Rozdział 7

Nocna rozmowa z Maksem wytrąciła mnie z równowagi. Miałam problemy ze snem i rano obudziłam się niewyspana. Sytuacja z tym mężczyzną mnie przytłacza. Nie potrafię z tego wybrnąć i sama nie wiem czy tego chcę. Jego mroczna natura przyciąga mnie jak magnes. 

Z jednej strony wzbudza we mnie lęk, czuję że to może nie być dla mnie dobre. jednak z drugiej strony coraz trudniej jest mi go odtrącić.

- Smacznego panienko. - Anthony właśnie podaje mi śniadanie, które postanowiłam zjeść na tarasie.

Pogoda jest piękna,promienie słońca przyjemnie ogrzewają moją twarz. Lecz mimo wszystko nie czuję się zbyt dobrze. Jestem przygnębiona, a ostatnie wydarzenia nie pomagają mi. Cały poranek czekam aż moi rodzice zejdą do mnie do ogrodu. Co najwidoczniej robi ze mnie naiwną. Owszem, schodzą na dół około południa i są już gotowi ruszyć dalej.

- Julio, wychodzimy.Gdybyś czegoś potrzebowała Anthony będzie na miejscu. - Informuje mnie matka.

Czego ty się spodziewałaś? Głupia! Mój Boże, ależ jestem głupia. Przymykam oczy aby nie zauważyli, że sprawiają mi przykrość. Czy naprawdę tak ciężko jest im poświęcić mi chociaż godzinę z całego mojego pobytu?

- Potrzebujesz czegoś? Gotówki? Nowy samochód? - Zadaje pytanie mój wspaniałomyślny ojciec i to przelewa czarę goryczy. Nie mam zamiaru dalej udawać, że wszystko jest w porządku.

Zaciskam dłonie w pięści i drżącym głosem odpowiadam:

- Tak, potrzebuję„czegoś". Waszej uwagi! Czy to zbyt wiele?

Po wypowiedzianych przeze mnie słowach zapada głucha cisza, a rodzice patrzą na mnie z niezadowoleniem.

- Nie bądź niemądra, Julio! Masz dwadzieścia pięć lat, a chcesz aby się tobą non stop opiekować? Jesteś już dorosła, na miłość boską!

Matka ucieka wzrokiem, możliwe, że czuje się z tym nieswojo.

- Musimy iść... -Zaczyna niepewnie, ale ja pospiesznie jej przerywam:

- Nieważne czy miałam pięć, dziesięć czy piętnaście lat. Zawsze! Zawsze traktowaliście mnie tak samo ozięble. Nigdy nie poświęcaliście mi swojego czasu. Po cholerę w ogóle decydowaliście się na dziecko?!

Ostatnie zdanie wykrzykuję, a łzy płyną mi po twarzy. Nie wytrzymam tak dłużej.

- Milcz! Ty niewdzięczny dzieciaku! Dostajesz wszystko czego tylko chcesz i jeszcze ci mało?

Ramiona opadają mi z bezsilności, kręcę głową zrezygnowana. Oni nigdy nie zrozumieją. Nie nadają się do tego aby być rodzicami.

- Skarbie, nie denerwuj ojca. - Zaczyna moja matka. - My musimy wychodzić, będziemy później.

Ciągnie swojego męża do wyjścia i po chwili już ich nie ma. Opadam na pobliski leżak, a z mojego gardła wydobywa się szloch. Zbyt długo trzymałam to w sobie, emocje mnie kompletnie pochłonęły. Nie mam pojęcia ile tak leżę, ale w końcu zbieram się w sobie i idę spakować swoje rzeczy. Nie ma sensu dłużej tutaj siedzieć.

Jakiś czas później jestem w domu. Zmęczenie daje o sobie znać i pierwsze co, to idę do swojej sypialni. Przebieram się w wygodne ubrania i układam na łóżku. Łzy same napływają do moich oczu. Tęsknie za Rachel.Nie chcę być sama. Minęło parę dni, a samotność mnie przerasta.W końcu uspokajam się na tyle aby móc zasnąć.

***

Ze snu wyrywa mnie uporczywe walenie do drzwi. Podskakuję wystraszona, nie wiedząc co się dzieje. Sprawdzam godzinę, jest parę minut po dwudziestej. Cholera. Trochę pospałam. Pukanie nie ustaje, a ja coraz bardziej się niepokoję. Portier nikogo nie zapowiadał, nie mam pojęcia kto to mógłby być. Chyba, że...

