Część II- Rozdział 12




  - Przyjdę do Ciebie jutro, dobrze? Od razu po zebraniu.- Mia popatrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem.

Coś się dzieje, a ja z Mią nie wiemy, o co chodzi. Od rana wszyscy są spięci i jakby zdenerwowani. Okazało się, że dzisiaj w nocy jest zebranie całego pierwszego kręgu upadłych. Ponoć nie często spotykają się wszyscy razem. Do tej pory poznałam parę osób z pierwszego kręgu, bo z tego, co się dowiedziałam, nieczęsto przebywają w Głównym Domu, mają mnóstwo własnych spraw. Piekło jest tak wielkie, że nie wiem, czy kiedykolwiek dam radę je zwiedzić. I jak się też okazało tutaj, w centrum, nie ma tak wielu upadłych. Skoro jest ich więcej, to ile Aniołów sprzeciwiło się Bogu? Wydawało mi się, że już tutaj jest ich sporo, ale jednak się myliłam. Teraz widzę, jaką Aiden ma władzę, nad iloma upadłymi i innymi stworzeniami.Mia zostaje na czas zebrania, chociaż nie ma upoważnienia do brania w nim udziału. Ma nadzieję, że dowie się czegoś od Max'a. Jak na razie on i Aiden milczą jak grób. Mój chłopak osiągnął chyba najwyższy stopień zdenerwowania. Moje opuszczenie piekła, bardzo ważne zebranie, bo ponoć nie spotkali się wszyscy od siedemdziesięciu  lat, doprowadziło do tego, że Aiden był tykającą bombą. Nikt nawet nie odważył się do niego zbliżyć jakby z obawą o swoje życie.

Staliśmy właśnie pod bramą Piekieł, którą pilnowały wielkie psy. Chociaż zęby miały wielkości mojego wzrostu. O dziwo, jak tylko zobaczyły Aidena, były bardzo spokojne.
- Dobrze, załatwię parę spraw i będę na Ciebie grzecznie czekać. - Mia miała towarzyszyć mi na Ziemi, jak i przy spotkaniu z aniołami.

- Jakie sprawy? - Spojrzałam na Aidena, który jak do tej pory stał za nami, przy swoim czarnym jak węgiel koniu.

- Zniknęłam bez słowa, jak myślisz, nikt tego nie zauważył? W pracy pewnie wywiesili mi zdjęcie z napisem ' zakaz wstępu'. Mike pewnie myśli, że mnie porwałeś, a fakt, że nie ma mnie przy mojej najlepszej przyjaciółce w trudnym dla niej okresie, zaowocował pewnie tym, że sprzedała mojego kota na targu za słoik nutelli. - Uniósł brwi, ale nie odezwał się, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo mi ciężko, że muszę go tu zostawić, nie wiem, jak oboje to wytrzymamy. W dodatku Aid ma teraz ciężki okres, a ja jako jego dziewczyna powinnam z nim być. Mam tylko nadzieję, że szybko załatwię sprawę z Raphael'em i niedługo wrócę tu z powrotem.

- Pamiętacie, że macie tylko trzy dni? Jeżeli do tej pory nie wrócicie, nie będzie miło.- Jest strasznie nadopiekuńczy.
- Aiden...
- Dam wam chwilę. - Powiedziała Mia i odeszła od nas. Zbliżyłam się do Aidena, na co jego koń z zadowoleniem prychnął.
- Obiecałem Cię chronić. Pamiętasz? Taka była umowa.- Popatrzył na mnie, a ja westchnęłam.
- Chyba już nie jestem przynętą na demony, co? Teraz umiem się obronić, nie martw się. - Złapałam go za dłoń.
-Nie wybaczę sobie, jeśli coś Ci się stanie, rozumiesz? Raz cię straciłem.
- Miejmy nadzieję, że teraz też trafiłabym do piekła.
- Peachy!
-Żartuje! - Zaśmiałam się z jego oburzonej twarzy. Złapałam ją w dłonie i przybliżyłam się bardziej.
- Pomyśl o tym tak, że im szybciej pójdę na Ziemię, tym szybciej wrócę.- Pogłaskałam jego policzki kciukami i cmoknęłam go w nos.
- Na Ziemi dalej są demony. - Nie był przekonany.
- Gdyby działo się coś złego, od razu powiem Ci to przez połączenie, zgoda?- Nie do końca nam to wychodzi, ale mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Sama mam obawy, żeby wrócić tam bez niego.

