Rozdział 19

Gdy tylko wróciłem do celi, zastałem Lufę, wciąż siedzącego nad moją protezą. Był tak skupiony, że nawet mnie nie zauważył. Wskoczyłem na wyższą pryczę, po czym pstryknąłem palcami. Ten o mało nie spadł z łóżka, tak zawiesił się przy pracy.
- Oh, Tord - powiedział z ulgą - Przestraszyłeś mnie. Właśnie kończę...
Dokręcił metalową klapę czymś, co nieco przypominało dość duży, zielony scyzoryk, po czym wręczył mi. Podwinąłem rękaw mojej bluzy, po czym proteza sama wskoczyła na miejsce.
- Przede wszystkim usprawniłem nieco mechanizm, przez co teraz chodzi bezdźwięcznie i płynnie - powiedział podekscytowany. Poruszałem sztucznymi palcami. Chodziły tak lekko, jakbym znów miał normalną rękę... - I dodałem specjalny bonus. Pstryknij palcami!
Choć trochę zaskoczony, wykonałem polecenie. Za pierwszym razem nic się nie stało, lecz za drugim na końcu mojego środkowego palca pojawił się niewielki płomień. Przypatrzyłem mu się, zamyślony.
- Wbudowałeś mi zapalniczkę w palec? - zapytałem zdziwiony - Skąd wziąłeś paliwo do nich... I w ogóle sam mechanizm?
- Siedzę tu od roku, strażnicy mnie znają - odparł. - Wiedzą, że nie śpieszy mi się do ucieczki, więc jeżeli poproszę ich o jakieś części, zazwyczaj mi je dają.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty... Dzięki - powiedziałem. Mężczyzna uśmiechnął się, po czym przejechał ręką po krótko przystrzyżonych, czarnych włosach.
- To była dla mnie przyjemność - odpowiedział z cichym śmiechem. Wychylił się, spoglądając na korytarz, a uśmiech zniknął z jego twarzy. - Idą. Chyba po ciebie, Tord.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że w stronę naszej celi zmierza dwóch strażników więziennych. Lufa prędko schował scyzoryk do kieszeni. Zeskoczyliśmy na podłogę, a ci weszli do środka.
- Larsson - powiedział ochrypłym głosem jeden z nich, po czym zakaszlał. Kiwnąłem głową. - Szef cię wzywa.
- Dlaczego? - zapytałem, lecz ledwo skończyłem, drugi odparł:
- Lepiej już chodź i nie gadaj.
- Powodzenia - szepnął Lufa. Westchnąłem ciężko, po czym ruszyłem za strażnikami.
Zgodnie z poleceniem, nie odzywałem się. Zamiast tego, przyglądałem się innym celom. Sporo z nich było pustych, co początkowo mnie zdziwiło, lecz po chwili pomyślałem, że to więzienie jest jednak olbrzymie. W tych, w których ktoś się znajdował, zazwyczaj wszyscy spali, czasem nieliczni siedzieli przy zakratowanych oknach lub rysowali po ścianach. Nie wiedzieć czemu, ten widok sprawił, że poczułem się nieswojo. Spojrzałem przez dość oddalone okno w jednej z cel na zewnątrz. Robiło się już ciemno. Brakowało mi spania razem z Tomem, który uspokajał mnie samą swoją obecnością... Powstrzymałem łzy, lecz moje okropne myśli nie znikały. Teraz już nigdy go nie zobaczę, pomimo tego, że mnie wkopał...
- Jesteśmy - huknął jeden ze strażników.
Nawet nie zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się w zupełnie innej części więzienia. Ściany tu były pokryte jasnopomarańczową, miejscami zdartą tapetą, a obok ciemnobrązowych drzwi znajdowało się kilka plastikowych krzeseł. Drugi żołnierz zapukał do drzwi, po czym otworzył je. Popchnął mnie do środka i zatrzasnął je z hukiem za moimi plecami.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, próbując opanować niepokój, jaki czułem. Na ścianach wisiało nieco certyfikatów, a całą przeciwległą do wejścia część zajmował olbrzymi regał wypełniony dziesiątkami, jeżeli nie setkami książek. Zbliżyłem się nieco do dużego, ciemnego biurka. Tyłem do niego stało odwrócone krzesło ze skóry. Odwróciło się ono i ujrzałem dyrektora całego więzienia.
