Rozdział 12

- T-tom? - wydusiłem zaskoczony. - Co tu się stało?
Brunet, razem z Eddem i Mattem, siedział przy stole, na którym znajdowało się duże czekoladowe ciasto. Pod sufitem wisiało trochę balonów i papierowych girland. Schowałem pistolet do kieszeni i spojrzałem na nich skołowany.
- Co tu się... Stało? Tom, napisałeś mi, że potrzebujesz mnie jak nigdy...
- Bo tak jest - odparł. Po raz pierwszy od paru lat zobaczyłem, że się uśmiecha, pomimo, że jestem tuż obok. - Jak mogłaby się odbyć powrotna impreza bez zagubionego wędrowca, który wraca do domu?
- Co? - zapytałem, nic nie rozumiejąc.
- Wszyscy chcieliśmy, byś wrócił - powiedział Edd. Wstał, podszedł do mnie i założył mi kartonową, czerwoną czapeczkę na głowę. Cienka gumka strzeliła prosto w mój podbródek. - Impreza była pomysłem Matta, ale Tom zaangażował się najbardziej...
- Naprawdę? - zapytałem z niedowierzaniem. Przyjaciel klepnął mnie w plecy.
- Jasne! Chcieliśmy zrobić małą imprezę i dać ci jeszcze jedną szansę. Co ty na to?
W odpowiedzi rzuciłem się Tomowi na szyję. Pocałowałem go w czoło i wyściskałem tak mocno, jak tylko umiałem. Czarnooki zaczął się śmiać i również mnie przytulił.
- Spokojnie, Tord... To jak? Chcesz wrócić do nas?
- Tak! - zawołałem - Bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo! Dziękuję wam!
By nie zostawiać chłopaków na lodzie, przytuliłem najpierw Matta, a potem Edda. Tom odsunął jedno z krzeseł, po czym usiadł naprzeciwko. Ostrożnie przysiadłem na krześle, lecz brunet zerwał się z miejsca.
- Czekajcie, coś sobie przypomniałem! - zawołał i wpadł do swojego pokoju. Usłyszałem, jak krząta się po pokoju, coś chyba mu wypadło, gdyż usłyszałem huk i dziwne trzaski. Wychyliłem się w jego stronę, lecz nagle spostrzegłem, że wybiegł z pokoju. Zauważyłem, że w dłoni trzyma moje czerwone, mechaniczne ramię. Wręczył je mi, po czym dodał - Miałem ci je oddać, gdy znowu ci zaufamy... Dlatego to robię.
- Naprawdę? - szepnąłem, spoglądając na nich. Edd i Matt pokiwali głowami. Jeszcze raz rzuciłem się Tomowi na szyję. - Tak straszcie ci dziękuję... Wam wszystkim!
Podwinąłem rękaw bluzy, przyłożyłem protezę do ramienia i nacisnąłem przycisk. Zimny metal oplótł mój bark. Poruszyłem mechanicznymi palcami, po czym odetchnąłem głęboko. Brunet usiadł przy krześle.
- Witaj w domu, Tord - zaśmiał się. - No, to komu ciasta?
Tą noc miałem spędzić u Toma. Miałem zarezerwowaną kanapę w salonie, gdyż w jego pokoju nie było za dużo miejsca. Gdy zjedliśmy tort i opowiedzieliśmy sobie wszystko, co nas nawzajem ominęło, chłopacy poszli do siebie, zaś ja i Tom zostaliśmy sami. Kiedy skończyliśmy zrywać girlandy i przekłuwać balony, co dawało nam oboje satysfakcję, usiedliśmy na kanapie. Oparłem głowę o jego ramię, po czym szepnąłem:
- Nie wierzę, że zrobiliście to dla mnie...
- Wszyscy za tobą tęskniliśmy - odpowiedział, obejmując mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu. - Szczególnie ja, ty jeleniu - zaśmiał się, mierzwiąc mi włosy.
- Czemu "jeleniu"? - zapytałem, również ze śmiechem.
- Masz rogi jak jeleń - parsknął, jeszcze bardziej rozwalając moją fryzurę. Spojrzał na efekt swojej pracy z daleka, aż w końcu ułożył mi je poprzednie miejsce. - Tord...
- Tak?
