6th dec § mistletoe kiss

J. A. Forfang x D. A. Tande

Przez te trzy lata Mikołajki stały się ulubionym dniem Joanna w całym roku. Nie dlatego, że dostawał prezenty, nie dlatego, że były ostatnim przystankiem przed Wigilą, ani nie dlatego, że nauczyciele zwykle byli bardziej skorzy do przekładania sprawdzianów. Chłopak wręcz uwielbiał ten dzień, gdyż to właśnie dzięki niemu znalazł szczęście, swoją miłość! Jego podejście zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i nie uważał już, że pomysł samorządu uczniowskiego z wieszaniem jemioły jest głupi. Teraz wręcz nie mógł doczekać się aż spotka się pod nią ze swoim chłopakiem!

Szatyn siedział na lekcji fizyki, stukając ołówkiem w pustą stronę zeszytu. Był zniecierpliwiony i ekstremalnie znudzony. Nie potrafił skupić swojej uwagi na nauczycielce, która akurat tłumaczyła im przemiany cieplne. Właściwie to nawet nie wiedział czym były te przemiany, ale nie musiał, to i tak nigdy nie przyda mu się do życia. Wiązanie swojej przyszłości z fizyką w jakiejkolwiek postaci było ostatnią rzeczą, o której Johann mógłby pomyśleć, nie był masochistą. Na głośny dźwięk dzwonka podskoczył wyrwany z przemyśleń, upuszczając ołówek z dłoni. Westchnął cicho i wrzucił wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Nie obchodziło go, czy po wyjęciu nadal będą nadawać się do użytku, w końcu były to tylko zeszyty, kto by się nimi przejmował? Poprawił okulary na swoim nosie i zarzucając plecak na ramię, wyszedł na korytarz. Westchnął, widząc jak dużo osób zdążyło się tam zgromadzić. Zaraz za Forfangiem podążył Marius, równie podekscytowany wizją spotkania kogoś pod jemiołą. Lindvik chodził do klasy Joanna od samego początku, jednak chłopcy nigdy nie czuli potrzeby bliższego poznania się. Dopiero w tym roku zbliżyła ich do siebie poprawa sprawdzianu z fizyki... Cóż za ironia. Obydwaj nie potrafili niczego i postanowili pouczyć się razem. Podczas sesji w domu młodszego, ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich nie nauczyli się niczego, ale odkryli jak wiele ich łączy. To niesamowite, że dzięki tak głupiemu przedmiotowi stali się przyjaciółmi.

— Idziemy jeszcze po kawę? — Marius wychylił się zza ramienia wyższego chłopaka.

Johann skinął głową, w końcu wychodząc na korytarz. Dzięki bogu - pomyślał jego przyjaciel, w końcu przez niego blokowali innym możliwość wyjścia z klasy. Ramię w ramię udali się prosto do automatu, gdzie kupili po kubku gorącej kawy. Forfang był prawdziwym miłośnikiem kawy, może nie tej szkolnej z automatu, ale musiał się nią zadowolić, nie mając innego wyjścia. Wziął łyk gorzkiego napoju, a na jego usta wpłynął błogi uśmiech. Ten dzień był dobry, teraz stał się jeszcze lepszy niż wcześniej. Szatyn poczekał na Mariusa i gdy przyjaciel stanął u jego boku z białym kubkim w dłoni, razem ruszyli dalej przed siebie. Teraz czekała ich lekcja norweskiego, co właściwie nie było najgorszą wizją. Ten przedmiot akurat dał się lubić i Johann naprawdę czuł się w nim pewnie. Był po prostu humanistą. Idąc coraz bardziej pustym korytarzem, dosłownie czuł motylki w brzuchu, delikatne łaskotanie ich skrzydeł sprawiło, że zachichotał cicho. Powoli zbliżał się do miejsca, w którym wszytsko się zaczęło.

Każdy już zdążył nauczyć się, że szóstego grudnia nie można zapuszczać się w tę część szkoły. Korytarzem tym wędrowały tylko nie do końca świadome pierwszaki i te nieco odważniejsze osoby, które chciały poznać kogoś... Z bliska. Johann nie był ani w pierwszej klasie, ani tym bardziej nie był odważny, ale po prostu chciał się tam przejść. W końcu od niedawna to miejsce wywoływało u niego tak miłe wspomnienia! Szatyn zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu znajomej twarzy, chciał spotkać tu Daniela.

— Och no dalej, chodź tu — szepnął do siebie, przewracając oczami.

— Co mówiłeś? — Marius zapytał, nie odrywając wzroku od jakiegoś punktu przed nim.

Forfang zmarszczył brwi i także spojrzał w tamtym kierunku. Przy szafkach stała niewielka grupa ludzi, Johann na początku nie rozpoznał nikogo, śmiejąc się w myślach, że Lindvikowi spodobał się jakiś pierwszak. Już miał zacząć się z niego śmiać, gdy w końcu zorientował się na kogo patrzą. Jedna z dziewczyn stojących tam była tą miłą przewodniczącą, która już dwa lata pod rząd zmuszała go do całowania Tandego. Chociaż zmuszała to zbyt mocne słowo. Właściwie to Johann powinien jej podziękować, bo właśnie dzięki niej on i Daniel zostali parą. Trochę bardziej na prawo stał, opierając się o jedną z szafek, wysoki chłopak, członek szkolnej drużyny koszykarskiej. Miał chyba na imię Robin... Forfang był pewien w stu procentach, że to właśnie jemu przyglądał się jego przyjaciel.