O mój Boże!

Wyskakuję z łóżka jak oparzona, a po drodze szybko przeglądam się w lustrze. Wyglądam fatalnie. Oczy mam podkrążone, a twarz jest nienaturalnie blada.Mój strój też jest marny, legginsy i za duża koszulka.

- Julio, otwórz. -Mówi stanowczym, lecz opanowanym głosem. Co on tu robi, do cholery?Miotam się ze zdenerwowania. To nie może się skończyć dobrze.Podchodzę do drzwi i ostrożnie je uchylam.

Maks stoi oparty o ścianę. Jego przydługie włosy są w nieładzie, a na twarzy widnieje zarost. Ubrany jest w ciemne jeansy i koszulę. Cały jego strój dopełniają wiązane buty do kostek. Mimo tego, że się nie starał wygląda bardzo seksownie.

Przestań, nie możesz tak myśleć! Karcę się w duchu, a on spogląda na mnie pytająco.

- Wpuść mnie. -Mówi tym swoim głębokim głosem, który zawsze przyprawia mnie o ciarki.

Pod naporem jego rozkazującego tonu odsuwam się od drzwi i pozwalam mu wejść.Mężczyzna staje przodem do mnie i chwyta mnie za brodę.

- Płakałaś.

Próbuję się odsunąć, ale on mi na to nie pozwala. Łapie mnie za kark i kieruje tak, abym patrzyła mu prosto w oczy. Moje ciało drży pod wpływem tego gestu. W co ja się najlepszego pakuję!

- Przez kogo płakałaś? - Naciska.

Nie chcę z nim o tym rozmawiać. Przymykam oczy, próbując zyskać na czasie aby coś wymyślić. Jednak on nie daje za wygraną.

- Julio.

Wzdycham zrezygnowana i odpowiadam:

- Pokłóciłam się z rodzicami. To nic takiego. - Bagatelizuję sprawę i wyswobadzam się z jego rąk. Odwracam się i pod przypływem impulsu uciekam przed nim. Nie mam pojęcia czemu ma to w tym momencie służyć, ale czuję, że tak będzie lepiej. Udaje mi się zrobić dokładnie trzy kroki, kiedy Maks chwyta mnie od tyłu w pasie i mocno przyciąga do siebie.

- Nie tak szybko. -Mruczy mi do ucha i wodzi nosem po mojej szyi. - Twój zapach to moja słabość, Julio.

Jego prawa dłoń wsuwa się pod koszulkę i zaciska na moim biodrze.

- Nie uciekniesz mi.Nawet nie próbuj.

Nie mam już sił się wyrywać. Opieram tył głowy o jego twardą klatkę piersiową i poddaję się temu co mi robi. Jestem taka głupia! Wystarczy, że przychodzi tu, obejmuje mnie, a ja złakniona bliskości chłonę tę jej namiastkę.

- Maks...

- Tak, księżniczko?- To słodkie określenie wypowiedziane z ust takiego mężczyzny doprowadza do przyspieszenia bicia mojego serca.

- Tak nie można. -Udaje mi się powiedzieć drżącym głosem.

- Wszystko można,wystarczy tylko chcieć. A wiem, że tego pragniesz. Pragniesz abym zagłębił się w tobie. Mocno.

W tym momencie już wiem, że nie uda mi się z tego wybrnąć. Maks zręcznie obraca mnie przodem do siebie i nie dając mi ani chwili na zastanowienie,wpija się w moje usta.

Przez moment się opieram, jednak on nie daje za wygraną. Kładzie dłoń na mojej szyi i lekko ją ściska, jednocześnie gładząc kciukiem. Pod wpływem tego gestu rozchylam zaskoczona usta, a on wdziera się językiem do środka.

I to jest niesamowite. On jest niesamowity. Całuje mnie głęboko i natarczywie. Nie mam szans się temu oprzeć.

Jego dłonie zsuwają się powoli po moim ciele i zatrzymują się na moich pośladkach,które mocno ściska. Po czym chwyta za nie i unosi mnie do góry.Nogami oplatam jego biodra, a ręce zarzucam na szyję. Nie ma sensu tego przerywać. Dziś tego potrzebuję, jego dotyku i bliskości.Nie chcę kolejnego wieczoru spędzać osamotniona. Maks jest dla mnie niebezpieczny, doskonale o tym wiem. Jednak czy to mnie w tym momencie powstrzyma...