- Czas goni, gołąbeczki. Zaraz masz spotkanie z Asmodeuszem, Aid.- Usłyszeliśmy Mię. Aiden westchnął i oparł swoje czoło o moje.

- Jak włożę jej poduszkę do buzi, dalej będzie gadać? - Wymamrotał, a ja zachichotałam.

- Słyszałam! - ze śmiechem wtuliłam się w klatkę piersiową Aidena, a ten okrył mnie ramionami. Poczułam długi pocałunek na głowie.

- Kocham Cię. - Powiedziałam cicho. Czuję się, jakbym wyjeżdżała na rok, a nie parę dni. Aż tak uzależniliśmy się od swojej obecności?

- Kocham Cię mocniej, aniele. - Usłyszałam nad uchem. Pokręciłam rozbawiona głową, uśmiechając się.

- Też was kocham. - Usłyszeliśmy za sobą. Aiden westchnął po raz kolejny.
- Chyba potrzebuje tej poduszki.- Powiedział, odsuwając się ode mnie, a Mia spojrzała na niego oburzona.
- Kocham was - Powiedziałam cicho i ruszyłam w kierunku bramy. Spojrzałam jeszcze na nich i po chwili przeszłam przez wrota. Zrobiło się ciemno, a ja poczułam, jak spadam.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Stałam w salonie w moim i Lynn mieszkaniu. Nie zmieniło się tu za dużo. No może, nie licząc bałaganu. Okropnego w dodatku. Było cicho, więc ruszyłam w stronę pokoju Lynn. Przechodząc koło kuchni, nikogo tam nie zauważyłam, więc Lynn musiała być w swoim królestwie. Stanęłam pod drzwiami i nacisnęłam klamkę. Pierwsze co, to usłyszałam świst nad głową.

- Cholera! - Wydarłam się i odskoczyłam do tyłu.
- Peachy?! - Spojrzałam na Lynn leżącą w łóżku ze zszokowaną i przestraszoną twarzą, a koło mnie stał Jay z kijem bejsbolowym w ręku, równie zszokowany.
- Peachy! Mogłem cię zabić!- Kiedy wyszedł z szoku, krzyknął i upuścił kij. Stałam zszokowana.
- Myśleliśmy, że to włamywacz.- Wyjaśniła Lynn.
- Co? - Nie mogłam wyjść z szoku.
- Usłyszeliśmy kroki.- O mój boże. Gdybym była wyższa, pewnie skończyłabym jako plama na ścianie. Jay pewnie nie spodziewał się, że jego ' włamywacz' będzie miał metr sześćsiesiąt wzrostu.

Zbliżyłam się do łóżka i siadłam koło Lynn.
- Skąd do cholery macie kij bejsbolowy?- Popatrzyłam na nich jak na wariatów. Lynn zagryzła wargę i spojrzała na mnie.

- Był w promocji.- Wzruszyła tylko ramionami. Nie minęła sekunda, a wisiała mi na szyi.

- Tak się stęskniłam, nie wiedziałam kompletnie co się z Tobą dzieje, dziewczyno! - Wykrzyczała mi do ucha i obdarowała moje policzki cmoknięciami. Objęłam ją i zamknęłam oczy.

- Przepraszam, Lynn. To się więcej nie powtórzy! Od teraz nawet chcąc iść do łazienki, powiem ci o tym. - Zaśmiałyśmy się. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła się szeroko. Spojrzałam na dół, z obcisłej koszulki było widać zarys małego brzuszka. Wyciągnęłam rękę i delikatnie go pogłaskałam. Lynn złapała mnie za dłoń i posłała mi ciepły uśmiech.

