Rozdział 23

Nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Ze wszystkich stron otaczała mnie gęsta jak smoła czerń. Chciałem odezwać się, zapytać, czy rzeczywiście jestem tu zupełnie sam, ale strach, jaki czułem, odbierał mi mowę. Zdawało mi się, że gdzieś obok mnie błysnął niebieski kolor znanej mi dobrze bluzy. Odetchnąłem z ulgą.
- Tom! - zawołałem, odrzucając lęk. Chłopak nie odwrócił się ani nic nie odpowiedział. Ruszyłem w jego stronę, lecz odległość między nami się nie zmniejszała. Puściłem się biegiem, ale to nic nie zmieniło. - Tom, co tu się dzieje? Gdzie jesteśmy? Tom!
- Milcz, komuchu - warknął, wciąż nie ruszając się. - Zaufanie tobie ponownie było wielkim błędem, który nie chcę już więcej popełnić.
- Ale Tom, o co ci chodzi?
- Dobrze wiesz, Czerwony Wodzu - odparł i odwrócił się.
Gwałtownie zahamowałem, przestraszony tym widokiem. Z rozdarcia bluzy na lewym ramieniu sączyła się krew, która wpływała również z jego oczu, niby łzy. Wzdrygnąłem się, widząc go w takim stanie. Dodatkowo w dłoni trzymał harpun, na którego końcu zatknięty był kawałek czerwonego materiału, pochodzącego z mojej bluzy. Tuż za nim pojawili się Edd i Matt. Pierwszy z nich miał przerażenie, ale i gniew w oczach. Dłonie miał ukryte głęboko w rękawach zielonej bluzy. Drugi natomiast miał podbite prawe oko i plaster na prawym policzku. Chciałem zacząć uciekać, ale coś przytrzymywało mnie w miejscu. Gdy spuściłem wzrok, zobaczyłem, że moje ręce oplata coś na kształt purpurowych wstęg, które nie pozwalały mi się ruszyć. Próbowałem się wyrwać, ale moje próby były daremne. Zacisnąłem powieki, nie wiedząc, co dalej, gdy nagle z góry rozległ się głos:
- Czas ucieka, Czerwony Wodzu.
W tym momencie obudziłem się z krzykiem.
Zrobiłem to na tyle gwałtownie, że aż spadłem z kanapy, nieszczęśliwie upadając na zdrowe ramię. Podniosłem się, rozcierając obolały łokieć, po czym rozejrzałem się. Było ciemno, zapewne już dawno była noc. Razem ze mną z kanapy spadł brązowy koc, którym byłem okryty. Wstałem, po czym spojrzałem na leżący na stoliku telefon. Blat stołu był szklany, jak dobrze, że go nie robiłem... Dochodziła pierwsza w nocy. Prędko wstałem i znów położyłem się na kanapie. Miałem wielką nadzieję, że nie obudziłem swoim krzykiem Toma. Był tolerancyjny jak mógł, ale nigdy nie umiał znieść, gdy ktoś go budził. Prędko zagrzebałem się pod kocem, stwarzając pozory, że o niczym nie wiem.
Zaledwie kilka chwil później usłyszałem otwieranie drzwi i do salonu wszedł Tom. Walczyłem z pokusą, by się odwrócić i spojrzeć na niego. Tak bardzo tego pragnąłem, ale nie mogłem dać nic po sobie poznać...
- Tord? - usłyszałem. - Obudziłeś się?
- Tak... - przyznałem nieco zawstydzony, widząc, że już za późno na ukrywanie się. - Przepraszam, że cię obudziłem...
- Coś złego ci się śniło? - zapytał, ignorując moje pytanie. Wychyliłem głowę spod koca, po czym pokiwałem głową. Tom chwycił mnie za rękę, po czym pociągnął delikatnie w stronę pokoju. - Zostawiłem cię tu, bo zasnąłeś podczas oglądania "Powrotu szalonych zombie piratów z piekła 7" i nie chciałem cię zbudzić...