- Gdzie jest sypialnia? - Odrywa się ode mnie, wpatrując się centralnie w moje oczy. Nie mam pojęcia jak mu się to udaje. Ja nie potrafię złapać ostrości, mój wzrok jest zamglony i błądzi dziko po jego twarzy.

- Julio. - Ponagla mnie, jednocześnie chwytając za włosy i lekko ściskając.

- Pierwsze drzwi po prawej. - Wykrztuszam zdyszana. On potrafi być taki spokojny, a zarazem groźny i stanowczy. Ta mieszanka powoduje, że tracę rozum.Wiem, że po wszystkim będę żałować, że mu uległam. Jednak w tej chwili raczej mnie to nie obchodzi. Marzę tylko o tym aby się z nim zatracić. On też tego potrzebuje.

Otwiera drzwi do pokoju i ostrożnie układa mnie na łóżku. Rozbiera mnie powoli i delikatnie, niemal z czułością. Tak jakby chciał nacieszyć się tą chwilą. Po paru minutach oboje jesteśmy nadzy. Maks rozrywa opakowanie z prezerwatywą i zręcznie ją nakłada. Sama nawet o tym nie pomyślałam. Niepewnie spoglądam na jego nagi tors, który jest cudowny i umięśniony, przez co nie mogę oderwać od niego wzroku.Napotykam jego świdrujące oczy, które dokładnie oglądają moje ciało. Mężczyzna klęczy obok, wbijając we mnie dziki, natarczywy wzrok. I w tym momencie zaczynam odczuwać niepokój. Skrępowana pod naporem tego ciężkiego spojrzenia próbuję się podnieść i uciec? Właściwie to nie wiem! Jednak natychmiast muszę coś zrobić.

Boże, co ja najlepszego wyprawiam? Idę do łóżka z mężczyzną, którego praktycznie nie znam. Nigdy sobie nie pozwoliłam na takie zachowanie. W chwili gdy próbuję się zakryć i zejść z łóżka, Maks przygniata mnie swoim ciężkim ciałem, warcząc przy tym groźnie. Układa się pomiędzy moimi nogami, a ja otwieram szeroko oczy czując jego twardą męskość.

- Nie ma mowy. Nie uciekniesz. - Mówi twardo, po czym wbija się we mnie.

O ja pieprzę! Z mojego gardła wydobywa się delikatny pisk.

Nie byłam na to przygotowana. Nie mam szans się dłużej nad tym zastanawiać, bo jego natarczywe usta błądzą po moich piersiach dając mi doznania,których tak dawno nie czułam. Pod naciskiem tych uczuć moje ciało wygina się w łuk, dając mu tym samym lepszy dostęp. Jego język błądzi po moich brodawkach, po czym sunie wyżej, do mojej szyi aby po raz kolejny nasycić się moim zapachem. Po chwili unosi twarz i spoglądając na mnie pyta:

- W porządku? -Zaskakuje mnie tym, bo tak naprawdę nie dał mi wyboru. Po raz kolejny wykonuje jeden płynny ruch biodrami.

- Odpowiedz, Julio.

Nie udaje mi się wykrztusić ani słowa tylko pospiesznie przytakuję ruchem głowy, a on znowu wpija się w moje nabrzmiałe usta.

Jego ruchy są głębokie i powolne. Jest nieustępliwy, porusza się raz za razem,jednocześnie mnie całując. Czuję, że jestem blisko spełnienia.

- O tak,księżniczko. Poddaj się temu. Poddaj się mi. To jest jedyne rozwiązanie.

Nie wiem dlaczego,ale jego surowe słowa działają na mnie natychmiastowo. Czuję jak moje ciało przeszywa dreszcz, a po chwili dochodzę, jęcząc przeciągle jego imię.

Moja reakcja powoduje, że z ust Maksa wydobywa się głęboki, ochrypły jęk po czym sam osiąga spełnienie.

Po wszystkim opadana mnie, a ja obejmuję go mocno aby nasycić się tą chwilą. Oczy opadają mi ze zmęczenia. Czuję, że poranek może nie być taki,jakbym tego chciała.



Stało się!

Tylko nie krzyczcie! :)


















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top