Rozdział 22

- Tak się cieszę, że nareszcie tu wróciłem - westchnąłem, gdy razem z Tomem weszliśmy do jego mieszkania. - Chociaż wciąż trudno mi uwierzyć, że to zrobiliście...
- W sumie wciąż jestem ci winny przeprosiny - powiedział brunet - W końcu odtrąciłem cię i nie wysłuchałem, co o tym sądzisz, że do naszej paczki dołączyli chłopacy...
- Mogłem być lepszym przyjacielem i nie traktować cię jak swoją własność... Wiedziałem, że w końcu będziesz szukał nowych przyjaciół.
- Spoko, Tord - klepnął mnie po plecach i przejechał dłonią po moich włosach - Było, minęło, zapomnijmy o tym. Jest już dość późno, więc nie ma sensu wychodzić, ale mam chyba w zamrażalniku pizzę...
Chłopak podszedł do lodówki, otworzył jej drzwi i wsadził głowę do środka. Usiadłem na blacie kuchennym, po czym odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy. Czułem niezwykłą ulgę. Z jednej strony byłem wolny, a z drugiej miałem Toma obok siebie i nie musiałem się niczym przejmować. Westchnąłem ciężko, po czym uniosłem mechaniczną protezę i pstryknąłem palcami, zapalając zapalniczkę na krańcu mojego środkowego palca. Chłopak w niebieskiej bluzie odwrócił się i w ostatniej chwili wycofał się, zanim zapalił sobie włosy. Uśmiechnął się lekko.
- Nie wiedziałem, że tak umiesz - stwierdził, po czym otworzył karton i wyciągnął ze środka zamrożoną pizzę.
- Dopiero od niedawna to umiem - odparłem. - Może spróbujemy tym podgrzać pizzę?
Tom nie odpowiedział, tylko odwinął jedzenie z folii i przytrzymał je nad ogniem. Oboje spojrzeliśmy po sobie, po czym wybuchliśmy śmiechem. Zgasiłem zapalniczkę, a mój przyjaciel włączył piekarnik. Gdy kucał przy kuchence, zeskoczyłem z szafki i objąłem go od tyłu. Ten odwrócił głowę, ale nic nie powiedział.
- Twoje włosy pachną - szepnąłem zdumiony, wdychając ten cudny zapach. Zazwyczaj włosy Toma i ogólnie cały on śmierdział alkoholem, ale czułem, że brał niedawno prysznic. Brunet zaczął się śmiać.
- A czym pachną?
- Nie wiem... Ale pachną. Chyba się cieszysz, że wróciłem?
- Bardzo - odparł, po czym włożył do piekarnika pizzę. Wstał, a ja dalej trzymałem go od tyłu. Zaśmiał się nieco i oboje usiedliśmy na kanapie. - Tord... Co teraz zrobisz z Czerwoną Armią?
- Nie mam pojęcia - przyznałem. Oparłem się ostrożnie o oparcie, splotłem palce na brzuchu i spojrzałem w sufit. - Boję się, że cokolwiek wybiorę, będę musiał kogoś zranić. Nie wiem, czy uda mi się wybrać mniejsze zło.
- Myślisz, że dasz radę wrócić do dawnego życia? - zapytał. Wzruszyłem ramionami.
- Sam nie wiem...
- Zjemy pizzę i od razu będzie ci lepiej - zaśmiał się. Podniósł głowę i wychylił się w stronę aneksu kuchennego. Przeciągnął się, po czym objął mnie ramieniem. - Mogę pójść po chłopaków, jeżeli chcesz...
- Na razie chyba wolę zostać z tobą sam - odparłem. Thomas uśmiechnął się i przymknął powieki.
Wstałem, po czym ruszyłem w stronę piekarnika. Otworzyłem drzwiczki, po czym wyciągnąłem kratkę, na której znajdowała się pizza. Na całe szczęście nie poparzyłem się, gdyż użyłem mojej mechanicznej ręki. Przerzuciłem ją na talerz, sięgnąłem po nóż do szuflady i zaciągnąłem się zapachem. Nie był tak cudny jak zapach włosów Toma, ale wyraźnie czułem zapach bekonu i sera, które od razu mnie pobudziły. Ukroiłem kilka kawałków i zaniosłem talerz przyjacielowi. Chłopak wyciągnął się i prędko zabrał kawałek. Nadgryzł go, po czym wydał z siebie dziwny dźwięk, nieco przypominający mruczenie. Usiadłem obok niego.
- Brakowało mi tego - stwierdził. Kiwnąłem głową, po czym sam spróbowałem pizzy. Może i była najprostsza pizza odgrzana w piekarniku, ale poczułem się cudownie.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyły się one wolno i do środka zajrzeli Matt i Edd.
- Poczuliśmy pizzę, więc przyszliśmy - powiedział rudzielec. - Podzielicie się ze zbłąkanymi wędrowcami?
- Pewnie - Tom zaśmiał się cicho, po czym wyciągnął talerz w ich stronę. Oboje weszli do środka, a chłopak w zielonej bluzie zamknął drzwi. Każdy z nich wziął po kawałku.
- Dzięki - powiedział Edd, po czym wyciągnął z kieszeni pudełko z zielonkawą okładką. - Może obejrzymy "Powrót szalonych zombie piratów z piekła 7"?
- Bardzo chętnie! - zawołałem równocześnie z Tomem. Oboje spojrzeliśmy po sobie i zaczęliśmy się śmiać.
Zaledwie kilkanaście minut później wszyscy wciąż siedzieliśmy na kanapie w mieszkaniu bruneta i oglądaliśmy film, jednocześnie jedząc pizzę. Szczerze powiedziawszy, fabuła niespecjalnie mnie interesowała. Zamiast tego leżałem oparty o ramię Toma i próbowałem uwierzyć w swoje szczęście, że znów przy nich jestem. Może i kaleki, bez ręki i oka, ale jestem. Westchnąłem, kończąc jedzenie pizzy. Mocniej przytuliłem mojego przyjaciela w niebieskiej bluzie. Przymknąłem powieki, po czym poczułem ogarniającą mnie senność. Nawet nie protestowałem, aż w końcu zasnąłem lekkim snem, wtulony w Toma i otoczony najlepszymi przyjaciółmi.

Tym razem 666 słowo to było słowo "szczęście"... Nie ma czegoś takiego jak szczęście. Nie słyszałam. W każdym razie, jeszcze trochę i wrócą plot twisty i ciekawsze rzeczy. Tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top