Rozdział 13

Następnego ranka obudziłem się wypoczęty po raz pierwszy od blisko miesiąca. Tom cały czas leżał wtulony we mnie, więc początkowo nie wstawałem, by go nie obudzić. Nareszcie mgła spowijająca moje myśli zniknęła i czułem się doskonale. No, prawie, ale w granicach normy. Spojrzałem na telefon, leżący przy łóżku na podłodze. Była dopiero siódma, więc tym bardziej nie chciałem go budzić. Ostrożnie wstałem, uważając, by ten nie zauważył mojego braku. Tom chyba wyczuł, że nie leżę już obok niego, gdyż wymruczał coś i przewrócił się na drugi bok, wymawiając moje imię w półśnie. Pogładziłem go po włosach i okryłem go dokładnie kołdrą. Wyglądał dość uroczo, gdy spał.
Podniosłem telefon z podłogi, po czym ruszyłem do salonu.
Z braku lepszego zajęcia ubrałem się prędko, zostawiając tylko mój niebieski płaszcz z armii, po czym złożyłem koc i odłożyłem go na brzeg kanapy. Umyłem twarz - na całe szczęście moja proteza jest wodoodporna, a rany na oku nie podrażnia woda - i postanowiłem, by zrobić Tomowi niespodziankę w postaci naleśników. Wyjąłem z lodówki wszystko, co potrzebowałem, i znalazłem czystą patelnię. Zajęło mi zaledwie parę minut, by przygotować ciasto, po czym wstawiłem je na chwilę do lodówki. Czekając na to, aż olej na patelni nagrzeje się, znów spojrzałem na telefon. Akurat w chwili, gdy zwróciłem na niego wzrok, zobaczyłem przychodzące połączenie. Podniosłem komórkę z blatu.
- Judi? - szepnąłem zaskoczony, ale odebrałem. Przyłożyłem telefon do ucha.
- Siemka, Tord - usłyszałem w słuchawce jego głos. Jak zawsze na początku każdej rozmowy, jego głos brzmiał nieco psychopatycznie, jakby właśnie czerpał radość z pozbawienia życia jakiejś jego ofiary.
- Cz-cześć, Judi - zająknąłem się. - Myślałem, że jesteś w delegacji...
- Bo jestem - zaśmiał się - Ale mam roaming. Musiałem polecieć do tej twojej całej Norwegii... Dziura zabita dechami, ale nie takie rzeczy się już widziało, co? - wybuchnął śmiechem, po czym kontynuował - W każdym razie, za jakiś czas wracam. Mam nadzieję, że przemyślałeś swoją decyzję...
- Nie do końca... - zacząłem - Ale jeszcze się namyśle. Potrzebuję trochę czasu. Wiesz, mam strasznie dużo roboty tu, w armii...
- Ah, rozumiem - odparł. - Musisz się kiedyś stamtąd wyrwać. W końcu musisz zobaczyć świat, nim go podbijesz! Mam rację?
- Mhm... - mruknąłem bez przekonania. Z Judim dało się pogadać na wysokim poziomie, ale mówił tylko i wyłącznie o interesach.
- Poza tym, mam do ciebie malutką sprawę... Doszły mnie słuchy, że trzech twoich dawnych kolegów przeszkadza ci w pracy i chciałbyś się ich pozbyć. Jakiś Edd, jakiś Matt i Tom... To nie ten, co przestrzelił twojego robota harpunem?
- Nie! - przerwałem mu zestresowany - Znaczy tak! Znaczy się... Znaczy tak, przez niego straciłem rękę i oko, ale nie chcę się ich pozbyć!
- Dlaczego? - syknął Judi. - Czy znów się z nimi kumplujesz?
- Co? Ja? W życiu! Po prostu... - zdjąłem patelnię z ognia, zanim rozgrzany olej prysnął na moją bluzę. - Mam na myśli oczywiście, że nie ma sensu ich zabijać. Nic mi nie zrobią, a na takich aż szkoda marnować nabojów. Chyba wiesz, o co mi chodzi?
- Ah, ok - odparł.
Nagle kątem oka spostrzegłem, że w drzwiach do swojego pokoju stoi Tom. Przysłuchiwał się mojej rozmowie ze zdziwionym wyrazem twarzy. Telefon o mało nie wyleciał mi z ręki.
- Słuchaj, Judi, muszę kończyć - powiedziałem prędko i sięgnąłem w stronę przycisku z czerwoną słuchawką.
- Czekaj, Tord, co się...
Lider Srebrnej Armii nie dokończył, gdyż w tym momencie rozłączyłem się. Spojrzałem w stronę Toma, jak gdyby nigdy nic.
- Cześć, stary - powiedziałem - Jak ci się spało?
- Z kim rozmawiałeś? - zapytał. Schowałem ukradkiem telefon do kieszeni.
- Ja? Z nikim! Ja tylko...
- Ktoś z Armii?
- Nie... Znaczy, tak! Znaczy, nie do końca! W sensie że nie z mojej! W sensie że... Eh - westchnąłem ciężko. Tom podszedł do mnie, po czym spojrzał w stronę kuchenki.
- Może zróbmy tak - powiedział - Ubiorę się i pomogę ci przy tych... Naleśnikach, czy cokolwiek to jest, a potem pogadamy. Zgoda?
- Zgoda.
Zaledwie kilkanaście minut później siedzieliśmy na kanapie, każdy z talerzem z kilkoma naleśnikami. Tom oparł się o podłokietnik, po czym zatopił zęby w kawałku ciasta i powiedział:
- No, to opowiadaj. Z kim gadałeś?
- Z Judim - przyznałem, a niemal widząc dwa maleńkie pytajniki w jego oczach, dodałem - To taki koleś, którego poznałem na studiach. Też ma swoją armię, ale działa w Polsce i okolicach.
- A o czym gadaliście? Bo gdy przyszedłem, akurat mówiłeś coś w stylu, że "przez niego straciłeś rękę i oko", więc domyśliłem się, że chodzi o mnie...
- Tak... Ale spokojnie, nic złego! Wręcz przeciwnie, próbowałem was chronić i...
- Wierzę ci, Tord - odparł, odkładając talerz. Nawet nie zauważyłem, gdy zdążył zjeść wszystkie pięć naleśników, podczas gdy ja ledwo zacząłem pierwszy. - Trochę trudno mi to powiedzieć, ale ci wierzę.
- Dziękuję - przytuliłem się do niego. Tom zaśmiał się.
- Co ty na to, by pójść do galerii i nieco połazić? Jak za starych, dobrych czasów?
- Bardzo chętnie - uśmiechnąłem się. Chłopak odłożył oba talerze na blat, po czym oboje wyszliśmy z mieszkania.

Świąteczny maraton czas start! Piszę to jeszcze w środę, jest prawie 11 w nocy i jutro - dla was dziś - pojawią się 3 rozdziały. Co wy na to? Dzięki za wszystko, narka i cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top