Rozdział 3
Jest piątkowy wieczór, czekam na Rachel. Zadzwoniła dziś do mnie z pytaniem czy może wpaść za godzinę. Co jest do niej niepodobne i mnie zaniepokoiło. Zazwyczaj wpada bez zapowiedzi i to jest ok. Bardzo lubię jak mnie odwiedza. Jednak dziś jej głos brzmiał jakoś inaczej, jakby chciała mnie na coś przygotować. Mam złe przeczucie.
Po paru minutach słyszę dzwonek do drzwi. Portier już jej nawet nie zapowiada, nie ma takiej potrzeby.
Otwieram drzwi, uśmiechając się nieznacznie.
- Cześć mała! Przyniosłam posiłki. – Mówi, jednocześnie wymachując butelką wina.
- Hej wariatko!
Wpuszczam ją do środka, a sama idę po kieliszki do wina. Rozsiadamy się wygodnie na narożniku. Włączam tv i nastawiam go na jakiś kanał muzyczny, gdzie lecą znane nam kawałki.
- Jak tam twój „szefuńcio"? - Zadaje mi od razu pytanie.
W ostatnim tygodniu trochę się nasłuchała o moim mrocznym szefie i jego upodobaniach do obserwowania mnie. Wie, że się tym denerwuję.
- Nawet nie pytaj. Między nami jest co najmniej dziwnie.
Blondynka chichocze w odpowiedzi na moje słowa.
- Julio! Nie wiesz, że od nienawiści do miłości dzieli jeden krok?
Tym razem ja chichoczę.
- Z tą nienawiścią to bym nie przesadzała. - Upijam spory łyk wina i dolewam sobie kolejną porcję. Temat Maksa wprowadza mnie w nerwowy stan.
- Ten człowiek krąży wokół mnie jak jakiś drapieżnik. Serio, tak to odczuwam i nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
- Fiu, fiu... Nie chce nic mówić, ale wydaje mi się, że on sobie ciebie upatrzył i...
- Przestań. - Przerywam jej szybko. - Nic z tych rzeczy.
- Bla... Bla... Bla... Ale przynudzasz. Odkąd Sam wyjechał i zostawił cię tu samą, z nikim się nigdy nie umówiłaś. Nigdy. Tak nie można...
Wiem, że ma rację. Jednak obecnie nie mam w planach tego zmienić. Sam był moją pierwszą, prawdziwą miłością i wydawało mi się, że ostatnią. Poznałam go na pierwszym roku studiów. Byliśmy razem prawie dwa lata. Potem on dostał stypendium na uczelni w Paryżu. Od tamtej pory go nie widziałam, a minęły już prawie cztery lata.
- Daj spokój, Rachel. Nie chcę rozmawiać o Samie. To zamknięty rozdział.
I tak też uważałam. Odchorowałam swoje. Pierwsze miesiące po rozstaniu były ciężkie, jednak teraz już nic nie czuję.
- Więc dlaczego z nikim się nie umówisz? Jesteś taką piękną kobietą.
Wzdycham zrezygnowana, po co wałkować ten temat.
- Nie trafiłam na odpowiednią osobę, jasne? - I taka jest prawda. Jeżeli nie poczuję tego czegoś automatycznie, odpuszczam. Nie daję szansy mimo, że przecież z czasem może się okazać inaczej.
Muszę to poczuć, praktycznie od razu. Tę nutkę niepokoju i przyspieszone bicie serca, jak na przykład w przypadku Maksa... Cholera!
Wzdrygam się mimowolnie. Wyrywam się ze swoich myśli i upijam kolejny łyk wina.
- Co u Toma? - Zmieniam pospiesznie temat. Moja przyjaciółka gotowa jest maglować mnie do rana.
Tom to mąż Rachel. Są szczęśliwym małżeństwem od ponad roku. Nie widzą poza sobą świata, co niezmiernie mnie cieszy.
Moja przyjaciółka robi smutną minę, co nie umyka mojej uwadze.
- Coś się stało? - Pytam z przejęciem?
- Dostał awans.
- Wow! To świetnie kochana. Gratulacje dla niego. Nie cieszysz się?
