, słyszałam je wyraźniej. Rozejrzałam się dookoła, pomiędzy mną, a Lynn spał Mike, który chrapał niemiłosiernie, a w tle leciał kolejny odcinek naszego serialu. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał pierwszą pięć w nocy. Wzięłam pilota i wyłączyłam telewizor. Pukanie nie ustawało, więc z westchnieniem wstałam i ruszyłam w kierunku korytarza, gdzie potknęłam się o czyjeś buty. Cicho przeklinając, złapałam się szafki, łapiąc równowagę.

Podeszłam do drzwi i po przekręceniu zamka, je otworzyłam. Stanęłam i przetarłam oczy, myśląc, że dalej jestem w krainie Morfeusza.

- Hannah?- Spytałam po chwili. Stała przede mną w ciemnym płaszczu i trochę niepewną miną.

- Jest Mike?- zapytała cicho.

- Śpi. - powiedziałam cicho i zmierzyłam ją wściekłym wzrokiem. Jak śmie tu przychodzić?

- Peachy...- Westchnęła, widząc mój wzrok, a ja założyłam szybko kapcie, któe leżały obok drzwi i przeciskając się koło niej, wyszłam na korytarz, zamykając drzwi i stając naprzeciwko niej.

- Czego chcesz?- Zapytałam nieprzyjemnie. Nie chce jej tutaj, ona skrzywdziła Mike'a. Nie zasługuje, żeby być dla niej miłym.

- Chciałam porozmawiać z Mike'm. Nie odpowiada na moje SMS'y.- Czuła się nieprzyjemnie pod moim spojrzeniem. Dobrze jej tak.

- Dziwisz się? - Przechyliłam głowę i zaplotłam ramiona na piersiach. Na klatce schodowej nie było aż tak ciepło, a ja byłam w samej piżamie.

- Peachy, ja wiem, że jesteście na mnie wszyscy wściekli, ale ja nigdy nie chciałam go skrzywdzić. Kocham Mike'a.

- Więc czemu to zrobiłaś?- zmrużyłam oczy. Kocha go, a odchodzi do innego? Co jest nie tak z tą dziewczyną?

- Kocham też Freda.- powiedziała, patrząc mi w oczy.

- ''Jeśli kochasz dwie osoby wybierz tą drugą, ponieważ jeśli kochałabyś tą pierwszą osobę nigdy nie pokochałabyś tej drugiej.''*- powiedziałam cicho. Ona westchnęła i zaczęła bawić się palcami.

- Peachy, nie zrozumiesz. To zawsze był Fred. Moja wielka miłość. Kocham Mike'a, ale bardziej jako przyjaciela. Ja chcę założyć rodzinę, mieć wspólny dom, a Mike to dalej duże dziecko. Myślisz, że utrzymałby naszą rodzinę, pracując do końca życia w barze? - Mike tak jak ja zbierał na studia, ale od jakiegoś czasu w ogóle o nich nie wspominał.

- On chciał Ci się oświadczyć, głupia! - Jestem zła, że tak mówi o moim przyjacielu.
Przechyliła głowę i westchnęła.

- Przykro mi. - wydukała tylko, a ja prychnęłam.

- To mi przykro, że stracił na Ciebie tyle czasu. - warknęłam i ruszyłam do drzwi.

- Wyjeżdżamy. Do Europy. - Powiedziała szybko, a ja się odwróciłam z ręką na klamce.

- Dałabyś mu to? - Wyciągnęła przede mnie białą kopertę, a ja po chwili zastanowienia chwyciłam ją i skinęłam głową. Jeżeli po tym liście Mike będzie smutny, to osobiście pofatyguje się do tej zakichanej Europy.

- Powodzenia.- powiedziałam cicho.

- Wzajemnie, Peachy.- Weszłam do mieszkania i po zamknięciu drzwi, oparłam się o nie, głośno wzdychając. Poczułam ucisk w głowie.

- Wszystko w porządku, aniele? Obudziłem się i czułem, że jesteś zdenerwowana.- Usłyszałam w swojej głowie głos Aidena, który od razu mnie uspokoił.

- Przepraszam, nie chciałam Cię budzić, kochanie. Opowiem ci wszystko później, teraz wracam do łóżka.- Nie miałam siły mu teraz tłumaczyć przebiegu tej dziwnej rozmowy.

- Dobranoc, aniele.

- Dobranoc. Kocham Cię. - Ucisk w głowie zniknął, a ja ruszyłam do łóżka, okrywając się ciepłą kołdrą.



- Peachy!- usłyszałam nad uchem i się skrzywiłam. Poczułam szarpnięcie za ramię. Jęknęłam i otworzyłam oczy, a przede mną pojawiła się twarz Mike'a.

- Przyszła Mia, kazała cię obudzić.- Mruknął. Zobaczyłam, że nie był w humorze. Usiadłam i spojrzałam na niego. On widząc mój wzrok, podniósł kawałek papieru.

- Wypadł ci z kieszeni, był podpisany moim imieniem, więc otworzyłem.- To był list od Hannah. Skinęłam głową.

- Była tu w nocy. - Powiedziałam cicho. On tylko westchnął.

- Idę po bułki, dziewczyny są w kuchni. - cmoknął mnie w głowę i ruszył w stronę korytarza.
Wyplątałam się z pościeli i ruszyłam do kuchni, słysząc rozmowy dziewczyn.

- Cześć. - Weszłam do pomieszczenia, ziewając. Podeszłam do ubranej w piękny sweter z diamencikami, Mii i cmoknęłam ją w policzek.

Usiadłam koło Lynn, przy białym drewnianym stole, a Mia postawiła przede mną kubek z parującą kawą. Podziękowałam jej cicho.

Zobaczyłam, że obie mi się przypatrują, więc uniosłam brwi.

- Denerwujesz się przed spotkaniem z 'tatusiem'?- Zapytała Mia, a ja zagryzłam dolną wargę.Lynn złapała mnie za dłoń i lekko ją ścisnęła.

- Jaki on jest?- Przecież była aniołem, musiała go poznać. Zobaczyłam, że się chwilę zastanawia.

- Nie znam go za dobrze. Zazwyczaj nie pokazuje się wśród aniołów i widywałam go tylko na spotkaniach. Zawsze wtedy był bardzo poważny, w sumie jak większość Archaniołów, chyba że muszą tacy być, żeby dawać respekt przed innymi.- Napiła się herbaty.

- Aiden też taki był? - Ona w odpowiedzi się tylko zaśmiała.

- Absolutnie nie. Pewnie dlatego był ulubieńcem każdego. - Uśmiechnęła się.

- A teraz idź, się szykuj, bo aniołowie nie lubią czekać.- Puściła mi oczko, a ja z miną dręczyciela ruszyłam do łazienki, słysząc ciche śmiechy dziewczyn.

* Johnny Depp 


_______

JAKIEŚ KOMENTARZE? ;)


xdosiaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top