Rozdział 5
Całą niedzielę spędzam u moich przyjaciół aby pomóc im się pakować. W środę już wyjeżdżają, przez co jestem bardzo smutna. Wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie mam chwili aby się do tego przyzwyczaić. Życie w tym mieście bez mojej przyjaciółki już nie będzie takie samo. Zostanę tu sama.
Tom wyszedł po coś do jedzenia, a my rozmawiamy o tym co wydarzyło się wczoraj.
Gdy tylko opuściłam gabinet tego człowieka czym prędzej udałam się do wyjścia.Ochroniarz poszedł za mną aby zaprowadzić mnie do samochodu. Na moje szczęście przed budynkiem stało kilka pustych taksówek.Wsiadłam do pierwszej lepszej i odjechałam nie oglądając się za siebie, co niezmiernie wkurzyło Matta. Owszem opuściłam klub, ale na własnych warunkach.
- Jak myślisz, co wydarzy się w poniedziałek? - Zadaje mi pytanie Rachel.
- A co ma się wydarzyć? Będę go unikać jak ognia. A tak ogólnie to mam nadzieję, że się w ogóle nie pokaże w pracy. W zeszłym tygodniu pojawiał się i znikał.
Kobieta wpatruje się we mnie uważnie, nad czymś się zastanawiając.
- Podoba ci się. -Wypala nagle i to nie jest pytanie.
Czuję jak palą mnie policzki, ale odpowiadam szybko:
- W żadnym razie.Czy nie opowiedziałam ci właśnie jak zachował się wczoraj?
Siedzimy na podłodze przy stercie ubrań, które pakujemy do kartonów.
- Ale przyznasz, że jest naprawdę przystojny i strasznie gorący...
- Jak cholera...
- Wiedziałam! -Piszczy blondynka, a ja jeszcze bardziej się czerwienię.
- No dobra! Jest przystojny, seksowny i strasznie intrygujący... Jednak jego zachowanie jest karygodne! Praktycznie w ogóle mnie nie zna, a ustawia mnie po kątach! Nie mogę tego pojąć.
- On ciebie pragnie i chce cię na wyłączność.
Prycham z irytacji,moja przyjaciółka chyba na siłę szuka mi drugiej połówki.
- Rachel! Nie mów tak. Przecież to co on wyprawia nie jest normalne! - Trochę ponoszą mnie emocje i mówię to podniesionym głosem. Za dużo ostatnio się dzieje, co nie działa na mnie dobrze.
- Masz rację,przepraszam. Fakt, jego działania względem ciebie są hmm, dość dziwne. A wiesz co jest najgorsze?
- Co?
- On nie odpuści.Im bardziej mu uciekasz, tym bardziej on będzie cię gonił.
Cholera.
Najgorsze jest to,że ona może mieć rację. Ten facet wie co robi.
**
Jasna cholera!Dlaczego znowu jest poniedziałek! Tym razem, choć nie wiem jakbym się starała nie zdążę na czas. Poszłam bardzo późno spać. Do nocy rozmawiałyśmy i pakowałyśmy rzeczy. Zresztą to żadna wymówka. Wystarczy, że trochę się rozleniwię przez weekend, a w poniedziałek mam przechlapane. To moja słabość.
Nie mam nawet czasu aby upiąć mój bałagan na głowie. Myję tylko zęby, ubieram się w czarny kombinezon i pędzę do pracy, co znowu nie jest takie proste na czerwonych szpikach.
Na moje nieszczęście, na dole nie ma mojego ulubieńca tylko jest ten gbur,Franco.
- Zamówi mi taksówkę, proszę! - Wołam wychodząc z windy.
Mężczyzna robi niezadowoloną minę, ale przywołuje mi transport.
Piętnaście minut po czasie jestem na miejscu. Wbiegam zmachana do budynku i kiwnięciem witam się z dozorcą.
W windzie próbuję okiełznać swoją fryzurę, ale już raczej nic nie zdziałam,dlatego zostawiam je rozpuszczone. Wychodzę z windy i pospiesznie udaję się do swojego gabinetu.
