28. The Tuman Show
Ta-daaam!
Przed nami wyjaśnienie wszystkich dotychczasowych zagadek, dotyczących Kędziora i jej podejrzanego zachowania. Dobrawa i bliźniaki nareszcie się ze sobą rozmówią, by doprowadzić do długo oczekiwanego przez wszystkich happy endu!
Hurra! Mamy szczęśliwe zakończenie! Ale i tak maleńką łyżeczkę dziegciu (a raczej – nutelli) musiałam do niego od siebie dołożyć. Cóż by to było za zakończenie bez afery? :P
Enjoy!
♥♥♥
Siedzieliśmy w ogródku Kędzierzawych, tym razem już we trójkę, jak za starych, dobrych czasów mojej znajomości z bliźniakami. Kanapki, które zabraliśmy ze sobą, zniknęły już prawie całkowicie, chociaż głównie za sprawą mnie i Ej Ty, bo Kędzior, nie wiedzieć czemu, jednak wzgardziła pysznym przecież pasztecikiem i zrobiła sobie obrzydliwą, mamałygowatą owsiankę.
Gdy podzieliłam się z nią uwagą na temat tego paskudztwa, odparła, że lubi, gdy jedzenie odzwierciedla jej aktualny nastrój, po czym ironicznie wzniosła w moją stronę toast pełną łyżką kleistej brei. I jak ona niby chciała ze mną romansować? Nasze języki były na to zbyt cięte, stworzone do mówienia sobie wzajemnych złośliwości, a nie do... no, wiadomo czego.
– A wiesz, że ona na początku to wcale nie w tobie się zakochała? – rzucił nagle Ej Ty, wbrew temu, jak zarzekał się, że słowa od niego na ten temat nie usłyszę.
Kędzior, wyraźnie wściekła, próbowała zaprotestować, ale że sekundę wcześniej wpakowała do buzi tę wielką porcję owsianki, wyszło jej tylko bulgoczące "szaaamaa!".
– No tak, pyszna szama, widzimy właśnie jak bardzo ci smakuje, już nie musisz tak krzyczeć. – Odgryzłam się jej za wcześniejszy docinek o tym, że to dzięki mnie ma taki "owsiankowy" nastrój.
– Powiedziałam: "shut up*", a nie "szama"! – Doprecyzowała, kiedy udało jej się przełknąć problematyczne pożywienie. – Tylko możliwe, że nieco niewyraźnie. Ale ten tuman mnie wkurzył i musiałam natychmiast zareagować.
Kędzierzawy wychylił się z zajmowanej razem ze mną ławeczki i oskarżycielskim gestem skierował swój palec wskazujący w stronę siedzącej naprzeciwko siostry.
– O nie, Kędziorku mój drogi! Możliwe, że jestem tumanem, ale ty za to zamiatasz problemy pod dywan! Przecież Dobrawa i tak już wie o twoich preferencjach, więc po co dalej nakręcasz atmosferę dram i niedomówień?
– Nie nakręcam, po prostu nie mielę jęzorem na temat perypetii miłosnych, ani swoich, ani twoich, ani niczyich! I ty też, temacie, łaskawie nie wypowiadaj się na ten tuman!
Na chwilę pomiędzy kłócącym się rodzeństwem zapadła cisza; ja też się nie odzywałam, bo po pierwsze – nie chciałam się wtrącać, a po drugie – usilnie próbowałam rozkminić, co też było nie tak z ostatnimi słowami Kędzierzawej, że zdołała nimi wprawić w konsternację nie tylko mnie i Ej Ty, ale nawet samą siebie.
Wszyscy siedzieliśmy z ogłupiałymi minami i aż dziw, że trzy strużki dymu ulatniające się z naszych czaszek nie zaalarmowały jeszcze pobliskiej straży pożarnej. W końcu jednak autorka kontrowersyjnej wypowiedzi ocknęła się jako pierwsza, odgarnęła loczka z oczka, podrapała się po czole i zwróciła się do brata:
– To znaczy... Miało być: tumanie, nie wypowiadaj się na ten temat. Przepraszam za przejęzyczenie.