- Obiecujesz, że już nigdy czegoś takiego nie zrobisz? Wiesz, z tym robotem i tak dalej?
- Obiecuję - powiedziałem uroczystym tonem. Tom spojrzał na mnie, a w jego spojrzeniu pojawił się smutek.
- Wiesz... Martwiłem się o ciebie, gdy to się stało. Bałem się, że jesteś szantażowany albo oszalałeś, wiesz...
- Rozumiem - westchnąłem, po czym oparłem się o oparcie kapany. Zakryłem twarz dłońmi, po czym dodałem - Naprawdę nie wiem, co się ze mną wtedy działo... Sam nie rozumiem, co chciałem osiągnąć. Władzę? Sławę? Uznanie? Niestety zrozumiałem swój błąd, było już za późno... Gdybym zorientował się, co wyprawiam kilka chwil wcześniej, możliwe, że to skończyłoby się inaczej... Bardzo cię przepraszam.
- Ja też przepraszam - powiedział. - W sumie, gdyby nie tamten harpun, którym strzeliłem w twojego robota, nie straciłbyś ręki i oka...
- Szczerze, cieszę się, że to zrobiłeś. Sprowadziłeś mnie na ziemię, a szok, jaki przeżyłem sprawił, że uświadomiłem sobie, w co się wpakowałem. Zresztą, to mechaniczne ramię jest całkiem fajne - zaśmiałem się. Tom przytulił mnie, lecz już nic więcej nie powiedział.
Tej nocy przez długi czas nie mogłem spać. Z jednej byłem zmęczony, ale z drugiej cały czas żyłem emocjami tego dnia. Kanapa i koc pachniały Tomem, więc wdychałem ten cudowny zapach, ile mogłem. Przytuliłem mocno poduszkę, po czym ukryłem mechaniczną pod głową. Rzadko kiedy miałem okazję, by się wyspać w kwaterze, więc zdawało mi się, że zapomniałem, jak się śpi. Cały czas tylko przewracałem się z boku na bok i patrzyłem raz na jakiś czas na zegar. Było już sporo po północy, ale nie umiałem zmrużyć oka. Bałem się pójść i poprosić Toma, czy mógłbym spać razem z nim... Nie chciałem wyjść na jakiegoś zboczeńca albo geja. W końcu jednak, z braku lepszego pomysłu, wstałem i ruszyłem w stronę jego pokoju. Ostrożnie chwyciłem klamkę i wszedłem cicho do środka.
Tom leżał do połowy zakryty kołdrą, a na podłodze leżała pusta butelka po jego ulubionym Smirnoffie. Usiadłem na brzegu łóżka. Trochę się tego wstydziłem, gdyż w sumie oboje mieliśmy na sobie tylko po podkoszulce i bokserkach. Ostrożnie pogładziłem jego nagie ramię.
- Tom... - szepnąłem. Chłopak otworzył nieco swoje czarne oczy.
- Tord? - jęknął. - Czemu jeszcze nie śpisz?
- Nie mogę zasnąć... - zacząłem. - Mogę dziś... Wyjątkowo spać z tobą?
Brunet spojrzał na mnie spod półprzymkniętych powiek. Westchnął ciężko, po czym przesunął się na brzeg łóżka. Ostrożnie położyłem się obok niego. Chłopak objął mnie ramieniem. Odwróciłem głowę w jego stronę, lecz nie było od czuć alkoholu.
- Tom? - zapytałem nieco zdziwiony. - Piłeś?
- Może trochę - zaśmiał się.
- Jak to robisz, że nie jesteś pijany? Znaczy wiesz - dodałem - Że jesteś względnie przytomny i nie czuć od ciebie tych wszystkich promili...
- Opanowałem tajemną sztukę, jak pić, być się nie upić - powiedział ze śmiechem. - Kiedy cię z tym zaznajomię... Ale to jutro, jeśli już. Dobranoc, Tord.
- Dobranoc... Tom - szepnąłem i zaledwie kilka sekund później zasnąłem, wtulony w niego.

Serio lubię Tomtord, ale to chyba pierwsze ff w Polsce albo i na świecie, gdzie wspólna noc nie polega na szekszach, tylko na zwyczajnym śnie xD może zrobię jakiś malutki maraton z okazji mikołajków lub świąt... Tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top