Weszliśmy do jego pokoju. Brunet usiadł na łóżku, a ja przycupnąłem obok niego. Westchnąłem ciężko, po czym zdjąłem opaskę na oko z twarzy. Zazwyczaj zdejmowałem ją przed snem, ale ostatnio o tym zapominałem. Odłożyłem ją na biurko. Stare rany jak zawsze mnie szczypały, a z niektórych sączyła się ropa. Czarnooki dokładnie przyjrzał się moim bliznom. Powstały one na wskutek poparzenia silnikiem mojego wielkiego robota, o czym raczej wiedział.
- Byłeś z tym u lekarza? - zapytał z troską. Pokręciłem głową.
- Wiesz, nie mieliśmy za dużo czasu, musieli mi wszystko amputować rękę, by nie wdało się jakieś zakażenie... Wiesz, tężec i tak dalej...
- A oko?
- Tylko mi zakleili to czymś i dali tą przepaskę - mruknąłem.
- Pójdziemy z tym jutro do lekarza - powiedział chłopak. Zaśmiałem się cicho.
- Do rana zapomnisz.
- Możliwe - stwierdził obojętnie. Podniósł z biurka opróżnioną do połowy butelkę Smirnoffa, po czym wypił dość duży łyk trunku. Wyciągnął flaszkę w moją stronę. - Masz, mi pomaga na koszmary.
- Jak ty możesz to pić? - stwierdziłem z lekkim obrzydzeniem, biorąc butelkę do ręki i wąchając alkohol. Wzdrygnąłem się, czując ostry zapach. - Pachnie paskudnie!
- Ale w smaku jest cudowny - westchnął rozmarzony. Napiłem się trunku, po czym skrzywiłem się.
- Okropne - jęknąłem, czując, jak ostry smak drapie mnie w język.
- Ale przynajmniej nie dostanę raka, jak ty od tych twoich fajek - stwierdził, jednak usłyszałem w jego głosie, że chce się ze mną trochę podroczyć.
- Tia... Klasyczny, głupi Tom - stwierdziłem, szturchając go lekko w ramię. Chłopak chwycił mnie za szyję, po czym zaczął czochrać moje włosy pięścią.
- Ja ci dam głupiego! - zaśmiał się, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Brunet opadł na łóżku. Moja głowa spoczęła na jego klatce piersiowej, po czym oboje odetchnęliśmy głęboko. - Wiesz, Tord... Brakowało mi tego. Ciebie i tego, by nareszcie nie kłócić się o drobiazgi. Przepraszam, że zostawiłem cię dla chłopaków...
- Zapomnij o tym - szepnąłem, przymykając oczy. Znów poczułem wszechogarniającą mnie senność. Ziewnąłem głośno, po czym przytuliłem się do niego.
- Tord?
- Tak?
- A opowiesz mi jutro, jaki koszmar ci się śnił?
- Tak... - wymruczałem, już w połowie śniąc. W sumie powiedziałem to na odczep, ale Tom chyba się tym nie przejął. Objął mnie ramieniem.
- Dobranoc, Tord - szepnął.
- Dobranoc, Tom.

Uwaga guys, ogłoszenie! Po zakończeniu DTTD zaczynam nowe ff o Eddsworld! Mam już trochę pomysłów, i tu już wystąpią paranormalne zjawiska. Ma ono roboczy tytuł "Władcy Wspomnień". Spojler? Początkowo miał on się nazywać "Komunista w zielonej bluzie". Znowu będzie z perspektywy Torda, ale chyba będzie ciekawie xD i... Ostatecznie zawieszam moje "Minecraft sekret Dnia i Nocy". Wrócę do tego, gdy odzyskam wenę... Zobaczymy. Jeżeli się cieszycie, że będzie Władca Wspomnień, napiszcie w komentarzu jak się cieszycie i co chcielibyście zobaczyć xDDD a, i wydarzenia stamtąd nie będą powiązane z tymi. Zupełnie dwie różne historie. No i dzięki za wszystko, narka i cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top