Blondynka uśmiecha się nieznacznie.
- Oczywiście, że się cieszę Tylko, że jego nowe stanowisko jest w Edynburgu. – Mówi pospiesznie. - Tam ma otworzyć nowy oddział...
Moja ekscytacja momentalnie znika. Edynburg?! Mój Boże... Przecież to strasznie daleko.
Próbuję wymusić uśmiech na twarzy, ale za cholerę mi to nie wychodzi.
- Wyjeżdżasz? - Pytam głupio. Chyba powoli do mnie wszystko dociera.
Kobieta kiwa głową, a po jej policzku spływają łzy.
- Przepraszam, że cię tu zostawiam. – Mówi, ledwo hamując płacz, co udziela się i mnie.
Odstawiam wino i przytulam ją.
- To nic... Musisz dbać o swoje szczęście i nie oglądać się za siebie. - Pocieszam ją chociaż sama potrzebuję tego bardziej.
- Tak... Ale ja będę tęsknić.
- Ja też, Rachel... Ja też.
Moja przyjaciółka jest jedyną osobą, na którą naprawdę mogę liczyć. Poznałyśmy się w liceum i razem wybrałyśmy uczelnie. Od lat wspieramy się nawzajem. Wiem, że tak będzie nadal. Po prostu będzie nam nieco trudniej. Będziemy musiały zadowolić się telefonem czy internetem. Ale zawsze będziemy miały ze sobą kontakt.
Resztę wieczoru spędzamy na luźniejszej rozmowie. Nie możemy się nagadać, jak zawsze. Towarzyszy nam śmiech i płacz. Przeraża mnie to wszystko, boję się, że bez niej nie dam sobie rady.
Około północy Rachel jedzie taksówką do domu.
Okazało się, że koledzy jej męża organizują jutro imprezę pożegnalną w jakimś klubie.
To wszystko bardzo szybko się dzieje i jest mi z tym źle. Potrzebuję trochę czasu aby się oswoić i pogodzić z tym, że Tom zabiera ze sobą moją najlepszą przyjaciółkę. Jednak cieszę się z jego sukcesu i będę trzymać kciuki.
W sobotni poranek sprzątam swoje mieszkanie, a później idę na zakupy. Moja lodówka świeci pustkami. Nie przywiązuję szczególnej uwagi do posiłków. Jem to, co akurat mam w zapasie, bądź zamawiam coś na wynos. Gotowanie nie jest moją mocną stroną, a czasem mogę nie jeść cały dzień.
Popołudnie mija mi na szykowaniu się do wyjścia, na pożegnalną imprezę. Sama jej nazwa przyprawia mnie o smutek. Jednak dzielnie z tym walczę i mam zamiar wspierać moich przyjaciół.
Osobiście wolałabym zabrać ich na wspólną kolację. Nie przepadam za głośnymi klubami.
Biorę długą, kojącą kąpiel po czym smaruję się moim ulubionym olejkiem.
Włosy dziś zostawiam rozpuszczone. Na co dzień upinam je wysoko na głowie. Okulary też dziś zostają w domu, zastąpię je soczewkami. Makijaż robię mocniejszy niż zazwyczaj, szczególnie podkreślam moje błękitne oczy. Do ubrania wybieram czarną, prostą sukienkę. Dekolt i tył pleców układa się w literę V, przez co widać kawałek mojego tatuażu. Są to pnące się kwiaty od ramienia aż do szyi. Na co dzień nie zawsze go widać pod moimi ubraniami.
Mój strój dopełniają złote szpilki. Mało kiedy wychodzę w takie miejsca, jednak gdy mi się to zdarza zawsze staram się wyglądać elegancko.
Chwilę po dwudziestej zamawiam taksówkę. Mamy się spotkać o dwudziestej pierwszej.
Co prawda mam auto, jednak mało go używam. Do pracy przeważnie chodzę pieszo, chyba że po wielu staraniach jadę do moich rodziców, wtedy jest ono przydatne.
Gdy jestem na miejscu moi przyjaciele czekają już na mnie przed wejściem.
Rachel ściska mnie na przywitanie.