– A nie, w takim razie wszystko w porządku. – Ej Ty przytaknął zgryźliwie, po czym załadował sobie do ust ostatnią kanapkę z talerza.
Z rezygnacją opadł na oparcie ławki, na którym nonszalancko ułożył wyciągnięte ramię tuż za moimi plecami. Mogłabym się założyć, że ten gest miał być wyrachowanym pstryczkiem w nos Lokowanej, bo siedząc koło mnie w takiej pozycji, technicznie rzecz biorąc mnie obejmował. Tak też to chyba odebrała sama zainteresowana, gdyż zauważyłam niebezpieczny błysk w jej oczach i zacięty grymas niezadowolenia, wymalowany na twarzy.
– No dobra, ale o co to całe przedstawienie? Przecież wiem, że w ósmej klasie bujałaś się w tym... jak mu tam... no, w tym małpiatym koledze z poprzedniej szkoły. – Spróbowałam podpuścić przyjaciółkę do zwierzeń.
– No, w Pawianie! – zachichotał Kędzierzawy.
– Fabianie, ty bezmózgi złośliwcze! – Kędzior stanęła w obronie byłej sympatii, a następnie zwróciła się do mnie. – Faktycznie, miałam wtedy crusha na niego, ale domyślam się, że Ej Ty nawiązywał do kogoś innego w swoich przytykach co do mojego zakochiwania się.
– Do kogo?
Kędzior odstawiła pustą miskę po owsiance na ogrodowy stolik i usadowiła się wygodniej w swoim wiklinowym fotelu, jakby szykując się do długiej i ciężkiej rozmowy.
– Do naszego wroga publicznego numer jeden, Donatki.
Ej Ty zacisnął rękę na moim ramieniu, dodając mi w ten sposób otuchy, chociaż dokładnie takiej odpowiedzi się przecież spodziewałam. Miło było jednak wiedzieć, że mam jego wsparcie. Kędzierzawy na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że to, co za chwilę usłyszę, nie będzie dla mnie łatwe. Dla jego siostry pewnie też nie, dlatego posłałam jej pokrzepiający uśmiech, zanim zaczęła kontynuować swoje wyznanie.
– Jak się tu przeprowadziliśmy i zaczęliśmy chodzić z wami do klasy, Donata od razu mi się spodobała. Ale byłyście wtedy nierozłączne, więc chcąc się zbliżyć do niej, musiałam się zakumplować też z tobą. No i sama wiesz, że Donka się zdystansowała i odsunęła na bok, a między nami kliknęło dosyć szybko i nawet Ej Ty się z tobą zaprzyjaźnił, mimo że zawsze od dziewczyn trzymał się z daleka.
"No i niech tak pozostanie, bardzo dobry nawyk" – pomyślałam, zerkając z ukosa na siedzącego obok Lokowanego.
– Nadszedł koniec szkoły, a ja kombinowałam, jak oswoić Donatę, która im bardziej wrogo była do nas nastawiona, tym bardziej mnie do siebie przyciągała. Zobaczyłam swoją szansę podczas wyboru profilu klasy w liceum; poszłam na biol-chem nie dlatego, że tak dziko wielbię hodować pantofelki, ale w takim układzie miałyśmy być z Donką jedynymi osobami z naszej podstawówki w tej nowej klasie, reszta rozlazła się przecież między humanem, mat-fizem i jeszcze innymi szkołami.
– Kędzior liczyła na to, że Donatka z braku laku będzie się z nią trzymać... No i przez wakacje moja siostra, dotąd twardo stąpająca po ziemi, robiła wielkie plany i snuła nadzieje, że usiądą z Donatellą razem w ławce i będą dzielić się drugim śniadaniem. – Ej Ty nie wytrzymał i na koniec parsknął śmiechem.
