V / Zraniłem Tsukishimę
Zaskoczone rubinowe tęczówki zapatrzone były w moje szkarłatne. Widać, że Tsukki próbuję zebrać myśli. Zesztywniał i zagryzł swoją dolną wargę ust. Możliwe, że prawie do krwi. Dłonie zacisnął mocno w pięści i zaczęły już bladnąć z powodu braku krążenia. Jest zdenerwowany. Boi się, co odpowiedzieć.
— R-r-roppi-kun, co znaczy t-tw-twoje pytanie?
Przez jakiś czas, patrzyliśmy się w swoje oczy. Nie wiem, czy trwało to pięć minut, a może jednak pięć godzin.
Jestem tylko pewien, że żywię do blondyna jakieś nieznane uczucie. Nie nienawidzę go tak, jak innych ludzi. Nie da się go nienawidzić. Czy jest to możliwe, że coś do niego poczułem? Przecież ja tego nie potrafię.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk komórki i Tsukki sięgnął do kieszeni. Popatrzył się zmartwionym wzrokiem na telefon i odebrał go. Rozmowa trwała tylko chwilę. Okazało się, że dzwonili z ośrodka, ponieważ jest obiad, a my nadal byliśmy nieobecni.
— Ch-chodź, R-r-roppi-kun — powiedział cicho blondyn, unikając mojego wzroku.
Nie wiem, co mną kierowałem, ale poderwałem się szybko z ławki i zmniejszyłem odległość, która nas dzieliła. Podniosłem głowę w górę, abym mógł złapać kontakt wzrokowy z Tsukkim, a nasze twarze dzieliły już tylko kilka centymetrów. Czułem jego niepokojący oddech na swojej skórze, a jego twarz była cała zarumieniona. Złapałem go delikatnie za rękę i powiedziałem:
— Naucz mnie szczęścia, Tsukishima.
Puściłem jego dłoń i skierowałem się do ośrodka. Odwróciłem na chwilę głowę do tyłu, a blondyn stał sparaliżowany, trzymając swoją rękę drugą. Zaśmiałem się pod nosem i poszedłem dalej.
***
Od tego czasu minął już jakiś czas. Może siedzę już na oddziale ponad tydzień albo dwa. Na razie jest dosyć spokojnie. Nawet zacząłem odrobinę udzielać się na rozmowach z psychiatrą i terapiach grupowych. To nie jest nic wielkiego, ale zdecydowałem, że spróbuję sobie pomóc. Mimo wszystko, jestem świadomy, że same leczenie nie jest wystarczające i trzeba być aktywny przy tym.
Ogólnie, to byłem pewny, że psychiatra kiedyś wróci do tematu pytania z pierwszego spotkania, ale o dziwo, jeszcze nic w tę stronę nie doszło. Aczkolwiek znam już odpowiedź. Moim celem jest bycie szczęśliwy, mimo że nie wiem jak i nie umiem. Ale ufam Tsukkiemu i mam nadzieję, że zrozumiem kiedyś to uczucie.
A jak już mowa o blondynie... Często udawało mi się wychodzić na dwór w jego towarzystwie i rozmawialiśmy na ławce przy stawie. Nazwałbym to już naszym miejscem. Zawsze, kiedy się budzę rano, to liczę tylko na to, że znowu go spotkam w ośrodku i będę mógł z nim spędzać czas. Czuję się świetnie przy Tsukkim. Jego sama obecność mnie pociesza.
Ostatnio, nawet zwróciłem uwagę, że mam coraz mniej pesymistycznych myśli w głowie. Oczywiście, nadal się pojawiają, ale nie są takie straszne jak wcześniejsze.
Czasami wydaje mi się, że jest to przeznaczenie, że spotkaliśmy się tutaj. Przecież to niemożliwe, że zwykłym przypadkiem poznałem w szpitalu psychiatrycznym „przyjaciela". Tak chyba mogę go nazwać, prawda?
***
Aktualnie, jestem na zajęciach artystycznych i próbuję ulepić kubek. Malowanie nigdy nie było moją dobrą stroną, a inne rękodzieła mnie nie zainteresowało, więc wybór padł na garncarstwo.
Wybrałem lekko czerwoną, ale wpadający w róż, glinę. Jakby kolor był intensywniejszy, to zbliżony byłby do pięknych tęczówek Tsukkiego.
— Roppi-san, dobrze ci wychodzi — pochwaliła mnie nauczycielka.
