Czwarty rozdział
Najstarszy syn, najważniejszy dziedzic klanu, jako pierwszy usłyszał legendę. Jego słudzy mówili także, że Klan Nieznanych pomaga nie tylko biednym. Ci bogaci jednak musieli sporo zapłacić za ich pomoc.
Przyszła głowa klanu nie przejął się tym. Napełnił swoją sakiewkę klejnotami i złotymi monetami.
Powziął postanowienie, że jeśli to wystarczy to wybłaga ten klan o odnalezienie wybranki jego serca. Kochał ją i pomimo innego wyglądu chciał ją za żonę. Interweniował podczas ustalania kary. Jedyne co był w stanie zrobić to ocalić swoją ukochaną od sepuku.
Zakładając odświętne białe szaty opuścił bezpieczne mury klanowej dzielnicy. Udał się w miejsce, do którego nikt z jego rodziny nawet się nie zbliżał od zaginięcia pierwszej dziedziczki.
Zapomniany Las straszył.
Dzień był przyjemny, ciepły i słoneczny. Jednak mrok , który rzucały witki drzew, nawet na samym krańcu Lasu, dawał poczucie zimna.
Bał się wchodzić między drzewa. Nie chciał zniknąć jak jego siostra. Z trudem stawiając niepewne kroki zagłębił się w ponury krajobraz.
Szedł i szedł przejęty strachem a echo jego kroków roznosiło się po lesie.
Właśnie w tym dniu nasza bohaterka miała obchód. Ubrana w czarny płaszcz i białą maskę naciągnęła na głowę kaptur. Przemieszczała się bezszelestnie, skacząc po młodych i giętkich gałęziach wystarczająco mocnych do utrzymania jej ciężaru.
Odgłos łamanych gałęzi zaalarmował ją. Podążyła w jego kierunku.
Po chwili usłyszała głos. Dziwnie znajomy głos. Ten głos wołał. Nie była w stanie stwierdzić co. Pomimo tego wiedziała, że jeżeli szybko do niego nie dotrze, ten ktoś będzie w niebezpieczeństwie. Niedźwiedź dalej grasował a ona nie wiedziała jak go powstrzymać.
Przyśpieszyła już i tak szaleńczy bieg wśród gałęzi. Zręcznymi ruchami ściągnęła łuk z klatki piersiowej a z kołczanu przy biodrze wyjęła strzałę.
Wtem rozległ się przerażony krzyk. Potem była cisza. Przeraziła się.
Dotarła do miejsca krzyku. Była to ta sama polana, na której pozwoliła sobie na słabość. Nigdy nie wybaczyła sobie tego, że nie ochroniła sensei. Ona była młoda bo niewiele ponad trzy lata od niej starsza. Miała ukochanego, który także obdarzył ją tym uczuciem.
Stanęła na krawędzi cienia, niewidoczna w swojej szacie. Grot strzały drgał gdy nakładała ją na łuk.
Zrozumiała dlaczego głos był jej znany.
W miejscu, w którym ona kiedyś się ocknęła, ubrany w czystą biel przetkaną srebrem stał chłopak, a może już mężczyzna, który zawładną jej sercem już dawno.
Natomiast, tam, gdzie ostatni raz widziała swoją kuzynkę, stała osoba, której nie miała już nadziei odnaleźć. Na pięknej dużej i czyście białej niedźwiedzicy siedziała ona. Jej sensei, ubrana w długą zwiewną suknię utkaną jakby z porannej rosy.
Patrzyła na rodzeństwo zlękniona. Wyglądali tak pięknie w lśniących białych szatach podczas gdy ona ukrywała się z czarną jak noc peleryną na grzbiecie. Tak bardzo się od nich różniła.
Postanowiła wyprowadzić ich z lasu zapamiętując chwilę gdy wyraźna była linia dzieląca główną gałąź od pobocznej i to tylko w części.
Opuściła łuk nadal jednak gotowa by go zaraz podnieść i wystrzelić. Zeskoczyła z gałęzi na miękką trawę pozostając niezauważona. Cichym i wypranym z uczuć głosem zwróciła na siebie ich uwagę.
"Chodźcie za mną. Wyprowadzę was z tego lasu."
Obróciła się w stronę wioski i postawiła kilka kroków zanim nie odezwał się dziedzic.
"Jesteś jedną z Nieznanych?-zapytał a kiedy otrzymał potwierdzenie kontynuował- Chciałbym się zobaczyć z tą, która wam przewodzi. Mam prośbę. Zapłacę ile będziecie chcieli tylko błagam chociaż mnie wysłuchajcie."