- Ślicznie wyglądasz. - Mówi do mnie szeptem i słodko się uśmiecha. Sama też wygląda pięknie. Ubrała czerwoną sukienkę, w której wygląda obłędnie.
Po chwili podchodzi do nas jej mąż i mocno mnie przytula.
- Przepraszam, że ci ją zabieram. - Szepcze mi do ucha i całuje w czoło.
Wzruszam się na ten gest, ale nie daję tego po sobie poznać. Przytakuję tylko głową na jego słowa. Boję się odezwać, bo mogę się rozkleić.
Po paru minutach dołącza do nas reszta znajomych, po czym ruszamy do środka.
Od razu uderza we mnie gorące powietrze, spowodowane natłokiem tańczących ciał.
Jest tu mnóstwo ludzi. Rachel chwyta mnie za rękę i ciągnie w odpowiednią stronę. Posłusznie idę za nią. Co jakiś czas czuję jak ludzie się o mnie przypadkowo ocierają, co mnie bardzo irytuje.
W końcu udaje nam się dotrzeć w odpowiednie miejsce.
Jest to przeszklona wnęka z ogromną sofą i dość dużym stolikiem na środku.
Mężczyźni od razu zamawiają nam drinki. Nie jestem fanką alkoholu. Przeważnie w grę wchodzi tylko wino. Jednak dziś pozwalam sobie na jednego drinka do towarzystwa.
- Dziecinko! Specjalnie dla ciebie słodki drink. - Mark, przyjaciel Toma, stawia przede mną kieliszek i dosiada się obok mnie. Jak na mój gust zbyt blisko. Zawsze miał do mnie słabość, wiem to. Swego czasu nawet myślałam, że między nami coś będzie. Na szczęście w porę spostrzegłam się, że on szuka tylko przygód. Mimo wszystko i tak go lubię.
- Dzięki, Mark. - Odpowiadam z uśmiechem, zawsze dobrze mi się z nim rozmawiało.
Przyjaciółka spogląda na mnie z psotną miną. Ona nadal liczy na to, że będziemy parą.
Towarzystwo się rozkręca, jest naprawdę bardzo miło. Na moment nawet udało mi się zapomnieć o tym, że moi przyjaciele wyjeżdżają.
W końcu Rachel wyciąga nas na parkiet. Lubię tańczyć jednak dziś nie bardzo mam na to ochotę. Ulegam jednak jej namową, w końcu to nasz ostatni taki wieczór. Nie wiadomo kiedy będzie kolejna okazja. Powoli zaczynam się poruszać, poddając się rytmowi muzyki. Po paru sekundach czuję na sobie czyjeś dłonie. Odwracam się i napotykam rozbawione spojrzenie Marka. Uśmiecham się do niego, mogę z nim tańczyć, byle nie pozwolił sobie na zbyt wiele. Chyba wypił za dużo, bo po chwili obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Piszczę zaskoczona i zarazem speszona.
Próbuję się odsunąć, ale on wykorzystuje moment i okręca mnie tak, że staje za mną i nadal mnie obejmując zaczyna się poruszać. Dla mnie to za dużo. Wysuwam się delikatnie z jego objęć i mówię, że idę do łazienki. Przeciskam się przez mały tłumek i docieram do damskiej toalety. Przeglądam się w lustrze, makijaż nadal się dzielnie trzyma. Poprawiam tylko usta. Gdy wychodzę naprzeciwko mnie stoi postawny mężczyzna, który uważnie się we mnie wpatruje. Powoli zaczyna się we mnie wzbierać panika, na szczęście w porę zauważam plakietkę z napisem „ochrona". Już chcę go wyminąć i ruszyć w stronę parkietu, kiedy on staje przede mną zagradzając mi drogę.
- Szef zaprasza do siebie. - Unoszę brwi zaskoczona, jaki znowu szef?
- Chyba mnie pan z kimś pomylił. – Mówię, robiąc krok w lewo aby przejść obok niego.
Nic z tego.
- Panno Song. Proszę za mną.
Chwyta mnie za ramię i stanowczo, a zarazem ostrożnie prowadzi mnie wzdłuż korytarza. Prosto pod duże drzwi na jego końcu. Nie mam nawet szans zareagować, kiedy ten puka. Otwiera drzwi i wpycha mnie do środka.