Był to nieco starszy mężczyzna o szarych włosach i brązowych oczach, ukrytych za grubymi szkłami okularów. Zlustrował mnie dokładnie wzrokiem, po czym splótł palce dłoni.
- Tord Åke Larsson... - wymówił moje imię bardzo powoli, jakby niepewnie. Zaśmiał się. - Słyszałem o tobie, jeszcze zanim tu trafiłeś. Dziwi mnie że jeszcze stąd nie uciekłeś...
- To nie miałoby sensu - wtrąciłem, nerwowo przeczesując ręką włosy. Jak zawsze sterczały w charakterystyczny sposób, od którego pochodziło logo Czerwonej Armii. - Prędzej czy później złapałaby mnie policja.
- Cieszę się, że tak myślisz - powiedział. - Słyszałem jednak o tym, co zrobiłeś w stołówce podczas obiadu...
- Bardzo przepraszam - z trudem opanowywałem stres, przez co nieco plątał mi się język. - Jeżeli wystąpiły jakieś szkody, mogę je naprawić...
- Nie ma potrzeby - odparł spokojnie dyrektor. - Za to mam dla ciebie pewną propozycję. Jeżeli mi pomożesz, możliwe, że zostaniesz warunkowo wypuszczony...
- Jaka? - zapytałem z nadzieją. Mężczyzna wyjął z szuflady biurka gazetę, po czym przysunął ją w moją stronę. Podniosłem ją, ale mój wzrok cały czas spoczywał na dyrektorze, tylko czasem schodząc na regał pełen książek.
- Pod koniec zeszłego miesiąca, gdy jeszcze byłeś wolny, uciekł od nas pewien osobnik - powiedział. - Utrzymywałeś się w podobnym źródle, więc zgaduję, że go znasz...
Spojrzałem na pierwszą stronę codziennego brukowca i znieruchomiałem. Znajdował się na nim list gończy, lecz tym razem nie było tam widać mojego zdjęcia. Nieco starszy ode mnie chłopak był ceniony na piętnaście milionów funtów, czyli więcej niż ja kiedykolwiek, a ja doskonale go znałem. Nie sposób było pomylić ten szelmowski błysk w oku i uśmiech psychopaty, jeszcze straszniejszy niż mój.
- Judi - szepnąłem. Mężczyzna ożywił się nieco.
- Czyli go znasz?
- Oczywiście! To przywódca Srebrnej Armii, kiedyś proponował mi współpracę...
- Kiedy ostatnio się widzieliście?
- Nie pamiętam dokładnie, chyba pod koniec zeszłego... Miesiąca...
Zamarłem, niemal pewny, co to oznacza. Przedtem Judi się ze mną nie kontaktował, ostatnio przed tym spotkaniem widzieliśmy się na początku działalności Czerwonej Armii. Potem kontakt się urwał, a wrócił dopiero jakieś dwa tygodnie temu. Pod koniec zeszłego miesiąca... Gdy uciekł z więzienia! Od razu po ucieczce skierował się do mnie... Myślał, że współpraca ochroni go przed więzieniem!
- Tord?
- Nie mam pojęcia, gdzie się teraz znajduje - powiedziałem, gniewnym ruchem odkładając gazetę na biurko - Ale na pewno jest na wolności i coś knuje. Jeżeli zdobędę jakieś informacje, dam panu znać.
- Dziękuję - chwycił gazetę, po czym schował ją do szuflady. - Możesz już iść, robi się późno.
Schyliłem głowę, po czym skierowałem się w stronę drzwi. Przed moimi oczami znów pojawiło się zdjęcie Judiego na okładce gazety. Potrząsnąłem głową, odrzucając myśl, chwyciłem klamkę i wyszedłem z pomieszczenia.

Cóż... Jest xD chcecie "Ile gwiazdek, tyle ciekawostek"? Albo możecie po prostu zadawać pytania co do fabuły... Pytajcie o co chcecie, odpowiem w następnym rozdziale, jak ktoś się nie załapie to później, pod komentarzem xDD tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top