Rozdział 10

Rozchylam zaspane powieki, w pokoju panuje półmrok. Na komodzie pali się malutka lampka, minimalnie oświetlając sypialnie. Wyciągam lewą rękę w poszukiwaniu mojego gościa, ale łóżko jest puste.

Nie. Nie mógł mnie znowu zostawić tak po prostu, nie...

Unoszę się rozczarowana i rozglądam po pomieszczeniu. Wciągam powietrze zaskoczona, a moje serce bije jak oszalałe. Mój wzrok napotyka kamienna twarz Maksa.

Mężczyzna siedzi w fotelu, naprzeciwko mojego łóżka, popijając coś z szklanki.

Jestem pewna, że jest to alkohol. Jednak tego nie komentuję tylko wpatruję się w jego oczy. Wygląda na wyczerpanego.

- Nie możesz spać?- Pytam półszeptem.

Nie odpowiada, za to unosi się powoli, jednocześnie odstawiając szklankę. Podchodzi do łóżka, łapie mnie za ręce i gwałtownie unosi je nad moją głową. Piszczę zaskoczona, a on przygniata mnie swoim ciałem.Leżę pod nim posłusznie, czekając na kolejny ruch. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Po chwili jestem naga, a on jednym ruchem wbija się we mnie. Piszczę oszołomiona, a on porusza się we mnie szybko i mocno. Próbuję uwolnić dłoń aby złapać go za głowę i przyciągnąć do pocałunku, ale mi na to nie pozwala i sam mnie też nie całuje.

Umieszcza twarz w zagłębieniu mojej szyi i jestem pewna, że właśnie delektuje się moim zapachem. Ta świadomość mnie strasznie podnieca. Wiję się pod nim, ale on skutecznie mnie unieruchamia.

- Maks... - Mówię głośno sapiąc, ale mężczyzna jest nieustępliwy.

On właśnie mnie pieprzy. Ostro.

Jakby potrzebował się w tym zatracić, zatracić się we mnie.

**

Wstaję lekko obolała, ale mimo wszystko szczęśliwa. Maks śpi w moim łóżku i wydaje się być taki spokojny. Tak, aby go nie obudzić wciągam jego koszulę i wymykam się z sypialni. Najpierw korzystam z łazienki, a później idę zrobić nam śniadanie. Robię tosty oraz jajecznicę. Spoglądam na zegarek, jest chwilę przed siódmą, mam jeszcze trochę czasu. Po paru minutach zaspany Maks pojawia się w kuchni. Uśmiechnięta podchodzę do niego i obejmuję go w pasie. On jakby zaskoczony sztywnieje, nie przeszkadza mi to.Dzisiejszego ranka chcę się nim zaopiekować.

- Usiądź, zjemy śniadanie. - Niechętnie odrywam się od niego i podaję jedzenie.

Posiłek upływa nam w milczeniu. W końcu muszę wstać i wyszykować się do pracy.Jestem trochę zawiedziona jego powściągliwością, jednak szanuję to.

Gdy przechodzę obok niego, on nagle łapie mnie w pasie i sadza na swoich kolanach.

- Julio... - Szepcze zachrypniętym głosem i zagłębia twarz w moich włosach. - Co ty ze mną robisz...

Bardziej stwierdza niż pyta.

Po chwili biorę prysznic, a gdy wychodzę jego już nie ma. Nie panikuję, przyjmuję to na spokojnie. Wczorajszy wieczór jak dla mnie był cudowny i jak na razie mam zamiar się tym cieszyć.

O dziwo, Maks w pracy pojawia się chwilę po mnie. Mijając mnie na korytarzu wpatruje się we mnie intensywnie, ale nic nie mówi. Odpowiadam mu niepewnym uśmiechem i zamykam się w swoim gabinecie, aby popracować.

Kolejne dni mijają spokojnie , nie naciskam na Maska, ale on mimo wszystko pojawia się u mnie w środę, jak i czwartek.

W piątek znika.Ponownie.

Nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Jego ojciec jest spokojny, więc przyjmuję to za dobrą  monetę.

Po pracy idę na zakupu, a później na zajęcia na rurze. Muszę się odstresować i rozluźnić, a to mi bardzo pomoże. Gdy wchodzę do domu nerwowo spoglądam na telefon, który trzymam w dłoni. Całą drogę zastanawiałam się czy do niego zadzwonić.

Nie chcę się narzucać, jednak martwię się o niego. Mimo, że znamy się raptem parę tygodni ja... Sama nie wiem... Ale już za nim tęsknię.

Siadam na sofę i zdenerwowana wybieram jego numer. Jeden sygnał, drugi... Po piątym chcę się już rozłączyć, gdy nagle słyszę jego głos.

