Rozdział 4

Szukam przyjaciółki w tańczącym tłumie, jednak nigdzie jej nie widzę.

Na trzęsących się nogach wracam do naszego stolika, który okazuje się być pusty.Podejrzewam, że nadal świetnie się bawią na parkiecie, w przeciwieństwie do mnie.

Po chwili zjawia się kelnerka, a ja zamawiam kolejnego drinka. Biorę pierwszą lepszą pozycję z karty. Nie za bardzo się na nich znam i jest mi wszystko jedno.

To co się przed chwilą wydarzyło doprowadziło mnie do takiego stanu, że nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Maks jest właścicielem tego klubu...Obserwuje mnie. Cały czas mnie obserwuje i dodatkowo też przeraża.Wydaje się być taki mroczny... Mój Boże! Lecz jednocześnie sprawia, że nie mogę przestać o nim myśleć. On mnie przeraża, a zarazem fascynuje. Jasna cholera!

Po chwili przy stoliku pojawia się Mark.

- Dziecinko, gdzie się podziewałaś? Szukamy cię od paru minut. – Mówi, a jego wzrok jest trochę zamglony od alkoholu.

Wymuszam delikatny uśmiech i odpowiadam:

- Przepraszam, sama też się zgubiłam. Nie mogłam was znaleźć i wróciłam tutaj.

Mężczyzna rozsiada się obok mnie i lekko mnie obejmuje, na co sztywnieję. Próbuje skupić na mnie swoje spojrzenie, ale przez wypite procenty nie wychodzi mu to najlepiej. Na szczęście zjawia się kelnerka z zamówieniem, a ja wykorzystuję moment i wyswobadzam się z jego uścisku i siadam nieco dalej.

- Gdzie reszta? -Zadaję pytanie, a w tym samym czasie do stolika podchodzi rozgorączkowana Rachel z pozostałymi.

- Julia! Wszędzie cię szukałam! - Piszczy na mój widok i próbuje zrobić srogą minę, co jej nie wychodzi.

- Byłam w toalecie,a gdy wyszłam nie mogłam was znaleźć. - Daję jej znać mrugnięciem oka aby odpuściła. Opowiem jej wszystko później.

Przytakuje mi tylko i siada obok, jednocześnie tuląc mnie do siebie.

- Co się dzieje?Cała drżysz. - Spoglądam na nią, a po chwili na swoje dłonie.Faktycznie jeszcze cała się trzęsę. Chwytam swojego drinka i upijam nieznacznie, nie mam zamiaru się upić. To do mnie niepodobne.

- Później porozmawiamy. - Mówię aby ją uspokoić, a jednocześnie przy naszym stoliku robi się zmieszanie.

Przed moimi oczami wyrasta ten sam mięśniak, który zaprowadził mnie do Maksa.

- Panno Song. - Mówi spokojnie. - Kierowca już czeka.

Czuję, że wszyscy odwracają się w moim kierunku i patrzą pytająco.

- Co jest? - Pyta Rachel.

I co ja jej niby mam odpowiedzieć? Sama nie mam pojęcia co się dzieje i co mam teraz zrobić!

Chrząkam nieznacznie i powoli staję naprzeciwko ochroniarza.

- Przekaż panu Maksowi, że wrócę z przyjaciółmi...

- Maksowi!? -Piszczy zaskoczona Rachel, a w tym samym momencie mężczyzna odpowiada:

- Panno Song, nie sądzę żeby to był dobry pomysł.

- Ja wiem co jest dla mnie... - Spoglądam na jego plakietkę aby odczytać imię. -...dobre, Matt.

Moja przyjaciółka ciągnie mnie za rękę aby przykuć swoją uwagę.

- Julio, co tu się dzieje, do cholery? - Pyta po raz kolejny.

Odciągam ją na bok tak aby inni nie słyszeli o czym rozmawiamy.

- Czy to ten sam Maks?

- Tak... Jest właścicielem tego klubu no i... - Przerywam i spoglądam na nią nieco speszona.

- No i co? -Dopytuje.

- Sama nie wiem.Kiedy zniknęłam... Jego człowiek zabrał mnie do jego gabinetu i tam... Cholera no! Nie wiem właściwie co tam się wydarzyło.

- Jasna cholera,Julia! A nie mówiłam, że on na ciebie leci! I wiem, że ty na niego też. Inaczej w ogóle byś mi o nim nie opowiadała.

Czuję, że się rumienię, ale nie komentuję jej słów, bo przerywa nam Matt.

- Proszę za mną. -Mówi stanowczo i ostrożnie kieruje mnie w stronę wyjścia.

Moja przyjaciółka zagradza nam drogę.

- Co chcesz zrobić?

Jeszcze nie wiem,ale jedno jest pewne. Ten człowiek nie da mi spokoju i będzie mnie męczył tak długo aż za nim pójdę.