Trzepnęłam go w nogę z dezaprobatą, ale na szczęście okazało się, że na wspomnienie tych naiwnych oczekiwań i marzeń Kędzierzawa też się roześmiała. Uff, czyli już to w sobie przepracowała. Nie przeszkodziło jej to jednak, by poczęstować braciszka widokiem swojego najdłuższego palca u lewej ręki. Zaraz potem wróciła do opowieści, zadając mi pytanie:
– Wiesz, co było w tym najgorsze? Wzdychając do Donaty, równocześnie musiałam udawać przed tobą, że też tak samo jak ty jej nie znoszę... A tak naprawdę miałam nadzieję na wasze wielkie pojednanie za sprawą mojej osoby, kiedy już uda mi się ją do siebie przekonać. Czyniłam rozmaite próby okiełznania nieprzychylnej Donki, robiłam idiotyczne podchody...
– Tymczasem guzik, bo na biol-chem w drugiej klasie przyplątała się z jakiejś wiochy Klaudusia i zastawiła na Donię swoje sidła, kiedy tylko zobaczyła pierwszego dnia, jak Leo podrzucił ją pod szkołę. Zatem Kędzior musiała się w kant tyłka pocałować ze swoimi planami miłosnej ofensywy, gdyż Donatka była zapatrzona tylko i wyłącznie w nową przyjaciółeczkę. – Wtrącił zaaferowany Ej Ty.
– Czy ty umiesz przez chwilę siedzieć cicho? – ofuknęłam go. – To jej historia, nie wtrącaj się! Ja wiem, że dzieliliście ze sobą łono matki, ale mózgi macie na szczęście osobne, a ty się zachowujesz, jakbyś siedział jej w głowie!
Kędzierzawy przerwrócił oczami, a jego siostra wstała na chwilę z fotela, by przybić mi piątkę. Uczucia damsko-męskie swoją drogą, ale nie zamierzałam odpuszczać na ich rzecz babskiej solidarności!
– Dzięki, Dobrawa! Wracając do tematu... Jedynym plusem mojego nieszczęsnego zauroczenia okazało się to, że serio spodobało mi się na profilu biologicznym i dobrze się tam odnajdywałam. Poza tym, pod wpływem Klaudusi Donatce coraz bardziej wypaczał się charakter i robiła się niemożliwie pindziowata, tak że nawet całkiem szybko się z niej wyleczyłam. Zwłaszcza kiedy byłam świadkiem, jakie okropne i wredne rzeczy potrafiła o tobie wygadywać. Przepraszam, że w ogóle brałam ją pod uwagę wiedząc, co to za kawał jędzy...
– Daj spokój, na początku nie była aż taką flądrą, faktycznie gdzieś od połowy tego roku szkolnego się rozkręciła. Nie masz za co przepraszać. – Uśmiechnęłam się do Kędzierzawej, bo wyglądała na raczej podminowaną. – Ale skoro sobie ją odpuściłaś, to skąd późniejsza zażyłość? Wspólne wyjście na piwo, pocałunki... I mam na myśli nie tylko te wczorajsze, na łące!
Ej Ty zaczął chrząkać jak krztuszący się prosiak, a Kędzior popisowo spaliła buraka, posyłając mu nienawistne spojrzenie.
– Ty paplo! Skończysz jak Jurand*, niech no cię tylko dorwę w swoje ręce!
– Ja nic nie mówiłem, tylko wspomniałem! Byłem pewny, że już dawno gadałaś o tym z Dobrawą! Skąd miałem wiedzieć, że zgrywałaś takiego tajniaka od siedmiu boleści?
– Siedmiu boleści, a nawet więcej, to ty zaraz zaznasz. – Kędzior udała, że zaciska palce na szyi brata, ku mojej uldze nadal siedząc na swoim miejscu. Istniała więc szansa, że jeszcze może przez pięć minut się nie pobiją i uda mi się wysłuchać opowieści do końca.
– Jeeeremiaaasz! – Sprzeczka bliźniaków została niespodziewanie przerwana przez wrzask pani Kędzierzawej, która przez okno kuchenne nawoływała swego męskiego potomka. – Wstawiam pranie, a w koszu nie ma ani jednej twojej rzeczy! Jak mi zaraz nie przyniesiesz wszystkich brudnych skarpet i gaci spod łóżka, to przysięgam, że przez następny tydzień będziesz chodził boso i z gołą d...