Po drodze jeszcze szukam w torebce swoich okularów i dopiero gdy wpadam na coś twardego, podnoszę głowę do góry.
Maks.
Piszczę zaskoczona i odbijam się od jego twardego torsu, a on w ostatniej chwili mnie przytrzymuje.
- Spóźniłaś się.- Mówi stalowym głosem, a po moim ciele mimowolnie przebiega dreszcz.
Dłonią nerwowo przeczesuję włosy. Cholera, a miałam zamiar go unikać. Mrugam pospiesznie oczami, a potem z taką pewnością siebie, na jaką mnie stać w tym momencie zwracam się do niego:
- Tak, przepraszam.Odrobię to. - Jestem z siebie dumna, bo głos nawet mi nie zadrży.
Mężczyzna jak zawsze wpatruje się we mnie tymi pięknymi, ciemnymi oczami. Bije od niego pewność siebie i typowa dla niego mroczność. Ten facet namiesza mi w życiu. Czuję to.
- Owszem, odrobisz.- Odpowiada i przysuwa się do mnie tak, aby wtopić nos w moje włosy.
Nie mogę mu na to pozwolić. Nie mogę! Powtarzam w myślach, jednak nie robię nic aby się od niego odsunąć.
Kurwa!
Sama też wącham jego oszałamiający zapach. Mój Boże, co jest z nami nie tak?!
Jedna z jego rąk zaciska się na moim biodrze, a drugą delikatnie obejmuje moją szyję.
- Nie uciekniesz mi.Zawsze będę tuż za tobą.
Jego zachrypnięty głos przeszywa moje ciało, a ja stoję jak zahipnotyzowana.
Przez moment zdaje mi się, że czuć od niego alkohol. Jednak wydaje mi się to niemożliwe, bo jest dopiero ranek.
Już chcę mu coś odpowiedzieć, kiedy z oddali słyszę czyjeś kroki. Odskakuję od niego jak oparzona i szybko wchodzę do swojego gabinetu, z hukiem zamykając za sobą drzwi.
Jesteś słaba,Julio! Tak cholernie słaba. Nie możesz mu ulec! Po prostu nie możesz!
To mnie zniszczy,muszę z tym walczyć.
***
Kolejne dwa dni mijają spokojnie. Pewnie dlatego, że Maks nie pokazał się w wydawnictwie.
W środę jestem nerwowa. Po pracy jadę pożegnać moich przyjaciół. Wyjeżdżają popołudniu aby ominąć korki.
- Będziemy do siebie codziennie dzwonić, obiecaj. – Mówi drżącym głosem Rachel.
- Obiecuję. -Odpowiadam sama ledwo co panując nad emocjami. Pierwszy raz od tylu lat naprawdę się rozstajemy. Nie potrafię sobie wyobrazić co będzie dalej. Ona jest dla mnie jak siostra.
- Przepraszam. -Mówi po raz kolejny tego dnia.
- Nie przepraszaj.Tak musi być. Poradzimy sobie.
- Poradzimy. -Przytakuje mi i mocno przytula.
Tom czeka już w samochodzie, przyglądając się nam ze smutkiem. Też jest mu ciężko.
W końcu przyjaciółka wsiada do auta i razem z mężem rusza w podróż.
Stoję na chodniku jeszcze przez parę minut, przerywa mi dzwoniący telefon.
Wyciągam go z torebki i odbieram.
Rachel.
- Jedz do domu. -Mówi z czułością.
Mimo wszystko parskam śmiechem.
- Skąd wiesz, że jeszcze tu jestem.
- Znam cię.
- Masz rację,wariatko. Już zbieram się do domu.
- Jutro zadzwonię.
- Dobrze.
Odpowiadam i się rozłączam. Czas ruszyć do domu.
Mój świat na moment się zachwiał. Jest mi z tym źle, boję się samotności.
Jednak mimo wszystko obiecuję sobie, że dam radę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top