Część II- Rozdział 1






  Otworzyłam oczy, kiedy poczułam szturchnięcie. Zamrugałam kilkukrotnie i potrząsnęłam delikatnie głową. Zmarszczyłam czoło i rozglądnęłam się dookoła, nie będąc w stanie zidentyfikować, gdzie jestem. I jak się tu znalazłam tak na dobrą sprawę również. Wokół mnie było wiele ludzi. To wyglądało jak jakaś pielgrzymka. Ludzie byli w różnym wieku, różnych narodowości i z tego co zdołałam wychwycić, posługiwali się różnymi językami. Stałam na środku i skupiłam się na otoczeniu. Było tu dziwnie chłodno mimo tego, że miałam na sobie ciepłą bluzę. Ziemia była wydeptana i kiedy wszyscy ci ludzie szli w jednym kierunku, unosił się z niej kurz. Dookoła nie było nic, kiedy spojrzałam w górę, też nic szczególnego nie ujrzałam. Nie było nieba. Wszędzie rozlewała się czerń. Spojrzałam na kobietę w starszym wieku, która akurat obok mnie przechodziła i złapałam ją delikatnie za ramie, a ta gwałtownie się odwróciła, mamrocząc coś pod nosem.


- Przepraszam, wie Pani może, gdzie jesteśmy? - Mówiłam powoli, ale kobieta tylko coś pisnęła, kiedy spojrzała na moją twarz i wyrwała mi się, wtapiając się w tłum. Westchnęłam cicho i odgarnęłam dobie niesforne włosy z czoła.

- To pewnie przez oczy.- Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka, na oko parę lat ode mnie starszego. Spojrzałam na niego, był ciemnym blondynem, niewiele wyższym ode mnie. Miał może 170 centymetrów wzrostu, a mimo to i tak był wyższy.

- Słucham? - Spojrzałam zdziwiona.
- Świecą.- Wychwyciłam brytyjski akcent. Świecą? O mój boże. Zamknęłam szybko oczy i próbowałam się uspokoić. To chyba przez ten stres, znowu nie panuje nad mocami. Po paru głębszych oddechach otworzyłam oczy i spojrzałam na nieznajomego, a on tylko kiwnął głową, że już wszystko okej. Westchnęłam z ulgą. Jak mogłam się nie kontrolować przy ludziach.

- To całkiem fajny trik, umiesz zrobić coś jeszcze? - Wydawał się zachwycony, a ja dalej rozglądałam się dookoła.
- Powiesz mi, gdzie jesteśmy? - Zbyłam jego wcześniejsze pytanie. Musiałam się dowiedzieć, gdzie jestem i jak daleko od domu.

- Czy możesz sprawić, że moje też się zaświecą? Jak taka magiczna sztuczka. Widziałem często, że magicy robili sztuczki na widowni. Raz babcia zabrała mnie na taki występ. Zahipnotyzowali mnie, czaisz? Normalnie sprawili, że udawałem kurę przed dwustu osobową widownią. Niezły odlot! - Ruszył razem z tłumem, wciąż patrząc na mnie, a ja szybko za nim.
- Nie teraz. Proszę, powiedz mi gdzie jesteśmy!- Złapałam go za ramię i obróciłam do siebie i zamarłam.

- Ty krwawisz! - Szybko dopadłam do niego i już chciałam złapać za zakrwawioną koszulkę, wystającą spod kurtki, kiedy zatrzymała mnie dłoń zaciskająca się na moim nadgarstku. Spojrzałam w górę, w oczy nieznajomego i zamarłam, kiedy to powiedział.

- Oczywiście, że krwawię, magiku! Przecież nie żyje. Tak jak ty.- I uśmiechnął się rozbawiony.


_____ 

MACIE TEN PIERWSZY ROZDZIAŁ. ZASKOCZENI?;) Xd

xdosiaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top