– Dobrze, już idę, daruj sobie szczegóły mojej anatomii! – Ej Ty niemrawo podniósł się z ławeczki, marudząc przy tym na zachowanie swojej mamy. – Jakim cudem ona oczekuje pełnego kosza na brudy, skoro katuje pralkę po kilka razy dziennie? Przecież ja nie zdążę tych wszystkich ciuchów założyć, a ona już znowu pierze...
– W takim razie po co tam leziesz, skoro jesteś taki pewien, że nie zostawiłeś żadnych śmierdzących skarpet pod łóżkiem? – dogryzła mu Lokowana z triumfalnym uśmieszkiem.
– A, bo to nigdy nie wiadomo, co tam człowiekowi przypadkiem upadnie na podłogę... Potem się nie zauważy, wkopnie pod łóżko... Tak wiecie – zupełnie niechcący... W sumie lepiej sprawdzić, jak jest akurat ku temu okazja. – Mówiąc to, Kędzierzawy cofał się stopniowo w kierunku domu, żeby na koniec odwrócić się na pięcie i pobiec tam galopem, tak aby jego siostra nie mogła go już dalej pogrążać swoimi złośliwymi pytaniami.
Przygłup, ale cwany.
– No dobra, to teraz już bez bujania! – Skorzystałam z okazji, że w końcu nikt nie będzie nam przerywał i od razu przyparłam Kędziora do muru. Metaforycznie, oczywiście. – Co to była za akcja żłopania piwska i wymiany śliny z Donatką?
– Nie wymieniałyśmy śliny, każda piła ze swojej butelki...
Oho, ta też próbowała być cwana, a przygłupa, dla odmiany, chciała zrobić ze mnie.
– I naprawdę sądzisz, że taka odpowiedź mnie usatysfakcjonuje?
– No nie, ale usiłowałam zachować resztki godności. Tonący brzytwy się chwyta, prawda?
– To co, na litość wszelką, wydarzyło się tam takiego, że porównujesz się do topielca?
– Niedoszłego topielca. – Poprawiła mnie. – Dopóki nie zdradziłam ci wszystkich upokarzających szczegółów, to wciąż unoszę się na powierzchni.
Spojrzałam na nią z politowaniem.
– Taaa, na powierzchni... Chyba szamba.
– A żebyś wiedziała... – Zafrasowała się Lokowana. Już sama nie wiedziałam, czy mam się na nią wściekać, czy jej współczuć.
– Weź to w końcu z siebie wyduś i zmień zbiornik wodny na jakiś mniej śmierdzący, co? To Donacisko nie jest warte tego, żeby dla niej nurzać się w takim gnojowisku.
Kędzior zakryła twarz dłońmi, przez co ledwo dało się usłyszeć wydostające się z jej ust zażenowane mamrotanie. Opuściłam więc ławeczkę i tym razem to ja dosiadłam się do przyjaciółki, umieszczając swój szacowny zad na oparciu wiklinowego fotela. Miałam tylko nadzieję, że Kędzior opowie mi już wszystko bez zbędnych uników, bo strasznie mi się ta wiklina wbijała w tyłek.
– Naprawdę spotkałam wtedy Donatkę w drodze na twoje osiedle i od razu miałam złe przeczucia. Zagadnęłam ją, żeby dowiedzieć się, co tam robiła, bo była taka nastroszona, że już na odległość skwierczała nienawiścią do ciebie.
– Może się bała, że Odkurzacz odgryzł Mieszkowi to i owo i przez to nie będzie miała z nim nic do roboty podczas wakacji pod namiotem. W końcu wiadomo, w jakim celu się jeździ na takie wypady. Na pewno nie po to, żeby grać w bierki. – Zaśmiałam się ponuro.
– Obstawiam, że spośród wszelkich możliwych gier, oni akurat wybraliby grę wstępną.
No proszę, komuś się tu dowcip wyostrzył, bardzo dobrze. To znaczy, że udało mi się rozluźnić atmosferę. Na moje szczęście Kędzior popłynęła już na tej fali ciętego humoru i odsłoniwszy twarz, wróciła do opowiadania o swoich zeszłotygodniowych doświadczeniach z Donatą. Doświadczeniach wielowymiarowych, jak się okazało.