Co tu się dzieje?! Drzwi za mną zamykają się z hukiem, a ja podskakuję przestraszona. Już naprawdę zaczynam panikować.
W momencie gdy unoszę głowę i napotykam przenikliwy wzrok Maksa wszystko zamiera.
Stoję nieruchomo, również się w niego wpatrując. Jestem w szoku, nie spodziewałam się go tutaj.
Mężczyzna opiera się biodrami o krawędź biurka, a ręce skrzyżowane ma na klatce piersiowej.
Oczywiście ubrany jest na czarno.
Jasna cholera, on jest taki przystojny.
Kręcę głową na boki, wyrywając się z niewskazanych myśli i pewnym siebie głosem pytam:
- Co ty tu robisz?
Nie odpowiada od razu, jakby na wszystko miał czas.
\ -Patrzę. Na ciebie.
- Maks... - Powoli tracę pewność siebie, co zdradza mój słaby głos.
- Jestem właścicielem tego klubu. Obserwuję cię odkąd przekroczyłaś jego próg.
Robię wielkie oczy, a po chwili zaciskam usta w wąską linię. Wydaje się jakby on wcale nie przejmował się tym. Cały czas się we mnie wpatruje...
- Ty zawsze mnie obserwujesz!
- Owszem. – Mówi, wydając się być w ogóle niewzruszony, a ja buzuję ze zdenerwowania.
- Po co? Co ty ode mnie chcesz?
Nie odpowiada tylko powoli zbliża się do mnie. Moje ciało zaczyna drżeć pod wpływem jego bliskości. Staje przede mną nieznacznie się pochylając i znowu to robi. Wciąga mój zapach.
Nie reaguję, a moje serce wali jak oszalałe. Boję się, że jak go niechcący dotknę moje ciało mogłoby zareagować nie tak, jak sobie tego życzę. Mimo woli czuję lekki strach przed tym facetem. Ma on coś takiego w sobie, co wzbudza mój lęk. Jego mroczna natura nie pomaga.
On krąży wokół mnie, w końcu zatrzymuje się za moimi plecami.
- Jestem łowcą, a ty będziesz moją ofiarą. - Szepcze prosto do mojego ucha. A ja, ku swojemu zaskoczeniu, w odpowiedzi wydaję przeciągły jęk.
O ja pierdole.
Co ja wyprawiam, do cholery. Zaciskam mocno oczy, nie mogę mu uleć.
- Podoba ci się to. Wiem o tym. - Szepcze mi po raz kolejny, a ja mimowolnie wącham jego zapach.
Ja pierdole, po raz drugi.
Mój Boże! Co tu się dzieje.
- Jeżeli jeszcze raz zobaczę jak ten skurwiel trzyma na tobie swoje łapska. Zabiję.
Otwieram gwałtownie oczy i odwracam się w jego stronę. On nie mówi tego poważnie...
- Nie możesz tak mówić. - Odpowiadam nie tak już znowu odważnie. Jego wzrok ciska gromy, to pierwsze oznak jakichkolwiek uczuć z jego strony. Wzdrygam się pod ciężarem tego gestu.
- Mogę. I będę tak mówił. A teraz wracaj na salę i pożegnaj się z przyjaciółką.
Mój kierowca odwiezie cię do domu.
- Co takiego? - Mój głos jest piskliwy.
- To co słyszałaś, Julio. - Mówi spokojnym głosem.
Nie odzywam się już, tylko próbuję go ominąć. O dziwo mi na to pozwala. Jednak gdy jestem już przy wyjściu chwyta mnie za ramię i mocno ściska.
- Zrób to, co mówiłem.
Wyrywam się z jego uścisku i pospiesznie opuszczam pomieszczenie. Mijam wielkoluda pilnującego drzwi i próbuję odnaleźć przyjaciółkę.
Cała się trzęsę.
Nie bardzo rozumiem, co się przed chwilą wydarzyło.
W końcu udało mi się opublikować rozdział.
Były małe problemy :)
Miłego czytania!
pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top