Rozdział 16

Jadąc radiowozem nie odezwałem się ani słowem. Czułem coś okropnego, coś, co nie pozwalało mi racjonalnie myśleć. Nie umiałem uwierzyć w to, że Tom najpierw grał przyjaciela, by mnie wykorzystać... Prędko jednak pojąłem, że sam się tak zachowałem. Oparłem głowę o szybę, czując drżenie samochodu. Strasznie chciałem, by to wszystko było tylko złym snem... Dla pewności, że to rzeczywiście mi się nie śni, uszczypnąłem się w ramię. W pierwszej chwili poczułem chwilowy szok, gdyż nic nie poczułem, lecz prędko zorientowałem się, że uszczypnąłem moją mechaniczną rękę. Jęknąłem cicho, spoglądając za okno. Byliśmy już poza granicami miasta, otaczały nas tylko bezkresne pola kukurydzy. Żadnej szansy na ucieczkę, na którą i tak nie miałem siły.
- A ty co, Czerwony Wodzu? - zaśmiał się jeden z policjantów, siedzący z przodu. - Nic nie mówisz? Możesz jeszcze uratować swoją nędzną skórę!
- Ale wszystko, co powiem, wykorzystacie przeciw mnie - mruknąłem. Ten, który siedział obok mnie, odparł:
- Nie drażnijcie go, chłopaki. To już i tak nic nie zmieni, wyrok już zapadł.
- Jak to? Kiedy? - ożywiłem się nagle. Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Naprawdę nic nie wiesz? - parsknął ten, który siedział za kółkiem. - Rząd tak zadecydował, uważając cię za osobę niebezpieczną dla otoczenia. Był jakiś prawnik, który próbował cię bronić, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że jesteś winny i nikt nie jest w stanie cię obronić. W końcu skazali cię na... Nick?
- Gdzieś to tu miałem - dodał ten siedzący obok mnie. Zaczął grzebać w kieszeni, aż w końcu wyciągnął z niej wymiętą kartkę. Rozłożył ją częściowo i przeczytał na głos - Liczne morderstwa w tym wiele ze szczególnym okrucieństwem, powodowanie wzburzeń ludności, zawiązanie nielegalnego ugrupowania zbrojnego, nielegalny handel bronią... Można by tak wymieniać naprawdę długo - rozłożył papier na pełną wielkość i rzeczywiście, lista była naprawdę długa. Oparłem głowę o szybę i już więcej się nie odezwałem.
- W skrócie, skazali cię na dożywocie - zakończył ten za kierownicą. - Jesteśmy.
Radiowóz przejechał przez bramę, po czym zaparkował pod budynkiem więzienia. Na domiar złego zaczął padać deszcz. Policjanci wyprowadzili mnie z samochodu, cały czas trzymając moje kajdanki. Niektórzy ze skazańców, którzy znajdowali się na zewnątrz, przyglądali mi się. Wielu z nich miało gniewne miny, zaciskali pięści czy pluli na ziemię, rozpoznając we mnie Czerwonego Wodza. Spuściłem wzrok. Czułem się tak, jak niedawno w galerii, ale jeszcze bardziej samotny... Ledwo powstrzymałem łzy, które żal cisnął do moich oczu. Szedłem powoli, choć chciałem jak najprędzej mieć to za sobą.
Wprowadzono mnie do środka zakładu. Za pseudo recepcją blisko wejścia siedział jakiś żołnierz, trzymając karabin na ramieniu i czytając gazetę. Słysząc otwieranie drzwi, zasalutował, nie odrywając wzroku od papieru. Jeden z policjantów popchnął mnie w stronę biurka.
- Czuwaj - powiedział ten, który wcześniej prowadził samochód - Mamy tego cwaniaka na dożywocie.
Żołnierz podniósł głowę, po czym zaczął się śmiać. Położył gazetę na biurku i odłożył karabin na blat.