Faktycznie, już glina nie wygląda jak bryła, ale jak już prawie naczynie. A dlaczego kubek? Pomyślałem, że będzie to prosta rzecz. Wyszedł trochę nieudolnie, ale to moja pierwsza próba przecież.
— Dobrze wszyscy, już proszę kończyć — krzyknęła kobieta i zaczęła iść w moją stronę. — Widać, że dosyć mocno się starasz przy tym kubku. Może chciałbyś, abym ci to utwardziła, a po skończeniu leczenia, oddam ci go już dokończonego, Roppi-san?
Zwróciłem wzrok w jej kierunku, a po chwili na kubek. Nie wygląda on brzydko, ale jakoś wybitnie ładnie też nie, ale faktem jest, że się starałem. Możliwe, że z powodu wybrania koloru. Pomyślałem, że mógłbym go wręczyć Tsukkiemu.
Zgodziłem się z tą myślą i delikatnie przytaknąłem prowadzącej.
***
Dzisiaj cały dzień padało. Ugh... Nienawidzę deszczu. Przez niego, to nie mogłem dzisiaj spotkać się z Tsukkim. Może to tylko jeden dzień bez jego towarzystwa, ale odczuwam brak jego ciepła.
Właśnie siedzę już wykąpany na łóżko. Przed chwilą dostałem swoją porcję lekarstw. Ogólnie, to nawet nie wiem, co biorę. Za bardzo mnie to nie interesuję. Jak nie ma żadnych odczuwalnych skutków, to mogę zignorować i żyć nadal w nieświadomości.
Zwróciłem delikatnie wzrok na Tadashiego, który leżał na łóżku, które było naprzeciwko mnie. Przy naszym pierwszym spotkaniu, powiedział, że za niedługo go wypuszczą, ale nadal siedzi na oddziale. Dziwne.
Mój współlokator od kilku dni przeszywa mnie wzrokiem, tak jak teraz. Wiem, że większość ludzi się mnie boi i obserwuje z boku, ale Tadashi mnie najbardziej zaczął denerwować, Inni mnie nie interesuję, ale on...
Zawsze jak przechodzę gdzieś obok niego i jego znajomych, to słyszę, że coś mnie komentuję, a grupka zaczyna się śmiać. Fakt, powtarzam ciągle, że mnie inni ludzie nie interesują, bo nienawidzę ich, ale ostatnio coraz bardziej zacząłem zwracać uwagę na otoczenie.
Złapałem z Tadashim kontakt wzrokowy i zaczęliśmy pojedynek. Moje tęczówki krwistoczerwone, a jego delikatnie błyszczące błękitne, jak ogień i woda.
— O co ci chodzi? — zapytałem obojętnie.
Miałem dość tego, że przy każdej byle okazji widzę rozbawienie w jego oczach na mój widok.
— O nic, Roppi-kuuun — przeciągnął. W ciemności zauważyłem jak znowu podnosi kąciki ust i cicho się zaśmiał pod nosem.
Ze złości podniosłem się z łóżka i skierowałem się w jego stronę.
— Zapytam się jeszcze raz, a ty masz mi odpowiedzieć. O chuj ci chodzi?
Z jego gardła było usłyszeć donośny śmiech, a sam zmienił swoje miejsce. Stanął przed oknem, ale był odwrócony do mnie plecami.
— Brzydka pogoda dzisiaj było, Roppi-kun. Nawet nie mogłeś wyjść na kolejną schadzkę ze swoim osobistym pielęgniarzem.
Zacisnąłem wściekły pięści ze złości.
— Więc ten cały czas, to o to ci chodzi? — zapytałem, ale trochę za głośno. Cisza nocna już jest.
Tadashi zawsze wyglądał na nazbyt miłego, a tutaj okazuje się, że ma do mnie problem przez moją relacje z Tsukishimą.
— Cały szpital wie, że jesteście razem, Roppi-kun — oświadczył z nutkę złości w jego głosie.
Co? Przecież nie jestem w związku z Tsukishimą. Ja nawet nie znam, jakim uczuciem jest miłość. Moja relacja z Tsukishimą, to... Na czym ona polega?