— Podoba ci się — szepnął z uśmiechem, podchodząc bliżej Lindvika.

— Nie — młodszy potrząsnął głową z grymasem na twarzy. — Może... Może trochę — jego brwi zmarszczyły się, ukazując skonsternowanie.

Johann znał go za dobrze, by nie wiedzieć, że Robin wpadł mu w oko. Właściwie, już kilka tygodni wcześniej dostrzegł, że Marius zawieszał na nim wzrok trochę zbyt często. Z jego informacji wynikało, że koszykarz był wolny i nie do końca heteroseksualny. Postanowił, że w najbliższym czasie spróbuje zeswatać ich w jakiś sposób.

— Chodźmy dalej — chwycił nadgarstek przyjaciela i zaczął ciągnąć go w tłum, kiedy jakaś inna grupka uczniów zasłoniła im widoczność.

— Ale tak właściwie to po co tu idziemy? — Marius jęknął zrezygnowany. — Przecież Daniel ma teraz lekcje na drugim końcu szkoły, myślisz, że chciałoby mu się tu przychodzić? — gdy uścisk na jego nadgarstku wzmocnił się, zrozumiał, że pora zamilknąć.

Ta przerwa była naprawdę długa. Wydłużona z piętnastu minut do czterdziestu pięciu. Wszystko dlatego, że najstarsze klasy przygotowywały dla nauczycieli jakieś wystąpienie. Pedagodzy zostali zebrani na auli, a uczniowie mieli zająć się sami sobą. Johann znalazł im świetny sposób na spędzenie przerwy. Już od kilku minut krążyli w kółko, licząc na to, że Tande w końcu zjawi się w pobliżu. Szatyn zaczynał irytować się ciągłym narzekaniem przyjaciela, naprawdę było to ostatnie, czego chciał słuchać w tamtym momencie.

— Johann przestańmy, on nie przyjdzie. Poza tym, po co ja tutaj? To ty masz się z nim całować — Marius nie przestawał gadać, skutecznie podnosząc tym ciśnienie starszego.

W końcu Forfang nie wytrzymał i dalej idąc przed siebie, odwrócił się, by posłać mordercze spojrzenie Lindvikowi. Naprawdę go kochał, ale w tym momencie, gdyby mógł, sprawiłby, że brunet padłby martwy na podłogę. Zanim jednak zaczął na dobre myśleć o mordowaniu chłopaka, uderzył w kogoś, odbijając się od niego. Johann cofnął się dwa kroki do tyłu, łapiąc równowagę. Nadal trzymał w uścisku nadgarstek Mariusa, asekurując się. Wzrok podnosił z nadzieją, że zobaczy przed sobą Daniela, nic takiego nie miało jednak miejsca. W odległości nie większej niż metr stał Robin Pedersen. Na swojej twarzy wymalowany miał szarmancki uśmiech, który nie podobał się Johannowi. Z duszą na ramieniu spojrzał w górę i przewidując najgorszy ze snenariuszy, zauważył tam jemiołę.

— O nie — wyrzucił z siebie, gdy wysoki chłopak chwycił go w pasie. — Ja się w to nie bawię, mam chłopaka, kochanie — zdjął jego ręce ze swoich bioder i w zamian za siebie, pchnął w jego ramiona Mariusa.

Lindvik nawet się nie opierał, zbyt oszołomiony bliskością swojego obiektu westchnień. Pedersen uśmiechnął się jeszcze szerzej i bez żadnego ostrzeżenia złączył swoje wargi z tymi niższego chłopaka. Johann uśmiechnął się, czując w tym samym momencie ramiona oplatające go zza pleców.

— Czekałeś tu na mnie? — Tande mruknął do jego ucha, składając pocałunek na jego policzku.

Szatyn zaśmiał się melodyjnie, obracając się w ramionach swojego chłopaka.

— Oczywiście — szepnął, zarzucając ramiona za szyję blondyna.

Obydwaj unieśli wzrok, spoglądając na jemiołę wiszącą nad ich głowami. To od niej wszystko się zaczęło... Daniel zaśmiał się cicho, trącając swoim nosem nos Johanna i w końcu złączył ich wargi. Pocałunek był powolny, delikatny i słodko-gorzki. W końcu młodszy pił niedawno kawę, a blondyn zajadał się czekoladą.

— I tradycji stało się zadość — zaśmiała się przewodnicząca szkoły, niewiadomo kiedy pojawiając się obok nich.

🎄

Dokładnie - tradycji stało się zadość!

Skoro dziś są Mikołajki, to ja tradycyjne mam dla was krótką opowieść o Joannie i Danielu. Mam nadzieję, że to dobry prezent mikołajkowy ode mnie dla was!

Do usłyszenia za dwa dni,
Kamila 🤍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top