– Zaproponowałam jej piwo, bo z jej wściekłej, chaotycznej gadki wywnioskowałam błędnie, że udało ci się jakimś cudem dopaść Mieszka i poczułam ukłucie zazdrości, że ty będziesz mieć swojego fagasa, a ja zostanę sama. No i nagle głupio zapragnęłam dać jej ostatnią szansę i spróbować się do niej zbliżyć...
– To nie ja dopadłam Mieszka, tylko Odkurzacz! – Załamałam ręce na rewelacje, jakimi Donka poczęstowała ogłupiałą Lokowaną.
– Teraz wiem. Wtedy mój mózg odrzucał wszystkie logiczne wyjaśnienia na rzecz mglistej nadziei zawarcia porozumienia z Donatką. Przyszło mi do głowy, że skoro na trzeźwo nie pozwoliła się oswoić, to może odrobina alkoholu pomoże nam skruszyć lody... Nie przewidziałam, niestety, że "odrobina" w wykonaniu doświadczonej imprezowiczki Donatelli wyniesie pięć butelek trunku. Który, notabene, ja zobowiązałam się postawić, bo sądziłam, że skończy się na góra dwóch piwach... A te pięć butelek to tylko na nią jedną, swojego browara nawetnie liczę...
Choćbym nie wiem jak próbowała uciec przeznaczeniu, ta rozmowa i tak w którymś momencie musiała zaowocować soczystym fejspalmem i ten moment właśnie nastąpił. Kędzior wzruszyła tylko ramionami na dźwięk głośnego plaśnięcia, odbijający się od mojego czoła.
Już wcale mnie nie dziwiło, jakim cudem ta pindzia, która miała się za nie wiadomo co, zgodziła się nagle spotkać z Kędzierzawą, której istnienia na co dzień zdawała się przecież nie dostrzegać. Trafiła jej się frajerka, dzięki której mogła nażłopać się za darmo, to wiadomo, że ochoczo zeszła z piedestału i łaskawie pozwoliła przebywać jej w swoim towarzystwie, byle tamta za nią zapłaciła. A biedna Lokowana myślała, że to z rodzącej się do niej nagle sympatii...
– Chciałaś prawdy, to ją masz, na własną odpowiedzialność! Ostrzegałam, że to nie będzie mnie stawiało w najlepszym świetle. – Oznajmiła z kwaśną miną.
– No dobra, to przenieśmy się teraz pięć piw później. – Stwierdziłam, że pora już kończyć tę historię, bo pomału zaczynała mnie przerastać.
– Pięć piw i z pięć milionów wyzwisk pod twoim adresem później... – Kędzior zawiesiła wymownie głos, ale ja tylko chrząknęłam znacząco – ...mieszkowa oblubienica osiągnęła już taki stan upojenia alkoholowego, że zrobiło jej się wszystko jedno, przed kim wylewa swoje żale. I w pewnym momencie, ni stąd, ni zowąd zaczęła mnie obłapiać.
– A ty, zamiast uciekać od niej w te pędy, bo ewidentnie coś w jej zachowaniu było nie w porządku, to z radości omal nie pogubiłaś rąk, tak ochoczo się przyłączyłaś do tego obłapiania?
– Wzięła mnie z zaskoczenia! Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się to nie spodobało...
– No właśnie. A powinno! I nie dlatego, że mam coś przeciwko całującym się dziewczynom, ale przeciwko tej jednej, konkretnej dziewczynie – owszem! I to całkiem sporo!
– Już się tak nie unoś, bo na tym się zakończyła nasza szalona historia miłosna, która trwała z dziesięć sekund może. Jak nagle Donka się do mnie przyssała, tak nagle wypuściła mnie z objęć, po czym beknęła mi w twarz i sobie poszła bez słowa.
– To gdzie wy w ogóle piłyście to piwo? W terenie? Niemożliwe, by w lokalu nikt się do was nie przyczepił po takim występie...
– Pfff, w lokalu to bym się nie wypłaciła. Byłyśmy nad rzeką, niedaleko miejsca, w którym Ej Ty zbierał później zioła na swoją uszkodzoną nogę. W napitki zaopatrzyłam nas po drodze, w tym małym sklepiku pod szkołą.