— Ale nie dziwię się, że poleciałeś na kogoś takiego. Znaczy on jest taką ofiarą losu, ale rozumiem, że mogłeś coś do niego poczuć. Ale dziwi mnie fakt, że on do ciebie — zaśmiał się. — Ciekawe co on w tobie widzi... Przecież ty jesteś osobą bez uczuć. Z tobą nawet nie można porozmawiać. Mogę policzyć nasze rozmowu od początku przyjścia tutaj, przecież nawet nie dojdę do trzech. To jakim sposobem on jest przy tobie? Przecież ty jesteś paskudny, jesteś mordercą.
Przełknąłem ślinę, ma on rację. Dlaczego Tsukishima nadal jest przy mnie? Jestem beznadziejny, nie powinienem istnieć. Zacząłem kurczowo trzymać się blondyna.
— Ale on też nie jest lepszy, Roppi-kun. Słyszałeś o tym, że on ma nadludzką siłę? Przecież to nie jest człowiek, to jest potwór.
Dosyć tego. Obrażaj mnie w nieskończoność, ale nie pozwolę na żadne znieważanie Tsukishima.
Złapałem go gwałtownie za ramiona i rzuciłem mocno na jego łóżko, a ja poleciałem z nim. Usłyszałem ciche syknięcie bólu, które wydobyło się z jego ust.
— Nie sądziłem, że lubisz na ostro — zaśmiał się głośno i popatrzył w moje oczy. — Aczkolwiek myślałem, że mimo wszystko, to w łóżku ty jesteś tym uległym, Roppi-kun — skierował wzrokiem w dół.
Moje oczy też tam zawędrowały. Dopiero teraz zauważyłem, że siedzimy w dwuznacznej pozycji. Usiadłem na jego biodrach, a jego nadgarstki mocno trzymałem swoimi dłońmi równoległe do jego głowy.
— Czyli możemy nazwać to grą wstępną? — zapytał z najszerszym, sztucznym uśmiechem jakim mógł uzyskać. W kącikach jego oczu zaczęły powstawać łzy, nie mógł wytrzymać ze śmiechu.
Ja też nie mogłem wytrzymać i walnąłem go jak najmocniej w twarz. Zacząłem tłuc go jak profesjonalny zawodnik MMA, mimo że jest to moja pierwsza „bójka" w życiu.
Po kolejnym ciosie w nos, usłyszałem strzyknięcie, prawdopodobnie złamałem mu właśnie nos. A później kolejny odgłos, który oznaczaj uszkodzenie szczęki.
Mimo tego, że on cały jest we krwi jak moje pięści, to nie przestaje się śmiać. Wygląda, jakby go nie obchodziło to. Wkurwia mnie on. W głowie nadal mam jego słowa, którymi obrażał Tsukishimę. On nie zasługuje na taki okropny język, blondyn jest za bardzo niewinny na to.
Nawet nie zwróciłem uwagi na niespokojne, szybkie kroki i odgłosy wokół nas. Nagle zostałem złapany za ramiona i podniesiony.
— Odłóż go na łóżko i zawiąż mu pasy, ty tamtemu też. Ja zaraz przyniosę zastrzyki dla nich — usłyszałem delikatny, lecz zdenerwowany damski głos, a później kolejne kroki.
Poczułem jak zostałem delikatnie odłożony na łóżko, lecz nadal próbowałem się wyrwać. Jednak ta osoba była za silna.
— Zostaw mnie! Puść mnie! Nie dotykaj mnie! — powtarzałem ciągle, ale bez skutku.
Osoba skrępowała moje nogi swoim ciężarem (dop. autorki: to znaczy, że na nim usiadła), a jedną ręką trzymała moje dłonie nad głową.
Delikatnie uwolnił jedną z zamiarem jej zawiązania, ale byłem szybszy i złapałem go za przedramię. Zacisnąłem mocno na niej swoje paznokci i usłyszałem głośny syk od mojego napastnika, który uciekł z ręką. Spojrzałem na swoje palce, z których ściekała krew, a później podniosłem wzrok na tę osobę.
Był to Tsukishima, który wystraszonymi i pełnymi bólu oczami patrzył się na mnie. Jego policzki były zaczerwienione, prawdopodobnie z powodu adrenaliny. Słyszałem, że płytko oddychał, a jego górna warga drżała. Jednak nie tylko usta, a on cały się trząsł.
Popatrzyłem się na jego rękę, którą drugą dłonią trzymał. Na jego przedramieniu było pięć długich szram, które mimo płytkiego zadrapania, to mocno wypływała krew. Moja dłoń, jego ręka. Teraz zrozumiałem.
Zraniłem Tsukishimę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top