- Jak się czujesz? - Ona wzruszyła tylko ramionami.

- Całkiem okej, nie mogę tylko znieść widoku brokułów, a on wciąż je we mnie wpycha. - Spojrzała oskarżycielsko w stronę Jay'a, który dalej stał na środku pokoju.

- Bo mają dużo witamin. - Wywrócił oczami i ruszył w naszą stronę. Usadowił się koło Lynn i objął ją ramieniem. Spojrzałam na nich i uniosłam brew. Oczekuje wyjaśnień, kochani.

- My... jesteśmy razem. - Powiedziała niepewnie Lynn. Pokiwałam lekko głową.

- A co z Liamem? - Wydawało się, że był to raczej poważny związek. Ale, coż się dziwić. Dziecko może zmienić wszystko.

- Zostaliśmy przyjaciółmi.- Skinęłam głową. Spojrzałam na Jay'a. On odwzajemnił spojrzenie.

- Chcę Cię przeprosić, P. Odwalało mi w ostatnich miesiącach, i to nieźle. Dziękuję, że przy mnie zostałaś. Jesteś najlepszą przyjaciółką. - Zgarnął mnie w ramiona, a ja odwzajemniłam mocny uścisk. Brakowało mi mojego Jay'a.

- Wszystko wybaczone. Tylko to ma się nie powtórzyć, jasne? - Odsunęłam się od niego i spojrzałam niby groźnie.

- Ma się rozumieć, przestałem pić. Miałem przez chwilę małe problemy w pracy, ale już wszystko się naprawiło. Muszę zapewnić dobry start naszej księżniczce.- Popatrzył na brzuch Lynn.

- To dziewczynka? - spytałam zszokowana, a Lynn spojrzała na Jay'a z politowaniem i pokręciła głową.

- Ubzdurał to sobie. Na USG nic nie wykazano, bo leży w złej pozycji. - Wytłumaczyła mi.

- I tak wiem, że to dziewczynka. Malutka księżniczka tatusia.- W oczach Jay'a widziałam coś, czego od dawna nie widziałam. Szczęście. Lynn wywróciła oczami, ale ja znając ją jak nikogo innego, widziałam, że też cała tryska szczęściem. To dobrze, że im się układa. Są dla mnie jak rodzina.

- Nareszcie znowu razem, co? - Uśmiechnął się Jay i przytulił nas. Zaczęłyśmy się wyrywać, bo zaczął nas łaskotać.

- Nie śpieszysz się czasem do pracy, kotku? - Wykrzyczała Lynn, próbując wyrwać się spod tych tortur. Po chwili puścił nas i ze śmiechem wstał. Ruszył w kierunku drzwi, ale po chwili się obrócił.

- Jak tam wakacje, P? - Spojrzałam na niego.

- Wakacje?- Zmarszczyłam brwi.

- No tak, była tu taka blondyna, chyba siostra tego twojego przerośniętego chłopaka, i mówiła, że wyjechaliście odpocząć.- On mówi o Mii. Cholera! Całkiem o tym zapomniałam. Moje zniknięcie przekazała wszystkim jako wyjazd w celu odpoczynku.

- A, no tak. Było super! Aż nie chciało się wracać. Później dam Ci pamiątkę. - Ta, chyba wyczaruje sobie ją z niczego. Modliłam się, żeby to łyknął. On tylko uśmiechnął się i ruszył z powrotem do wyjścia z pomieszczenia.

- Mam tylko nadzieję, że to nie kolejny magnes.- Kiedy usłyszałam trzask drzwi od łazienki, odwróciłam się do Lynn, któa patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić. Uniosłam brwi.

- Mów. - Ona chyba w odróżnieniu od Jay'a, tego nie kupiła. 


_______

MIŁEGO WIECZORU

xdosiaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top