- Załatwię to,Rachel. Nie martw się.

- Nie zostawię cie samej!

- Nic mi nie będzie.- Odpowiadam i w nagłym przypływie odwagi ruszam przed siebie. Matt ledwo za mną nadąża. Jednak ja zamiast do wyjścia kieruję się z powrotem do gabinetu mojego prześladowcy.

- Julio! - Warczy na mnie ochroniarz. Zorientował się gdzie chcę iść i przyspieszył za mną kroku. Na co ja robię to samo i niemal biegnę. W ostatniej chwili udaje mi się dopaść do drzwi i otwieram je z rozmachem.Teraz kiedy pierwszy szok minął mam zamiar sobie z nim porozmawiać.

I w momencie kiedy spoglądam na mężczyznę znajdującego się w środku od razu tego żałuję.

Na widok tego co tam się dzieję wciągam gwałtownie powietrze. Zaraz za mną wpada Matt i gwałtownie chwyta mnie za ramię.

- Kurwa, kobieto!Przez ciebie mam przejebane! - Warczy w moją stronę, ale ja go nie słucham.

Wpatruję się w mężczyznę, który chyba nie bardzo już rozumie co się wokół niego dzieje.

Maks pociąga długi łyk alkoholu prosto z butelki, a jakaś tleniona blondynka dobiera mu się do rozporka. W końcu jego zamglony wzrok dociera do moich oczu i przez moment widzę w nich zaskoczenie.

- Sorry, szefie.Spierdoliłem. - Mówi skruszony ochroniarz.

Jego szef nie reaguje tylko skinieniem głowy wskazuje na klękającą przed nim dziewczynę. Ten podchodzi do niej i chwytając w pasie wynosi z pomieszczenia. 

Po co ja tu przyszłam? Powinnam sobie z tego nic nie robić i zostać z Rachel.Karcę samą siebie i pocieram swoje ramiona. Znowu zdenerwowanie bierze nade mną górę. I po raz kolejny przez tego samego człowieka.

Przechyla ponownie butelkę upijając znaczący łyk, po czym powoli podchodzi do mnie.Jego ruchy już nie są takie płynne jak poprzednim razem. Teraz utrudnia mu to jak mniemam, wypita whisky.

- Miałaś jechać do domu. - Mówi przeciągłym głosem.

W co ja się najlepszego wpakowałam. Znam go zaledwie parę dni, a już mam przez niego problemy.

- Nie tobie o tym decydować. - Odpowiadam z mocą. - Zresztą teraz i tak już wychodzę.

Odwracam się i kieruję w stronę drzwi, jednak on jest szybki, zbyt szybki jak na jego stan upojenia.

Chwyta mnie w pasie i przyciąga do swego ciała. Na karku czuję jego gorący oddech, co mimo wszystko doprowadza do przyspieszenia bicia mojego serca. On tak na mnie działa.

Jednak szybko się opamiętuję, bo przypomina mi się będąca tu przed chwilą kobieta.

- Zostaw mnie! -Piszczę.

Moje słowa w ogóle na niego nie działają. Sprawiają tylko, że wzmacnia swój uścisk,po czym czuję jak sunie nosem po mojej szyi. Mogę się założyć,że po raz kolejny mnie wącha.

Kurwa. On jest taki surowy...

- Nie tak szybko,złośnico... Mogłaś jechać bezpiecznie do domu. Jednak zamiast tego wróciłaś tutaj...

- Tak! I bardzo tego żałuję! - Przerywam mu.

- Nie spodobało ci się to co tutaj zobaczyłaś, co?

Czy mi się nie spodobało? W żadnym razie! Nie obchodzi mnie co on robi.

- To nie moja sprawa.

- Owszem, nie twoja.- Mówi stalowym, pozbawionym uczuć głosem. - A jednak tu przyszłaś i mnie wkurwiłaś.

Wzdrygam się na jego ton, który przyprawia mnie o niepokój. On naprawdę jest niebezpieczny, a swoją uwagę skupia na mnie. Na mnie! Powoli zaczynam panikować, a on chyba to wyczuwa, bo zbliża się jeszcze bardziej i szepcze prosto do mojego ucha:

- Nic ci nie zrobię... Przynajmniej w tym momencie. Jednak wiedz, że mam zamiar cię wykorzystać i to nie jeden raz. A ty będziesz wić się pod wpływem mojego dotyku.

Zaciągam się kilka razy powietrzem, a moje serce chyba zaraz wyskoczy z mojej piersi.

Maks puszcza mnie, a po chwili w gabinecie zjawia się Matt.

- Zabierz ją stąd.Natychmiast. - Warczy w jego stronę, a mi nie trzeba dwa razy powtarzać. Czym prędzej znikam za drzwiami i kieruję się prosto do wyjścia.

Jestem przerażona.















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top