- Julia.

- Hej... - Mówię ostrożnie. Tak naprawdę nie spodziewałam się, że odbierze, a teraz nie wiem co powiedzieć. Między nami zapada cisza, którą wypełniają tylko nasze oddechy.

- Nie było cię dziś w wydawnictwie. - Decyduję się w końcu odezwać.

- Nie teraz, Julio.

- Martwię się o ciebie. - Mówię stanowczo. Przy nim robię się mało pewna siebie,co mnie niezmiernie wkurza.

- Nie teraz. - Mówi ponownie i się rozłącza. Odrzucam telefon na poduszkę, wkurzona,że w ogóle postanowiłam do niego zadzwonić.

Daj sobie z nim spokój! Raz na zawsze!

Jasne, gdyby to było takie proste, kiedy moje serce wyrywa się do niego.

Cały wieczór spędzam rozmawiając przez Skype z moją przyjaciółką.

- Cholera, to nie wygląda dobrze. W pierwszym momencie naprawdę się ucieszyłam, że zaczynasz się z kimś spotykać. Sama wiesz jak to było po rozstaniu z Samem.

Rachel papla jak najęta, streściłam jej po trochu ostatnie dni. Wiem, że na serio zaczyna się tym wszystkim martwić. Ja też. Relacje między mną, a Maksem są tak niejasne, że sama już nie wiem co z tym zrobić. On ciągle pojawia się i znika. Raz jest szorstki i wymagający, po czym czuły, troskliwy. Jest małomówny, a jak już się odzywa to ostrożnie dobiera słowa. Chyba, że się zdenerwuje, to już inna sprawa.

- Tak, wiem Rachel.

- Może przyjedziesz do nas jutro?! - Piszczy podekscytowana. - Co prawda pokój gościnny jeszcze nieogarnięty, ale poradzimy sobie..

- Rachel! Hej! Uspokój się. - Próbuję przebić się przez jej potok słów. - Przyjadę innym razem.

- Ale Julia...

- Wiem, że chcesz się teraz mną zaopiekować, ale nie jest ze mną tak źle. Serio,dam radę.

Po jej minie wnioskuję, że nie jest zadowolona z mojej odpowiedzi, ale w końcu odpuszcza.

- No dobrze. Martwię się o ciebie, wiesz? - Mówi przeczesując ręką swoje długie włosy.

- Wiem, mała. Ale bez paniki. Jak będzie naprawdę źle, sama do ciebie przyjadę,zgoda?

Przytakuje niechętnie skinieniem głowy. Rozmawiamy jeszcze przez jakiś czas,aż w końcu decydujemy się iść spać.

O dziwo, gdy tylko przykładam policzek do poduszki, momentalnie zasypiam.

Wydaje się, że już po chwili dzwoni mój telefon. Zaspana sięgam po niego,jednocześnie spoglądając na zegarek. Jest pierwsza w nocy.

Dzwoni Maks.

Automatycznie rozbudzam się i pospieszni odbieram.

- Halo, Maks?

W tle słychać muzykę i jakieś zamieszanie. Po chwili odzywa się męski głos i to nie jest Brown.

- Czy rozmawiam z niejaką Julią? - Zadaje mi pytanie, a ja powoli zaczynam odczuwać niepokój.

- Tak, to ja. Co się dzieje?

- Właściciel tego telefonu siedzi w moim barze. Jest kompletnie zalany i trzeba go stąd zabrać. Kilkakrotnie mamrotał pani imię, więc postanowiłem odnaleźć pani numer w jego telefonie i zadzwonić.

- Tak, dobrze...Oczywiście. - Wypowiadam pospiesznie.

- Czy może pani go stąd zabrać?

Tysiące myśli przepływa przez moją głowę, ale jedno jest pewne. Nie zostawię go tam.

- Tak, proszę mi przysłać adres.

- Dobrze. -Odpowiadam i po chwili mam już adres baru.

Wciągam na siebie czarne legginsy i bluzę, ze stolika w korytarzu chwytam  torebkę oraz kluczyki do mojego auta. Strasznie się denerwuję, nie mam pojęcia co tam zastanę.

Na miejscu jestem po jakiś dwudziestu minutach. Bar nie należy do najprzyjemniejszych,ale też nie jest jakąś meliną. Udaje mi się zaparkować blisko wejścia, wysiadam i niepewnie wchodzę do środka.

Od razu uderza we mnie ciężki zapach tytoniu i alkoholu. Przeciskam się przez stoliki, kierując się do baru. Czuję na sobie spojrzenia innych,ale nie reaguję.