– I stamtąd, w takim stanie, Donatka zdołała dojść do domu? – Muszę przyznać, że byłam pełna podziwu dla jej zmysłu równowagi.
– A gdzie tam. Dogoniłam ją i podprowadziłam we właściwe miejsce, ciągle jeszcze niesiona nadzieją, że to był właśnie początek naszej nowej relacji, więc chciałam zadbać o Donkę, by bezpiecznie dotarła do domu. Gdyby nie ja, to wykorbiłaby już na pierwszym zakręcie, tak jej się plątały nogi. W dodatku, jak to zwykle ona, miała jedne z tych swoich szczudlastych buciorów.
– Co ona z tobą zrobiła... – powiedziałam z niedowierzaniem, kręcąc smętnie głową.
– Nabiła mnie, nomen omen, w butelkę, hehe. – Zaśmiała się Kędzierzawa bez grama wesołości. – Wcale nie zamierzała ze mną zaczynać żadnej relacji, no chyba że wejście na wojenną ścieżkę można nazwać relacją. Ale na pewno nie romantyczną.
– Skąd wiesz? Gadałaś z nią o tym? – Zlazłam w końcu z oparcia fotela i rozmasowałam sobie powgniatany od odstającej wikliny pośladek.
Kędzior musiała uznać to za sygnał zakończenia ogródkowego posiedzenia, bo też wstała, zebrała ze stolika puste naczynia i zaczęła kierować się w stronę domu. Nie mając wyjścia, poszłam za nią.
– Zadzwoniłam do niej na następny dzień, jeszcze zanim tu do nas przyleciałaś z pretensjami... Niczego nie pamiętała, a w dodatku akurat przyszła do niej Klodzia, więc Donatka, jak na przykładną, romantyczną heroinę romansu, rozłączyła się ze mną soczystym: "Spier..."
– ...dalej o tym gadacie? – zdziwił się Ej Ty, na którego natknęłyśmy się w kuchni, gdzie Kędzior udała się, by zapakować talerze do zmywarki. Musiał już uporać się ze swoimi brudami spod łóżka, bo siedział przy stole i wpierdzielał krem czekoladowy łyżeczką wprost ze słoika. Nie, żeby przed chwilą wmłócił kilka kanapek...
Loczek zignorowała brata i zwróciła się do mnie, kontynuując przerwaną myśl:
– W każdym razie, mało wylewnie mnie pożegnała, ale za to bardzo wymownie. Wobec takiego obrotu spraw troszkę się załamałam i stwierdziłam, że wszystko mi już jedno. Chciałam zadzwonić do ciebie i do wszystkiego ci się przyznać, ale nie odbierałaś. Pewnie wtedy kłóciłaś się z Zapłodnikiem o tego jakiegoś przywódcę mafijnej rodziny Kamizi.
– Ha! Tak właśnie było! A dokładniej, to uciekałam w tamtym właśnie momencie z domu i nawet słyszałam, że dzwonisz, ale duma nie pozwoliła mi się wrócić po telefon.
– Tak jak mnie duma nie pozwoliła jednak wyznać ci prawdy. Przybiegłaś do mnie taka nabuzowana po wizycie w domu Donatki, że aż mi tchu brakło, pamiętasz? Byłam niemal pewna, że Donka przede mną tylko udawała zanik pamięci, a tak naprawdę doskonale pamiętała amory przy piwie i ci o nich opowiedziała, żeby mnie skompromitować. Ależ mi kamień spadł z serca, gdy zorientowałam się, że o niczym nie wiesz! Na moje szczęście nie odsłuchałaś nawet nagrania z poczty głosowej, a przez następnych kilka dni truchlałam ze strachu, że sobie o nim przypomnisz!
– To co tam było, w tym nagraniu? Moja komóreczka pewnie miała niezłą uciechę, usuwając je z pamięci...
Ej Ty zaśmiał się, mlaskając głośno znad słoika swojego przysmaku.
– Jak ty byś czegoś tym telefonem nie odwaliła, to by aż dziwne było!
– Ucisz się – syknęła Kędzierzawa, podnosząc się znad zmywarki. – Jeszcze cię zęby od tego słodkiego świństwa nie rozbolały? To zaraz im w tym pomogę.