Desperacja w głosie mężczyzny sprawiła, że dziewczyna chciała mu pomóc.
"Rozmawiasz z Wygnaną. Mów o co chodzi. Przyjmę twe zlecenie gdy zapłata zostanie odpowiednio dobrana"- powiedziała to, co zawsze na rozpoczęcie interesu.
Jej zimny głos straszył nie mniej niż Zapomniany Las. Pamiętał jednak jak dobrze się czuł gdy polował wraz siostrą pod czujnym okiem ukochanej. To uczucie powróciło gdy Wygnana, mimo zimnej postawy i głosu, spojrzała na niego. Miał wrażenie, że odnalazł czego szukał. Z nową mocą, jaką owo uczucie mu dawało, oznajmił:
"Chcę prosić abyście znaleźli moją lubą. Została ona wygnana z klanu przez niedopilnowanie obowiązku jako ochroniarz mojej siostry. Jest pół krwi."
Dziewczyna, słysząc to zacisnęła mocniej rękę na łuku. Zrozumiała, że ukochany odwzajemnia jej uczucie. Wiedziała też, że nie może powrócić do dzielnicy.
"Odprowadzę was pod skraj Lasu. Wtedy zadecydujesz, czy kochasz tego mieszańca wystarczająco by wraz z kimś takim jak Wygnana udać się do gniazda, z którego możesz nie wyjść żywy"
Jej ton wyraźnie zakończył rozmowę. Poprowadziła dwójkę czystej krwi okrężną drogą. Lawirowała między drzewami tak by mieli wrażenie, że nawet z przewodnikiem mogą się zgubić. Pod krawędź Lasu dotarli dopiero w nocy. Pani swego losu, bezpieczna już, z niedźwiedzicą u boku udała się w kierunku swojego domu.
"Teraz masz szansę powrócić w bezpieczne mury dzielnicy. Pamiętaj, że jeśli to zrobisz twoja prośba nie zostanie spełniona. Co więc wybierasz: spokojne życie czy ukochaną?"
"Wole zginąć próbując niż żyć ze świadomością, że tak mało brakowało."
Każąc mężczyźnie wędrować za nim udała się najkrótszą drogą do wybudowanej przez siebie wioski.
Słońce świeciło już wysoko, kiedy wycieńczeni długim marszem dotarli do celu.
Po środku lasu, gdzie prześwity między drzewami były szerokie stało jedno bardzo stare drzewo. Zwisała z niego drabina, na którą dziewczyna zaczęła się wspinać. W koronie, gdzie liście zasłaniały słońce zbudowana była cała wioska. Domki różnego rodzaju i wielkości połączone były ze sobą drewnianymi kładkami zawieszonymi na grubych linach z plecionymi poręczami.
Drzewo, przy którym się wspinali w miejscu, gdzie kończyła się drabina miało drzwi. Dziewczyna otworzyła ukazując stopnie wyżłobione wewnątrz pnia. Ruszyła nimi w górę.
Kilka minut im zajęło zanim nie zobaczyli promieni słonecznych prześwitujących przez szpary kolejnych drzwi.
Kiedy one zostały otworzone oczom dwójki naszych bohaterów ukazało się jakby kolejne piętro domków i olinowanych dróg. Tutaj domki były mniejsze. Wydawały się opuszczone.
"To jednoosobowe domy. Tutaj mieszkają osoby ceniące sobie ciszę i spokój."- wytłumaczyła Wygnana, widząc pytające spojrzenie rozglądające się dookoła.
Chłopak wyczuł brak chłodu w jej głosie. Był on teraz taki bezuczuciowy. Znajomo bezuczuciowy. Nie mógł sobie jednak przypomnieć czyj on był nawet kiedy po raz kolejny usłyszał go, gdy został zaproszony do najmniejszego z domków.
Usiedli na wyścielanej futonami podłodze w jedynym pokoju jaki był.
"Co byś zrobił gdybyśmy odnaleźli twoją ukochaną, a ona okazałaby się całkiem inną osobą? Jak postąpiłbyś ze świadomością, że ona jest wśród nas i nie może opuścić tej wioski?"- zapytała wiedząc, że nakierowuje tym samym mężczyznę do tego, by ten zdecydował i przemyślał wszystko.
Nie spodziewała się jednak, że jej ukochany rozpozna jej głos.
"Ściągnij maskę"- zażądał władczym tonem.
Właśnie wtedy zadział przymus. Głos kogoś z jej rodziny wypowiadający rozkaz poruszył strunę niewolnika. Posłusznie wykonała polecenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top