- Naprawdę? - parsknął. - To ten prawdziwy? W sumie brakuje nie brakuje mu opaski i tej ręki... Trudno mi w trochę w to uwierzyć...
- Kumpel go wydał, choć do końca nie wiadomo, o co chodzi - odparł inny. - Podobno ma jakiś ważny powód... W sumie za dwanaście melonów się trochę załatwi.
- Dobra, choć, mały - żołnierz wstał i pociągnął mnie do drzwi na ścianie obok. Nie odwróciłem głowy ani nie odezwałem się.
W pomieszczeniu było dosyć duszno. Jedna ze ścian była zupełnie biała z kilkoma paskami, wskazującymi wzrost więźnia. Podniósł leżący na krześle aparat, po czym rzucił w moją stronę szary uniform więzienny. Złapałem go w ostatniej chwili.
- Wkładaj - polecił - Im szybciej to załatwimy, tym prędzej poznasz nowych kolegów.
- Ekhem - chrząknąłem i uniosłem ręce, pokazując kajdanki na moich nadgarstkach. Żołnierz przewrócił oczami, po czym sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej niewielki kluczyk, po czym rozkuł mnie. - Dzięki.
- Tylko nie kombinuj - syknął. Pokiwałem głową. - Mam nadzieję, że nie masz przy sobie żadnej broni...
- Nie, jestem czysty - szepnąłem.
Prędko nałożyłem na siebie kombinezon, po czym ten zaciągnął mnie przed ścianę. Wręczył mi jakąś tabliczkę, po czym zapalił lampy. Spojrzałem na karton. Znajdowało się tam moje imię i nazwisko oraz długi numer identyfikacyjny, składający się z chyba dziesięciu cyfr. Ciekawe, czy pierwszy więzień miał numer jeden, drugi miał drugi numer i tak dalej. Światło zalało moje oczy, aż przymrużyłem powieki.
- Stań frontem do mnie - powiedział. Odwróciłem się i wyciągnąłem tabliczkę przed siebie.
Gdy tylko usłyszałem odgłos migawki, uświadomiłem sobie, że teraz już na zawsze będę zapisany na liście największych przestępców w Wielkiej Brytanii... A może i na świecie? Zajmę honorowe miejsce pośród największych zbrodniarzy wojennych, komunistów i nierzadko psychopatów... Tablica o mało nie wyleciała mi z dłoni. Czy za kilkadziesiąt lat uczniowie w szkołach będą uczyli się, poza Hitlerem i Stalinem, o Larssonie? Wzdrygnąłem się na tą myśl. Czyżby całe moje życie było zmarnowane przez to, co sobie ubzdurałem, że własna armia sprawi, że ten świat stanie się lepszy...
- Mały! - usłyszałem zniecierpliwiony głos żołnierza. Karton wyleciał mi z rąk.
- Tak jest? - zapytałem, zbity z tropu.
- Mówiłem, byś się odwrócił bokiem. Lewym - powiedział. Gdy tylko wykonałem polecenie, padło kolejne zdjęcie wprost do moich akt. - Coś się stało?
- Nie, tylko... Trochę mi słabo - przyznałem. Odwróciłem się do żołnierza prawym bokiem i ten uwiecznił mnie na zdjęciu po raz ostatni.
- Każdy tak ma na początku - powiedział. - Możesz już to zdjąć. Denerwujesz się? - pokiwałem głową. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wziął jednego, po czym wyciągnął paczkę w moją stronę. Poczęstowałem się jednym, po czym żołnierz odpalił oba. - Powiedzieć ci coś? Też tu kiedyś wylądowałem. Za kradzież, na rok. Może i ty jesteś młody i przesiedzisz tu dłużej, ale w końcu przywykniesz do tego.
- Rozumiem... Dzięki.
- Spoko - klepnął mnie po plecach. - Chodźmy już. Pokażę ci twoją celę.

Mówię wam, to wszystko to większy spisek. Dobra, możecie nie cierpieć za to Toma, ale niedługo poznacie całą prawdę xD tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top