Ech, a ci znowu zaczynali swoje przepychanki.
– Daj mu spokój. Jak dla mnie, to mogą mu nawet wszystkie zęby wypaść, Rodzicielka mu później nowe wstawi. Powiedz mi lepiej w końcu, co takiego nagrałaś mi na pocztę głosową?
– To wszystko, co już teraz o mnie wiesz, tylko w dużo bardziej płaczliwej i żałosnej wersji. Miałam wtedy niezłego doła przez Donatkę. Dla mnie to wiele znaczyło, a dla niej był to jedynie pijacki wybryk, o którym potem nawet nie pamiętała.
– I po tym wszystkim, co z nią przeszłaś, zdecydowałaś się na podobną akcję z całowaniem wczoraj na imprezie? Nie miałaś traumy?
– Nie przywiązywałam już do tego wagi emocjonalnej... Tym razem zrobiłam to tylko po to, by powstrzymać tę furiatkę przed oczernianiem cię w internecie.
– Kędziooor! – Broda mi się zatrzęsła od powstrzymywanego płaczu, gdy rzuciłam się przyjaciółce w ramiona.
– Dobrawa! – Lokowana odwzajemniła uścisk, kołysząc się ze mną w objęciach.
Zdecydowanie nie spodziewałyśmy się tego, co nastąpiło w sekundę później.
– Moi-eee dżiewoi-eee! – zaryczał niewyraźnie Ej Ty, ściskając cały czas w zębach łyżeczkę po kremowej czekoladzie, a następnie przeleciał w błyskawicznym tempie przez pół kuchni, by rzucić się na nas i zamknąć nas w niedźwiedzim uścisku.
Może na tym by się skończyło, gdyby nie impet, z jakim ten przygłup na nas wpadł. Nie dałyśmy rady utrzymać pionu pod naporem jego wielkiego cielska i w efekcie wszyscy troje wylądowaliśmy w otwartej jeszcze ciągle zmywarce, cudem tylko nie tłukąc dopiero co włożonych do niej naczyń. Całe szczęście, że Kędzierzawa zdążyła wsunąć koszyk z nimi do środka maszyny, a jedynie drzwiczki pozostawiła niezamknięte.
– Ty... tumanie...! – warknęłyśmy jednocześnie z Kędzierzawą, ledwo łapiąc dech pod naporem Jeremiaszowych wdzięków.
– No co? I tak mnie kochacie! Jak bankomat po wypłacie, hahaha!
***
To był, zaiste, jeden z dziwniejszych dni w moim życiu. Tego właśnie dnia zyskałam chłopaka, odzyskałam przyjaciółkę i omal nie straciłam oka, które ten tuman – ów chłopak – prawie wybił mi wystającą z gęby łyżeczką.
Mimo wszystko, bilans zysków i strat wypadał na korzyść tych pierwszych.
"To będzie cudowny związek", pomyślałam, wyplątując się spod wymazanego czekoladą Ej Ty i uwalniając tylnią część ciała ze zmywarki. I zgadnijcie, co? Od razu poczułam to całym sercem.
Ale najbardziej w kościach. A zwłaszcza w tej ogonowej.
***
*Jurand – bohater powieści "Krzyżacy" Henryka Sienkiewicza, którego członkowie Zakonu Krzyżackiego okaleczyli przez obcięcie języka, a także oślepili go i pozbawili prawej ręki.
♥♥♥
To już prawie koniec! Chlip, chlip... Aż sama nie mogę w to uwierzyć.
Ale otrzyjcie swe łzy, bo Dobrawa jeszcze Was nie opuszcza, czeka na nas jeszcze pożegnanie z jej ukochaną rodzinką <3
A jeśli się Wam podobała ta historia, to proszę – powiedzcie o niej innym! Niech szalone przygody fajtłapowatej nastolatki mają szansę poprawić humor jak największej rzeszy Czytelników.
Tradycyjnie zapraszam też do sekcji komentarzy, choć nie na wszystkie daję radę odpisać, to każdy czytam i każdy sprawia, że się uśmiecham! :)
Do przeczytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top