- Czy mogę rozmawiać z właścicielem baru? - Pytam wysoką blondynkę, stojącą za ladą. Kiwa tylko głową i znika na zapleczu. Po chwili wyłania się stamtąd wysoki, brodaty mężczyzna. Jego ramiona pokryte są tatuażami. Gdy zbliża się do mnie, muszę zadrzeć głowę wysoko do góry, aby na niego spojrzeć. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować.

- Czy to pan do mnie dzwonił jakieś pół godziny temu? - Zadaję pewnie pytanie.

- Julia?

- To ja.

- Twój facet jest tam. - Pokazuje ręką w prawą stronę. Moim oczom ukazuje się zgarbiona postać ze szklanką w dłoni. - Zabierz go stąd, domaga się więcej alkoholu, a jest zalany.

Mówi tylko i odchodzi. Świetnie.

Ruszam w odpowiednią stronę i zatrzymuję się tuż obok niego.

- Maks. - Szturcham go lekko w ramię.

Powolnym, mozolnym ruchem unosi głowę i rozbieganym wzrokiem wpatruje się we mnie.Mimo swojego stanu rozpoznaje mnie, a jego oczy robią się wielkie ze zdziwienia.

- Co... Tu robisz? -Jego głos jest przeciągły i niewyraźny, ale nie na tyle żeby gonie zrozumieć.

- Przyjechałam po ciebie.

Chce wstać, ale gdy tylko próbuje się ruszyć, chwieje się na boki.

- Pomogę ci. - Chcę chwycić go za ramię, ale odtrąca mnie.

- Odejdź. - W to jedno słowo wkłada tyle złości, że aż się wzdrygam. Daję sobie kilka sekund i ponownie się odzywam:

- Maks, proszę.Właściciel baru się denerwuje, pozwól mi zabrać cię do domu.

Chwytam go pod ramię, ale on ponownie się wyrywa. Szarpnięcie jest na tyle mocne,że odbijam się plecami od lady. Krzywiąc się z bólu, wpatruję się w niego. Wiem, że nie jest sobą. Przemawia przez niego alkoholi jego demony przeszłości, tak przypuszczam.

Gorączkowo myślę co zrobić. Nagle zaczyna dzwonić telefon, który leży koło jego dłoni. Na wyświetlaczu pojawia się imię Aleks. Zanim Maks zdąży cokolwiek zrobić, chwytam urządzenie i pospiesznie odbieram.

- Halo?

Po drugiej stronie zapada chwilowa cisza.

- Kim jesteś? I dlaczego masz telefon Maksa?

Jego stanowczy i twardy głos mógłby przestraszyć, jednak nie mam czasu się tym teraz przejmować.

- Pracuję z Maksem...

- Gdzie? - Przerywami.

- W wydawnictwie jego ojca.

- Ach, no tak. -Mruczy pod nosem.

- Jestem z nim w barze. Możesz mi pomóc zawieźć go do domu? Jest kompletnie pijany.

- Kurwa. Wiedziałem.Tak, tak. Zaraz będę. Przyślij mi adres.

I tak też robię.Nie wiem kim on jest, ale wydaje mi się, że martwi się o Maksa.

Stoję jak na szpilkach, czekając na Aleksa. Chcę jak najszybciej się stąd ulotnić. Na szczęście nie muszę długo czekać.

- Aleks Maxwell. A ty to?

- Julia Song.Pracuję dla jego ojca. A ty to?

- Przyjaciel.

Wpatruje się we mnie, zapewne zastanawiając się skąd się tu wzięłam.

- Nawet nie pytaj. -Mówię zrezygnowanym głosem.- Zabierzmy go stąd.

Maxwell jest dobrze zbudowanym mężczyzną, więc bez problemu przekłada sobie rękę Maksa przez ramię i prowadzi go do auta.

- Stary... Co ty tu robisz? - Mamrocze pijackim głosem.

- Ty głupi palancie, nie masz dla mnie litości. - Odpowiada tamten.

Po chwili Brown się spina i spanikowanym głosem szepcze:

- Julia?

- Jest tu. Nie panikuj.

Gdy tylko sadzamy go na siedzenie pasażera, zasypia.

- Jadę za wami.

Aleks patrzy na mnie nie do końca chyba mi ufając.

- Słuchaj, może lepiej...

- Nie. To ty posłuchaj. Nie zasnę dopóki on nie znajdzie się w łóżku. Mam zamiar tego dopilnować.

Kąciki jego ust delikatnie drgają, a on sam unosi ręce w geście poddania.

- Jak sobie życzysz.Ale uwierz mi, jego pijana dupa to nie jest fajny widok.

Nie odpowiadam,tylko pewnym krokiem wsiadam do swojego samochodu i ruszam za nimi.

Wiem, że to będzie ciężka noc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top